Niepewnie spojrzałem na Lulka, nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego. Od kiedy pamiętałem, ogrodnik przy każdym kontakcie ze mną był chłodny. O ile w ogóle ten kontakt był. Widziałem, jak bardzo unika przebywania gdziekolwiek ze mną. Poza tym zauważyłem, że przestał nagle rozmawiać z panią Pierzastą Kołysanką, a jeśli już, to były to rozmowy krótkie, chłodne i oschłe.
— Czy…
"Czy ja jestem problemem? Czy pan mnie w ogóle lubi? Czy lepiej by było, gdybym obrał zwykłą ścieżkę wojownika? Czy może mi pan powiedzieć, dlaczego tak bardzo mnie unika, nawet jeśli ja staram się być dobrym uczniem? Czy pan w ogóle cokolwiek do mnie czuje pozytywnego? Czy zdaje sobie pan sprawę, że czasami, ale tylko czasami, chciałbym powiedzieć do pana, że jest pan kimś mi… Tak jakby… Bliskim?..."
— Czy wie pan może, kiedy mniej więcej zakończy się odnowa obozu? I czy chciałby pan może zabrać mnie ze sobą do pani Różanej Woni? Chciałbym móc jakoś pomóc, skoro nie ma pani Gąbczastej Łapy…
Jak się okazuje, moja maska miała w sobie kilka dziur. Dziur na tyle dużych, że mogłem ją zdjąć i pokazać naprawdę siebie. Głównie dla Nenufary, jednak… Przy Lulku moja maska całkowicie opadała. Byłem po prostu sobą. Starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Wiele razy. Naprawdę się starałem! Tylko że… On chyba nie chciał. Nie chciał i to bardzo.
— Niedługo i nie mogę, mam kilka spraw do zrobienia i omówienia z Różaną Wonią — rzucił chłodno kot, wstając.
— Mhm… — mruknąłem ledwosłyszalne, czując rosnącą złość i flustrację.
Miałem ochotę płakać. Czułem, jak wszystko niszczę, próbując coś naprawić. Lub nawet nic nie robiąc! Po prostu egzystując w Klanie Nocy.
— Cz-czy je-estem prob-proble-emem? Le-lepiej by-y b-było, gdy-ybym… Gdy-gdybym po prostu… Nie istniał?
— Mówiłeś coś? — powiedział bez emocji ogrodnik, odwracając na chwilę głowę, jednak nie patrząc na mnie.
— Nie — odpowiedziałem, chyba pierwszy raz w życiu…
Kłamiąc.
Tak po prostu. Bez żadnego sztucznego uśmiechu, bez udawania kogoś innego. Po prostu skłamałem. Poczułem, jak dosłowne żołądek wykręca mi się na drugą stronę. Myślałem, że zaraz zwymiotuje. Lulkowe Ziele, nie mówiąc już nic więcej, po prostu poszedł przed siebie. Ja zostałem tam, gdzie byłem, czując jednocześnie każdą możliwą negatywną emocję i… Pustkę. Moje ciało trzęsło się, kiedy wchodziłem nierównym krokiem do legowiska, aby następnie byle jak walnąć się na swoje posłanie. Zwinąłem się w malusieńki kłębuszek, zasłaniając swój pyszczek łapkami oraz swoim puchatym ogonkiem. To było za dużo. Po prostu za dużo. Za dużo wszystkiego i niczego. Emocje szarpały mną, jak dwa wygłodniałe lisy, rozrywające wychudły kawałek padliny. Cały się trząsłem, jakbym co dopiero wyszedł z lodowatej wody w środku Pory Nagich Drzew, a łzy powoli nawilżały mech pode mną. Zostałem w takim stanie przez dłuższy czas, jednak w końcu byłem taki wyczerpany, że… Zasnąłem. Bez niczego. Bez ziaren maku. Bez uspokajania się. Bez ogarniania siebie czy swojego otoczenia. Po prostu zasnąłem z wyczerpania, zostając w ten sposób do samego rana.
Następnego dnia w obozie
✩ ★ ✩ ★ ✩
Dla nikogo nie powinno być wielkim zaskoczeniem, że się nie wyspałem i nadal byłem zmęczony. Może nie tak bardzo, ale nadal. Mój uśmiech tego dnia nie dochodził do oczu. Nikt jednak tego nie zauważył.
"I bardzo dobrze, oby tak zostało…" — pomyślałem, przymykając na kilka chwil swoje błękitne oczy.
Obserwowałem, jak kilkoro wojowników powoli dopycha kłodę, która miała posłużyć za nowe miejsce na składanie zwierzyny. To był już ostatni element. Patrzenie na ostatni wysiłek, jaki wszystkie Nocniaki wkładały w odbudowę swojego domu. Kłoda z dziuplą w środku była coraz bliżej miejsca w którym miała się znajdować, a inne koty również zaczęły się zbierać, aby, po pierwsze, po prostu to zobaczyć i poczuć na własnym futrze, a po drugie, aby wspólnie wrzucić zwierzynę do środka. Poprzedniego dnia pani Pierzasta Kołysanka wymieniła wodę w źródełku na czystą, w pełni zdatną do picia. I w końcu — po czasie, który jednocześnie zdawał się niemiłosiernie ciągnąć i przelecieć jak ułamek uderzenia serca…
— Koniec! Obóz Klanu Nocy został oficjalnie odnowiony!
Usłyszałem krzyki szczęśliwych kotów jednocześnie obserwując, jak zaczynają brać przygotowaną już wcześniej przez uczniów (w tym mnie) zwierzynę do dziupli. Sam również złapałem dwie myszy, wrzucając je do środka. Wszyscy zaczynali świętować, jednak ja… Nie świętowałem razem z nimi. Oczywiście, cieszyłem się, nie że nie! Mój umysł zajmowało jednak jedno pytanie, skierowane do ogrodnika, który stał na uboczu, obserwując całą akcję z daleka. Wziąłem kilka głębokich, powolnych oddechów, następnie cofając się do niego. Stanąłem przed nim, jednak znów nie patrzyłem w jego ślepka.
— Czy… Czy jes-stem probleme-mem? — wydusiłem w końcu cicho, jednak na tyle głośno, żeby pan Lulek usłyszał.
— Dla-dlaczego mnie pan… Tak unika? Ni-nie rozumiem tego… Z… Zrobiłem coś? N-nie tak?
< Luluś?... >
[ 769 słów, trening ogrodnika ]
Wykonane zadania:
Wniesienie na wyspę kłody na zwierzynę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz