- Uszatka zajmie się twoim szkoleniem.- powiedziała Szyszka.
Brzoskwinka otwarła szeroko oczy. Oficjalnie została uczniem. Obrała inną drogę niż wcześniej… Było dobrze. Przypomniała sobie słowa liderki “Daje ci dziesięć księżyców na zakończenie szkolenia”. Potwierdziła te słowa, ale… Czy da radę. Musiała przynajmniej się postarać. Nie mogła zawieść cioci. Bo co jeżeli się nie uda? Wiara w nią zostanie zrujnowana.
- Dziękuję…- cicho odparła, troszkę przytłoczona tą sytuacją. Czarno-biała kotka uśmiechnęła się w jej stronę. Ona postarała się przyjąć pewną postawę. Wyprostowała plecy i podeszła do nowej mentorki. Szyszka skinęła głową po czym zwróciła się do niej.
- Mam nadzieję, że dasz z siebie wszystko.
- Ja… Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Będzie dobrze.- dodała jeszcze przywódczyni widząc jak zestresowała się młoda szylkretka. Będzie dobrze, będzie dobrze…- powtarzała sobie te słowa w myślach. Godnie zacznie trening. Zostanie wojowniczką jak reszta rodziny. Będzie… Będzie dobrze.
***
Stąpała lekko po podłożu, skradając się w stronę małej nornicy. Wbrew pozorom, to czego się uczyła, było w miarę normalne. Polowanie, walka, wspinanie na drzewa… Patrolowanie, sprzątanie u starszyzny czy w żłobku. Całkiem przyjemnie się czuła, gdy budząc się, wiedziała jaki ma cel. Zostać prawdziwym członkiem Owocowego Lasu. Miała przy sobie wspierające ją koty, Uszatkę, Leszczynę, Trzmiela, o dziwo także Jabłko oraz Szyszkę. Życie nie było zbyt skomplikowane. Wszystko było… Spokojne. Przynajmniej by było, gdyby nie śmierć Sokoła. Ten cios dotknął całą rodzinę liderki. Przygnębienie wisiało w powietrzu. Zaskoczenie, smutek… Żałowała, że nie spędziła wujkiem więcej czasu. Jednak czasu nie dało się cofnąć. To co się stało miało się stać. Wciąż były tu koty, o które trzeba było zadbać. A jej zadanie było dla niej zbyt ważne, by w nieskończoność zamartwiać się… Tą stratą.
Dziś Uszatka postanowiła dać jej wolną rękę. Musiała upolować dość zwierzyny, by klan nie głodował. Czyli według niej gdzieś około 3 sztuk zwierzyny, biorąc pod uwagę inne patrole łowieckie. Na razie miała drozda oraz mysz. A ta nornica by się przydała. Dlatego przysunęła się bliżej zwierzątka, które gryzło mały orzech. Było chyba nieświadome niebezpieczeństwa. Za chwilę miało spocząć w jej pyszczku. Tak jak ją uczyła czarna bicolorka. Mysz wyczuje twoje kroki nim cię zobaczy. Jeszcze techniki na nornicę nie słyszała, ale może ta się przyda. Odpowiedni moment… Teraz! Brązowe ciałko miało już uciec. Pazury Brzoskwinki jednak dosięgły go, po czym ugryzła je w kark. Zwierzątko bezwładnie leżało na ziemi, a mordka calico miała teraz kilka kropel krwi na futrze. Szybko je wytarła. Dobrze. Miała na tyle, wracała do obozu. Chwyciła nornicę za ogon, po czym poszła odkopać resztę zwierzyny. Zapamiętała, że ptaka zostawiła (oczywiście osłoniętego) tuż przy krzaku obok wielkiej gruszy, a gryzonia ledwie dwie długości lisiego ogona dalej. Tam ich znalazła.
Nie oddalała się zbyt od najbezpieczniejszego miejsca w Owocowym Lesie, więc tuż przy jabłonce była szybciutko. Tuż przy wejściu do obozu stał Jabłko. Pewnie został wyznaczony do stania na warcie. Tylko skinęła oschle głową do kremowego kocura, ale ten ją zagadał.
- Jak ci poszło?- Pewnie wiedział, jaki był cel jej wyprawy. Wypluła pióra, w tym także upuściła drozda.
- Tak jak widzisz.- odparła, po czym ruszyła nie biorąc po drodze pozostawionej piszczki.
- Poproszę kogoś innego by zaniósł to dla Stokrotki!- krzyknął za nią. Prychnęła w odpowiedzi. Ona i jej brat spodziewali się potomstwa. Jabłko dbał o partnerkę najbardziej jak mógł. Brzoskwinka była tylko wkurzona, gdy dowiedziała się o sytuacji.
Przy drzewie była już Uszatka. Przekazała jej mysz, po czym ruszyła w stronę legowiska przywódcy. W środku jak przeczuwała, znalazła Szyszkę. Leżała ona wpatrzona w nicość.
- Ciociu! Chcesz ze mną zjeść tą nornicę? Proszę, sama upolowałam!- uśmiechnęła się lekko podsuwając zwierzątko.
<Szyszko? <3 >
<3
OdpowiedzUsuń