Jakiś czas temu
Czuł, jak czekoladowa kotka na niego patrzy, gdy ten bezwładnie błądził wzrokiem po obozie. Dręczyły ich demony przeszłości, o których trudno było mówić. Kiedy jednak poruszył temat Melodyjnego Trelu, Pietruszka aż otworzyła pysk ze zdziwienia. Szybko jednak go zamknęła i wzięła głęboki wdech, a potem spokojny wydech. I jeszcze jeden.
— Tak, straciłam ją — powiedziała cicho, a głos zadrżał jej od emocji. — Nawet nie wiem dlaczego. Nie powinna umrzeć...
Westchnęła ciężko i przejechała pazurami po powierzchni skały.
— Melodyjny Trel? Moją mamą? — powtórzyła pytanie kocurka, spoglądając na niego z lekkim zdumieniem. Potem się uśmiechnęła, smutno, ciepło. — Tak. Była moją mamą. Najlepszą. Może nie taką prawdziwą, może nawet nie uważała mnie za córkę... ale ja uważałam ją za matkę.
Zamilkła na chwilę, wpatrując się w coś niewidzialnego, jakby widziała Melodię stojącą gdzieś w cieniu skał, czekającą, by znów do niej przemówić.
— Nigdy nie zdążyłam jej tego powiedzieć — mruknęła z żalem. — Tego, jak bardzo ją kochałam.
Ciało młodego kocura drgnęło, słysząc, jak ostre pazury Pietruszki żłobią skałę, próbując ciąć ją bezlitośnie. Dźwięk był paskudny, ale w pewien sposób adekwatny do sytuacji i towarzyszącego jej bólu.
— Nikt nie powinien umierać — burknął cicho, moszcząc się w ogonie kotki, niczym dawniej robił to w pościeli.
Wspólna żałoba była kojąca. Pozwalała smutkowi wyjść na światło dzienne, pozwalała odpocząć od wymuszonego uśmiechu. Nawet jeśli wciąż był czujny, wciąż szukał wzrokiem swojego rodzeństwa, gotów wrócić do poprzedniego stanu, tak teraz mógł na chwilę odetchnąć.
— To trochę jak ja i Świstak. Nie jest moją mamą, ale jako jedna z niewielu znalazła dla nas czas — rzucił cicho. — Nawet jeśli wiem, że jest to jej rolą i kiedy tylko dorośniemy, zajmie się innymi kociakami. Ale zawsze była dla nas miła. — Z jego pyska wydobyło się ciche mruknięcie, gdy zanurzył się głębiej w ogonie. — A Melodyjny Trel? Jak stała się Twoją matką?
Jego wzrok na ulotny moment powędrował do góry. Kotka patrzyła przed siebie z dziwną melancholią w oczach, a on poczuł się niemal, jakby przerywał coś nad wyraz intymnego.
— Świstak jest naprawdę dobrą kotką, opiekowała się również mną. Czasami naszymi rodzicami czy rodzeństwem… Stają się dla nas koty, z którymi nie łączą nas żadne więzi krwi — mruknęła, a w jej oczach zakręciła się łza. Westchnęła i otarła ją łapą.
— Wiesz, to chyba stało się samo z siebie. Była moją mentorką, spędzałam z nią dużo czasu. Wspierała mnie w trudnych chwilach, a w końcu stała się moją bohaterką. Potem na świat przyszły jej kocięta, a ja byłam dla nich jak siostra. Niestety… nigdy nie zdążyłam powiedzieć jej, że była dla mnie jak matka — odparła ze smutkiem.
W miarę jak kotka opowiadała, Świergotek wtulał się coraz bardziej w jej futro. Przyjemna ciemność wezbrała wokół niego, oddzielając go od świata zewnętrznego, ale w geście tym kryła się przyjemna niewiedza. Wytchnienie od wiecznego czuwania i wiecznego odgrywania swojej roli. Odcięcie się od tych, którzy wciąż próbowali nosić uśmiech na swych pyskach lub też tych, którzy również cierpieli, osobno jednak od nich. Oni cierpieli razem, pozwalali sobie na to, na co wcześniej pozwalali jedynie w samotności.
— Myślę, że czasami nie trzeba tego mówić — mruknął cicho — Ty sama wiesz, kto jest Ci bliski, do kogo możesz zwrócić się o pomoc oraz kto chciałby zwrócić się o pomoc do Ciebie. Przy kim serducho bije odrobinę szybciej, przy kim czujesz się lepiej. — Wspomnienia trzech rudych kit przewijały się przed jego oczami. — Jak się skupisz, to wiesz, kto może czuć to samo przy Tobie.
Jego uszy opadły na moment, oczy się przymknęły. Ból walczył o miejsce z obojętnością, jednak jego ataki słabły na sile z każdą chwilą, kiedy nie próbował ich wypierać. Kiedy decydował się na bezradność oraz oddanie pod czyjąś opiekę.
— Swoją drogą... Jeśli Melodyjny Trel była dla Ciebie jak matka, to Strzępka i Ogryzek są Twoim rodzeństwem, prawda? — zarzucił, przypominając sobie znajome mu rodzeństwo.
Pietruszka z uwagą słuchała słów młodego kocura. To, co mówił, było naprawdę mądre i chwytające za serce. Uśmiechnęła się i wypuściła powietrze z pyska, po czym pokiwała mu głową na zgodę.
— Tak, Strzępka i Gąsieniczek są dla mnie jak rodzeństwo – bardziej niż mój własny brat. Ta relacja sama z siebie tak wyszła. Większość relacji w moim życiu powstała właśnie w taki sposób — odparła, rzucając na parę sekund spojrzenie w głąb legowiska medyka. Przełknęła ślinę i wróciła wzrokiem do rudego.
Kocur zastrzykał uszami, wyłapując do ich wnętrza nowe ciekawostki. Jego głód wiedzy, podsycony przez wieczne pytania Drzemlika, znowu się ożywił, ostatecznie rozwiązując mu język.
— Kto jest Twoim bratem? I czemu nie uważasz go za brata? — Głowa Świergotka przechyliła się w lewo, a jedno z jego uszu opadło.
— Moim bratem jest Mroźny Wicher. Wiesz, nie chodzi o to, że nie uważam go za brata. Po prostu moja relacja z nim jest bardzo płytka – zawsze taka była. To kwestia różnicy charakterów, a do tego rzadko ze sobą rozmawiamy. On nie jest wylewny w uczuciach. Jednak w razie potrzeby zawsze walczymy u swoich boków — wyjaśniła krótko.
— W czym różnica charakterów mogłaby przeszkadzać? — Jego głowa przechyliła się jeszcze bardziej. — Drzemlik uwielbia spać, Płomykówka jest strachliwa, a Trójka jest... — Głos kociaka delikatnie się załamał, ale zaraz poprawił się on z jeszcze większą stanowczością. — A Trójka jest niesamowicie odważny. I nigdy nam to jakoś nie przeszkadzało. — Uśmiechnął się.
Pamiętał, jak wraz ze Trójką zawsze szukali kłopotów, jak Płomykówka musiała tłumaczyć się przed rodzicami i jak Drzemlik udawał, że wszystko to przesypiał. Szczerze kochał swoje rodzeństwo i nie wyobrażał sobie, żeby kiedykolwiek mieli się poróżnić, nawet jeśli bywali irytujący.
— Wiesz, nie zawsze to przeszkadza, ale u nas jednak jest to spora różnica. On jest dość opryskliwy, często wpada w kłopoty, nie szanuje zasad ani nikogo. To nie jest kot, z którym łatwo mi się rozmawia — odpowiedziała spokojnie.
Przed oczami Świergotka stanął widok potężnego, opryskliwego kocura, który zawsze pojawiał się w jego głowie, gdy obawiał się kary. Nie znał jeszcze wszystkich kotów z klanu, część z nich rzadko pochylała się nad młodymi łobuzami, ale wewnętrznie przeczucie mówiło mu, że gdyby coś przeskrobał, to taki kocur nadejdzie. Czy będzie nim Mroźny Wicher?
— Myślę, że wciąż moglibyście spróbować się dogadać. — Kocur zarzucił delikatnie pyskiem, walcząc z własną wyobraźnią. — W końcu znacie się dłużej, niż ktokolwiek inny. I czasem wystarczy ta wiedza, nawet jeśli rodzeństwo zachodzi sobie za skórę i zachowuje się gorzej niż lis z cierniem w łapie. — Lekki uśmiech wkradł się na jego oblicze, gdy chwalił się podłapanym niedawno powiedzeniem.
Za swoimi plecami słyszał, jak ktoś wraca do obozu, ale nie przykuwał do tego większej wagi, przyzwyczajony do klanowego życia. Ucho mimowolnie strzykało mu w kierunku nowych dźwięków, jednak łapy wciąż pozostawały zagrzebane w ogonie nowej towarzyszki. I trwałoby to pewnie dłużej, gdyby nie poczuł na swoich plecach nagłego ciężaru oraz towarzyszącego mu śmiechu.
— Świergotek! — zawołała Płomykówka, ocierając się o jego pysk. Oboje usunęli się z ogona Pietruszkowej Błyskawicy, a ta dyskretnie zwinęła go w drugą stronę, gdy tylko z niego zeszli. — Wszędzie Cię szukałam. Przecież umawialiśmy się na dzielenie języków po treningu? — Jej głos poszedł delikatnie do góry, a rudy kocur poczuł się nagle strasznie głupio, chociaż przecież na nią czekał.
— Wybacz, głód był ważniejszy od Ciebie, czy coś. — Wzruszył ramionami, za co oberwał w nie kuksańca. — Już, już, idziemy. Nie mogę zawieść mojej małej siostrzyczki przecież! — zaśmiał się, widząc, jak Płomykówka robi durne miny. — Idź do legowiska, pożegnam się i przyjdę. I tak, opowiem Ci potem wszystko — dodał, choć wiedział, że najpewniej szybko zmieni temat rozmowy, a siostra zapomni o całym wydarzeniu.
Tyle jednak Płomykówce wystarczyło, gdyż odeszła spokojnie w kierunku legowiska, a kocur odwrócił się z powrotem do starszej kotki.
— Spróbuj pogadać z Mroźnym Wichrem, może nie jest taki zły — rzucił lekko, tak jak to robił dawno temu. Bez bólu, bez namysłu, pozwalając słowom płynąć prosto z jego pyska. — Ja będę się zmywał. Miło było poznać i… — Jego głos stał się cichszy. — Dziękuję.
[1283 słów]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz