Goshenit patrzył przerażony na dziejącą się przed nim katastrofę. Pliszka zdecydowała się na akt bestialstwa. Odgryzienie ogona własnej rodzonej siostrze. Już na samą myśl o tym robiło mu się słabo, a niebo zdawało się przyciemniać. Nie rozumiał, dlaczego siostry się dopuszczały do tego aktu przemocy, można nawet rzec rodzinnej. Mama zawsze im mówiła, żeby o siebie dbali i się na wzajem wspierali, a potem działo się to. Pliszka jak zawsze wychodziła na przeciw i siała spustoszenie. Była niebezpieczna. Groźna. Robiła innym na złość. Sprawiała celowo smutek. To było okropne. Okropne i niesprawiedliwe. Goszek nie potrafił tego zrozumieć, ani pojąć w swoim niewielkim łebku.
Słyszał piski Cynii, która cierpiała coraz bardziej, a Pliszka zdawała się obudzić demona w sobie. Jej wściekło zielone oczy zdawały się jeszcze bardziej jaskrawe niż zawsze.
— Co się tu dzieje? — nadeszło błogie zbawienie.
Mama niezadowolona przyglądała się temu wszystkiemu.
— Mamo, Pliszka próbuje mi odgryźć ogon. — poskarżyła się Cynia.
Oburzona liliowa wypuściła ogon siostry.
— Wcale nie, nie prawda! Ja tylko próbowałam... stylowo ułożyć jej futro na ogonie. — pokazała poharatane w każdą stronę włosie.
Kotka spojrzała przestraszona na dzieło siostry.
— Kłamiesz. — zarzuciła Cynia. — Mamo.
Pliszka zdenerwowała uderzyła łapką o ziemię.
— Wcale nie, bo ty. Mamo! — pisnęła głośniej. — Goshenit. Powiedz mamie jak było. Tylko nie kłam jak Cynia! — zagroziła, a morderczy blask w jej ślepiach nabrał mocy.
Oh, Goszek wiedział, co oznaczało w tym przypadku zaprzeczenie Pliszce. Tragiczną śmierć na miejscu. W tajemniczych okolicznościach oczywiście. Spojrzał niepewnie na wściekłą siostrę, a potem na Cynię wpatrującą się w niego z nadzieją. Na samym końcu na zdezorientowaną mamę. Nie chciał kłamać. Bardzo nie chciał tego robić. Lecz bał się też Pliszki. Tak strasznie się jej bał. I poczuł, poczuł, że to było dla niego za wiele. Drobne łezki wyleciały z radioaktywnych ślipek, mocząc futerko na jego pysiu.
— Przepraszam, j-ja nie wiem. — wybeczał jedynie, rzucając się do ucieczki.
Słyszał piski Cynii, która cierpiała coraz bardziej, a Pliszka zdawała się obudzić demona w sobie. Jej wściekło zielone oczy zdawały się jeszcze bardziej jaskrawe niż zawsze.
— Co się tu dzieje? — nadeszło błogie zbawienie.
Mama niezadowolona przyglądała się temu wszystkiemu.
— Mamo, Pliszka próbuje mi odgryźć ogon. — poskarżyła się Cynia.
Oburzona liliowa wypuściła ogon siostry.
— Wcale nie, nie prawda! Ja tylko próbowałam... stylowo ułożyć jej futro na ogonie. — pokazała poharatane w każdą stronę włosie.
Kotka spojrzała przestraszona na dzieło siostry.
— Kłamiesz. — zarzuciła Cynia. — Mamo.
Pliszka zdenerwowała uderzyła łapką o ziemię.
— Wcale nie, bo ty. Mamo! — pisnęła głośniej. — Goshenit. Powiedz mamie jak było. Tylko nie kłam jak Cynia! — zagroziła, a morderczy blask w jej ślepiach nabrał mocy.
Oh, Goszek wiedział, co oznaczało w tym przypadku zaprzeczenie Pliszce. Tragiczną śmierć na miejscu. W tajemniczych okolicznościach oczywiście. Spojrzał niepewnie na wściekłą siostrę, a potem na Cynię wpatrującą się w niego z nadzieją. Na samym końcu na zdezorientowaną mamę. Nie chciał kłamać. Bardzo nie chciał tego robić. Lecz bał się też Pliszki. Tak strasznie się jej bał. I poczuł, poczuł, że to było dla niego za wiele. Drobne łezki wyleciały z radioaktywnych ślipek, mocząc futerko na jego pysiu.
— Przepraszam, j-ja nie wiem. — wybeczał jedynie, rzucając się do ucieczki.
<Cynia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz