Szła powoli na drżących nogach, posuwając się delikatnie do przodu. Nie sądziła, że kiedykolwiek się to stanie… Ale jednak. Wygnanie spowiło ją od łap aż do czubku ogona. Nie mogła wrócić bo ją zabiją. Każdy krok zdawał się jej być porażką… Nie zdawała sobie sprawy, że mogło to się kiedykolwiek tak skończyć. Starała się… Naprawdę. Ale oczywiście porażka życiowa nie mogła niczego dokonać. Nie nauczyła się polować, walczyć, nawet zbieranie mchu dla starszych nie było przez nią opanowane do perfekcji. Chciało jej się płakać. Tylko trochę. Rozpierał ją gniew, wszędzie, choć z zewnątrz wyglądała jakby była oszołomiona. To był fakt, ta sprawa ją zadziwiła… Lecz nie do tego stopnia. Wciąż słyszała słowa Iglastej Gwiazdy, skazujące ją na wygnanie. Zaskoczone szepty członków klanu. Na pewno jej dobrze nie wspominali. BO KTO OPŁAKIWAŁ LENIWĄ KLUCHĘ. No chyba nikt. Tak właśnie wypadła przy innych. Nawet nie udało się jej wziąć jej piórek ze sobą. Tylko te dwa niebieskie, znalezione tego dnia przy obozie, sterczały za uchem, które wyłapywało coraz więcej dźwięków. Zresztą, zawsze tak się działo, gdy było się skołowanym. A ona była do tego stopnia, że nie miała ochoty poruszać się do przodu. Znaczącym pytaniem było, gdzie się podzieje. Do innego klanu chyba nie dojdzie. Do śmierdzących klifiaków na pewno nie, zresztą graniczyli z nimi więc wiele razy miała okazję widzieć ich obrzydłe pyski. A do półryb oraz królikożerców nawet by się nie zbliżyła. Oh. Chyba żeby… Nie. Nie upadła tak nisko, by teraz wracać do punktu początkowego i zmienić się w pieszczocha. Ble. Łaszenie się do nóg Dwunożnych nie było w jej stylu. Ale i życie wygnańca nie wydawało się być takie ciekawe… Sama musiała o siebie zadbać, samej znaleźć miejsce do spania. A wrogie klany na pewno nie popuszczą jej łażenia po ich terytorium. Czyli sprawa wyglądała niezbyt dobrze.
Już sama teraz czuła się nieswojo. Czy to była kwestia nieogarniętego wyglądu czy może tego, co zżerało ją od środka, to musiała na chwilę zrobić sobie przerwę. Pospiesznie poprawiła futro, by nie odstawało jej we wszystkie strony, zaplątała mocniej pierze na jej czubku głowy (sama nie wiedziała po co je nosi, ale cóż, to było dość ładne). Pochyliła się bardziej, starając dotrzeć do bardziej niedostępnych miejsc na kikucie który posiadała, lecz przerwało jej ciche chrobotanie w drewno. Odwróciła szybko głowę. Mysz. Głupia mysz. Na nią to już chyba umie polować. Uśmiechnęła się szeroko. Jedno polowanie nie zaszkodzi… Nikt za nią nie szedł. Przynajmniej tak sądziła. Przysiadła niezdarnie kołysząc ogonem. Skupiła oczy na jednym punkcie. Tym małym… Tłustym… stworzonku. Musiała w końcu naładować akumulatory na… Wygnanie. Potrząsnęła głową. Nie to ją teraz obchodziło. Podeszła najciszej jak umiała. Stawiała łapę za łapą. Nagle nadepnęła na liść. Cichy trzask przestraszył ssaka, który odskoczył i prędko zniknął w norce.
- Co ty sobie myślisz?!- rozległ się za jej plecami wrzask. To była Borsuczy Krok.
- Czemu tu jesteś?- warknęła na kotkę pusząc się niezmiernie.
- Miałaś opuścić te tereny. Nie jesteś już członkiem klanu, won z tego terytorium!- syknęła starsza.
- Za nieróbstwo? Też mi coś!
- Zostałaś wygnana.
- Myślisz, że mnie to obchodzi?
- Powinno! Z takim brakiem zdolności.
- Nie można próbować?- zaczęła dawna uczennica Klanu Wilka. Bura jednak nie dawała jej dojść do słowa. Warczała cicho, lustrując czarno-białą. Jedyne co mogła robić, to zamknąć oczy. Zamknąć je, by nawet nie gapić się na tą babę.
- Czego chciałaś spróbować? Przecież na Klan Gwiazd niczego nie umiesz, pomyłko życiowa i znajdo!- teraz to jej dawna mentorka się zdenerwowała.- Po co cię ten Świt tu zabierał to nie wiem… Żeby teraz płakać nad taką idiotką...- co chwilę gadała, lecz koteczka już jej nie słuchała. Młóciła tylnymi nogami próbując wydostać się z ucisku, każda chwila była dla niej ważna. Próbowała coś zrobić, by w końcu jej dawna mentorka dała jej spokój. Szybko otworzyła oczy. Dosłownie na chwilę. Jej oczom niestety ukazała się podniesiona łapa, a po sekundzie rozległ się wrzask. Dopiero potem zobaczyła swoją otwartą buzię. Krew lała się z jej policzka, gdzie kątem oka zauważyła trzy długie rysy. Piekło ją jak diabli, starała się opanować. Czerwona ciecz wciąż płynęła i płynęła, brudząc jej futro. Ciało Borsuczego Kroku nagle cofnęło się, dając jej drogę ucieczki. Jak najszybciej wstała na nogi. Nie wiedziała jakim cudem, czy to sami zapchleni przodkowie dodali jej sił, ale pędziła. Dosłownie, starała się wymijać drzewa. Za jej głową rozległ się jeszcze tylko krzyk.
- To na pamiątkę! NIGDY JUŻ TU NIE PRÓBUJ WRACAĆ!!!!
- NIE SPRÓBUJĘ!!!!!
* * *
( po około godzinie)
Była daleko. Daleko terytorium Klanu Wilka. Cieszyła się niezmiernie, dosłownie uśmiechała się na myśl, że nie musi tam wracać. Ranę na twarzy przycisnęła pospiesznie pajęczyną, jak to widziała kiedyś u medyków. Na początek próbowała liściem, żeby jakoś zatamować krwawienie, lecz szybko skapnęła się, że nie nadaje się nawet do przytrzymywania. Ciągle spadał jej, a zakrzepła krew była pod spodem… Tej wciąż płynnej. Nocna Łapa nie wiedziała gdzie się podziać, na razie chodziła pomiędzy granicami, przyprawiając o zdenerwowanie pewnie wiele kotów, gdyż kiedy spacerowała sobie, nie zwracając uwagi na nic, zapach jej byłego klanu rozsiewał się wszędzie dookoła. Dopiero teraz to zauważyła. Eh. Przynajmniej zostawi coś po sobie. ZAPACH. Sama już coraz bardziej odczuwała tą stratę. Nie zostanie już wojownikiem, nie będzie szkolić ucznia, nie będzie miała partnera (choć to może jeszcze się uda…) ani… Nic. Po prostu nic jej nie zostało niż włóczenie się po terenach do nikogo nie należących. Po prostu… Czuła pustkę… Przed nią była łąka, choć lekko podtopiona, to mieniła się kolorami. Wszystko było tu ironiczne. Tak tu wesoło, świergotały ptaszki, kwiatki i zwierzątka. Po prostu świetnie. Nocna Łapa powoli przysiadła, wpatrując się w małe, drobne, niebieskie płatki roślinki. Świetnie znała ich nazwę. Niezapominajki. Sama zdała sobie sprawę, że nie umie zbyt zapamiętywać ruchów bitewnych, ale… Z nazwami było lepiej. Kotka powoli urwała kwiatki i wpięła je w futro, tuż przy uchu (tym samym, na którym były pióra oczywiście). Ona nigdy nie zapomni o tym co się działo w Klanie Wilka. O ataku, o kontaktach z Świtającą Maską. O NICZYM. A szczególnie o swoim wygnaniu. Kiedyś nadejdzie czas na zemstę, kiedy pokaże na co ją stać. Nauczy się wszystkiego potrzebnego do życia. Da sobie radę… Od teraz nazywała się Nocne Pióro. Sama sobie nadała imię wojowniczki, choć nią nie jest. Ale teraz jest wolna. Może robić co chce. I co jej przeszkodzi? Nikt. Kompletnie nikt. Zdawała sobie sprawę, że sama musi o siebie zadbać, lecz uda jej się. Da. Sobie. RADĘ!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz