Szedł z Białym Kłem na swoją pierwszą lekcję pływania. Był bardzo tym podekscytowany, ponieważ nigdy dotychczas nie miał okazji, aby zamoczyć się w tak głębokiej wodzie. W głowie miał mnóstwo pytań o to, jak będzie przebiegać szkolenie. Czy trzeba będzie tam wskoczyć? A może będą chodzić po wodzie? Czy koty to umieją? Jego rozważania przerwał głos płowego.
- Wejdź do wody - Mentor machnął ogonem w stronę krwistoczerwonej toni.
Zaraz... co? Zamrugał i rzeczywiście... woda miała czerwona barwę, a przecież pamiętał, że zazwyczaj ma odcień błękitu.
Zawahał się na brzegu, nie chcąc moczyć w niej swoich łap.
- Na co czekasz? - Spojrzał na kocura i aż go zamurowało. Zamiast dobrze znanej mu płowej sierści, zobaczył Kaczego Pląsa.
- Tata? - Łzy szczęścia pociekły po jego pysku.
- A kto inny? Wejdź do wody. Musisz się z nią najpierw oswoić - powiedział.
Ale jak to? Co on tu robił? Przecież nie żył! Patrzył na ojca niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Czuł jakby jego łapy były złączone z ziemią.
- Na co czekasz? Oswój się z nią. - Nagle sierść taty przybrała biało-czarny odcień, a pysk zmienił się w ten należący do Aronii.
- Twoja matka czeka - Kocur wskazał ogonem wodę.
Ciężar łap zniknął i wbrew woli odwrócił się w stronę rzeki. Na brzegu leżała mama. Jej martwe oczy spoglądały na Jesionową Łapę, a krew z jej sierści idealnie komponowała się z wodą.
- Nie! Mamo! - zawołał.
Gdzieś w oddali słyszał wrzaski mordowanych kotów. Obejrzał się za siebie i zauważył, że wujek zniknął, a zamiast tego zobaczył Gruszkę i Malinka, którzy uciekali przed płonącym kotem.
- Nie! Nie! - krzyczał czując, że poziom wody się podniósł. Nie mógł nic zrobić tylko patrzeć, jak obraz zamazuje mu się czerwienią, a ciało odczuwa przeraźliwy chłód.
***
Obudził się łapiąc głęboki oddech. Drżał na całym ciele, nadal czując przeraźliwie zimno. Rozejrzał się po legowisku i dostrzegł, że jego brat żyje, a jego pierś unosi się i opada wraz z oddechem. Kamień spadł mu z serca. To był tylko koszmar. Zerknął w stronę wyjścia i zrobił wielkie oczy. Chyba jednak nadal śnił, ponieważ dostrzegł olbrzymią masę białego puchu, który zlatywał nieba. Wstał i podszedł do Malinka. Z jego pyska unosiła się para, przez co znów poczuł nieprzyjemny ścisk w piersi. Oby to nie był kolejny zły sen. Tracił brata nosem. Nie czuł tego ziąbu?
- Hm? C-c-coś się stało?
- Tak! Patrz co się dzieję na zewnątrz! - Wskazał burasowi śnieżyce.
Brat zamrugał z lekkim przerażeniem, cofając się od wyjścia.
- C-c-co to jest?
Ostrożnie podszedł do białego czegoś, które naleciało przed wejście i dokładnie obwąchał. Nie miało żadnego zapachu. Zainteresowany swoim odkryciem, dotknął dziwnej substancji łapą i aż zadrżał. To było zimne!
- Uh!
- C-c-co się stało?!
- Nic... tylko to... jest jakieś zimne i mokre!
Co to było? Przyglądał się wirującym kształtom, które z olbrzymią siłą uderzały w ziemie. Co się tam działo? Co z resztą? Czy oni rozumieli z czym mają do czynienia? Próbował coś dojrzeć, ale bezowocnie. Wiatr dmuchnął białym puchem wprost w jego pysk. Ciarki przeszły mu po ciele, gdy zimno uderzyło w niego bezlitośnie.
- Ale... zi-zi-zimno...
Malinowa Łapa powoli podszedł do niego, ostrożnie przyglądając się dziwnej anomalii. Jesionowa Łapa korzystając z obecności burasa, szybko się przybliżył, aby się ogrzać. Jak on to wytrzyma? Kiedy to zimno zniknie? I co z Białym Kłem i innymi?
- S-s-słuchaj Ma-malinowa Ła-łapo. Mu-musimy zo-o-obaczyć co z innymi - wydukał. - Po-poczekaj tu.
Wziął głęboki oddech i szybko wyskoczył na zewnątrz. Jego łapy od razu zapadły się w miękkim puchu, a sierść stanęła dęba. Zimno. Zimno. Zimno! Wiatr, który niósł płatki śniegu nie pomagał. Ledwo co mógł dostrzec brata, który wyglądał na zmartwionego, a był od niego oddalony o kilka kroków. Coś mówił, ale trudno było zrozumieć co, przez szalejącą zamieć.
- Co?! - krzyknął tylko do niego. - Zaraz wrócę!
Już miał ruszyć w stronę legowiska wojowników, gdy usłyszał nad sobą dziwny dźwięk. Uniósł głowę i zobaczył jak z gałęzi spada czapa śniegu. Chciał zrobić unik, ale biała substancja uniemożliwiała mu szybki skok. Znów poczuł się jak we śnie, nad brzegiem rzeki. Krzyknął do Malinowej Łapy i poczuł jak zostaje przygnieciony przez spadające chmury. Nastała cisza.
<Malinowa Łapo? Ratuj ;_;>
I tak o to kolejny dzielny Nocniak stracił życie, przegrawszy walkę z krwiożerczym śniegiem [*]
OdpowiedzUsuń