Kto by pomyślał, że roślina może być trująca. Cynamonka nie raz skubała trawę wylegując się na dworze, a nawet raz zdarzyło jej się skubnąć kawałek zielonej rośliny stojącej na blacie w kuchni. Zrobiła to z czystej ciekawości, w końcu jej właściciele sami odrywali liście i dodawali je do swojego jedzenia. Nic im po niej nie było, kotce równie. Dlaczego więc po zjedzeniu kawałka liścia rośliny stojącej w salonie wymiotowała już któryś z kolei raz?
Leżała w jednej z metalowych klatek u weterynarza, tuląc się do koca, który wraz z nią został włożony do klatki. Daria nie potrafiła zabrać go od niej, mimo trudności w staniu nie miała zamiaru rozstać się z kocem, nawet podczas wcześniejszego badania na stole i zakładania wenflonu. Najgorsze miała za sobą, a przynajmniej tak sądziła po reakcji właścicieli w trakcie rozmowy z weterynarzem. Wciąż była otępiała i trudno było jej rozgraniczyć jawę, a rzeczywistość. Najważniejsze, że miała przy sobie koc, jedyna rzecz przypominająca jej matkę, która została dodana do jej wyprawki.
- Tym razem miała szczęście, ostatnio trafił do nas kot, któremu nie mogłam już pomóc. Proszę sprawdzić wszystkie rośliny w domu czy nie są trujące dla kotów. Nawet zjedzenie małego kawałka trującej rośliny może doprowadzić do śmierci pupila.
- Naprawdę nie wiedziałam, nie chciałam... - kobieta spojrzała na Cynamonkę, która napotkawszy jej wzrok wydała z siebie ciche miauknięcie. - Jedź do domu, ja zostanę. Zanieść na razie wszystkie rośliny do Parkerów - poleciła kobieta, po czym wszyscy troje opuścili pomieszczenie
W końcu cisza. Kotka przekręciła się na bok chcąc się jak najwygodniej ułożyć i się zdrzemnąć. Od południa nie udało się jej zmrużyć na chwilę oczu przez co chwilę nawracające wymioty. Skoro ustały, trzeba było korzystać.
~~~~
Bezproblemowo przespała caluśką noc. Nawet nie wybudziła się, gdy weterynarz zajrzała do klatki sprawdzając czy na pewno z pacjentką jest wszystko w porządku oraz w trakcie zmieniana jej kroplówki. Dopiero sama z siebie otworzyła oczy, gdy zaczęła odczuwać nasilający się głód. Wczoraj już obiadu i kolacji nie udało jej się zjeść. Teraz najchętniej zjadłaby dwie porcję karmy od razu, jednak wiedziała, że zbyt łapczywe jedzenie również mogłoby się skończyć nudnościami. Zwłaszcza po wczorajszych wydarzeniach. Zamiauczała na tyle głośno na ile była w stanie by zwrócić uwagę kobiety zajmującej się dokumentacją.
- Widzę, że odżyłaś - wstała od biurka i zbliżyła się do klatki. Uchyliła drzwiczki i delikatnie pogłaskała kotkę po głowie - Miałaś szczęście, że więcej nie zjadłaś. Jeszcze musisz tu posiedzieć trochę na obserwacji, ale myślę, że za parę godzin już wrócisz do domu psocić ze swoim kolegą. Ponoć bardzo za tobą tęskni, przez całą noc głośno miauczał nie pozwalając nikomu zasnąć - mówiąc to na jej twarzy po raz pierwszy od wczoraj zagościł uśmiech - Dobrze, że nic ci nie jest.
Cynamonka w odpowiedzi czule ocierała się pyskiem o rękę kobiety. Była jej wdzięczna, że ta się nią zajęła i nie pozwoliła jej umrzeć, a jedynie skończyło się na podaniu leków.
Kotka miała nauczkę. Już na pewno nigdy nie ugryzie żadnej rośliny nieznanego pochodzenia. Nawet nim skubnie źdźbło trawy zastanowi się dwadzieścia razy, żeby historia z dnia wczorajszego nigdy nie miała miejsca.
Wyleczeni: Cynamonka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz