*Uwaga krew, walka, śmierć*
- Coś ktoś przyniósł? - zapytał Agrest, podchodząc do trójki kotów, które właśnie wróciły z patrolu łowieckiego. Wszyscy zgodnie pokręcili głowami, wywołując na polanie jedynie rozczarowanie. Nadeszła pora Spadających Liści. Mróz i ulewy przybrały na sile. Cała zwierzyna zniknęła. Każdy kot już bał się pory Nagich Drzew. Skoro teraz jest tak źle, to jak będzie później? Deszcz chwilowo przestał padać, więc Sówka wyszła z legowiska. Spojrzała na stos zwierzyny, który był pusty, lecz ostatnio była to normalność. Jedyne myszki czy złapane ostatnie ptaki, były dawane starszym kotom i tym najmłodszym. Reszta Owocowego Lasu mało jadła. U samotników było podobnie. Jeden z patroli zauważył kilku samotników, przekraczających tereny Owocowego Lasu, w poszukiwaniu pożywienia. Sówka z bólem patrzyła na to wszystko. Nie mogła uwierzyć, że wszystkie stworzenia dookoła tak cierpiały. No może nie licząc Dwunożnych, których nigdy nic nie rusza. Czekoladowa tylko westchnęła i rozejrzała się dookoła. Spojrzała w niebo. Chmury chwilowo zniknęły, dając małą nadzieję na przerwę pomiędzy ulewami.
***
Samotników było coraz więcej. Za każdym razem zagłębiali się coraz dalej w głąb terenu Owocniaków. Agrest kazał uważać uczniom i mniej doświadczonym wojownikom. Sówka może i należała trochę do tej grupy, ale były przypadki, gdzie Zwiadowcą była dłużej, niż inne koty, starsze od niej, więc zgłaszała się na patrole i chodziła ze starszymi od niej wojownikami, by bronić swojego domu. W końcu samotnicy zaczęli sprawiać większe zagrożenie, niż na początku. W pewnym momencie byli już prawie przy samym obozie.
- Jak wiecie, jest coraz mniej zwierzyny na naszych terenach. Pora Spadających Liści zaczęła się bardzo źle i potrzebujemy więcej pożywienia. Dlatego zaraz po zakończeniu zebrania Fretka i Ważka wybiorą dodatkowe patrole, które pójdą na polowanie - powiedział Agrest - Samotnicy pojawiają się coraz bliżej naszego obozu, więc gdy ktoś ich zauważy, ma od razu wyganiać. Nie chcemy mieć kłopotów, a oni pewnie sami szukają jedzenia, którego bardzo brakuje. Wszystkie koty niech na siebie uważają, nie wiadomo co mogą zrobić samotnicy, by zdobyć jedzenie. Najlepiej poruszajcie się w grupach - zakończył i zniknął pomiędzy kotami. Fretka i Ważka zaczęły wybieranie patrolów.
- Sadzawka, Przebiśnieg i Nikt pierwszy patrol - oznajmiła Fretka, jak zwykle ostrym głosem.
- Ślimak, Miodunka i Bryza drugi patrol - powiedziała Ważka i po chwili wszystkie patrole były już rozdzielone.
- No i pójdzie z nimi Lśniąca Tęcza, reszta kotów zostanie w obozie - zakończyła liliowa zastępczyni i odwróciła się od pozostałych kotów. Sówka nie ruszyła się z miejsca. Też chciała iść, czemu jej nie wybrali?
- Fretko? - zapytała cicho podchodząc do kotki. Obejrzała się za siebie i spojrzała chłodnym wzrokiem na czekoladową - Bo wiesz, ja też bym chciała iść na patrol.
- Nie ma mowy, zostajesz w obozie, masz tu dużo do roboty.
- Niby co? - zapytała Sówka - Mam siedzieć i poprawiać mech w legowisku? To jest bez sensu.
- Nie słyszysz co mówię? Zostajesz - odpowiedziała ostro Fretka i poszła w inną stronę. Sówka zjeżyła sierść. To nie sprawiedliwe. Przecież też może iść, nic jej się nie stanie! Pomachała gniewnie ogonem. Skoro nie może iść z patrolem, pójdzie sama. I wtedy przypomniał jej się wypadek z lisią norą. To była chyba najgorsza jej wyprawa. Miała nadzieje, że nic takiego już się nie stanie, ale nie mogła sobie teraz odpuścić. Musiała iść. Wyszła z obozu pod pretekstem, zbierania patyków do legowisk. Błoto w lesie było straszne. Chmury na szczęście nie zwiastowały kolejnej burzy, więc Sówka spokojnie poszła w stronę Upadłej Gwiazdy. Przemierzała tereny jej klanu, aż w końcu poczuła jakiś zapach. Był to samotnik, ale jakimś cudem znała już ten odór. Jakby poznała kiedyś tego kota. Szła w jego kierunku i w końcu ukazało jej się biała kotka, siedząca w krzaku, polująca na malutką myszkę. Sówka zjeżyła sierść. Była to Świt. Dawna mentorka Mniszka i wojowniczka Owocowego Lasu. Znała te tereny jak własną kieszeń, nie dziwne, że tu przyszła. Czekoladowa cicho podeszła do niej od tyłu. Świt to zauważyła i szybko zbiła ją z łap.
- Znikaj stąd! - syknęła biała.
- Ja przyszłam tylko powiedzieć... - zaczęła, ale dawana Owocniaczka jej przerwała, mocniej kładąc łapę na jej gardle. Sówka spojrzała na nią z niedowierzaniem i paniką w oczach. Nie sądziła, że samotnicy będą zdolni do zabicia kogokolwiek, by zdobyć jedzenie. A mogła to wyłapać z mowy Agresta na zebraniu klanu. Sówka, czując, że nie może oddychać, szybko zrzuciła z siebie białą napastniczkę i szybko się wycofała. Łapała gwałtownie oddech, dysząc. Świt nie czekała długo, szybko zadała kolejny cios, tym razem niecelny. Czekoladowa szybko wróciła do normy i tym razem ona zaatakowała samotniczkę. Trafiła ją w pysk, lekko odpychając dalej. Świt nie dawała za wygraną. Kotki szybko zaczęły się siłować, próbując zostać przy życiu. Pazury wkroczyły do boju i po chwili obie były w ranach, a w powietrzu unosił się odór krwi. W końcu Sówka przygniatała starszą do ziemi, dysząc i zostawiając ślady krwi na mokrej ziemi. Świt spojrzała na nią, z jej pysku nie dało się odczytać emocji.
- Chciałam cię poprosić, byś opuściła tereny Owocowego Lasu, ale teraz nie dajesz mi wyboru - powiedziała cicho Owocniaczka, nie puszczając kotki - Przepraszam... - mruknęła i wykonała ostatni cios, pozbawiając białą życia. Jej ciało zaczęło się wykrwawiać, zostawiając ślady na ziemi w błocie. Białe futro zmieniło kolor, zielone oczy, bez wyrazu wpatrywały się w jeden punkt. Świt po chwili przestała się poruszać, wydając z siebie ostatni dech. Jej ciało zrobiło się zimne i dopiero wtedy Sówka się odsunęła. Jej łapy były w czerwonej mazi, tak samo jak futro w kilku miejscach, w których znajdowały się krwawiące jeszcze rany. Jak na kotkę, w wieku nadającym się do starszyzny, dobrze walczyła. Czekoladowa spojrzała ostatni raz na jej ciało. Poczuła jakąś gule w gardle. Usłyszała w głowie głos swojego sumienia, obwiniające ją o śmierć białej kotki. Ucieszyła te głosy i przestała przejmować się swoimi ranami. Przyszedł czas na powrót do obozu. Powiedziała ciche słowa pożegnania do martwej i chwiejnym krokiem poszła do obozu.
***
- Jeden samotnik już nie zawita na nasze tereny... - wykrztusiła z siebie i niepewnie weszła do obozu. Nagle otoczyła ją grupa kotów, zadających jakieś pytania. Sówka nie mogła już nic z siebie wykrztusić. Nie odpowiadała na pytania, wygląda na nieobecną. Pierwszy raz widziała dosłownie jak ktoś umiera, pierwszy raz odebrała komuś życie. Po chwili podszedł do niej Agrest z Fretką i Ważką.
- Mówiłam, że masz nie wychodzić! - syknęła liliowa, dając jej łapą po pysku. Na szczęście bez pazurów.
- Fretka miała rację Sówko. Jak mogłaś tak po prostu sobie pójść? To nie było twoje zadanie! A teraz wracasz jeszcze w takim stanie! Mówiłem, że macie ich wyganiać - powiedział ostro Agrest - Jarząb wychodziła z siebie! - syknął pokazując ogonem albinoskę, ewidentnie bardzo zdenerwowaną i zestresowaną. Sówka nie odezwała się.
- Kogo znalazłaś? - zapytała Ważka, zmieniając temat.
- Świt... - powiedziała cicho - Ona... Już nie żyje. Nie chciała odejść... To ona zaczęła walkę - próbowała się wytłumaczyć, lecz zamilkła czując na sobie wzrok liliowej zastępczyni. Fretka wkleiła w nią mordercze spojrzenie. Zjeżyła sierść na karku i wysunęła pazury. Sówka nie wiedziała o co jej chodzi.
- Idź do Witki - rozkazał Agrest, a czekoladowa posłusznie wykonała rozkaz. Cały czas czuła na sobie wzrok Fretki. Gdy tylko czekoladowa wspomniała o byłej wojowniczce, liliowa jakby zamarła. Jakby zawaliło jej się całe życie i to wszystko przez jedną kotkę. Fretka odprowadzała, niczego nieświadomą Sówkę, morderczym wzrokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz