Dni mijały mu leniwie. Nic w zasadzie się nie działo ciekawego poza jednym... Dostawał częściej jeść. Nie były to jakieś wspaniałe porcję, a marne kawałki, porównywalne do takiego ogona myszy. Nie gardził jednak mięsem, o nie. Wręcz pochłaniał je natychmiast, gdy tylko wpadło do jego dołu.
Widział, że liści robiło się coraz więcej. Gałęzie bardziej już powoli przypominały głęboką zieleń, co zwiastowało nadejście kolejnej pory roku. Nie pamiętał za bardzo już zewnętrznego świata. Nie wiedział co było poza dziurą. Tylko niebo i drzewa. To był nieodłączny element tej scenerii.
Słysząc głosy, spiął się, zwracając oko w stronę krawędzi. Przyszli? Znajomy zapach dotarł do jego nosa, a futro najeżyło się z nerwów. Przyszedł on. Mroczna Gwiazda.
Czarny van nachylił się nad dołem, ukazując mu się w całej swojej okazałości. Nie wiedział czego się spodziewać. Wyczuwał, że reszta jego świty była niedaleko. Głosów było więcej, a kocur się nie odzywał.
— Dostaniesz jedzenie — zawołał w jego kierunku, co brzmiało tak absurdalnie, że musiał przetrawić chwilę te słowa.
Dostanie jedzenie? Aż musiał usiąść z wrażenia. Nie żartował? Nie bawił się w żadne podchody? To była prawda? Skierował wzrok w jego stronę, a następnie niepewnie przybliżył się, patrząc wyczekująco na lidera, któremu jakiś niebieski wojownik podał królika.
Kocur oderwał kawałek mięsa i rzucił mu, wydając głośne i krótkie polecenie.
— Jeść — rzucił donośnie. — To twoje pożywienie. Burzak.
Gdy kawałek leciał, rozwarł szczęki, łapiąc go w powietrzu. Przełknął go niemal natychmiast, skupiając wzrok na Mrocznej Gwieździe. Burzak, jeść. Pycha jeść! Nie wiedział co to burzak, ale teraz wiedział. To było jeść!
— Burzak. Jeść — Powtórzył po vanie zachrypniętym głosem.
Tak rzadko było mu dane rozmawiać, chociaż starał się nie zapomnieć dawnych słów. Jak wtedy miałby komunikować się z Panem? Albo tą całą Szakal?
— Ten zapach to jeść — Mroczna Gwiazda użył prymitywnego języka, którym posługiwał się rudy. — Gdy czujesz ten zapach, masz zabić. — Rzucił kolejny kawałek. — Jeść. I zabić.
Rudzielec złapał mięso, zaciskając na nim mocno kły, a w oczach błysnął mu ogień. Zabić. Zabić. Zabić jeść. Rozszarpał posiłek, łykając go zaraz szybko. Słowa wypowiadane przez lidera miały jakąś moc. Dodawały mu sił i energii, która tylko wzrastała, gdy mógł zakosztować czegoś, o co usilnie walczył od tak wielu księżyców.
— Zabić. Zabić. Jeść. Burzak — powtarzał usłyszane słowa po czarnym vanie, jakby nie znając innych. — Zabić. Jeść. Burzak... — szeptał pod nosem, wpatrując się w mięso pod jego łapami. Ślina zaczęła skapywać mu z pyska, a głód wręcz łaknął pokarmu.
Chciał jeść. Zjeść burzaka. Zjeść i poczuć pierwszy raz sytość. Nie pamiętał ani jednego dnia, ani jednej chwili, gdy czuł się wypoczęty i napełniony. Zawsze towarzyszyło mu tylko jedno uczucie, które ściskało mu trzewia, powodując przeraźliwy ból.
Mroczna Gwiazda zrzucił kolejny raz mięso, powtarzając te same słowa. Następnie zbliżył się jeszcze trochę do krawędzi i usiadł tam, owijając łapy ogonem. Trzymał w pysku kawałek króliczego truchła, wymachując nim nad krawędzią.
— Do Pana — miauknął głośno, by zakodować mu to w mózgownicy.
Gdy więzień przełknął kęs, spojrzał na poruszający się kawałek posiłku. Szybko podszedł do krawędzi, podskakując, by dorwać go w swoje zębiska.
— Dobrze, Puszku. Dokładnie tak — zamruczał van i zrzucił mu mięso w nagrodę.
Wszamał kawałek, unosząc ponownie łeb na kocura. Cieszył się z tego, że dawał mu jeść. Kiedyś nie dawał, a teraz wrócił, by z nim się nim podzielić! To było miłe. Również zamruczał ocierając się o ścianę dołu, jakby dziękując panu za tą łaskawość.
Lider mruknął cicho, a następnie znów zawołał.
— Do Pana! — tym razem jednak nie miał mięsa w pysku, lecz trzymał kawałki królika pod łapą.
Szybko skierował do niego kroki, patrząc łakomie na mięso. Ślina aż skapnęła mu z pyska. Uniósł się na tylne kończyny, opierając przednie na ścianie dołu, wyciągając głowę jak najbardziej potrafił w stronę jego łapy, by zdobyć pokarm. I oczywiście, łaskawy Pan podarował mu go.
— Dobry Puszek. Dobry. — Mroczna Gwiazda uśmiechnął się chłodno.
Musiał przyznać, że rozpływał się nad tymi słowami. Był dobry! Dobry! Nie zły! Pan się na niego nie złościł, był zadowolony. To dodawało mu motywacji, by skupić na vanie całą swoją uwagę. I w tym momencie, Wilczak wyszczerzył się, ukazując szereg ostrych zębów. Cofnął się na to nieco, bo nie wiedział o co chodzi. Na dodatek kocur zjadł malutki kawałek burzaka. I to wszystko na jego oczach!
— Szczerz kły — zwrócił się do niego i wyszczerzył się po raz kolejny, pokazując mu jak to robić.
A więc o to chodziło! To on miał udawać wrogiego! Trochę stres z niego zszedł, ponieważ już myślał, że zrobił coś złego, a Pan go ukara. Gdy zrozumiał przekaz i to czego oczekiwał od niego lider, wyszczerzył kły, sycząc groźnie i jeżąc się wzdłuż grzbietu.
Van wrzucił mu do dołu kolejny kęs zwierzyny, którą od razu zjadł, oblizując się. Chociaż już sporo napełnił brzuch, głód go nie opuszczał. Wciąż przy nim był. Wciąż przy nim trwał, jakby miał go zakodowany w umyśle. Wciąż pragnął każdej formy pożywienia. Dlatego też znów uniósł łeb na kocura, oczekując na kolejne polecenie. Przełykał raz po raz ślinę, która gromadziła mu się w pysku w zastraszającym tempie, oblizując się raz po raz.
— Dobrze. Bardzo dobrze — powtarzał Pan.
Było dobrze. Dobrze. Dobrze. Był dobry. Dobry Puszek. Dobry...
— Dobrze... — rudzielec wypowiedział po nim to słowo. — Puszek, dobły...
— Puszek dobry. — Van pokiwał głową, po chwili ciszy znów podejmując głos. — Co Puszek zrobi, gdy zobaczy Burzak?
Uśmiechnął się szeroko, bo wiedział. Wiedział co zrobi! Burzak to było przecież jeść, a Puszek wie co robić z jeść!
— Puszek, zje! Zabić! Mniam! Łozełwać gałdło! Kłew! Mniam! — powiedział z obłędem w oczach, oblizując się raz po raz, bo na to słowo, aż ślinka zaczęła mocniej skapywać mu po brodzie.
Mroczna Gwiazda uśmiechnął się paskudnie, zrzucając do niego kawałek zwierzyny.
— Dobrze — pochwalił go. — A co Puszek zrobi, jak pan każe mu zostawić?
Zostawić? Czemu miałby zostawić? Przekrzywił łeb, przełykając kąsek, który zniknął.
— Zostawić? Nie jeść? Ble? — zapytał.
Nie wiedział czemu panu na tym zależało, ale jeżeli dostanie lepszą nagrodę za to, że się posłucha, to oczywiście, że zostawi!
— Tak — odparł kocur.
Powiedział tak! Czyli... Czyli zostaw to było nie jeść! Zmarszczył czoło, próbując to zapamiętać.
— Zo-sta-www — powtórzył, by lepiej doszło to do jego główki. — Puszek... Zostaw... Ble. Nie jeść! — miauknął uradowany, że zrozumiał czego oczekiwał od niego Pan.
Wilczak kolejny kawałek mięsa oderwał od upolowanej zdobyczy i nakarmił go nim. Aż zaczął myśleć, że może to mu się śni. Pan był taki łaskawy. Taki dobry. Gdyby nie on już dawno by nie żył...
Następnie niebieskooki podniósł głos.
— Co zrobisz, jak spotkasz Tygrysią Smugę? Tygrys? — podkreślił jej imię, jak gdyby zatracił kotkę we własnej świadomości.
Słysząc imię, które było mu znajome, przekręcił łeb. Tygrys... Tygrys... Tygrys! Oko zabłysnęło mu wrogo, a z gardła wyrwał się warkot. Wiedział kto to Tygrys. Tygrys i Kamień. To ich wina! Ich! Zostawiły go! Porzuciły! Nie uratowały! Tak długo Puszek czekał, czekał i co? I nic! Żadnego ratunku, żadnej pomocy. Był sam.
— Łozełwać gałdło! Nie kocha! Zła! Zapłacić. Zapłacić! — syczał wrogo, szukając ją okiem. — Zostawić. Zostawić.
Mroczna Gwiazda słysząc te słowa rzucił mu kolejny kawałek mięsa, uśmiechając się lekko.
— Dobry Puszek. Rozerwać i zabić.
Zjadł i to zadowolony, ciesząc się z tylu pochwał. Chciał być zawsze dobry. Zawsze. By nie czuć głodu. By Pan wybaczył. By Tygrys i Kamień zapłaciły za swoje zbrodnie. By móc czuć, że żyje, a nie rozkłada się w dole do gnijących zwłok.
— Łozełwać. Zabić. Zabić! Zabić burzak! Mniam. — Oblizał pysk. — Pycha burzak. Burzak mmmniam — powtarzał raz po raz, jak w amoku.
Zadowolony z rezultatów własnej pracy, Mroczna Gwiazda opuścił go, pozostawiając go ponownie samego z własnymi myślami. Lecz... nie na długo. Lider wracał. Sączył w niego coraz więcej jadu, coraz więcej gniewu, szczując go raz po raz na dawny klan.
Puszek nie lubił burzaków... Zostawili go. To oni zgotowali mu taki los. Dlatego też... Puszek zje każdego burzaka, który wejdzie mu w drogę. Każdego kto wejdzie mu przed pysk.
Ponieważ Puszek nie był burzak.
Puszek był Puszkiem.
I był...
Głodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz