✩ ★ ✩ ★ ✩
Spacerowałem sobie spokojnie między różnymi roślinami w ogrodzie zielnym, kiedy przypomniałem sobie o bransoletce dla pani Pierzastej Kołysanki. Piórko wybierała się aktualnie na poszukiwania ostatnich nasion tego sezonu, więc stwierdziłem, że mogę pójść razem z nią. Radosnym krokiem podszedłem do swojej mentorki.
— Dzień dobry pani Pierzasta Kołysanko! Czy mogę pójść poszukać nasion razem z panią?
Księżniczka skierowała na mnie swój pyszczek, z którego nie mogłem w zasadzie wyczytać żadnych większych emocji.
— Myślę, że możesz — mruknęła obojętnie, następnie kierując wzrok na drugiego ogrodnika. —
— Lulkowe Ziele, miałam się ciebie spytać już wcześniej. Idziesz z nami?
Pan Lulek przez kilkanaście uderzeń serca przeskakiwał wzrokiem z ogrodniczki na mnie i z powrotem, w końcu jedynie sztywnie kiwając głową na “tak”.
Ucieszyłem się, że możemy pójść we trójkę. Będzie fajniej!
— W takim razie za niedługo wyruszamy, Szepcząca Łapo, przyjdę po ciebie, ale najpierw coś zjem — stwierdziła córka pani Mandarynki, co uznałem za koniec rozmowy.
Młodszy kocur — z niewiadomych mi przyczyn cały spięty — odwrócił się od nas, idąc w głąb zielnika.
Ja oraz pani Piórko, po niedługiej chwili, nie wymieniając już ani słowa, zgrabnie przepłynęliśmy na wyspę, na której mentorka skierowała się wprost do sterty zwierzyny.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, dostrzegając z oddali panią Kotewkę, na której widok wpadłem na pomysł odwiedzenia jej oraz kociąt, przebywających aktualnie w żłobku.
Wesoło podreptałem w jej stronę, delikatnie bujając ogonem na lewo i prawo z radości. Akurat tego dnia miałem całkiem dobry humor!
— Dzień dobry pani Kotewkowy Powiewie! Pomóc z czymś pani? Może chciałaby pani ze mną chwilkę porozmawiać?
Piastunka chyba zaskoczyła się moją obecnością oraz chęcią rozmowy i to w dodatku z nią. Strzepnęła jednym uchem, jakby zastanawiając się nad tym, co mi odpowiedzieć.
— Dziękuję Szepcząca Łapo, ale jestem zajęta. Jeśli chcesz, możesz iść odwiedzić kocięta w żłobku. Myślę, że polubiłbyś się z Widlikiem.
Pokierowałem do księżniczki delikatny uśmiech, obserwując ją swoimi błękitnymi ślepiami.
— Dobrze, to do widzenia! Na pewno jeszcze panią odwiedzę!
Nie czekając na odpowiedź kocicy, po prostu wszedłem do żłobka, gdzie zastałem dwójkę kociąt. Obydwie puszyste kuleczki były tej samej płci co ja. Przyjrzałem się im nieco dokładniej. Jeden z nich miał biały tułów, jednak jego łapki były ciemne, dodatkowo pokryte pręgami. Cicho pochrapywał, delikatnie machając swoimi niewielkimi łapkami.
"Pewnie coś mu się śni. Słodko to wygląda!"
Tuż obok niego spało drugie kocię. Ono również miało na sobie swojego rodzaju białą pokrywę, niemal identycznie wyglądającą, jak ta jego brata obok. Zanim jednak zdążyłem stwierdzić coś więcej, usłyszałem za sobą cichy, spokojny głosik, przez który o mało nie wyskoczyłem z futra.
— Dzień dobry. Mogę w czymś pomóc?
Szybko się odwróciłem i zobaczyłem przed sobą małego kocurka z dużymi, zielonymi oczkami.
— Jak masz na imię? — spytałem malucha, który usiadł.
— Widlik — miauknął zwięźle, zaczynając lizać sobie przednią łapkę. — A ty? — dodał po chwili, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na ułamek uderzenia serca.
— Jestem Szepcząca Łapa, uczeń ogrodnika. Ładne imię, Widlik… Chcesz może się pobawić? Mam w sumie chwilę i chętnie ją ci poświęcę.
Kremowy prześwietlił mnie kolejny raz od góry do dołu, po czym zamiast mi odpowiedzieć, wzruszył ramionami. Myślałem, że to koniec jego gestu, jednak po chwili dodał jeszcze:
— Chętnie. Możemy wyjść ze żłobka?
Na jego pytanie na chwilkę zastygłem. Nie mogłem wziąć go sam, a pani Kotewka musiała zostać w pobliżu pozostałej dwójki. Wtedy jednak usłyszałem głos Nenufary oraz księżniczki, wchodzących do żłobka.
— Cześć mamo! Czy mogłabyś pójść razem ze mną i Widlikiem do centrum obozu? Chciałbym się z nim pobawić, ale pani Kotewkowy Powiew musi zostać z jego rodzeństwem.
Nenufarowy Kielich uśmiechnęła się, obejmując mnie swoim puszystym ogonem.
— Jasne synku, mogę z wami pójść!
— W takim razie chodźmy — mruknął kociak, wychodząc z ciepłego legowiska.
Wraz z kotką oraz kocurkiem, szybko znaleźliśmy się w sercu obozu, niedaleko kotów, które powoli wnosiły kłodę, mającą posłużyć jako kłoda na zwierzynę.
Widlik jednak zbytnio się tym nie przejął. Moja mama usiadła gdzieś niedaleko, aby mieć na nas oko, a ja ciepło uśmiechnąłem się do Widlika, który rozglądał się za jakimś zajęciem.
— A może porysujemy w piasku? Lubię to robić.
Nie odpowiedziałem kociakowi, ponieważ usłyszałem za sobą koty, które powoli zbliżały się do nas z pniem, który nasunął mi lepszy pomysł.
— Hej, a co jeśli by tak porysować na tym kamieniu? — zaproponowałem, ogonem wskazując na głaz trochę wyższy od kociaka.
— Jeśli weźmiemy troszeczkę wody, to może uda nam się coś w nim narysować! Zostawimy pamiątkę dla przyszłych Nocniaków!
Oczy kocurka rozbłysły niczym dwa malutkie świetliki, skrywające się w koronach drzew, kolorem podobnych do jego oczek.
— Okej! — pisnął, lekko się uśmiechając.
Był bardzo spokojny jak na kociaka. Spokojnie podszedł do skały i już chciał zamoczyć łapki w wodzie, kiedy zatrzymał je w pół ruchu.
— Możemy nawilżyć w tym źródełku swoje łapy? — spytał, wpatrując się w przeźroczysty płyn.
— Tak, jeszcze nikt nie pije tej wody. Jest brudna od ziemi, więc i niezdatna do picia. Nikt nie powinien się na nas zdenerwować, spokojnie.
Kiedy zapewniłem kocię, że nie robimy nic złego, szybko zanurzyło dwie łapki w wodzie. Następnie zaczął jednym pazurkiem rysować rybkę. Podszedłem i również włożyłem na chwilę swoje łapy do wody. Zamiast jednak coś rysować, mocno przycisnąłem je do skały. Po dłuższej chwili, kiedy je zdjąłem, został odcisk! Widlik obserwował mój ruch, niewiele później również odciskając poduszki łap na skale. Na chwilę odwróciłem głowę, patrząc na Rosiczkową Kroplę oraz Krewetkową Łapę, która była tam wraz ze swoją mentorką — Biedronkowym Polem — przemieszczające się sprawnie wraz z ową kłodą. Naprawdę wydawała mi się bardzo ciężka. Kotki szły powoli, patrząc pod nogi. Kierował nimi Rysi Bór, który raz na jakiś czas odchodził i zostawiał je we trójkę, aby móc powiedzieć, gdzie mają iść. Potem wracał z powrotem do nich, dźwigając ją razem z nimi. Serce robiło mi się większe, gdy patrzyłem na współpracujące koty. W tym czasie Widlik zdążył namalować więcej różnych rzeczy na skale, jednak jak się okazało, te rozmywały się pod jego dotykiem. Odciski naszych łap oraz rybka trzymały się, co było dla mnie zagadką. Podszedłem do niego i zacząłem znów zostawiać swoje łapy, tym razem lekko je wykrzywiając. Kremowy narysował znak Klanu Gwiazdy, następnie odchodząc od swojego dzieła, aby zobaczyć je w całości. Niewiele później dołączyłem do niego.
— Pięknie wygląda, dobrze sobie poradziłeś! — mruknąłem do niego z uśmiechem.
< Widlik??? >
[ 1026 słów, trening ogrodnika ]
Wykonane zadania:
Wniesienie na wyspę kłody na zwierzynę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz