*wyprawa poszukiwawcza*
Kompletnie nie wiedział co robić. W którą stronę iść. Gdzie szukać. Wszędzie były dźwięki, zapachy, przyprawiające go o ból głowy. Starali się unikać dwunożnych. Skowronek prowadziła, z jej prawego boku szła Krokus, a z lewego Sroka. Trójka ich rodzeństwa szła w środku. Amek przy Krokus, Diament po środku, a Bazalt obok Błotnistego Ziela. Pochód zamykali Sroka i Nico. Jak dobrze mieć ich wszystkich przy sobie! Pamiętał, kiedy miał dwa księżyce i chciał szukać samodzielnie brata. Ostatecznie nie wzięli worków. Byłoby to głupie. Ciężko byłoby im to nieść i w dodatku inni pytaliby się skąd i po co to im. Oczywiście cały ten pochód również nie był potrzebny. Wystarczyłaby tylko Skowronek. Przecież idą tylko do jednego miejsca i z powrotem! Nikt nie wiedział o tym, że się oddzielą. On sam nie był już tego taki pewien, jak kiedyś. Był już starszy, bardziej świadomy zagrożeń w tym świecie. Wiedział, że oddzielenie się od grupy może być równoznaczne z śmiercią. Nie chciał umierać. Najpierw musiał znaleźć Fiołka. Za każdym razem, kiedy myślał o tym, że przygarnęła go inna kocia rodzina serce pękało mu na pół. Może ma inne imię, innych braci, inną mamę. I bardzo ich kocha. A jeśli… nie będzie chciał do nich wrócić? Skowronek szła uśmiechnięta, ale widać było, że udaje. Nie wierzyła w to, że im się uda. Sroka wyglądała, jakby chciała pójść tam i z powrotem i jak najszybciej mieć to z głowy. Na pysku Krokus nie dostrzegał żadnych emocji. Błotniste Ziele miała oczy mokre od łez i chyba jeszcze bardziej niż on chciała go odnaleźć. Będzie mu u nas dobrze. Szybko się przyzwyczai i stanie członkiem rodziny. Już jest członkiem rodziny! Tylko jest… gdzie indziej. Szli aż w nieznośnej ciszy, którą przerywało jedynie od czasu do czasu pociąganie nosem matki. Diament też wydawał się zgaszony. Szedł cicho nie zwracając na siebie większej uwagi. Amek próbował przyciągnąć na siebie jego wzrok, ale brat nawet na niego nie patrzył. Wyobrażał sobie, że od razu się poznają, wrócą do domu i po pewnym czasie każdy zapomni, że go nie było. Doszli do lasu.
- No cóż, niedługo dojdziemy. - powiedziała Skowronek. W jej głosie nie słychać było radości ani ekscytacji, jedynie zmartwienie. Usłyszał szmer z tyłu. Wykręcił uszy jak mógł i usłyszał:
- Przecież go nie znajdziemy. - szeptał Nico.
- Wiem. Trzeba tylko wymyślić jak powiedzieć to temu małemu. Nie potrafi wziąć się w garść. - odpowiedziała ledwo dosłyszalnie Sroka.
- Będzie mu bardzo przykro. Przez całe dzieciństwo o tym marzy. - mruknął kocur z niezadowoleniem.
- Trochę go rozumiem. Błotniste Ziele nie pomaga. Ale też powinien nauczyć się ponosić straty. - kotka prychnęła. - Przecież to oczywiste, co teraz zajdzie. Powinien wykazać się rozumem i nie marnować nam wszystkim czasu. - kotka prychnęła. Ametyst przestał ich słuchać. Ta wymiana zdań sprawiała mu ból. Muszą go przecież znaleźć! Muszą… W tym momencie doszła do niego prawda. Jego kocięcy umysł nie przyjmował tej informacji. On już nie żył. Umarł jeszcze tego samego dnia, którego się urodził. Z zimna, głodu, może coś go zjadło. Łzy zebrały mu się do oczu. Miał ochotę się teraz do kogoś przytulić, ale Skowronek była zajęta, a Diament akurat się oddalił. No trudno. Dobiegły go leśne zapachy. Drzewa szumiały, a po podszyciu biegały myszy. To poprawiło humor kocurkowi. Przyśpieszyli tempa. Skowronek się zatrzymała.
- Czy to tutaj, Błotniste Ziele? - zapytała.
- Tak się wydaje Błotnistemu Zielu. - odparła drżącym głosem. Wydaje jej się?! Wydaje?! Niech się lepiej zastanowi! To jest poważna sytuacja! Chwile stali w milczeniu.
- I co teraz? - zapytała Sroka zniecierpliwionym głosem. Amek nie znał odpowiedzi na to pytanie. Jego małe łapki poczęły się trzęść. Wiedział już, ze go nie znajdą. Nigdy. Oczy mu łzawiły, ale próbował powstrzymywać łzy. Zdawało mu się, że Skowronek poczuła się niezręcznie. Błotniste Ziele wybuchnęła płaczem.
- Teraz chyba wracamy do domu. - miauknął ochryple. Nie miał już na nic siły.
- Jeśli to ci pomoże, to możemy się rozejrzeć dookoła. - zaproponował Diament pogodnie. Amek pokiwał głową. Ale co to da? Ruszył prosto przed siebie. Reszta nie próbowała go powstrzymać. Towarzyszył mu Diament, a oni po prostu szli po lesie.
- Przepraszam cię. - miauknął Ametyst. - Nie powinniśmy tu przychodzić. - powiedział.
- Nie mów tak! Może jeszcze go znajdziemy. - powiedział z nutką nadziei.
- Oboje wiemy, że nie. - odburknął. Znowu nastała nieznośna cisza. Wtedy Diament zapytał:
- Czekaj… wiesz gdzie jesteśmy? - machnął nerwowo ogonem. Usłyszeli ryk potwora. Amek się wzdrygnął.
- Nie… - zaczęli na próżno biegać dookoła i nawoływać rodzinę, aż zobaczyli drogę grzmotu.
- Co robimy? - zapytał Diament. Amek jęknął.
- Przypomniało mi się, że ktoś mi kiedyś mówił, że jeśli się zgubię, to mam zostać na miejscu… Reszta wytropi nas z naszych zapachów. - powiedział.
- Nie potrzebnie tyle kluczyliśmy. Ale teraz poczekamy. - stwierdził Diament. Usiedli obok siebie obserwując z daleka drogę grzmotu. Po jakimś czasie dostrzegli sylwetki kotów za nią.
- Patrz! - szepnął Amek.
- Chodźmy do nich! Może wiedzą coś o naszym bracie! - zawołał Diament i nie czekając na nic pobiegł przez drogę grzmotu.
- Czekaj! - krzyknął i pobiegł za nim. Przekroczyli ścieżkę potworów. Nie mógł już powstrzymać brata. Podbiegł do kotów z wesołym uśmiechem. Amek dogonił go i się zatrzymał. Koty były dziwne. Wychudzone, o wrogim spojrzeniu. Niebieska kotka wyszczerzyła kły.
- Co wy tu robicie? Kim jesteście? - zapytała.
- Księżycowy Blasku, przestań. To tylko kocięta. - odpowiedział ktoś jej.
- Nieprawda! Już się szkolimy! - zaprotestował Diament.
- Szukamy brata. - dopowiedział Amek.
- No to tu raczej go nie znajdziecie. To terytorium Klanu Klifu. Przepędzamy wszystkich intruzów. - powiedziała wrogo. Kocurkowi oklapły uszy.
- Prosimy! To dla nas bardzo ważne. Musimy to zrobić dla mamy. - szepnął. Kotka prychnęła.
- Kim jest wasza mama? Czemu jej tu nie ma z wami? - zapytała.
- Eee… zgubiliśmy się. Ale to bez znaczenia. Nasz brat jest liliowo biały, pręgowany. Znacie kogoś takiego? Mama zostawiła go z kwiatkiem. - powiedział. Kotka drgnęła, a w jej oczach pojawił się niepokój. Przez chwilę stała w bezruchu. Inne koty towarzyszące jej wymieniły się spojrzeniami.
- Jak to zostawiła? W jakim sensie? - zapytała z nutą wahania.
- Kiedy się urodziliśmy, brat wypadł jej w pyska. Niosła nas do bezpiecznej kryjówki. Była zmęczona porodem. Kiedy to zauważyła, wróciła się, ale go już nie było. - wyjaśnił. Księżycowy Blask zrobiła ..kilka kroków w tył i naradziła się z innymi kotami. Czekali. W końcu postąpiła dwa kroki do przodu.
- Znajdźcie mamę. Poczekamy tutaj. Przyprowadźcie ją. Chcemy z nią porozmawiać, potem zdecydujemy co robić. - powiedziała. To mogło nic nie znaczyć, ale Ametyst nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- To co, idziemy? - zapytał Diamenta.
[1038 słów}
<Diamencie?>
[Przyznano 21%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz