Chyba nie trzeba mówić, jak niezręczna była dla Zlepka sytuacja, w którą właśnie wpakował go jego pożal się Gwiezdni ojciec? Leżący na nim kocur był tak blisko, że Zlepek czuł jego oddech, który pachniał... Ziołami? Kocurek pociągnął noskiem, próbując wydedukować, co to za zapach. W końcu, spędzał długie godziny u Sokolego Skrzydła i Lśniącego Słońca, mimo iż tego drugiego starał się unikać, jak ognia. Roślina, którą Zlepek wyczuł nie była raczej często używana, gdyż kocur nie mógł jej rozpoznać. Przeszło mu przez myśl, że może Księżycowy Pył jest chory? Pewnie zastanowiłby się nad tym dłużej, gdyby czarny nie zarechotał wesoło.
– A ty co? Poważnie, mam czasami wrażenie, że Niezapominajkowa Łapa zjadła twój język i teraz ma dwa. Ziemia do Zlepionej Łapy!
Czyżby liliowy się przesłyszał? Skrzywił pyszczek i spojrzał w zielone oczy ojca, przerażony. Był przekonany, że zaraz umrze, chociaż nie wiedział, dlaczego miałby umrzeć. Po prostu w jego głowie wirowała paniczna mantra krzycząca, że rychło zginie z rąk górującego nad nim mentora.
Weź się w garść. Jeśli czegoś nie powiesz, możesz pogorszyć sprawę. Cokolwiek, Zlepiona Łapo. Cokolwiek.
– Fio-fio-fioletowe mewy! – wykrzyknął, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że to nie miało żadnego sensu. Księżyc ponownie jednak zaniósł się śmiechem, przewracając się na plecy i oświadczając kocura. Cóż, może i to, co powiedział, nie miało głębszego znaczenia, ale jeśli coś brzmi głupio, lecz przynosi porządany skutek, to nie jest to głupie.
– Fioletowe mewy! – zawołał starszy z kocurów, przewracając się z pleców na bok. – To dobre! Ale nie zmieniaj tematu.
Terminator przechylił głowę, słysząc to. Westchnął cicho, po czym spojrzał na kocura niepewnie.
– A-ale przecież my nie mieliśmy ża-żadnego tematu – zauważył półgłosem, łapą grzebiąc w ziemi. Syn Czereśni parsknął cicho.
– Acz miał być, więc pozwól, że do niego wrócimy. – Podniósł się i otrzepał lekko futro, po czym zmierzył wzrokiem swoją przerażoną latorośl, która w myślach zmawiała już litanię do każdego Gwiezdnego z osobna.
– N-no dobrze, a-ale j-jaki to temat? Z-zrobiłem coś źle? – wydukał między swymi niemymi modłami Zlepek, czując, jak cały zlewa się potem. Marudny Księżyc to było coś, do czego przywykł. Ten dziwny księżyc był mu zupełnie obcy i w sumie, to przerażał go o wiele bardziej od swojej zwykłej, bucowatej osoby, za którą uczeń niw przepadał.
< Tato? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz