Przyglądała się swoim dzieciom, które bawiły się radośnie, ganiając kulkę mchu. Bycie matką było wspaniałe. Że też kiedyś wręcz tego potwornie się bała. Może i świat przez to zmusił ją do przebywania całe dnie w żłobku, lecz ukazał coś więcej... Piękno rodzicielstwa. Dziękowała Mrocznej Puszczy za te dwie niepozorne istotki, których życie uratowała. Dalej wierzyła w to, że dusze zmarłych kociąt, które straciła przez ingerencję Klanu Gwiazdy, odrodziły się w tej dwójce.
— Dzień dobry, Bielicze Pióro — usłyszała głos, który od razu zwrócił jej uwagę.
Nie znała dobrze starszego, więc jego widok w tym miejscu ją zdziwił. W zasadzie mało co interesowała się losem kocura. Była wręcz pewna, że nie żył... A tu proszę. Co za niespodzianka. Posłała mu delikatny uśmiech, chociaż wzrok nerwowo przeskoczył po córkach. Nie chciała, aby jej dzieci rozmawiały z kimś nieodpowiednim. Wojownik mógł zacząć tłuc im do główek jakieś bzdury o Klanie Gwiazdy... Nie mogła do tego dopuścić.
— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Nie zajmę wam dużo czasu. To dla ciebie. Wiem, że zwykle w prezencie przynosi się zwierzynę, ale pomyślałem, że taki kwiatek też może przynieść radość. To bławatek — miauknął przyjaźnie, przysuwając bliżej królowej niebieski kwiat.
Spojrzała zdumiona na roślinę. Czyżby oszalał? Na starość już mu się w łbie poprzekręcało? Dlaczego akurat jej go przynosił?
— To miłe, dziękuję... — Uśmiechnęła się lekko. — Widzę, że... całkiem dobrze się trzymasz. — Przeskoczyła wzrokiem po jego sylwetce, która zdawała jej się mizerna. Ale co się dziwić, skoro starszyzna nie miała praw jak każdy inny kot? No może z wyjątkiem jej matki. Dawna kultystka, która przeszła na odpoczynek mieszkała dalej w legowisku wojowników, ciesząc się z normalnego traktowania. Wiedziała, że to było niesprawiedliwe, ale rządy Mrocznej Gwiazdy właśnie takie były.
— Mamo co to? — Jad podbiegła do nich, trącając kwiatek łapką.
— Bławatek. Pokrzywowa Skóra przyniósł — wytłumaczyła małej, a widząc jak ta chciała podejść bliżej staruszka, złapała ją za kark, umieszczając pomiędzy swoimi łapami.
Matczyny instynkt kazał jej chronić te maleństwa, nawet jeśli kot przed nią nie wykazywał żadnych niebezpiecznych zachowań. Była czujna, czujna i mimo wszystko gotowa. Nie chciała przeżywać kolejnej straty, nawet jeśli to był tylko wymysł jej wyobraźni.
<Pokrzywowa Skóro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz