Wiedział, że przybyli za późno. Przywitały ich krzyki, razem z zapachem krwi i paniką tworzące przerażającą mieszankę, której bury miał nadzieję nie doświadczyć już nigdy. Wszystko wydawało mu się tak odległe… Ledwo dotarł do niego krzyk Mokrej Gwiazdy, mający być hasłem do ataku. Ruszył dopiero, gdy ktoś wybiegający zza niego go potrącił, wytrącając z letargu.
Po prostu walczył. Drapał, gryzł, szarpał i kopał. Odskakiwał i syczał, gdy dosięgały go kolejne pazury. Nie miało znaczenia czyje. Liczyła się tylko panika, kiełkująca na dnie jego serca, mechaniczne, wyćwiczone z wujkiem ruchy i kolejne wrogie ślepia, wpatrujące się w niego z nienawiścią lub strachem.
Możliwe, że w dziwnym szale kogoś zabił, ale nie był pewny. I nie chciał się nad tym zastanawiać. Wystarczyło, że za każdym razem, gdy się odwracał, kątem oka dostrzegał wpatrzone w siebie, przerażone ślepia tamtej kotki.
I nagle wszystko ucichło. Nie było już z kim walczyć. Koty spoglądały na siebie, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Odzywały się pierwsze, nieśmiałe okrzyki radości.
Byli wolni. Ale czy po tym, co przeszli, to miało jeszcze jakieś znaczenie?
Kocur dostrzegł swoją matkę, z szaleństwem w ślepiach przyglądającą się czarnemu trupowi. Krew rozmazała się na całym jej futrze, nadając jej wygląd demona z Mrocznej Puszczy. Warczała, gotowa natychmiast rzucić się na zmasakrowane ciało, gdyby tylko postanowiło wstać.
Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Chwilę zajęło mu, żeby w zalanej krwią sylwetce rozpoznać własną siostrę. Jej zimne spojrzenie było jeszcze gorsze niż szaleństwo kryjące się w ślepiach matki.
Poczuł się nagle potwornie samotny.
Martwą ciszę obozu co chwilę rozdzierała kolejna skarga lamentujących ojców, matek, sióstr, braci, partnerów i dzieci. Nie potrafił ich słuchać. Miał ochotę uciec jak najdalej od obozu, gdzie nie dotrze już żaden zabijający jego serce płacz. Nie potrafił. Coś trzymało go na miejscu, mówiąc, że właśnie tak musi być. Każąc słuchać uważnie i rozpoznawać kolejne koty, które kogoś straciły.
Nagietkowa Pręga, Senny Świt, Leśny Świt, Kukułek, Tygrysia Pręga. Przygasający Płomyk. Ostrokrzewiowy Cierń.
Spojrzał na leżącego na środku obozu czarnego trupa. Na jego zastygłym w zaskoczeniu pysku siedział kruk, próbując wyszarpnąć z oczodołu szkliste oko. Nikt mu w tym nie przeszkadzał.
Kątem oka dostrzegł siostrę. Ciągnęła za kark sporego trupa, w którym kocur rozpoznał Bagienny Kwiat. Odwrócił wzrok, pozwalając kocicy dalej zmierzać w stronę miejsca, w którym spoczywali ich zmarli.
Kruk zakrakał i przyjrzał mu się uważnie, po czym wrócił do posiłku.
- Gdzie jest Wawrzynek?
W legowisku zapadła cisza. Tylko Borsuk utkwiła w nim swoje brązowe ślepia. Po chwili namysłu, gestem nakazała mu iść za sobą.
- On powinien ci powiedzieć - miauknęła, spoglądając na stojącego samotnie Modrzewiową Korę. Bury nawet nie miał siły, żeby się zdziwić. Po prostu zostawił siostrę, podchodząc do przyjaciela.
- Gdzie jest Wawrzynek? - powtórzył pozbawionym emocji głosem.
Przez pysk wojownika przetoczyła się cała gama uczuć - zaskoczenie, przerażenie, w końcu zmieszanie i rezygnacja. Spuścił wzrok i zacisnął ślepia, jakby walcząc z napływającymi do nich łzami.
- Nie żyje - miauknął cicho.
Serce burego na moment stanęło. Nie żył. Wawrzynowa Łapa nie żył.
Jego przyjaciel wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale nie potrafił. Wróbelek czekał.
- Skrzywdził Sarenkę - wydukał w końcu wojownik. - Więc ja… skrzywdziłem jego.
Nie miał siły. Nie miał siły na złość, nie miał siły na rozpacz, nie miał siły nawet, żeby się zdziwić. Po prostu odwrócił się i odszedł, bez słowa mijając kolejne koty. I tak szedł. Biegł, słysząc za sobą wołanie swojego najlepszego przyjaciela.
Nie odwrócił się.
Wróbel jeju:((
OdpowiedzUsuń