Smród spalin otaczał ją, gdy dochodziła do mostu nad rzeką. Zajęło jej to trochę, a słońce było już na środku nieba. Zmęczona dostrzegła po drugiej stronie sylwetki kotów. Pobiegła tam, rozpoznając je, uważając czy czasem nie przejeżdża jakiś potwór. Na szczęście żadnego akurat w tym momencie nie było i przekroczyła rzekę bez większych problemów.
- Mamo! – zawołała Skowronek. – Gdzie ty się podziewałaś?! Nie wiedzieliśmy co się stało! Wiem, że lubisz chodzić, ale mogłabyś uprzedzić! – powiedziała bardzo zmartwiona. W jej oczach Bylica dostrzegła iskry niezadowolenia i lekkiej złości.
- Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. Ale… to długa historia, co mi się przytrafiło. Opowiem wam po drodze. – obiecała.
Ruszyli więc, a stara kocica zaczęła opowiadać.
***
- I zaprowadziłaś go tam na granicę Klanu Nocy? – spytała szylkretka.- Tak. – Kiwnęła łbem. – Nie mogłam go zostawić. To nie jest zwykły nocniak. To jest… dobry nocniak. Nie spodziewałam się, że takiego spotkam, mimo, iż staram się nie oceniać tak bardzo kotów po pochodzeniu.
Nastała cisza, a wraz z Krokus, Deszcz i biologiczną siostrą Kminek poszły do domu.
Podczas powrotu do domu, srebrna zaczęła się zastanawiać… W końcu… Ktoś poza nią nienawidził wilczaków. No i poza Kamień. Zdała sobie teraz sprawę jeszcze mocniej niż wcześniej, że nie tylko jej tak bardzo nie podobają się działania Mrocznej Gwiazdy. Że są koty, które pragnęły to zmienić poza nią i niektórymi samotnikami, którzy pewnie stracili kogoś sobie bliskiego, choć pewnie nie każde z nich wiedziało, kto im takiego kota odebrał.
- Mamo… Wiesz… Jeżyk bardzo się martwiła… - zaczęła ostrożnie Deszcz.
Najstarsza w okolicy samotniczka nadstawiła ucha.
- Coś się jej stało? – natychmiast dopadły ją czarne myśli.
- Raczej nie… Tylko poszła cię szukać gdzie indziej. Ona i Sroka wyruszyły tą bliższą nam drogą grzmotu w stronę terenów klifiaków – odparła Deszcz – Przyłączyła się do nich też Błoto…
- Tak bardzo was przepraszam… Będę musiała im to wszystko wynagrodzić… - wyszeptała, po czym przyspieszyła kroku – Co tak się wleczecie! Nie możemy dać im się dalej zamartwiać! - po tych słowach pobiegła przed siebie, chcąc jak najszybciej dotrzeć do wnuczek.
***
Szła wraz ze Skowronek i Krokus drogą niedaleko Siedliska Dwunogów. Deszcz poszła natomiast powiadomić Bałwanka i Szczurka, że ich opiekunka już się znalazła. Teraz Bylica musiała tylko znaleźć Jeż, Błotniste Ziele i Srokę. Zielonooka dowiedziała się też, że jej srebrna wnuczka przed wyjściem powiedziała, że jeśli nie znajdą Bylicy niedaleko drogi lub terenu Klifiaków, to pójdą do Nowego Miasta. Stara kocica wiedziała, iż koniecznie muszą je znaleźć zanim wybiorą się tam, ponieważ wewnątrz betonowego świata będzie je bardzo trudno odnaleźć i mogą nabawić się nie lada kłopotów, szczególnie biorąc pod uwagę niewielkie doświadczenie Sroki i Błotnistego Ziela, jeśli chodziło o nowe miasto. Druga z córek Krokus z resztą też nie wiedziała o nim tak wiele. W sumie to wszyscy mieli bardzo podstawowe informacje. A wiedza, że Jeż może zapuścić się nawet nie dajcie kamienie na terytorium jakiegoś gangu, może i nawet świadomie, by ją odnaleźć, sprawiała, iż serce podchodziło staruszce do gardła.
W końcu po długim poszukiwaniu, gdy doszli w pobliże drogi oddzielającej tereny klifiaków od terytoriów niczyich, napotkały na swej drodze. Kotki. Jeż i Błotniste Ziele od razu się na nią rzuciły.
- Babciu bałam się, tak się bałam! – płakała jej w futro wnuczka. Sroka stała gdzieś z boku obserwując tylko. Błoto natomiast również, tak jak Jeż smarkała w niebieskie futro, drżąc. Uspokojenie ich zajęło Bylicy dość dużo czasu. Dopiero pod wieczór wrócili do domu i mogli na reszcie odpocząć.
***
Minęły dwa dni. Bylica siedziała sobie nad jeziorem, patrząc w jego błyszczącą pod wpływem słońca taflę, rozkoszując się ciszą i spokojem. Umówiła się z córkami, iż urządzą jej wnuczkom, a także jej samej trening pływacki. W końcu się tego nauczy! Nareszcie! Były do tego teraz dobre warunki. Wcześniej zwlekała z powodu pory nagich drzew, bo wtedy nie było mowy o niepotrzebnym wyziębianiu organizmu w lodowatej wodzie, ale teraz będą mieli okazję nareszcie to zrobić. Może zabiorą też Bałwanka i Szczura? Mogą spróbować nauczyć białego pływać… W sumie to słyszała już, że nie miał zbyt wielkiej ochoty na naukę polowania. Ale dowiedziała się nieco o metodach… Krokus i postanowiła, iż ta na pewno już nie będzie mogła go uczyć. A jeśli Bałwanek nie będzie chciał się uczyć także pod czyim innym okiem, to może przerzucą się na medycynę? Mogła go nauczać na przykład jej wnuczka, znała się na temacie nieomal tak dobrze, jak bura córka starej samotniczki.Z zamyślenia wyrwał ją połysk i ruch w wodzie. Wbiła spojrzenie intensywnie zielonych oczu w płynącą rybę. Uniosła powoli łapę, chcąc ją złapać, ale znowu z jakiegoś powodu uciekła. Uhhhhh…. No nic, nauczy się tego jeszcze pewnie od swych dzieci.
Po dłuższym czasie uznała, że musi znowu się przejść. Miała ochotę połazić i znów zatopić się w gąszcz lasu, tak przypominającego jej o dawnych podróżach po starych terenach, jakie odbyła. Ruszyła więc w stronę zadrzewień z uśmiechem na pysku, nucąc cichutko pod nosem jakąś skoczną melodię.
***
Przemierzała las skocznym krokiem. Patrzyła na przelatujące ptaki.
Jednak po jakimś czasie coś się zmieniło.
Wszystko jakby ucichło, a Bylicy aż zaczęło dźwięczeć w uszach. Czuła złą atmosferę w powietrzu. Niepokój zwierząt był dobrze wyczuwalny. Zaczęła zbliżać się chyba jakaś burza, ale błękitna czuła, że nie tylko to sprawiało, iż inne istoty tak się zachowywały. Wzmożyła swą ostrożność i czujność, a gdy do jej nosa dotarł zapach krwi, może i wczorajszej, raczej przelanej w nocy, ale jednak, od razu wiedziała, że coś było tu bardzo nie tak. Jeszcze bardziej nie tak, niż na początku sądziła.
Podejrzewała, że to może terytorium jakiegoś nie wiem, drapieżnika, może borsuka, może czegoś innego, ale sprawa wydawała się poważniejsza.
Przechodząc pod pobliskimi krzewami, przemykając w ich cieniu, dostrzegła znajome, srebrne futro pochylające się nad czymś.
Widząc i słysząc, jak znajomy samotnik – Pleśniak, płacze rzewnie nad trupem, wyszła z zarośli pospiesznie.
- Pleśniaku! – zawołała, podbiegając – Co się tu stało? – Owinęła go w wokół siebie ogonem.
Spojrzała na ciało czekoladowej kotki pręgowanej klasycznie. Jej oczy bez życia tępo wpatrywały się w niebo. Pysk był wykrzywiony w przerażeniu, a ciało poturbowane. Z rozerwanego już jakiś czas temu gardła nie sączyła się krew, jednak czuć było zapach śmierci i posoki która zabarwiła ziemię.
- T-to... zabili ją. Moją ukochaną - załkał żałośnie, pochylając się nad ciałem, nie mogąc pogodzić się z tym co się stało. - Myślałem, że w końcu sobie ułożę na starość życie, ale... ale odeszła...
Przytuliła go, dając mu ciepło i wsparcie.
- Kto. Kto śmiał to zrobić - spytała.
Miała zamiar porządnie się zemścić na tym, kto był za to odpowiedzialny.
- Przyjrzyj się a znajdziesz odpowiedź - miauknął tylko na to czarny, dalej pogrążając się w głębokim smutku.
Zwróciła spojrzenie na biedną, martwą kotkę, która tragicznie dokonała żywota. Nie wiedziała, co miał na myśli Pleśniak.
Podeszła bliżej ciała. I wtedy do niej dotarło.
Wcześniej tego nie wyczuła, ponieważ zapach krwi bardziej zwrócił jej uwagę, a do tego chciała zająć się zrozpaczonym kocurem. Ale teraz... teraz wszystko nabierało sensu. Sensu który sprawił, że jej pazury zatopiły się w glebie, a z jej gardła wydobył się wściekły warkot.
Zapach wilczaków. Czarno białe futro między pazurami.
To był on.
Mroczna Gwiazda.
Mroczna Gwiazda i jego kumple.
- To... To przesada... - warknęła. - Jak on śmie... - syknęła - Mam dość. Nie zniosę tego dłużej. Porwał moją córkę i ją więzi. Próbuje mnie zabić, wybija koty jak na rzeź, a teraz jeszcze zabija ukochaną mojego przyjaciela? Nie... Koniec tego dobrego. Nie będę na to bezczynnie patrzeć.
Miała tego serdecznie po dziurki w nosie. Van myślał, że wszystko mu wolno. Że ujdzie mu to na sucho. Że nikt z tym nic nie zrobi. Że może bezkarnie łazić po terenach i mordować losowe koty. Że może porywać nawet członków klanu, tak jak to zrobił z Kminek.
- Pochowamy ją. A potem... Ootem zajmiemy się tym panoszącym się cholernym dziadem - powiedziała - Mam dla ciebie zadanie. - Obróciła łeb w jego stronę, patrząc na niego swym intensywnie zielonym ślipiem, w którym zatańczyły iskierki jakby ognia, który zapłonął w jej duszy. Chyba nie bez powodu niegdyś zwali ją Szepczącą Duszą. Bo teraz jej dusza mówiła jej, co miała robić.
- J-jakie zadanie? - Jakby się ocknął i pierwszy raz na nią spojrzał.
- Zadanie, które pomoże ją pomścić. Rozpowiedz każdemu, kogo znasz. Oferuję dwa gawrony na łeb dla każdego, kto zaatakuje wilczaka. A ten, kto zabije kogoś z tego klanu, dostanie sowitszą nagrodę, którą jeszcze wymyślę po drodze. Może na przykład darmową opiekę zdrowotną na najbliższe księżyce? Wybierzesz miejsce, w którym ją pochowamy. Tam będą przychodzić ci, którzy zrobią coś wilczakom. Za przyniesienie dowodu na skrzywdzenie wilczaka, większego lub mniejszego, oraz relację słowną dostaną to co im obiecam. Jeśli będą chcieli czegoś innego, też to będę rozważała. Damy Mrocznej Gwieździe choćby trochę w dupę.
Młodszy samotnik pokiwał głową, wzdychając głośno.
- Nie wiem czy to pomoże. Czy... mamy szansę wygrać z tyloma kotami... Ale przekaże twoje słowa...
- Spotkałam nocniaka. On też chce ich klęski. Znam też liderkę Klanu Burzy, ale to niech pozostanie sekretem. Ona też jest przeciwko Mrocznej Gwieździe, bo miała zatargi z poprzednim liderem wilczaków, który był jego mentorem. Jeśli też jej doniosę... To jest szansa, że ona też może coś zrobi. A nawet jeśli nie... Na pewno nie jesteśmy jedynymi, którzy stracili przez niego kogoś bliskiego. Którym popsuł życie. Którym odebrał bliskich - rzekła, po czym chwyciła delikatnie ciało podstarzałej kotki za kark. Było takie... lekkie. Położyła ją sobie na grzbiecie. - Chodźmy. Urządzimy jej godny pogrzeb.
Odeszli wraz z Pleśniakiem dalej w las, by przygotować to, co miało nadejść. Stary duch walki do niej powrócił z dużą siłą. I trzeba było kuć żelazo póki gorące.
***
Odbył się pogrzeb. Pochowali czekoladową kotkę pod młodym, pokrzywionym cisem, oddalonym nieco od lasu, nad brzegiem jeziora, które otaczały żarnowce. W tym miejscu wiatr łagodnie wiał. Niewielkie dzwonki zawieszone na gałęziach drzewka były własnością zmarłej. Pleśniak powiedział jej, że kotka kochała je. Że kradła je dwunożnym i przynosiła tutaj, by ozdobić to miejsce. Obok znajdowała się mała, przytulna nora, wypchana mchem, w której dalej unosił się zapach kocicy. Zbudowali stosik z kamieni specjalnie dla niej i pomalowali go farbą od Bałwanka przyniesioną w lekkim, plastikowym kubku.
Pleśniak, Bylica a także jej potomkowie złożyli różne rzeczy – pióra, kwiaty, nawet parę szpargałów znalezionych w mieście ku czci poległej. Po pazurach widać było, że walczyła. Chciała żyć. Chciała żyć razem z Pleśniakiem. Ale Mroczna Gwiazda i inne wilczaki odebrały mu to. Tak jak porwali jej córkę, tak jak ją próbowali zabić. To ostatnie im się nie udało… ale wiedziała, że nie każdy miał tyle szczęścia. Ta teraz pusta nora bez właściciela była najlepszym dowodem.
Skierowała się w stronę Drewnianego Gniazda. Miała jeszcze jeden pomysł, co mogła zrobić… rozpierała ją furia. I czas było ją wyładować.
***
Jej córki czaiły się w wodzie. Obserwowały uważnie granicę Klanu Wilka. Już od dłuższego czasu czekali na okazję. Szum wody dochodził do uszu Bylicy, gdy dostrzegła jak ktoś idzie tuż przy granicy. Nadstawiła ucha, a jej wąsy zadrgały.Czarna kotka niczego się nie spodziewała. Patrolowała granicę, drapała drzewa, oznaczała teren. Deszcz, która wlazła na drzewo po stronie wilczaków dała znak ogonem.
Jeden tik.
Tamta kotka była… sama. Samiutka…
Wprost idealnie.
Bylica po odebraniu sygnału sama posłużyła się innym. Było nim zaszeleszczenie mocno w zaroślach po drugiej stronie kamiennego przejścia. Znalazły je szukając odpowiedniego miejsca na to, co miały zamiar zrobić.
Członkini Klanu Wilka połknęła haczyk.
Spojrzała na drugi brzeg, mrużąc oczy. Bylica widziała, jak młodsza próbuje wypatrzeć ją pośród traw rozwiewanych przez wiatr.
Nie wyczuwała ani nie słyszała, jak tuż za nią, skrada się pierwsza łowczyni. Najsilniejsza z jej córek.
Krokus rzuciła się na czarną, powalając ją. Ta odepchnęła napastniczkę, zdziwiona, ale nie otrzymała ani chwili wytchnienia, bowiem z boku wskoczyła na nią Skowronek, zaczynając ją kąsać i ranić, drapać po boku i odskakiwać, gdy ta próbowała ją uderzyć. Dobrze ją wyszkoliła…
Jednolita klanowiczka przeturlała się. Kopnęła szylkretkę po brzuchu, gdy ta próbowała ją przekręcić i chwycić za kark. Brązowookiej udało się odepchnąć jedną z napastniczek. Krokus rzuciła się na nią z drugiej strony, lecz czarna szybko zrobiła unik.
Nie miała jednak z nimi szans, bo mieli wszystko dokładnie zaplanowane.
Deszcz zeskoczyła na nią z drzewa. Bylica szła już wtedy po przejściu z głazów i usłyszała, jak coś trzasnęło.
Już myślała, że Deszcz zabiła czarną skacząc na nią z takiej wysokości, ale jednak nie. Ta dalej miotała się, ale jej tylne łapy przestały się ruszać.
- Witaj – miauknęła wiekowa kotka, podchodząc do przybitej do ziemi czarnej.
- Kim jesteś?! Co wy wyprawiacie?! To jest teren Klanu Wilka, jak śmiecie! Mroczna Gwiazda sprawi, że za to wszystko zapłacicie! – wrzeszczała kotka.
- Jak masz na imię? – spytała Bylica.
- Co? Żarty sobie ze mnie stroisz, zapchlona samotniczko?! – oburzyła się obca, ale gdy Krokus podeszła do niej i dała jej po pysku z wysuniętymi pazurami, odpowiedziała. – G-gawroni Lot. – miauknęła – Czemu chcesz to wiedzieć?
- Ach, tak jakoś… - odparła Bylica – Wiesz… ja tutaj nie jestem bez powodu… - Łapą nakierowała pysk kotki na siebie – Twój lider morduje samotników. Urządza sobie polowania, wchodząc na nasze tereny nocami ze swymi poplecznikami. Bawi się naszym życiem. Porywa i zabija nam bliskich. My też potrafimy być okrutni… Ale wszystko ma swoją cenę. A twój lider… Zapomniał, ile samotników jest na tym świecie. I że porywanie kotów z innych klanów też jest skrajnie niebezpieczne…
- C-c… Co? – wydukała kotka, patrząc na nią rozszerzonymi ze strachu oczyma.
- Przykro mi więc, że tak musisz skończyć… Ale twój lider przegiął. Zadarł z niewłaściwą osobą. – odparła. – I ty poniesiesz za to cenę. Najpierw ty… a potem inni… i tym samym on.
*tw gore*
- Czekaj, co chcesz ze mną zrobić? – spytała przerażona czarna.
Wiatr wzmożył się, a burza zaczęła nadciągać. Wicher rozwiał półdługie, srebrne futro samotniczki, patrzącej na swą ofiarę z żalem i politowaniem, ale także wściekłością i pewnością.
Liderka przeniosła spojrzenie na swe córki, po czym skinęła głową.
- Dokończcie to. Do widzenia, Gawroni Locie. Jeśli masz rodzinę w Klanie Gwiazdy… Przygotuj się na spotkanie ich.
Nim Gawroni Lot zdążyła cokolwiek powiedzieć, dwie samotniczki zatopiły kły w ciele kotki. Zaczęły rozrywać jej skórę i wyrywać futro. Wrzask rozniósł się w powietrzu, został jednak zagłuszony przez wiatr, oraz gromy burzy. Tak samo, jak ślady Bylicy zostaną zmyte przez strugi deszczu.
Bylica podeszła bliżej. Jej córki uniosły głowę czarnej. Łzy tańczyły w ciemnych oczach.
Stara samotniczka chwyciła swymi ostrymi kłami za gardło kotki, zakańczając jej krótki w porównaniu z tym jej własnym żywot.
Pozostanie po nich tylko rozprute ciało, z którego jelita kotki zostaną powieszone na drzewie, reszta organów poukładana wokół niej, oraz kwitnące kawałki rośliny, zwanej bylicą, włożone do pyska martwej, oraz złożone w jej łapach tak, jakby wyglądały na bukiet podarowany komuś w prezencie. Bukiet… zroszony krwią.
Postaci NPC: Skowronek, Deszcz, Błotniste Ziele, Sroka, Pleśniak, Gawroni Lot [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz