Kora rosła jak na drożdżach, tak jak powinien rosnąć każdy zdrowy kociak. Ostatnio już przestała pić mleko, przeniosła się na pokarm stały, tak jak reszta kociaków w żłobku. Nadal jednak była wycofana, trzymała się swojego, trochę wyższego miejsca, obserwując inne koty. Rozmawiała tylko ze Słotą i też wcale nie jakoś często, bo starsza ciągle gdzieś się kręciła i kogoś zagadywała. Albo siedziała ze swoją mamą… Kotka trochę nie rozumiała, dlaczego ona nie ma mamy, miała tylko tatę. Oczywiście, że Piołunowy Dym był przekochany. Gdy nie był zajęty sprawami wojownika, spędzał czas w żłobku, przy Korze. Był jedynym, do którego Kora się odzywała, przy którym jej mała buźka nie zamykała się. Opowiadała mu ostatnio o Słocie i o tym, co mówią inne koty. Piołunowy Dym powtarzał tylko wtedy, że nieładnie podsłuchiwać… Ale to oni rozmawiali tak głośno! Co innego miała robić? Nie mogła tak po prostu się wyłączyć i ich nie słuchać. A gdy zapytała go o mamę pewnego ciepłego wieczoru, kocur zaśmiał się tylko i wzruszył ramionami.
— Niektóre koty wykluwają się z szyszki. Tak jak ty! — odpowiedział radośnie.
Nie do końca w to wierzyła, ale potem kocur pokazał rozłupaną szyszkę i jakoś… Bardziej to rozumiała. Powiedzmy. Nadal jednak trochę marzyła o mamie, do której mogłaby się wtulić w nocy, gdy tata wychodził na patrole… Teraz też była taka noc. Powoli nadchodziła Pora Opadających Liści i chociaż kotka nie wiedziała, co to znaczy, bo po prostu usłyszała to od któregoś z wojowników, to wyczuwała, że coś się zmienia. Noce zaczynały być chłodniejsze, wojownicy nie przynosili jedzenia tylko we wcześnie porannych lub późno nocnych godzinach. Szum wiatru wyrwał ją z i tak słabego snu. Mruknęła coś i otworzyła oczka. Było ciemno, cicho. Tylko niektóre chrapiące koty i jęki ciężko chorych dochodzące z oddali mąciły ciszę. Kora przewróciła się na drugi bok, a potem jeszcze kilka razy poprawiła pozycję, ale ostatecznie nie umiała zasnąć, więc wstała, aby rozprostować łapy. Już rozumiała, czemu kociaki, tak wariowały. Rosnące kończyny to wcale nic przyjemnego i fajnie nimi trochę poruszać w ciągu dnia… Nawet Kora zaczęła być bardziej aktywna, nadal przede wszystkim sama ze sobą, ale nie spędzała już dni na leżeniu w bezruchu. Często ganiała za kulką z mchu, czy bawiła się ogonem karmicielki. Nawet jeśli nadal grzeczniej, niż inne koty, to przestała być tak spokojną kulką puchu, którą była jeszcze przed chwilą. Jeszcze chwila i będzie uczniem, będzie mogła wychodzić… A tak przynajmniej mówił tato. Jemu z wszystkich kotów ufała najbardziej. Reszta ciągle sobie zaprzecza i mówi głupoty, ale Piołonowy Dym na pewno mówił prawdę! Musiał! Przecież był jej ojcem, a ona nigdy nie kłamała! Zerknęła w stronę wyjścia ze żłobka. Teraz był dobry moment, żeby się rozejrzeć… Ale gdyby wyszła, musiałby powiedzieć to tacie, a on wcale nie byłby z tego faktu szczęśliwy. A tak o nią dbał, czemu miałaby sprawiać, żeby był smutny? Podeszła więc tylko praktycznie pod samo wyjście i położyła się tuż przy nim. Widziała z tej perspektywy zarys obozu, z opowieści kotów nawet kojarzyła, co gdzie jest. Ciekawe czy tak ważne jest to w byciu uczniem… Jeśli tak, to już miałaby z tego najwyższą ocenę! No może nie najwyższą, ale chyba reszta kociąt tak dobrze nie orientowała się w tym, jak to wygląda. Zarazem totalnie się nimi nie interesowała, wolała własne życie, więc kto wie, co oni potrafią, a co nie… Położyła się na zimnym kamieniu i zamknęła oczy. Wyobrażała sobie, jak tak malutka wyskakuje z szyszki, którą pokazał jej Piołunowy Dym. A może nie wyskakuję, tylko powoli wypełza? Ciekawe jak ją rozłupała… Z tym pytaniem i wyobrażeniem w snach, zasnęła tam przy wejściu. Jednak, gdy otworzyła oczy, znów była w legowisku, a obok, wtulony w nią spał ojciec. Musiał ją zauważyć jak wracał z patrolu…
— Nie uciekłam. Nie wyszłam — miauknęła mu do ucha.
— Wiem, Kora — wymruczał sennie. — Wracaj spać, zmarzłaś…
— Jest dobrze — odpowiedziała, już pełna energii.
Kocur jednak mruknął coś tylko pod nosem i objął ją łapą, przytrzymując, aby ta się nigdzie nie ruszyła. Chociaż Kora próbowała, to oczywiste było, że liliowy jest dużo cięższy, więc poddała się po dłuższej chwili i wróciła do spoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz