Orlik, przechadzając się po żłobku, znalazł dużą ilość liści, zebranych w jedną kupę, z boku żłobka. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Jedna królowa kilka dni temu wprawdzie tu spała, ale do jej nosa dostał się jeden listeczek i spokojne legowisko zostało obsyczane przez dorosłą kotkę. Kocięta nie podchodziły do martwej natury, bo tylko leżała i leżała i nic z nią nie dało się zrobić.
Przechylił łepek, zastanawiając się usilnie, co zrobić, aby liściom się nie nudziło. Gdyby on był skazany na wielodniowe leżnie wśród traw, niezależnie od pogody, znudziłby się.
- Przecież... Lubicie gonić siebie nawzajem i uciekać nam - rzekł kociak ni to do siebie, ni to do multikolorowej czapy. - Trzeba was do tego zmusić! Jesteście leniwe na stare lata! Oczywiście! Stare koty też leżą i leżą, bezczynnie gapiąc się na siebie.
Zachwycony swoim pomysłem Orlik udał się do grupki znajomych sobie kociąt i rodzeństwa. Opowiedział o samotnych, niemłodych liściach nudzących się przy granicy żłobka. Niektóre maluchy wydawały się zainteresowane, a w ich oczach skrzyły się iskierki radości. Inne były... Znudzone? Nieprzekonane? No tak... minęły czasy, gdy wystarczyło powiedzieć LECI WRÓBELEK, by zachęcić nowe pokolenie Klanu Burzy do zabawy. Dzieci dorastały i zaczęły dostrzegać, że dorośli celowo je infantylizują w celu zniechęcenia ich do opuszczania matek czy terenu żłobka.
Zerwał się wiatr. Silny i chłodny. Pełen wilgoci i nieszczęścia, ale i posmaku nadchodzących ciepłych dni. Trawy powiewały w rytm lekkiego wietrzyku, a kupa liści... Zniknęła! Wzbiła się w powietrze. Automatycznie wszystkie kocięta zwróciły główki ku górze i zaczęły czaić się na opadające listeczki. Wchodziły na niewysokie kamienie i skakały. Jedna z królowych ostro syknęła i w ułamku chwili większość futrzastych kulek przestała przymierzać się do skoku. Maluchy nie odpuściły dobrej zabawy i goniły czerwone, żółte i pomarańczowe kawałki drzewa. Orlik był z siebie dumny jak nigdy dotąd. Powiedział o czymś do zabawy i zainteresował tym większość towarzyszy! Dzięki wiatrowi mu uwierzyli i doskonale zajęli swój wolny czas.
Większość liści opadła, formując się w mniejsze kupki. Kocięta, nadal zainteresowane zabawą w berka czy łapankę, zebrały się wokół jednej sterty. Widok musiał być zabawny. Przed chwilą cała Hołota rozbieganych gagatków stały i w nabożnym skupieniu obserwowała liście.
Chwila oczekiwania dłużyła się. Większość zgromadzonych maluchów znużyła się ciągłym patrzeniem w nieruchomy obiekt. Niektóre z nich poszły sobie, inne położyły się ze zmęczenia.
Orlik musiał wymyślić nową zabawę. Wielka duma opuściła go. Zabawił całe grono przyjaciół, a teraz miła chwila wspólnych harców skoczyła się szybciej niż wczorajsza ulewa.
Nagle... Zauważył coś innego. Coś, czego nigdy wcześniej nie widział, ale znał z opowieści mamy.
KASZTAN. Najprawdziwszy KASZTAN. Skarb skryty pośród traw. Podbiegł do niego i trącił łapą. Ciemnobrązowy obiekt poruszył się. Orlik machnął ogonem radośnie. Znalazł nową zabawę! Jak wspaniale móc znowu biegać, a nie tkwić w bezruchu. Inne kocięta zapewne pomyślały o tym samym i zaczęły rzucać się na białego. Chciały odebrać mu tak niesamowity skarb. Jak mogli?! Orlik nie pozwoli go sobie odebrać!
W taki oto sposób banda roztargnionych kociąt latała z jednego punktu żłobka do drugiego. Bez wytchnienia przybierały łapkami. Pragnęły chociaż na chwilę dotknąć kasztanu.
Do grupy zmierzała Cętka. Powoli, z nutką wahania, ale i z widoczną w oczach ciekawością.
- Przyłącz się do nas! Wszyscy chcą dotknąć kasztana - powiedziało jedno z kociąt.
<Cętko? Wybacz, że tak długo czekałaś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz