Melodyjka i Storczyk byli zajęci zabawą szyszką, która okazała się naprawdę świetną zabawką. Dobrze turlała się po ziemi, nie rozwala się tak łatwo, do tego nawet śmiesznie wyglądała, nie była monotonna jak chociażby taka kulka mchu albo liść, który zaraz darł się w łapkach, widocznie nie chcąc pozwolić na zabawę nim. Ale za to szyszka to po prostu ideał! Kotka zmrużyła oczy, gdy jej brat w pewnym momencie zabawy wziął ich znalezisko w pysk, podrzucił w powietrze i zamachnął się przednią łapą, jakby próbował ją odbić, ale zrobił to wyjątkowo nieudolnie i szyszka, zamiast polecieć do szylkretki wylądowała kocurowi na nosie, a potem spadła na jego ogon. Kotka zaniosła się donośnym śmiechem, na co biały zamrugał, ale po chwili również zaczął się śmiać.
— Chodźmy z tym na zefnątrz, będzie fięcej miejsca — stwierdziła, odwracając się w stronę wyjścia ze żłobka. W tym momencie jednak jej wzrok przykuł bury kocurek dzielący się piszczkami z karmicielkami. Oho, pamiętała go! Przez krótki okres mieszkali razem w żłobku, mimo, że próbował ukraść jej jej mech, później okazał się całkiem spoko. Wtedy Tańcząca Łapa podszedł również do nich, z uśmiechem podkładając im po myszy. Cóż, kotka nie była specjalnie nauczona zwrotów grzecznościowych, więc tylko pokiwała łebkiem jako pseudo podziękowanie i zaraz wzięła się za pałaszowanie, na chwilę zapominając o grze, która toczyła się przed chwilą.
— Heej, maluchy! — zawołał nagle przybysz, wygodnie kładąc się w kącie.
Melodyjka, skończywszy właśnie posiłek machnęła łapą na brata patrzącego nań ze zdziwieniem, jakby już miał zapytać, czy w końcu idą czy nie. Zignorowała go i zamiast tego podążyła w stronę syna Pląsającej Łapy. Jeśli ten ma jej do przekazania jakieś ciekawe historie z życia ucznia albo ma jakąś fajną uczniowską zabawę, to czemu nie? Ona chętnie posłucha, lub też jeszcze chętniej się pobawi w coś nowego. Gra szyszką co prawda też była nowiutka… ale nieważne, im coś świeższego, tym lepiej i ciekawiej.
— Hej — przywitała się, zachodząc go po cichutku od tyłu.
Bury obrócił się w jej stronę, szczerząc ząbki w uśmiechu. Kotka usiadła, wlepiając uważne, wręcz bezczelne spojrzenie żółtych ślepi w pysk swojego rozmówcy.
— Jesteś już ucniem, co? — zadała pytanie retoryczne. — Sam to upolofaleś? Polofanie to musi być supel splafa — stwierdziła, mając oczywiście na myśli zwierzynę, którą Tańcząca Łapa przyniósł dla karmicielek i dla nich. Hmm, całkiem smaczna była.
— Nie, nie upolowałbym tyle. To ze sterty świeżej zdobyczy, ale ja sam też dziś ćwiczyłem polowanie — miauknął pogodnie. — Mogę pokazać ci podstawowe pozycje, tak, żeby zwierzęta cię nie wyczuły i nie uciekły, chciałabyś?
Na tą propozycję w oczach kotki zabłysły iskierki. Jaki świetny pomysł!
— Taaak! — odpowiedziała z piskiem, aż podskakując.
Kocur uśmiechnął się, turlając się na drugi bok, a następnie wstał. Melodyjka od razu pobiegła ku wyjściu ze żłobka, przez moment czekając tam na niego. Z obozu właśnie wyszedł wieczorny patrol, a słońce powoli lgnęło ku zachodowi. Kotka spojrzała na towarzysza wyczekująco, nie mogąc się doczekać, aż ten nauczy ją jakiejś pozycji łowieckiej. Przecież to będzie już prawie jak szkolenie, a ona dzięki temu na start treningu będzie już trochę umiała!
<Tańcząca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz