- Jesionowy Wichrze, jak dobrze, że jesteś! Zauważyłam go przed chwilą! Kaczorek jest na drzewie!
Gdy to usłyszał odwrócił się we wskazanym kierunku i od razu upuścił na ziemię swoją zdobycz. Dostrzegł go.
- Cesc, tato! - przywitał się Kaczorek, poruszając wąsikami oraz machając radośnie ogonkiem, przez co gałąź znowu niebezpiecznie się poruszyła.
Nigdy nie spodziewał się, że będzie kiedyś na miejscu swojego ojca. W końcu czekoladowy kiedyś za kociaka, również wszedł na drzewo i dopiero interwencja Kaczego Pląsu - ojca Jesionowego Wichru, uratowała go od przesiedzenia całego dnia na gałęzi. Wtedy też odkrył ptasie jaja, które stały się jego smakołykiem. Patrząc na Kaczorka tak wysoko nad ziemią, mógł poczuć to, co niegdyś jego ojciec. Strach, niepokój i obawę. Zwłaszcza, że gałąź się niebezpiecznie poruszała. Szybko podbiegł do drzewa i w kilku susach znalazł się na wysokości karzełka. Nie miał zamiaru wchodzić na gałąź. Jeszcze by się złamała, a Kaczorek spadłby na ziemię. Wbijając pazury mocno w korę, starał się chwycić rude futerko kocurka.
- Kaczorku... Spokojnie. Podejdź bliżej. Zaraz cię stąd ściągnę - powiedział.
- Ale tu jest wysoko, wiesz?
- T-tak. Wiem. Ale nie ruszaj się tak bardzo! - miauknął widząc jak ponownie gałąź drży.
Kociak widząc niepokój ojca, powoli się zbliżył. Mądry malec. Kiedy był blisko, złapał go za kark i zszedł sprawnie na ziemię, kładąc go ostrożnie na łapy.
- Synku... - odetchnął z ulgą. - Proszę cię.
- Tak wiem... - Przewrócił oczami. - Kala...
- Nie...
Kaczorek spojrzał na niego zaskoczony. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Nie będę cię karał za to. Wiesz... Gdy byłem w twoim wieku... Zrobiłem dokładnie to samo... - wyznał kociakowi.
Widząc jak ten nadal próbuje przetworzyć jego słowa, popchnął go nosem w kępę liści.
- No już. Wracamy. - miauknął podnosząc ponownie rybę i kierując swoje kroki do stosu ze zwierzyną.
***
Pora Nagich Drzew była okropna. Marzł ponownie. On chyba nigdy nie przyzwyczai się do tych mrozów! Drżąc, wszedł do pachnącego mlekiem żłobka, czekając na atak swoich dzieci. Pierwszy dopadł go Kaczorek opowiadając o śniegu. Więc już widzieli...
- Kiedyś bawiliśmy się z twoim ojcem w wielkiej zaspie - powiedziała swoim pociechą Brzoskwiniowa Bryza. - Biedny starał się być miły i nie powiedział mi, że było mu za zimno.
Poczuł jak oblewa go fala gorąca. Tak... Ta zabawa mu się nie podobała, jednak nie chciał psuć kotce miłych wspomnień, dlatego kiedy byli już starsi i wspominali swoje harce z młodości, wyjawił ten fakt ukochanej. Najwyraźniej był to błąd.
- Jak można nie lubić śniegu? - zwrócił się do niego Kaczorek.
- Nie, że nie lubię. Tylko jest strasznie zimny. Raz spadła mi na głowę zaspa, a szalała wtedy ogromna zamieć. Mój brat Malinowa Łapa próbował mnie z niej wyciągnąć. Po tym incydencie byłem chory... Dlatego nie przepadam za Porą Nagich Drzew. - wyjaśnił swoim dzieciom. - Ale... To nie znaczy, że wy nie możecie się bawić.
- A pobawisz się z nami? Prosimyyyy - Dwie kuleczki zwróciły na niego swoje wielkie oczka.
Tylko Jesiotr rozumiał ojca i nie zmuszał go do niczego.
- Dobrze... - westchnął. - Ale nie w zaspach. Możemy się porzucać śnieżkami, dobrze?
<Kaczorku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz