*bardzo dawno temu*
Ah, kolorowa łąka... Rzadko kiedy tutaj chodził, ale nazwa była adekwatna do tego miejsca. Zaciągnął się świeżym zapachem roślinności, wzrokiem próbując wypatrzeć kwiaty. Musieli podziękować Rudzikowi za to wszystko co dla nich zrobił. Gdyby nie ten jego odważny czyn, Krucza Gwiazda dalej by żyła i mordowała niewinne koty. Strach byłoby wtedy wyjść w ogóle z obozu. A tak? Rudy był ich bohaterem! Pozbył się największej tyranki pod słońcem i powinien zostać nagrodzony.
Przechadzając się po okolicy, udało mu się wypatrzeć kilka ładnych sztuk, które zaczął zrywać i tworzyć niewielki bukiet.
— Pomóż — zwrócił się do kocicy, widząc jak ta stała niczym słup, jakby niedowierzając, że naprawdę to robił. Co niby było w tym takiego dziwnego?
— To będzie dziwnie wyglądać jak przyjdziesz do niego z kwiatami... Wiesz? — uświadomiła mu to, tak jakby sugerując, że leciał na lidera.
Zmarszczył czoło, przerywając zbieranie zielska. Spojrzał na nią wymownie.
— Wierzysz w plotki jakie krążą po klanie? Daj spokój. To wymysły. Razem je mu damy, to nie będzie wyglądać dwuznacznie — zapewnił, chcąc ją uspokoić.
Pamiętał jak jednooka jeszcze nie tak dawno temu, sklepała go równo, bo ktoś nagadał jej, że podrywał jej brata. Nie chciał za bardzo doprowadzić ponownie do tej sytuacji. Nauczył się nie denerwować vanki, bo polubił ją. Tak. Pomimo bycia dość dziwną osobą, mógł liczyć na jej towarzystwo i wsparcie.
— No ja tam nie wiem... Wystarczająco dużo słyszałam o tym, że dajesz mu dupę i się mu podlizujesz — przypomniała mu o treści tych plotek.
Zaśmiał się. To było niedorzeczne. I to bardzo. Nie widział siebie przy liderze. Rudzik to nie była jego liga, na dodatek niestety nie gustował w kocurach. Rudzielec był dla niego zwykłym przyjacielem, nikim więcej. Przeżyli razem piekło, co ich połączyło. Nie wspominając o tym, że obaj nie pałali sympatią do Kruczej Gwiazdy.
— Co? — prychnął. — Wiesz ja nawet nigdy nie byłem z kocurem, a tym bardziej nie dawałem nikomu dupy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. To już nie można się z nim spotykać, bo od razu, że co? Że gej?
— Nie, nie. Po prostu... Tak nagle postanowiłeś mu dać kwiaty... I wiesz... Nie ważne — odpuściła, widząc że ta rozmowa donikąd nie prowadzi.
— Jak masz jakiś lepszy pomysł, jak mu podziękować to słucham. — Strzepnął uchem.
No proszę Echo. Zarzuć czymś kreatywnym. Co niby według niej nie było gejowe? Miał tak po prostu może podejść i go poklepać po ramieniu mówiąc, że dzięki za zabicie Kruczej Gwiazdy? O nie! Chciał zrobić coś więcej! Tak, aby kocur zobaczył, że to co zrobił nie było wcale złe, a wręcz słuszne.
— Nie mam, przecież mówię, że już nie ważne — odburknęła mu tylko i zaczęła zbierać zielsko.
Strzepnął ponownie uchem, nie wnikając w tą nagłą zmianę zdania. Kotki bywały zmienne, co już dawno zaobserwował. Schylił się i podniósł leżące na ziemi kwiaty, starając się je ułożyć w odpowiedni sposób. Musiały prezentować się idealnie. Zanikające Echo dołożyła swoją część, przyglądając się ich wspólnej pracy.
— Ładne, prawda? — zapytała wojowniczka, poprawiając nieco rośliny, by wymieszać je ze sobą.
Skinął łbem, przyglądając się jak jej łapy dość sprawnie poprawiły to, co zrobił dość niechlujnie. No ale się nie znał na ronieniu bukietów! Tak... Miał partnerkę, ale Bławatce nie trzeba było dawać prezentów, by go kochała. Po prostu to było... O tak... Tak samo z siebie. A teraz nie żyła... Z winy ich córki.
— Bardzo. Rudzikowi powinny się spodobać. Zanieśmy je mu razem. O mam pomysł! Ja mu dam do pyska, a ty zaczniesz sypać na niego płatki kwiatów — zaproponował kocicy, która słysząc jego słowa roześmiała się.
— To pewnie będzie dla niego bardzo zaskakujące... Taka niespodzianka — powiedziała, zaczynając oddzielać płatki od reszty kwiatów, które rosły nieopodal.
Wręcz z uśmiechem przyjął jej słowa. Tak! Zaskoczą go i być może pierwszy raz od tak dawna się uśmiechnie! No bo... Nie dało się nie zauważyć, że rudzielca coś trapiło odkąd pozbawił tyrankę życia. Tak jakby Rudzik zamienił się z nim humorem, gdy ta jeszcze nimi władała. On w przeciwieństwie do niego, wręcz promieniował szczęściem i czuł się tak, jakby był w stanie przenosić góry!
— Miła niespodzianka — zawtórował jej, układając bukiet i patrząc na niego zadowolony. — No. Taki chyba wystarczy. A ci jak idzie? — Zerknął jej przez ramie.
— Chyba dobrze — wymamrotała, robiąc z płatków jedną kupkę. — Ale... Jak to przenieść?
No właśnie... Nie pomyśleli nad tym. Zastanowił się rozglądając na boki. Co mogłoby im pomóc? Rudzik raczej nie przyjdzie na łąkę, było to dość daleko. I wtedy sobie o czymś przypomniał.
— Widziałem jak medycy czasem używali kory... Tylko tu nie ma drzew. Mam pomysł! Poczekaj tu, a ja coś skombinuje i wrócę. Możesz dalej je obrywać i zbierać, to będzie ciekawiej! — to powiedziawszy odbiegł, nie czekając nawet na jej słowa zgody.
Kotka nie ruszyła za nim, przyjmując jego słowa do serca. I bardzo dobrze. On wszystko załatwi.
Wypatrzył mały zagajnik drzew, do którego czym prędzej pognał. Wyhamował dopiero na jakimś pniu, zrywając odpowiedniej wielkości płat kory, z którym wrócił do Echo. Położył go na ziemi z zadowolonym uśmieszkiem, po czym wrócił do kotki, wręcz rzucając jej to pod nos.
— Proszę bardzo. Na tym dasz radę to przenieść. — Wskazał na przedmiot łapą.
Wojowniczka kiwnęła głową i zaczęła przenosić płatki na korę. W końcu gdy większość się tam znalazła, uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
— Gotowe. To co, idziemy?
— Tak. Idziemy — Skinął łbem, po czym skierował kroki w stronę obozu, a kocica złapawszy ostrożnie korę w zęby, ruszyła za nim.
Jak nic ich niespodzianka spodoba się Rudzikowi! Wierzył w to! Zaskoczy go! Tak! Poprawi mu humor!
***
On trzymał bukiet, a Echo płatki. Gdy tylko znaleźli się na miejscu od razu skierowali kroki do Rudzika, widząc go rozmawiającego ze swoim zastępcą. Ale się ucieszy! To będzie niespodzianka! Dał znać ogonem kotce, by się przygotowała, po czym, gdy tylko lider ich zauważył, wepchnął mu do pyska łodygi kwiatów, stykając się z nim pyskiem.
— To dla ciebie — miauknął z iskierkami radości w oczach, gdy wypuścił bukiet z pyska, który teraz mieścił się w tym lidera. — Za to, że zabiłeś potwora i nas wszystkich ocaliłeś!
W tym momencie Zanikające Echo rzuciła płatkami w stronę swojego brata, nadając tej chwili wspaniałą otoczkę.
Lider spiął się, obserwując bacznie to jednego, to drugiego. Niepewnie pochylił głowę i odstawił kwiaty na ziemię.
— Każdy mógł to zrobić, po prostu byłem pierwszy — wymamrotał zaskoczony.
Udało się! Udało się! Jego mina? Bezcenna! Aż nie mógł powstrzymać swoich łap od dreptania w miejscu. Powstrzymał jednak niechciane podskoki. To jeszcze nie był na to czas.
— Wątpię. Ci idioci by się nawet nie ruszyli! Inaczej szybciej by zabili ją, nie dopuszczając do zamordowania lidera. Ty jesteś naszym bohaterem! Kocham cię! — miauknął radośnie. — Mogłeś mówić wcześniej, że tak pragniesz jej krwi, to byśmy się zgadali i ją napadli gdzieś w lesie — zamruczał.
Zanikające Echo zmarszczyła nos na jego słowa. Nie przejął się tym jednak. Nie wiedział co siedziało jej w głowie, ale ważne, że nie odstawiała żadnych scen, a wręcz mu pomagała poprawić liderowi nastrój.
— Uh... Tak. Podoba ci się... Niespodzianka? — vanka wymamrotała cicho.
Rudzielec przekrzywił łeb, patrząc na to, co mu dali.
— Jest świetna — mruknął, ignorując nagłe wyznania, które padły z pyska czekoladowego.
Podobała mu się! Podobała! Wręcz promieniał radością! Mówił? Mówił! Udało się podziękować mu za ten trud, jaki kosztowało go zabicie Kruczej Gwiazdy!
— Cieszy nas to. — Wyszczerzył się od ucha do ucha, już całkowicie dając upust swojemu szczęściu.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz