Był głodny. Zmierzał do stosu ze zwierzyną, aby coś zjeść. Nie zwracał uwagi na otoczenie. Obiecał sobie, że dzisiaj nic nie zepsuje mu dnia. A ostatnie czego chciał, to zobaczyć jak Daglezja przymila się do jego starego. Ugh... Ten widok naprawdę sprawiał, że żółć podchodziła mu do gardła. Brzydził się tą ich relacją. Już szczerze wolał, aby jego ojciec znalazł sobie inną samicę, byle tylko rozstał się z tą przebrzydłą, zakłamaną pointką. Powoli knuł jak się jej pozbyć z Owocowego Lasu. Ale by to się stało musiał najpierw znaleźć sojuszników, którzy poparliby go w tej sprawie. To był problem, bo po Szpaku i innych wojownikach widział, że im pasował ten nowy ład. Nie widzieli problemu, że powoli schodzą do poziomu innych leśnych klanów, że niedługo ich kultura zaniknie na rzecz tego całego Klanu Gwiazdy. To było takie okropne, że Komar do tego dążył i nikt nie widział w tym nic złego. Pewnie obudzą się dopiero wtedy, gdy Owocowy Las zmieni nazwę na Klan Klifu. To było bardzo prawdopodobne.
Chwycił w pysk ziębę i już miał zamiar sobie z nią gdzieś odejść na bok, by ją skonsumować, gdy drogę zagrodził mu Gęgawa.
— Czy sądzisz, że jedzenie żab jest osobliwe i obmierzłe? — zapytał go kocur, a go aż na moment wmurowało.
Nie za bardzo rozumiał o co mu chodziło. Jakie jedzenie żab? Położył ptaka pod swoimi łapami, przekrzywiając łeb.
— Nie wiem. Nie jadłem nigdy żab. Są trochę takie... śluzowate... A co? Dlaczego pytasz? — miauknął nie ukrywając swojej ciekawości.
Robale to za kociaka zdarzało mu się wciągnąć. Dżdżownice też były takie dość śliskie, ale tych zielonych istot nigdy nie próbował.
— Bo nikt ich nie lubi! Patrz! — Wskazał mu na stos, gdzie leżała jedna sztuka. — Upolowałem ją, ale większość nie jest zbyt tym zachwycona, bo przecież nikt jej nie zje.
No... W zasadzie prawda. Mało kto chciałby próbować jeść coś tak osobliwego. Hm... Zastanowił się nad tym nieco bardziej. Musiał znaleźć sobie kolegów, a ten tutaj może i był nieco nie ten tego, ale może pomógłby mu, gdyby potrzebował wsparcia. Trzeba było zbierać sojuszników, którzy okażą się głosem większości, gdy dojdzie już do nieprzyjemnej sytuacji.
— Mogę spróbować... — powiedział do niego, podchodząc do żaby i chwytając ją w pysk.
Gęgawa zrobił wielkie oczy, jakby nie wierząc w to co usłyszał.
— Naprawdę?!
Pokiwał łbem.
— Jadłem już robale, to co mi tam żaba? — I na potwierdzenie swoich słów, zjadł przyniesioną przez kocura zdobycz. Smakowała... Dziwnie. Miał nadzieję, że nie pochoruje się po tym, ale na razie nie było jakoś źle. Widząc oczekujący wzrok ucznia, który wbijał się w niego usilnie, jakby próbując wyczytać z jego pyska jakie miał po tym wrażenia, odezwał się. — Takie... zwykłe mięso. Nie wiem o co im chodzi.
<Gęgawo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz