Propozycja Jesionowego Wichru była dla kociaka zaskakująca - szczególnie ze względu na fakt, że przed chwilą zaatakował go szyszką.
- Słyszałeś kiedyś o „kocich kształtach”? - zapytał zastępca, a point zmarszczył pysk. Nie przypominał sobie, aby kocięta Wrzosowej Polany kiedykolwiek wspominały o czymś takim. Jesionowy Wicher, który wyraźnie uznał jego milczenie za zaprzeczenie, uśmiechnął się przyjaźnie. - Jeśli wytarzasz się w śniegu, zostawiasz na ziemi taki ciekawy ślad – stwierdził i przewalił się na bok, zaczynając szurać łapami po podłożu. Liliowy zrobił wielkie oczy, z przestrachem przyglądając się czekoladowemu. Czy kocur doznawał jakiegoś ataku? Czy był chory?
Na szczęście Jesionowy Wicher szybko podniósł się i strząsnął z futra zalegający na nim śnieg. Jabłuszko odetchnął z ulgą - a więc nie prosić o pomoc tych strasznych medyków. Zastępca wyciągnął łapę i wskazał na powstały na ziemi kształt.
- Widzisz? Zrobiłem chmurkę - stwierdził. Jabłuszko spojrzał na śnieg i radośnie machnął ogonem. Rzeczywiście! Ślad wyglądał zupełnie jak puchaty obłoczek. Kociak zamruczał głośno, z uwielbieniem wpatrując się w czekoladowego.
- Czy… T-też mógłbym spróbować? - zapytał nieśmiało, przestępując z łapy na łapę. Zastępca uśmiechnął się uprzejmie i wskazał kociakowi małą, jeszcze niepodeptaną zaspę.
- Dalej - zachęcił go, a liliowy pisnął radośnie, rzucając się na śnieg.
***
*skip do teraźniejszości*
Fale przyjemnie obmywała jego ciało. Zimna woda przynosiła ulgę, ochładzając miejsca, w których sierść została wyrwana, a zadrapania nie zdążyły się do końca zasklepić. Jabłkowa Łapa stał zanurzony po szyję w rzece. Wyglądał niezwykle spokojnie - miał zamknięte oczy, a jego uniesiony w górę ogon nawet nie drgał. Jednak w jego głowie trwała nieustająca gonitwa myśli. Przed oczami na nowo odtwarzała się scena walki. Był tam, siedział skulony na drzewie, niezdolny do ruchu. Agonalny krzyk Rzecznej Bryzy rozdarł powietrze. Błysnęły ostre kły. Krew pokryła paprocie.
- Jabłkowa Łapo, co robisz? - zawołał Psia Łapa, stając na brzegu. Uczeń podskoczył, odwracając się na pięcie. - Spokojnie, to tylko ja - odezwał się cynamonowy, ruchem ogona przywołując syna do siebie. Liliowy spuścił wzrok i wdrapał się na brzeg.
- Przepraszam, nie chciałem tak zareagować - wymamrotał, otrząsając się z wody. Psia Łapa spróbował się uśmiechnąć - nietrudno było jednak zauważyć, że zrobił to tylko ze względu na syna, bo jego oczy lśniły smutkiem.
- Nic się nie stało - odpowiedział szybko, a Jabłuszko rzucił w jego stronę pełne bólu spojrzenie. Nie miał racji, stało się WSZYSTKO. Rzeczna Bryza odeszła, już jej z nimi nie było. Już nigdy nie wtuli się w jej ciepły bok, już nigdy nie pójdzie z nią na polowanie, już nigdy nie usłyszy jej melodyjnego śmiechu. Psia Łapa odchrząknął, robiąc krok w jego stronę. - Jak twoje oko? Rano nie wyglądało zbyt dobrze… - zagadał, a Jabłkowa Łapa szybko odwrócił głowę, zasłaniając prawą stronę pyska. Ani on, ani jego ojciec dokładnie nie wiedzieli, co spowodowało infekcję - być może zatarł je sobie, być może winne było pozostawione przez psa zadrapanie. Nieważne dlaczego, oko Jabłkowej Łapy zaczerwieniło się i zaropiało. - Mogę pójść i popytać, może ktoś potrafiłby ci pomóc - zaoferował Psia Łapa.
- Ja… - zaczął niepewnie uczeń, garbiąc się jeszcze mocniej. - C-chcę wrócić do Klanu Nocy – wyszeptał. Cynamonowy drgnął i rozchylił pysk ze zdziwieniem.
- Jesteś pewien? - zapytał cicho, a Jabłkowa Łapa pokiwał głową. - Nie sądzisz, że... to za wcześnie?
Liliowy zacisnął powieki, a przed oczami zmaterializował mu się obraz wielkiego psiego pyska. Zadrżał, ponownie czując otaczający go swąd krwi.
- Ja… Nie pożegnałem się z mamą - przełknął ślinę, a Psia Łapa przyłożył pysk do jego głowy w geście pocieszenia. - Chciałbym… Chciałbym chociaż położyć kwiaty na jej grobie - mruknął przez zaciśnięte gardło, a oczy mu się zaszkliły. - Nie potrafiłem jej pomóc - jęknął płaczliwie, wtulając głowę w pierś ojca. Cynamon zamruczał uspokajająco i czule zmierzwił sierść syna.
- To nie twoja wina - szepnął, a Jabłkowa Łapa wbił wzrok w ziemię. - Jeśli właśnie tego potrzebujesz, wróć do swojego Klanu - wymruczał, odchodząc kilka kroków do tyłu. - Ale pamiętaj, zawsze możesz do mnie wrócić.
Jabłkowa Łapa pierwszy raz od trzech wschodów słońca uśmiechnął się smętnie.
- Dziękuję, tatusiu - odparł, ocierając się o kocura.
Psia Łapa odprowadził go aż do granicy. Liliowy doceniał, że ojciec powstrzymywał się przed komentowaniem, mimo że ewidentnie nie pochwalał jego działań.
- Trzymaj się - wymruczał cynamonowy, ostatni raz ocierając się o syna. - I pamiętaj, że zawsze możesz wrócić.
Jabłkowa Łapa pokiwał głową i odwrócił się na pięcie. Zawahał się. Czy naprawdę chciał wrócić? Czy chciał być w miejscu, które nieustannie przypomina mu o śmierci matki? Zastrzygł uszami, odganiając wątpliwości. Musiał to zrobić - dla Rzecznej Bryzy. Wziął głęboki oddech i ruszył w las.
Straszliwe cienie otoczyły go ze wszystkich stron. Każdy dźwięk przyprawiał go o dreszcze - miał wrażenie, że zaraz ujrzy krwiożerczą bestię wyskakującą z krzaków. Poczuł, że robi mu się duszno. Nie, nie, nie, wcale nie chciał wracać. Serce biło mu dwa razy szybciej niż normalnie. Wielki psi pysk… Gdzie nie spojrzał, widział błyskające w ciemności oczy potwora. Rzucił się do ucieczki. Biegł na oślep, nie zważając na przeszkody, byleby być jak najdalej od tego straszliwego miejsca.
Nagle z całej siły uderzył w stojącą mu na drodze postać. Zaczepieni o siebie potoczyli się kilka króliczych skoków dalej. Liliowy szybko odskoczył w bok i (próbując uspokoić nienaturalnie przyśpieszony oddech) najeżył się, sycząc głośno.
- Jabłkowa Łapo! - zawołał drugi kocur, a sierść pointa opadła. Jesionowy Wicher wpatrywał się w ucznia z zaskoczeniem. - Nie było cię przez trzy dni, byliśmy pewni, że nie żyjesz!
Liliowy skulił się i zadrżał spazmatycznie. Jego niebieskie oczy natychmiast wypełniły się łzami.
- Ja… - wydusił, dygocąc. - P-przepraszam.
< Jesion? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz