Skrzywiła się, nie patrząc na niego i nieruchomo wisząc w pysku atakującego.
***po biciu Bylicy***
Podkuliła ogon, patrząc się na cień rudego kota, idącego krok przed nią. Idzie na ścięcie. Zaraz zginie na obcym terenie i nie będzie to szybka śmierć.
Kat już stał przed nimi, wyprostowany i dumny.
— Pozbyłaś się jej?
Czuła jego spojrzenie na sobie, szczególnie tam, gdzie jasną sierść przebijała się krew. Z trudem przecisnęła ślinę przez gardło, zwieszając głowę i unosząc ramiona, chcąc się w nich schować. Nie chciała dostarczać negatywnej odpowiedzi, wiedząc, że nie będzie z niej zadowolony.
— Słyszysz mnie, czy ogłuchłaś tępa rybojadko? — podniósł głos, zbliżając swój pysk ku niej. Zauważalnie cofnęła głowę, unikając go, kuląc uszy.
— N-nie. — szepnęła, słyszalnie zawstydzona i przestraszona, zaciskając oczy; nawet nie usłyszała nadciągającego uderzenia łapy z wysuniętymi pazurami po policzku, na które z jej gardła wydobyło się krótkie skomlenie.
— Miałaś jedno zadanie — warknął. — Miałaś tą idiotkę w garści, ufała ci! — Odwrócił się. Uchyliła powieki jednego oka, patrząc czy odejdzie.— Zaprowadź ją do legowiska starszyzny — zwrócił się do syna. Jeszcze raz zwrócił głowę w jej kierunku, z groźbą w oczach, na którą zrobiła krok do tyłu. — Módl się, żebyś chociaż w naszej sprawie się przydała. Bo jeśli nie... Mam nadzieję, że wierzysz w Klan Gwiazdy, bo prędko do nich dołączysz.
***
Czuła, że coś nadchodzi i krążyła nerwowo, zarabiając ukośne, zaniepokojone spojrzenie od Pokrzywowej Skóry. Usiadła, dopiero gdy pojawiły się dwa najnowsze nabytki ich schronienia, którym nie ufała. Nie, żeby darzyła go zaufaniem, ale wiedziała po tylu księżycach, że jest niegroźny. Za to była bardzo ostrożna wobec kotki. Gdy weszła do środka z upolowaną zwierzyną, gdy akurat Dzwonek krążyła blisko wyjścia, ominęła ją szerokim łukiem. Nie patrzyła na nią, obserwowała cień i tyle jej wystarczyło, by zachować bezpieczny dystans. Kotka zaczęła jeść w samym centrum, co sprawiło, że ciężko w razie potrzeby byłoby ją wyminąć.
Wciąż ją nosiło, nie miała jak tego wyładować, była obolała po bójce i miała wrażenie, że spuchła jej część pyska. Nie wspominając o siniakach na brzuchu. Nie było wygodnej pozycji, by mogła dziś spać.
Gdy nic nie działo się resztę dnia, czuła tylko większe napięcie. Aż w końcu pojawił się czarny, młody kocur, który czasami jej pilnował. Stał, bez odzywania się. Ona też wstała na jego przybycie, patrząc tylko na jego łapy. Najwyraźniej na coś czekali. Na to, co szarpało nią cały dzień. Potem przyszła złota kotka, która pilnowała jej pierwszej nocy. Szeroko ziewnęła, zaspana, ale najwyraźniej gotowa na cokolwiek miało się dziać. Gdzie wychodzi tak późno?
Przez swój pobyt tutaj dostrzegła kilka nietypowych rutyn wśród określonej grupy kotów, ale mogła obserwować tylko to, co w obozie; co poza nim robili, pozostawało tajemnicą, której chyba nie chciała rozwiązać. Utknęła między dwoma kotami, które wyprowadziły ją na zewnątrz. Nie zatrzymali się w obozie, a szli dalej, dalej, coraz bardziej zaciskając się na jej bokach. Nie podobało jej się to, skuliła się, chcąc jak najbardziej zmniejszyć, zniknąć, zostać niezauważoną przez kocura, do którego ją prowadzili. Jego biała sierść odznaczała się na nocnym niebie. Kątem oka, zza klatek piersiowych dostrzegła kpiące spojrzenie niebieskiego kota.
— Stój tu. — szybko się zatrzymała na rozkaz. Z nieznanego jej powodu doskoczył do niej ten młodziak i z wyższością, spełniał rolę strażnika, a czarny ze złotą uciekli gdzieś w krzaki. W głosie ich lidera słyszała drwiący uśmiech jak w spojrzeniach błękitnego. Stali za blisko. Jej łapy drżały od dystansu, który ich nie-dzielił. Ciągnęło ją do ucieczki albo skulenia się na trawie. Ale tkwiła w miejscu, nawet gdy młody kocur ją szturchnął, jakby sprawdzając, czy uruchomi w niej panikę. — Zaraz zobaczysz coś niesamowitego. Lepiej miej oczy szeroko otwarte.
Wcale nie podobała jej się zapowiedź nieznanego widowiska, w środku nocy i z kotami, które ciągle krążyły wokół niego. Czy to czas tej publicznej egzekucji, którą przeczuwała od dawna? Czy po drodze miała jakiś test, który przegapiła? Oczywiście, było ta próba zabicia Bylicy… ale to nie powinno się liczyć! Chłód kazał jej zostawić je w spokoju!
Ostrożnie, dyskretnie, rozglądała się wokół, badając cienie rozmazanym spojrzeniem. Co jakiś czas mocniej zamrugała.
Zza krzewów wyszły dwa bure koty, trzymające między sobą cielsko i powarkujące na siebie. Obcy między nimi próbował się wyrwać, ale nie dawał rady. Usłyszała przy uchu, jak czarny oblizał pysk i wzdrygnęła się. Pozostawili coś, co z góry domyśliła się, że miało być ofiarą, przed nim i wraz z resztą stworzyli duszący krąg. Van jednym ruchem łapy zbił drżącego ze strachu kota z nóg i zacisnął kły na jego szyi, przebijając tchawicę.
——TW kanibalizm——
Chłodny Omen spojrzał na ojca, który szybko skinął mu głową. Rudy razem z Gęsim Wrzaskiem podeszli do zabitego kota i wprost pod jej łapami zaczęli rozrywać jego mięso. Dołączył się do tego jeszcze Trójoka Wrona. Mroczna Gwiazda spojrzał na nią, więc szybko przesunęła spojrzenie w jak najdalszy punkt.
— Lepiej się przygotuj, bo niedługo twoja kolej.
Oderwała od ziemi jedną łapę, próbując odsunąć się bardziej od żywych kotów niż trupa, zdegustowana. Kątem oka zauważalnie spojrzała na Mroczną Gwiazdę, próbując domyślić się znaczenia jego słów; że miała zostać posiłkiem? Zaraz każą jej wybiec z tego okręgu i dla zabawy udawać, że ma szanse zwiać przed zgrają kotów?
Skupiała się na tych myślach, próbując wyłączyć świadomość lub przynajmniej wyciszyć dźwięk rozrywanego mięsa, patrząc się w trawę.
Gdy tamci odsunęli się od zwłok, z których wystawały już kości żeber, popchnął ją ku poprzednio zajętemu miejscu.
— Teraz ty. Smacznego.
Szarpnęła się odruchowo do tyłu, przestraszona, ale zablokował ją obcy ciężar silniejszego od niej osobnika, doprowadzający jej nos do dotknięcia krwi. Wciąż próbowała się wyrwać, odsunąć od ciała, mocno zaciskając powieki. Już kiedyś coś takiego miało miejsce, wtedy też ktoś trzymał jej głowę i wciskał kocią gałkę oczną do pyska, i znowu panikowała, czkając i zaczynając mieć ślinotok zwiastujący wymioty, na samo wspomnienie oślizgłego organu na języku
Nie przestawał przystawiać jej głowy do ciała.
— Co jest, brzydzisz się? — zakpił, nie przestając na nią naciskać. Zakwiliła głośno w odpowiedzi na niezrozumiałe drwiny.
Znów była uczennicą, a obce koty napadły ich. Biała łapa rozwierała jej pysk. Nie mogła dać się znowu. Musiała ugryźć. Jak to zrobi, puści ją.
Ból czaszki od wbijanych pazurów dawał wręcz ulgę, rozkojarzenie od tego, co przed nią. Czuła ciepło spływającej po czole krwi i musiała przymknąć powieki, by nie wpadła jej do oczu.
— Żryj to.
Przypomniał o swojej obecności i wydała z siebie ostry pisk, kontynuowany przez serię bezmyślnych skomleń, trzęsąc się i płacząc, ale nie reagując bezpośrednio na styknięcie się z trupem, jakby go nie wyczuwała. Czasami w ogólnym drżeniu napinała mięśnie, jakby chciała machnąć łapą, by końcowo nie zrobić tego. W końcu ugryzła ciało, co wyglądało bardziej na atak niż jedzenie.
Czuła sztywne ciało na grzbiecie, łapę naciskającą na głowę, wpychającą jej kły głębiej
Niech po prostu ją puści. Miała dość. Chciała do domu.
— Jedz, bo nie będę delikatny. Kawałek po kawałku.
Kaszlnęła, dławiąc się mięsem, którego nie mogła odgryźć, nie mogąc się też cofnąć, by dać sobie więcej przestrzeni.
Na chwilę napór z góry znikł i z ulgą chciała cofnąć głowę, gdy nastąpiło uderzenie. Nie wiedziała, czy krew zalewająca jej pysk była jej własną, czy zdechlaka, którego mięso oderwało się przy działaniu Mrocznej Gwiazdy. Oczy uciekły jej do tyłu, ale nie zdołała stracić przytomności. Kot naciskał na jej plecy, nie dając miejsca na oddychanie, miażdżąc płuca, jakby ciecz w pysku sama nie groziła uduszeniem. Zacharczała, dusząc się i machając na ślepo łapami, przed oczami mając tylko ciemność. Przełknęła tkankę i w pierwotnym instynkcie dobrowolnie ugryzła trupa jeszcze w kilku miejscach, rwąc koślawie i nierówno, łykając bez gryzienia, chcąc pozbyć się tego, nim uzmysłowi sobie, co robi. Ucisk się poluzował.
— Jeden duży kawałek. Zjedz.
Miała wrażenie, że widzi wszystko z perspektywy innego kota, że nie panuje nad swoim ciałem, które łkając, robi, co kazał.
——Koniec TW——
Pchnął ją w ziemię, każąc wstać. Dźwięk był zbyt głośny w ciszy, zerwała się, gubiąc równowagę, z głosem dzwoniącym w uszach. Łapy jej drżały i były śmiesznie wiotkie, ziemia pod łapami wydawała się dziwnie gładka. Nikt nic nie mówił; ale szum w głowie wszystko nadrabiał, był nieznośny, a jeszcze gorszy był przeciągły pisk, który nastąpił po nim.
Dopiero po chwili biało-czarny kocur postąpił krok do przodu, zbliżając się do niej, ale tym razem mimika przywódcy była przerażająco spokojna. Chciała się cofnąć, ale jej łapy przybite były do ziemi brakiem sił. Mogła tylko uciekać spojrzeniem gdzieś, gdzie go nie było.
— Czy wierzyłaś kiedykolwiek w Klan Gwiazdy, dziecko? — zapytał takim tonem, jakby nic wcześniej nie miało miejsca. Może wręcz ojcowskim.
Ogłupiała ledwo rozumiała pytanie. Poruszyła kilka razy szczęką, nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku i niesłyszalnie dławiąc się na guli w gardle. W końcu potrząsnęła głową, zaprzeczając, sama nie wiedząc, czy kłamie. Zależało od definicji wiary.
Czuła, że wpatrywał się w jej oczy i słyszała szelest sierści, przykręcanej głowy. Słyszała uśmiech w jego głosie.
— A w co teraz wierzysz, gdy życie postawiło cię w takiej sytuacji? Jak czujesz się z tym, że twój lider nie wydaje się nawet przejęty twoim zniknięciem? Żadnych pytań na zgromadzeniu, żadnych informacji... Żadnych węszących wojowników. Nie chcą ciebie. Bo nie jesteś Nocniaczką. Masz w sobie jedynie samotniczą krew. Krew Bylicy. Bylicy, która nieodpowiedzialnie została wykryta na zgromadzeniu. To musi być dla ciebie przykra prawda. Mam rację?
Za dużo słów, by była w stanie skupić się na łączeniu ich w zdania. Mogła wnioskować tylko, że oczekiwano od niej odpowiedzi tak-nie. Z braku innych opcji, wzruszyła ramionami, dając znać, że nie wie, nie ma pojęcia, nie myśli — zbyt zmęczona, by wymyślać odpowiedzi na jego pytania, potwierdzające jej myśli, to, co już wiedziała i poprawienie go, że wcale nie ma w sobie krwi tej, którą wyznaczał. Ruchome zostawały tylko łzy spływające jej po policzkach i unoszące się boki, gdy ciężko było złapać jej tlen. Zresztą, jej odpowiedzi nie miały tu znaczenia.
— Klan Wilka potraktuje cię z godnością, nie to, co twoi fałszywi sprzymierzeńcy z Klanu Nocy. Ale tylko, jeśli zechcesz z nami współpracować — kontynuował w odpowiedzi na jej milczenie, zaczynając wolno chodzić wokół niej, oceniając wzrokiem każdy centymetr jej ciała, jakby mierząc ją, z której strony najlepiej zatopić kły. Zadrżała, biorąc głębszy oddech i zaciskając powieki, chowając głowę jeszcze głębiej w ramiona.
— Nie odrzucam ze względu na krew i pochodzenie. Odrzucam ze względu na czyny. Byłem gotów odzyskać dwójkę malutkich kociąt należących do Klanu Wilka, które zostały uprowadzone i podrzucone Klifiakom. Dziś jedno z nich jest tu z nami, a drugie było, dopóki nie wypowiedziało wojny swojemu liderowi. A co w tym czasie robi twój Klan Nocy? Nic. Stchórzyli i zdradzili cię jak jacyś królikożercy — jego oczy zabłyszczały i zatrzymał się znów przed jej pyskiem, nie dając miejsca, gdzie mogła dać oczy, by nie patrzeć na niego. — Dlatego daję ci szansę i nie zmarnuj jej tak łatwo. Możesz zostać z nami. Jedynym twoim obowiązkiem będzie wierność naszej sprawie, a w zamian za to otrzymasz szereg praw i możliwości. Wystarczy jedno "tak". — przerwał na wzięcie wdechu — Ja, Mroczna Gwiazda, przywódca Klanu Wilka i lider kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowa przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
Nie musiała nawet słuchać całości jego słów; zawsze w proponowanych opcjach była tylko jedna, którą mogła wybrać i tym razem był łaskawy wystarczająco, by ją sam podać, nie każac myśleć co było prawidłową. Zresztą z tonu dalszych słów, cokolwiek znaczyły, bo chociaż znała język, nie miały sensu jako całość, wiedziała, że sam wybrał. Był na tyle łaskawy, by podsunąć otwarcie to, co chciał usłyszeć. Musiała tylko potwierdzić. Tyle może zrobić. Kiwnęła głową na zgodę, jakby miało to znaczenie.
— Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu.
Nachylił się do niej i szarpnął za jej ucho, odrywając kawałek. Strumień ciepłej krwi zalał jej pysk, każąc zacisnąć powieki kolejny raz. Wydała z siebie przestraszony skowyt bólu.
— Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, nadaję ci nowe imię. Dzwonku, od dzisiaj będziesz znana jako Psia Pokora.
Zbliżył się do samotnika, którego jeszcze niedawno została zmuszona do konsumowania. Umoczył łapę w zimnej, częściowo zastygłej krwi. Wrócił do kotki i przycisnął swoją łapę do jej czoła. Wśród kultystów rozległy się nieśmiałe wiwaty nowego imienia, które dopiero po dłuższej chwili zwiększyły swoją głośność. Dudniły jej w uszach, dodając tylko bólu. Stanął tuż obok niej, czuła jego oddech na sierści.
— Rób, co do ciebie należy, a nikt cię nie skrzywdzi — wyszeptał, choć miała wrażenie, że niedopowiedziane zostały słowa "oprócz mnie". Położyła po sobie uszy. Kontynuował — Przynajmniej raz na księżyc zabijamy jednego z samotników, żeby nakarmić duchy Mrocznej Puszczy, które w przeciwieństwie do Gwiezdnych nie ograniczają żywych kotów kodeksami i prawami, które nie mają najmniejszego sensu. Ale to nie koniec łowów na dziś. Idziesz z nami.
Wyrwał do przodu, prawie dając jej oddychać. Od razu jego miejsce zajęła szczerząca się bura jednostka, poganiając ją i zamykając pochód. Z podkulonym ogonem dała się szturchać, potykając się co jakiś czas o korzenie przez brak możliwości zgarnięcia chociaż krwi blokującej widok. Słyszała jej chichot tuż obok.
<Omen?>
Postaci NPC: Wiśniowy Świt, Trójoka Wrona, Stokrotkowa Polana, Błękitny Ogień, Sosnowa Igła
O nieeee
OdpowiedzUsuńOMEN STOJĘ NAD TOBĄ Z NOŻEM
OdpowiedzUsuń