Słaba liliowa sylwetka stała wśród śnieżnych połaci. Smród choroby kąsał go w nos.
— Jeśli każe zrobić ci coś ryzykownego, nie słuchaj jej, nie musisz nic udowadniać, tak? — poklepała go po matczynemu łapą między uszami.
Położył uszy, spoglądając z zawodem na mentorkę. Nie chciał tego. Treningu z inną. Specyficzną kotką. Przyjaciółką Makowego Pola. Skrzywił się na myśl o srebrnej kotce i kiwnął łbem niechętnie. Otworzył niepewnie pysk.
— Kminek!
Szylkretka spojrzała na nią zniecierpliwiona. Lepkie Łapki. Siostra lidera. Siostrzenica jego ojca. Kolejna zakała jego rodziny. Fuknął zirytowany. Samo jej istnienie było pomyłką. Teraz jeszcze kradła jego mentorkę.
— Już wracam, przepraszam — miauknęła liliowa.
Ciepły uśmiech to ostatnie co ujrzał, nim zniknęła w cieniu legowiska. Gorycz przelewała się w młodym kocurze. Był bezradny wobec tego co się działo. Nie wiedział, jak zatrzymać mentorkę przy sobie. Nie pozwolić innym mu jej ukraść. Odszedł, kręcąc ogonem na prawo i lewo.
— Kurkowa Łapo! — radosny głos rozległ się za jego grzbietu.
Niechętnie odwrócił się do tyłu.
— Rudzikowa Gwia... znaczy Rudzikowy Śpiew wyznaczył mnie, jako twoją zastępczą mentorkę. Mam nadzieję, że jesteś gotowy na wspólny trening. Musisz nadrobić te braki. Tylko ty i Jaskier jesteście nadal uczniami. — miauknęła.
Kurka zjeżył się. Być porównywany do tej pokraki. Kpiła z niego. Z pewnym uśmiechem na pysku.
— Nie dąsaj się. Zobaczysz, razem szybko nadrobimy trening i Źródlany Dzwonek będzie mogła w końcu zająć się swoimi "sprawami". — rzuciła, poruszając dziwnie brwiami.
Czarny zmarszczył brwi, przyspieszając kroku. Swoimi sprawami? Czym były. Nie rozumiał specyficznego toku myślenia Pszczelej Dumy. Na samą myśl, że mentorka ma go dość kopnął mocno kamień.
— Oho, nie mów mi, że ty... — zaczęła, zerkając podekscytowana na kocura. — To tym bardziej musisz zakończyć szybko trening. — zachichotała.
Kurka zignorował wojowniczkę. Nie rozumiał kotek. Były dziwne, śmiały się bez powodu i udawały słabe i głupie. Uczeń nie zamierzał dać się nabrać. Dobrze pamiętał prawdziwą twarz swojej matki. Spięty maszerował za nią.
— Wolisz poćwiczyć walkę czy polowanie? — zapytała. — Z czym masz większy problem.
Gdyby wiedział sam by już sobie z tym poradził.
— Halo? Sama nie zgadnę.
Wzruszył barkami, uciekając wzrokiem gdzie indziej. Czuł na sobie zaintrygowane spojrzenie kotki. Usłyszał kroki. Szła w jego stronę. Słodki zapach jej futra sprawił, że zmarszczył nos. Nie wiedział czego chciała.
— Wiesz, Kurkowa Łapo. Znamy się już kilkanaście księżyców. Pamiętam cię ze żłobka... A mimo to nigdy nie słyszałam twojego głosu. — przywarła do niego bokiem.
Syknął, odsuwając się od niej.
— Naprawdę jesteś takim dziwakiem, jak mówi Maczek? — zaczęła wojowniczka, unosząc brew. — Twierdzi, że masakrowałeś ciało swojej martwej matki.
Spuścił wzrok, wbijając nerwowo pazury w śnieg. Miał dość tych pytań. Przesłuchania. Istnienia Makowego Pola.
— Odpowiesz mi? Proszę. Chciałabym wiedzieć jaka jest prawda. Jeśli kłamie to wyjaśnię jej, że tak się nie robi. To straszne oszczerstwo. — mruknęła z poważną miną.
Wspomnienie tego wieczoru uderzyło w niego. Złapał się za łeb, próbując je wyrzucić. Zakopać jak najgłębiej. Spoglądające na niego martwe ślepia przepełnione absurdem śmiały się z niego. Z jego słabości, którą tak starał się zamaskować. Z samotności na jaką go skazała.
Z szaleństwa, które było mu przeznaczone.
— Kurko... — oprószona śniegiem łapa dotknęła go.
Złapał ją. Zęby zatopiły się w czymś miękkim.
— Ajć! Kurkowa Łapo! Czemu...?! — syknęła, odpychając go.
Ciepła krew skapnęła na śnieg. Metaliczny zapach uniósł się w powietrzu. Padł na ziemię. Nie zamierzał wstawać. Spojrzeć jej w pysk.
— Trening zakończony. Przekażę wszystko Rudzikowemu Śpiewowi. — mruknęła zawiedziona. — Myślałam, że jesteś inny. Zawiodłam się.
Odeszła. Pozostawiła go samego wśród śnieżnych zasp. Ślad krwi prowadził do obozu. Niewielkie plamki dowodzące jego zbrodni. Schował pysk pod łapami.
Nie chciał wracać.
— Rozumie, że ci ciężko ze względu na zaistniałe zmiany i stratę byłej mentorki, do której się pewnie przywiązałeś, ale twoje zachowanie zagraża pozostałym wojownikom i jeśli nie nastąpi poprawa to wyciągnie poważniejsze konsekwencje. — miauknął surowym głosem.
— Zrozumiałeś? — utkwił w niego spojrzeniem.
Odwrócił wzrok. Nie miał zamiaru na niego spoglądać. Poczucie poniżenie już i tak sprawiało, że czuł piętrzącą się w nim złość.
— Pszczela Duma nie chce cię dłużej uczyć. Ugryzienie jej było zachowaniem godnym kocięcia. Późniejsza wrogość i fukanie także. A Źródlany Dzwonek wciąż choruje. — mruknął lider, łapiąc się za łeb. — Kogo mam ci wyznaczyć, by nie podzielił losu Pszczelej Dumy?
— Lampart. — miauknął cicho.
Lider wstał i przeszedł się kawałek.
— Zastanowię się nad tym.
— Co tu robisz? — nieznany głos szepnął wśród mroku.
Żółte ślepia spojrzały na niego. Przełknął ślinę, czując smak goryczy. Nie miał prawa zepsuć mu tego.
— Kurkowa Łapo? — znał jego imię.
Kremowa sylwetka usiana w cętki ukazała się jego oczom. Niedaleko niego leżała pół śpiące Węgorzy Pysk.
— Prezent. — wykrztusił niechętnie przez kamień.
Obawa przed podniesieniem alarmu wygrała z dumą. Słaby uśmiech pojawił się na pysku wojownika.
— Nie zakradaj się więcej tutaj nocą. — pouczył go z ledwo wyczuwalnym stresem w głosie.
Czarny położył uszy, ale finalnie tylko kiwnął łbem. Pozostawił podarunek koło mentorki i pospiesznie wyszedł.
Rzeczywistość wracała do normalności. Źródlany Dzwonek znów go nauczała. Udawał, że nie widzi posyłanych ku starszyźnie spojrzeń kotki, gdy wychodzili z obozowiska. Nie umiał poradzić sobie z faktem posiadanej przez kotkę relacji z tym czubkiem uwięzionym w legowisku starszych.
— Spójrz to on. — dotarło do niego uszu. — Nie dość, że niezrównoważony psychicznie to jeszcze treningu nadal nie ukończył.
Zerknął ukradkiem na przyglądające się mu z lisiej odległości Mysi Okruch i Wzburzony Potok.
— Myślisz, że Rudzikowy Śpiew go wyrzuci?
— Powinien to już dawno zrobić. Słyszałaś co zrobił Pszczelej Dumie? Rzucił się na nią bez powodu i próbował odgryźć łapę.
— Co?
— Makowe Pole mówiła, że Pszczółka ledwo uszła z życiem. Jebany psychopata. Idzie zupełnie śladami swojej matki... Co? — Mysz przerwała szturchnięta przez wojowniczkę.
Zauważywszy na sobie jego przepełnione goryczą spojrzenie, uśmiechnęła się prześmiewczo. Wbił pazury w ziemię, strosząc sierść. Nie miał zamiaru pozwolić jej ujść z tego cało. Nie miała prawa. Nie mogła. Wstyd i gniew zmieszały się ze sobą sprawiając, że jedyne co wiedział to to, że zamierzał za uderzenie serca zerwać jej ten durny uśmiech z pyska.
— No co, Truposzku? Makowe Pole o wszystkim mi powiedziała. Spróbuj mi coś zrobić, a jeszcze dziś wylecisz. Rudzikowy Śpiew jest frajerem, ale nie aż takim, by trzymać cię tu w nieskończoność. — wysyczała gotowa do doparcia ataku.
Kurka ryknął gniewnie, cofając się o krok. Nie mógł, lecz nie potrafił tego odpuścić. Nie tego. Wpadł w coś miękkiego. Delikatny zapach mięty otoczył go z każdej strony.
<mentorko? przepraszam, że tyle czekałaś :< >
postacie npc: Pszczela Duma, Wydrzy Wir, Mysi Okruch, Wzburzony Potok
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz