Ziewnął leniwie. Nie zbyt lubił poranne patrole, szczególnie te na które sam musiał chodzić. Już ranny szmer wstających kotów i ich rozmowy zakłócały mu przyjemny sen o kościach, a co dopiero chodzenie. Stawiał ociężałe łapy przed sobą, starając nie zamknąć oczu. W porannej wyprawie towarzyszył mu kocur o dziwnym kolorze futra, niczym ta kotka ze młodymi szczeniętami, i jego uczeń, wcześniej mu znany, Taniec. Bury wyrósł trochę odkąd nauczył go tajników aportowania i wesoło kroczył koło swego mentora. Chuderlawy Skowyt zastanawiał się czasem czy i jemu kiedyś trafi się uczeń. Mogliby razem szczekać na obce koty, aportować patyki, czy nawet razem obgryzać kości. Na tą wizję uśmiechnął się lekko. Tak musiał być teraz grzecznym psem, by dostać własnego uczniaka.
— Co tak śmierdzi? — zapytał towarzyszy, skrzywiając pysk.
Wiadomo było, że jako pies miał o wiele bardziej wyczulony węch od tych nędz... znaczy ukochanych współklanowiczy.
— Powoli zbliżamy się do granicy z Klanem Lisa — odpowiedział mu Orzechowe Futro, podchodząc do zbocza.
Liliowy zjeżył się na myśl o tej bardzie śmierdzieli. Osadzili się tak blisko nich, kradnąc potencjalne tereny Klanu Burzy. Podszedł także do zbocza, a jego śladem podążył i Tańcząca Łapa. Trzy kocury spoglądały na toczące się w Klanie Lisa życie. Różnobarwne futra kotów śmigały w tą i z powrotem zajęte swymi obowiązkami. Jednak trójka podglądaczy została w końcu zauważona.
— Cio się lampis lisi bobku? — zawołało małe kocie, przyglądając się ze wstrętem Burzakom.
Widząc jego zaskoczone spojrzenie, czarno-biało-ruda kulka pokazała mu język, śmiejąc się zadowolona. Chuderlawy Skowyt poczuł się niezwykle oburzony tym zarzutem, pomimo że jego przeciwnikiem było niewielkie kociątko. Zjeżył się zły.
— Bo mam oczy, bezmyślna kupo futra! — syknął głośno, zwracając uwagę innych kotów żyjących w dole rzeki.
Poczuł jak buras tyka go łapą, więc zwrócił w końcu w stronę ucznia.
— Chuderlawy Skowycie — zaczął kocurek nieco niepewnie. — To tylko małe kocie, nie denerwuj się na nie — dodał po chwili, widząc wlepione w nich oczy Lisaków.
Płowy kocur kiwnął łeb.
—Nie powinnyśmy szukać zaczepki u sąsiadów — miauknął spokojnie Orzechowe Futro.
Lecz liliowy był innego zdania. Ten mały szczyl nie oddawał mu odpowiedniego szacunku na jaki zasługiwał jako pies i wojownik.
— Ej, ty glupia kupo futra! — zawołało drugie kocie.
Chuderlawy spojrzał na swojego kolejnego przeciwnika, którym okazał się kolejny kociak tym razem liliowo-rudy. Wojownik nawet się nie domyślał, że ta wkurzająca dwójka to jego siostrzenice.
— A syską chces? — zapytało wesoło, uważając pewnie tą całą sytuację za zabawę.
Pewnie nawet nie wiedziało, jak bardzo zdenerwowało poważnego i dorosłego wojownika. Orzechowe Futro wręcz musiał go trzymać, bo chciał zejść na dół i przemówić śmiejących się z jego groźnej miny kociakom do rozsądku.
— Jakiś problem? — pytanie jakby pojawiło się znikąd.
Liliowy spojrzał na prawą stronę obozu i jego oczom ukazał się smukły, niebieski kocur wskakujący na prowadzący do góry pieniek. Pomimo że nie wyglądał już na najmłodszego jego futro nadal lśniło, a sylwetka była dumna i wyprostowana. Orzechowe Futro pokręcił łbem tak samo jak jego uczeń, zaprzeczając na pytanie starszego kota. Jedynie Chuderlawy Skowyt nie wiedząc z kim ma do czynienia, przemówił.
— Tak — mruknął dumnie, starając się nie dać zastraszyć chłodnym pomarańczowym oczom.
Był psem. Nie bał się żadnych kotów. Nawet tych strasznych.
— Ah tak? Słucham — mruknął przywódca Klanu Lisa, mierząc całą trójkę wzrokiem.
Z każdym uderzeniem sekundy jego smukła łapa przesuwała się coraz wyżej, a liliowy zdawał się zapomnieć języka w gębie. Za swym liderem podążył kolejny kot. Ten był biało-bury o potężnej sylwetce z długim futrem. Jego zielone ślipia zadawały się spoglądać prosto w jego duszę.
— O-ostatnio zimno się zrobiło — zaczął w końcu zupełnie nie na temat, starając się jakoś wyplątać z tej sytuacji. — Więc życzymy powodzenia z polowaniem — dodał z uśmiechem, wycofując się pomału do tyłu.
<Tańcu?>
<3
OdpowiedzUsuń