Otaksowała stos zwierzyny krótkim spojrzeniem. Pora Zielonych Liści niezmiennie dodawała leśnym stworzeniom objętości i smaku, nie poprawiało to jednak humoru Świetlistemu Potokowi. Płynnym ruchem chwyciła w zęby leżącego na wierzchu wróbla i odwróciła się, by odejść z nią na ubocze.
– Hej – wesoły głos podrażnił jej uszy. Kątem oka zmierzyła jego źródło – była nim nieduża, w większości czarna kotka. Ach, to ta znajdka, którą jakiś czas temu przyniosła do obozu. Teraz, po otrzymaniu odpowiedniej opieki w legowisku Burzowego Serca, wyglądała już o wiele lepiej.
Dlaczego powiedziała “hej”? Szylkretka stwierdziła, że mała, jak to większość kociąt w jej wieku, po prostu szuka towarzystwa bądź uwagi, a skoro tak było, to równie dobrze mogła sobie porozmawiać z kimś innym, zamiast męczyć akurat ją. Taktycznie udała więc, że niczego nie słyszała, i spokojnie oddaliła się, żeby spożyć posiłek.
Niestety, nie zdążyła uszczknąć nawet jednego kęsa, nim koteczka (skąd ona się tu wzięła?) odezwała się znowu:
– Wiesz, niedługo będę mianowana na ucznia! – pochwaliła się, siadając obok. Wojowniczka poczuła, jak jej futro unosi się od elektryczności. Nagle zesztywniała. Przed oczami stanęło jej wspomnienie niemal tak stare, jak ona sama. Dawno, dawno temu, kiedy była jeszcze młodziutką uczennicą, Błękitna Łapa dosiadła się do niej w ten sam sposób. I również zaczęła rozmowę wbrew woli szylkretowej. Chyba nawet też jadła wtedy wróbla.
Na resztki litości tego świata, dlaczego… dlaczego zawsze muszą przeszkadzać mi, kiedy jem?
– Jeżeli się z tego cieszysz... to fajnie – odparła w końcu, starając się zabrzmieć choć odrobinę pozytywnie i otrząsnąć się z natłoku myśli. W głębi duszy desperacko modliła się – nie wiedząc właściwie do kogo – żeby czarna zadowoliła się tą odpowiedzią i czym prędzej zniknęła jej z oczu, a najlepiej z terenów Klanu Burzy.
Nie tylko ona, reszta klanu też mogła zniknąć. Wszyscy. Świetlisty Potok też. Zostałaby tu wielka połać przeraźliwie pustych łąk i przynajmniej nikt nie mógłby cier-
Dobra, wystarczy tego.
– A… Jak to jest być tym uczniem? Opowiesz mi coś? – A więc chciała przeciągać konwersację na siłę. Zupełnie, jak niegdyś Błękit. Porównanie kogoś do zastępczyni to zwykle powód do dumy dla jego obiektu, ale tym razem było zgoła inaczej.
Świetlista ściągnęła brwi i odwróciła głowę, by spojrzeć gdzieś w dal, jakby chciała w ten sposób uciec od rozmowy. Opowiadać? O czym? Treningi z Deszczowym Porankiem nie były takie złe, a ona sama, chociaż była (i nadal jest) okropną niedorajdą, czuła się w zasadzie… całkiem dobrze.
I właśnie dlatego, porównując tamten czas do teraźniejszości, nie znosiła tego wspominać.
– Nie umiem opowiadać. Zresztą, nie chcę tego pamiętać – mruknęła w końcu i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, jakie głupstwo palnęła. Szlag! A już myślała, że choć trochę rozwinęła się pod tym względem… Jeśli chodziło o brak taktu i umiejętności społecznych, to Świetlisty Potok w niczym nie ustępowała Świetlistej Łapie. Napraw to, szybko! – To znaczy… Na pewno będzie dobrze. Spodoba ci się… czy coś.
To nie zabrzmiało wiele lepiej.
Złapała się na tym, że szybciej oddycha. To przeżycie było tak samo niekomfortowe, jak jedna z pierwszych rozmów z Błękitną Łapą. Okoliczności były podobne, wypowiedzi tak samo krótkie i niepewne, ona też była taka sama. Dokładnie tak samo beznadziejna, jak kiedyś. A może nawet bardziej.
Niezręczność tej i tamtej chwili zlały się w jedno i zalały ją niczym powódź deszczowej Pory Nowych Liści. Nie mogła zaczerpnąć powietrza. Dusiła się. Panikowała.
A to wszystko przez jedną głupią rozmowę z kociakiem.
Jesteś zupełnie do niczego.
– Przepraszam. – Wstała nagle, zanim z otwierającego się pyszczka Cienia wydobyły się kolejne słowa, i wybiegła z obozu.
Przez zaszklone oczy nie widziała wiele, ale z drugiej strony na terenach Klanu Burzy nie było wiele do oglądania. Ocierające się o sierść źdźbła i gałązki wystarczały jej za nawigację. Donikąd. Byle dalej. Szła prędko, aż nie wyładowała nagromadzonych emocji. Wtedy dopiero przystanęła na chwilę, by stwierdzić, że znajduje się tuż obok granicy z Klanem Lisa.
Tuż obok Drogi Grzmotu.
Obrzuciła cuchnącą nawierzchnię zbolałym spojrzeniem. Co właściwie ją powstrzymywało?
Chwilę jeszcze stała nieruchomo, bijąc się z myślami, po czym powoli odwróciła się i powlokła w stronę obozu.
***
Przez następny księżyc szylkretka świadomie unikała czarno-białej kotki. Wstydziła się tego, nienawidziła siebie za ukrywanie się przed jakąś uczennicą, ale nie mogła nic na to poradzić. Nie chciała, żeby tamta widziała ją po ostatniej konwersacyjnej klęsce, bała się, że może znów próbować nawiązać kontakt, a tego chyba już by nie zniosła. Zresztą jako terminatorka na pewno miała wiele innych, ważnych zajęć, od których nie powinna jej odciągać chęć rozmowy z taką życiową porażką. Te wszystkie zabiegi nie zmieniły jakoś szczególnie jej dotychczasowego zachowania, bo i tak do obozu wpadała tylko po to, by uzupełnić stos piszczek swoimi zdobyczami.
A raczej wpadałaby, gdyby nie musiała równocześnie trenować ucznia.
Nauka Kasztanowej Łapy nie szła zbyt dobrze. Krótkie łapy i niechęć do polowania utrudniały mu nabywanie umiejętności w takim tempie, jakie prezentowali inni terminatorzy. A przecież chciał. Starał się. Dlatego właśnie zamiast niego Świetlisty Potok obarczała winą siebie.
Nie mogła pojąć, dlaczego uczniowi, który potrzebował nieco więcej uwagi, niż inni, przydzielono właśnie jej parszywą osobę. To nie był trening, to była kara. Dla niej i dla niego. A jednak musiała to znosić, żywić się idiotyczną nadzieją, że coś w tej sytuacji zmieni się samo z siebie, i z cieniem wymuszonego uśmiechu na ustach brnąć w to bagno następny, i jeszcze kolejny dzień, krzywdząc i siebie, i Kasztana, który nie miał szans rozwinąć się pod jej skrzydłami.
Jeden z takich dni przypadał właśnie wtedy. Po raz kolejny wysłała płowego na polowanie. Nie potrafiła zrobić wiele więcej. Cóż, może tym razem coś zaskoczy. Może spotka na swojej drodze starego, mądrego kota, który nauczy go tej trudnej sztuki i wróci odmieniony. Może Klan Gwiazdy trzaśnie go piorunem objawienia, byleby ktoś mu pomógł, bo Świetlisty Potok nie da sobie rady.
Kiedy tak siedziała pośród traw, czekając na jego powrót, usłyszała nagle cichy szmer. Nadstawiła uszu. Gdzieś nieopodal mały ptak dziobał leniwie ziemię w poszukiwaniu ziaren. Kotka nie ruszyła się jednak z miejsca, bo wyczuła też, że ktoś już się do tego ptaszka podkrada.
O, nie. Czyżby to była…
– Mam cię! – poniosło się po łąkach tryumfalnie, a rozpaczliwy trzepot skrzydeł ucichł wraz ze znajomym szczęknięciem łamanego karku. Z zarośli wyłoniła się drobna, czarno-biała koteczka, dumnie niosąc przed sobą właśnie upolowaną zdobycz. Na widok Świetlistego Potoku zatrzymała się wpół kroku, zaskoczona tym niespodziewanym spotkaniem.
– O, cześć! – przywitała się, upuszczając piszczkę, ale już po chwili na jej pyszczku błysnął niepokój. – Wszystko w porządku?
Szylkretka stała bowiem przed nią z grzbietem wygiętym w łuk, najeżoną sierścią i rozszerzonymi ze strachu oczami, ze wszystkich sił starając się nie rzucić się do ucieczki.
Uspokój się, miernoto. Co ty w ogóle robisz?
– T-tak. Jasne – wyrzuciła z siebie, zmuszając swoje ciało do przyjęcia luźniejszej pozycji; nie udało jej się jednak powstrzymać nerwowych ruchów ogona. Ostatecznie nie na wiele się to zdało; Cienista Łapa nie wyglądała na przekonaną.
– Przestraszyłam cię? Przepraszam, nie chciałam! – koteczka prawie się skuliła, a Świetlista zupełnie nie wiedziała już, co ma zrobić. Pragnęła tylko, żeby wszyscy przestali się nią przejmować; przecież na to nie zasługiwała. A tutaj znajdka przeprasza ją… za co? Za to, że spotkała ją w gąszczu i łaciata zjeżyła się, jakby zobaczyła ducha? To było wręcz śmieszne, biorąc pod uwagę to, że w swoim własnym mniemaniu łaciata była ostatnią osobą, której należały się przeprosiny od jakiegokolwiek innego kota.
– Nie przestraszyłaś mnie. Nic się nie stało, nie przepraszaj. – “I proszę, idź już dalej”, dodała w myślach, chyba w bzdurnej nadziei na to, że uczennica nagle zyska zdolności telepatyczne.
– Ale… – zaprotestowała tamta niepewnie, wpatrując się w jej lodowatoniebieskie oczy, błyszczące dziwną mieszanką złości, goryczy, strachu, rezerwy… Łatwiej byłoby powiedzieć, czego w nich nie było. – W takim razie, co się stało? – spytała nieśmiało, jakby obawiając się odpowiedzi wojowniczki.
Usiadła. Zamknęła oczy. Przez chwilę błądziła myślami w tej ciemności, czerpiąc z jej chłodnej nicości, aż wreszcie otworzyła je ponownie. Tym razem gorzał w nich już tylko żal.
– Życie – odpowiedziała powoli, tonem pustym jałowym niczym wyniszczona uprawą ziemia. – Życie się stało.
Zamilkła. Zanim jednak Cienista Łapa znalazła odpowiednie słowa, niespodziewanie odezwała się znowu.
– Dawno, dawno temu – zaczęła cicho, gorzko, wolno, uciekając spojrzeniem w dal – w Klanie Burzy urodził się miot pięciu kociąt. Chowały się dobrze, a członkowie klanu cieszyli się, bo oznaczały jego przyszłą potęgę. Jednak – przełknęła ślinę – nadszedł dzień, w którym ich matka… szanowana wojowniczka… zaginęła. Jedno z kociąt wymknęło się z obozu, by jej poszukać, i już nie wróciło.
– Och… Tak mi przykro – koteczka spuściła wzrok na swoje łapy, po czym znów uniosła łepek, by spojrzeć na szylkretkę. – To był dla ciebie ktoś bliski?
– To nie jest koniec. Proszę, nie przerywaj mi – zmierzyła ją ostrym spojrzeniem, po czym kontynuowała. Z każdym kolejnym słowem mówiła nieco głośniej i nieco więcej cierpkiej goryczy wkradało się do jej głosu. – Wkrótce pozostała czwórka została mianowana uczniami. Kiedy byli mniej więcej w twoim wieku, jedną z kotek rozszarpała sowa.
Przyjęła w milczeniu przerażone westchnienie uczennicy i siedziała w ciszy jeszcze przez chwilę, lecz kiedy zauważyła, że kotka chce się odezwać, wróciła do posępnej opowieści.
– Znieśli to z trudem. Jednak kontynuowali trening, a wkrótce zostali wojownikami. Jedna z kotek wcześniej, tak szybko, jak tylko można. – W oczach szylkretki na moment coś zajaśniało; być może były to iskierki dumy, jednak zgasły, zanim czarno-biała zdążyła im się przyjrzeć. – Jej brat i siostra dogonili ją po kilku księżycach. A potem… Potem dwa klany wplątały się w wojnę. W bitwie na granicy zginął ojciec rodzeństwa.
Już nie robiła przerw. Oddychała płycej, mówiła szybciej, jakby w gorączce, jakby przeżywając to wszystko na nowo.
– Żyli dalej. Jedna z sióstr została zastępczynią. Razem z ówczesną liderką mądrze prowadziły klan, właściwie było tak jeszcze do niedawna. Ale… pewnego dnia… – cedziła przez zęby, patrząc na Cienistą Łapę niemal ze złością – ...pewnego dnia ta siostra zaginęła. Przepadła jak kamień w wodę. Nikt nigdy jej nie znalazł. Myślałabyś, że to już koniec, prawda? Że na tę biedną rodzinę nie mogło spaść już więcej nieszczęść? – niemal wypluła w pysk przerażonej tym monologiem terminatorce, uśmiechając się dziwnie. – Gdzie tam! Kilka księżyców temu… Może mniej, może więcej, bardzo niedawno… Rozpętała się kolejna wojna. Tam właśnie zginął ostatni z braci. Tam zginął Ziółek. – Odsunęła się i potrząsnęła głową, jakby dziwiąc się swojemu zachowaniu, jednak kiedy ją podniosła, nie było widać żadnej zmiany.
– A teraz – zaczęła na nowo, wciąż uśmiechając się krzywo, choć jej głos dźgał serce żalem – spróbuj zgadnąć... kto jest ostatnią siostrą?
Zaśmiała się krótko, boleśnie... po czym zesztywniała jak uderzona batem. Odwróciła łeb.
– Oto moja pełna odpowiedź na twoje pytanie – jej zimny, pusty ton zadudnił po łąkach; w niczym nie przypominał gorączkowego półkrzyku, jakim przemawiała jeszcze chwilę wcześniej. Zdawało się, że słysząc go, zamiera nawet przyroda – nie było słychać bzyczenia owadów ani melodyjnych treli ptaków. Kiedy Świetlisty Potok mówiła, nie było słychać właściwie niczego innego. A mówiła tak, jakby każdym słowem zadawała beznamiętny cios słuchającemu przeciwnikowi. – Tak właśnie wyglądało moje życie. Każde z wymienionych nieszczęść jest spowodowane nienawiścią Klanu Gwiazdy do mnie jako elementu niepotrzebnego i zupełnie bezużytecznego. Dlatego wyglądam tak, jak wyglądam. Dlatego zachowuję się, jak się zachowuję. I dlatego żądam, żebyś w tej chwili przestała marnować czas dany ci na tej obrzydliwej, zapchlonej planecie na rozmowę ze mną! – syknęła ze złością, prawie nienawiścią, znienacka wbijając spojrzenie z powrotem w Cienistą Łapę.
Trwała tak ledwie uderzenie serca. Spuściła wzrok, jej ciało jakby oklapło, wycieńczone długą opowieścią.
– Przepraszam – szepnęła cichutko po raz kolejny, opierając czoło o wilgotną ziemię.
<Cienista Łapo? Przepraszam, że tyle czekałaś>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz