- Kozia Łapo? - zapytała zaspana Śnieżka, ziewając szeroko. - Nie śpisz już?
- Jak widać. - zaśmiał się pod nosem bicolor, widząc jeszcze niebyt przytomną minę Śnieżnej Łapy. - Nie obudziłem się? - dopytał syn Głuszki, widząc wciąż ziewającą koteczkę.
- Nie, nie... - mruknęła, po czym podeszła do kocurka i usiadła obok, a przysunąwszy się bliżej, oparła się o zdrowy bok Koziej Łapy. Parę porządnych wdechów zimnego powietrza potem, Śnieżka wydawała się być już nieco bardziej żywa. Ułożyła sobie sierść, po czym zwróciła swój jasny pyszczek w stronę Kozy.
- Może przejdziesz się dzisiaj z nami? Wiesz, razem z Zlepioną Łapą, Zimorodkową Pieśnią, Sroczym Żarem, Żurawiniwą Łapą i Mglistą Łapą. Tak na spacer. - miauknęła Śnieżka, najwidoczniej przypominając sobie o tym.
- W sumie, czemu nie. - uśmiechnął się Kózka po chwili namysłu. Fajnie będzie pochodzić sobie z przyjaciółmi, szczególnie, że w pobliżu nie będzie Barana, a na dodatek może uda mu się w końcu porozmawiać szczerze z Śnieżną Łapą, chociaż w to równie szczerze wątpił.
- No, to do zobaczenia. Muszę lecieć na trening. - mruknęła Śnieżna Łapa, widząc swojego mentora wychodzącego z legowiska wojowników. - Ale dziwnie to brzmi... W każdym razie, do zobaczenia!
Koteczka w paru zgrabnych susach znalazła się obok Martwego Cienia. Kocur dojrzał, że dwójka wymieniła ze sobą dwa czy trzy zdania i wyszła z obozu. Liliowy bicolor odprowadził ukochaną wzrokiem, po czym sam poszedł do legowiska starszych, zobaczyć, czy niczego nie potrzebują.
***
I tak jak zapowiadała niebieskooka, cała siódemka, a raczej ósemka wybrała się na spacer po terenach własnego klanu. Oczywiście, za pozwoleniem mentorów. Jedyny problem, jaki napotkali, to ten, że Lisia Gwiazda nie chciał się zgodzić, jednak gdy tylko do akcji wkroczyła Niezapominajkowa Łapa - klon Zlepionej Łapy, z którym Kozia Łapa nie miał jeszcze okazji porozmawiać, Lis zgodził się, najwyraźniej nie chcąc dłużej słuchać liliowej smarkuli. Koty w własnym tempie a to przedzierały się przez chaszcze, a to chodziły po wydeptanych przez przodków śnieżkach, a czasem brodziły w wysokiej po kolana.
- Daleko jeszcze? - zapytał znudzony Żurawinek, wywracając oczami. - Zaraz łapy mi odpadną!
- Żurawinowa Łapo, poszliśmy na S P A C E R. - zaśmiała się Mgiełka, widząc włóczącego nogami brata Sroczki i Zimorodka. Cała reszta również szybko wybuchła śmiechem, a Żurawinowa Łapa uniósł jedynie jedną brew.
- To daleko czy nie? - zapytał pomarańczowooki, prawdopodobnie próbując jeszcze bardziej rozśmieszyć towarzystwo. Po głośnej salwie śmiechu gromadki uczniów i wojowników, wszyscy razem usiedli pod jednym z wyższych drzew na terenach Klanu Klifu, by potwornie zmęczony Żurawinowa Łapa mógł łaskawie sobie odpocząć.
- Duużo lepiej. - syn Meatball wypuścił powietrze z ulgą. - Może się będą trzymały na miejscu do następnego wschodu słońca. - miauknął kocur, potrząsając przednią łapą, powodując kolejne chichoty znajomych. Kończąc śmiech, Kozia Łapa obejrzał się po radosnych pyskach otaczających go kotów. Po tym całym zamieszaniu, jakie się ostatnio działo, musiał ponaprawiać zaniedbane relacje z niektórymi, szczególnie z Zimorodkową Pieśnią.
- Daleko jeszcze? - zapytał znudzony Żurawinek, wywracając oczami. - Zaraz łapy mi odpadną!
- Żurawinowa Łapo, poszliśmy na S P A C E R. - zaśmiała się Mgiełka, widząc włóczącego nogami brata Sroczki i Zimorodka. Cała reszta również szybko wybuchła śmiechem, a Żurawinowa Łapa uniósł jedynie jedną brew.
- To daleko czy nie? - zapytał pomarańczowooki, prawdopodobnie próbując jeszcze bardziej rozśmieszyć towarzystwo. Po głośnej salwie śmiechu gromadki uczniów i wojowników, wszyscy razem usiedli pod jednym z wyższych drzew na terenach Klanu Klifu, by potwornie zmęczony Żurawinowa Łapa mógł łaskawie sobie odpocząć.
- Duużo lepiej. - syn Meatball wypuścił powietrze z ulgą. - Może się będą trzymały na miejscu do następnego wschodu słońca. - miauknął kocur, potrząsając przednią łapą, powodując kolejne chichoty znajomych. Kończąc śmiech, Kozia Łapa obejrzał się po radosnych pyskach otaczających go kotów. Po tym całym zamieszaniu, jakie się ostatnio działo, musiał ponaprawiać zaniedbane relacje z niektórymi, szczególnie z Zimorodkową Pieśnią.
- I jak się czujesz? - zapytała Śnieżna Łapa, siadając niedaleko Kózki.
- Dzisiaj? Już całkiem nieźle. - odpowiedział liliowy klasyk, patrząc proste w piękne oczy Śnieżki. Czy uczucia, które po raz pierwszy towarzyszyły Koziej Łapie podczas spotkania z bengalką zbledły bądź zniknęły? Nie, a wręcz przeciwnie - z każdym dniem rosły coraz bardziej i bardziej. Kiedy miał zamiar jej powiedzieć? Syn Dzikiej Zamieci jeszcze nie wiedział, ale miał nadzieję, że w końcu się odważy to zrobić.
- To dobrze. - odparła ze spokojem kotka, a przybliżywszy się do Kózki, liznęła go po policzku. - Cieszę się, że nic ci nie jest. - zamruczała, uśmiechając się uroczo.
- D-dziękuję, że tak się o mnie martwisz, Ś-śnieżko. - wymamrotał kocurek, zawstydzony odwracając głowę. Niestety, miła atmosfera szybko się pokruszyła, gdy do grupy dołączył nie kto inny, a sam Baran we własnej osobie. 13 księżycowy kocur z rangą kociaka najwyraźniej zwiał spod opieki Wschodzącej Fali. Kozia Łapa jako kot z słowem "konfident" wymalowanym na czole, miał zamiar opowiedzieć o tym Lisiej Gwieździe, gdy tylko wrócą do obozu. Jednak przedtem, czekała go najpewniej nieciekawa konfrontacja z bratem. Kremowy arlekin zmierzył wściekłym spojrzeniem Śnieżkę i Kózkę, po czym prychnął głośno.
- Nie rozumiem, co wy wszyscy widzicie w tej nędznej kupce lisiego łajna. - fuknął kremowy arlekin, podchodząc do Kozy. Liliowy w odpowiedzi na obelgę zmarszczył jedynie brwi i odwrócił głowę. Nie miał zamiaru zniżać się do poziomu Barana, szczególnie w towarzystwie znajomych i przyjaciół.
- Chyba pszczoły wam mózg zasnuły, że wybraliście tego łajdaka zamiast mnie. - Baran kontynuował, pusząc się dumnie, by wyglądać na jeszcze większego od Koziej Łapy.
- Powtarzasz się, Barania Łapo, a, przepraszam, Baranku. - powiedziała szyderczo Śnieżka, patrząc wprost w dwukolorowe oczy brata Koziej Łapy. - Poza tym, nie jesteś cudem i darem od Klanu Gwiazdy, więc przestań się za takiego uważać. - warknęła kotka, kładąc uszy po sobie i obnażarjąc delikatnie białe kiełki. Reszta jak na razie posyłała Baranowi zdenerwowane spojrzenia, czekając na kolejny ruch kociaka. Kocur zmarszczył nos i zrobiwszy zamaszysty obrót, zwrócił się do bicolora.
- Dobra, skoro teraz Kozia Łapa jest najlepszy, zmierzmy się. Zobaczymy, czy to prawda. - długowłosy niemalże napluł w twarz Kozy.
- Hej, Kozia Łapo, nie musisz tego robić. - miauknęła Mglista Łapa, patrząc na braci. Zlepek pokiwał energicznie głową, potwierdzając słowa Mgiełki.
- Dobrze wiesz, że nie musisz nam niczego udowadniać. - powiedziała Śnieżna Łapa, posyłając Kózce zmartwione spojrzenie. Pewnie miała nadzieję, że liliowy nie będzie robił nic głupiego. Ten jednak ku zaskoczeniu innych, zamiast spokojnie się wycofać, postawił krok w stronę równie zaskoczonego co reszta, Barana.
- Nie chcę udowadniać wam niczego. Musze udowodnić to sobie. - powiedział w odpowiedzi na pytające spojrzenia grupy.
- Udowodnić co? Że jesteś idiotą i niedojdą, nie potrafiącym zrobić niczego porządnie? - prychnął Baran szyderczo, po czym przybrał bojową pozycję. Koza jednak nie miał zamiaru walczyć. Zamiast ataku, wskoczył na najbliższe drzewo i wspiął się na najniższą gałąź.
- Kto wespnie się wyżej - wygrywa. - oznajmił liliowy bicolor, próbując pewnie spoglądać w oczy Barana.
- Mamy się zmierzyć w zabawie dla kociąt? - zapytał Baran z znakiem zapytania wymalowanym na pysku.
- Adekwatnie do twojej rangi. - zadrwiła z niego Sroczy Żar, podchodząc bliżej, by obejrzeć i reakcję Brana i konkurencję z bliska. Baran warknął, jednak zaraz potem wskoczył na gałąź wyżej Kozy. I tak to się zaczęło. Obaj bracia wskakiwali coraz wyżej i wyżej. Koza z każdą kolejną gałęzią myślał sobie co innego.
"Nie jestem idiotą" - pierwsza gałąź.
"Nie jestem łajdakiem" - kolejna.
"Nie jestem lisim łajnem" - był coraz wyżej.
"Nie jestem niezdarą" - kolejna gałąź za nim.
Z początku w ogóle nie zwracał uwagi na wspinającego się Barana, jednak kątem oka dostrzegł, że silniejszy kocur w końcu zdawał się zwalniać. Aż nareszcie, po dłuższej chwili, Kozia Łapa był niemalże na samym szczycie. Widział na dole Barana, posyłającego mu pogardliwe spojrzenie, a jeszcze pod nim dostrzegał już całkiem nieduże sylwetki reszty grupy. Koza wyprostował się dumnie i pozwolił, by wiatr zmył z niego chociaż odrobinę strachu, jaki aktualnie czuł. Gdyby nie duma z wygranej, kocur na pewno trząsłby się aktualnie ze strachu.
- I widzisz, jednak wyszło na to, że jednak... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Jak się okazało, wysuszona gałąź pod jego stopami właśnie trzasnęła głośno. Po paru uderzeniach serca, kiedy Koza próbował jeszcze zejść z niebezpiecznego miejsca, podłoże pod jego nogami pękło na pół. Żadne myśli nie napłynęły w tym czasie do jego głowy. Po prostu czas mu się dłużył podczas spadania. Podczas trzasku jeszcze towarzyszył mu strach, jednak teraz kocur miał wrażenie, jakby jego przerażenie zostało na pękniętej gałęzi. Spadając, Kozia Łapa zahaczył o parę kolejnych gałązek, które nie zrobiły mu krzywdy, a jedynie zamortyzowały upadek. I w końcu spadł. Głośny huk zabrzmiał w jego uszach, a uderzenie serca potem trzask łamanej kości. Chwila ciemności. Cichej, pustej ciemności. Zaraz potem ocknął się. Przez jakiś czas było mu słabo, jednak jego ciało było aktualnie napompowane adrenaliną, więc nie czuł za dużo bólu. Jedynie w głowie mu mocno świszczało, a w uszach piszczało. Na pytania przyjaciół, które kocur słyszał jakby z oddali, odpowiadał, że wszystko jest dobrze. Aż w końcu podeszła do niego liliowa sylwetka.
- Nie, Zlepku, nie musisz mi pomagać. Chwilę poleżę i wstanę sobie. - miauknął jakby ogłupiałym głosem.
- No, chłopie, byłeś blisko, ale jednak pomyłka. A teraz trzeba cię zabrać do legowiska Sokolego Skrzydła. Twoja łapa nie wygląda najlepiej. - o dziwo, Zlepek odezwał się damskim głosem. Koza uniósł nieco brew, po czym spojrzał na swoją łapę. Była opuchnięta. I to mocno. Bardzo mocno.
< Niezapomniajkowa Łapo? >
- Dzisiaj? Już całkiem nieźle. - odpowiedział liliowy klasyk, patrząc proste w piękne oczy Śnieżki. Czy uczucia, które po raz pierwszy towarzyszyły Koziej Łapie podczas spotkania z bengalką zbledły bądź zniknęły? Nie, a wręcz przeciwnie - z każdym dniem rosły coraz bardziej i bardziej. Kiedy miał zamiar jej powiedzieć? Syn Dzikiej Zamieci jeszcze nie wiedział, ale miał nadzieję, że w końcu się odważy to zrobić.
- To dobrze. - odparła ze spokojem kotka, a przybliżywszy się do Kózki, liznęła go po policzku. - Cieszę się, że nic ci nie jest. - zamruczała, uśmiechając się uroczo.
- D-dziękuję, że tak się o mnie martwisz, Ś-śnieżko. - wymamrotał kocurek, zawstydzony odwracając głowę. Niestety, miła atmosfera szybko się pokruszyła, gdy do grupy dołączył nie kto inny, a sam Baran we własnej osobie. 13 księżycowy kocur z rangą kociaka najwyraźniej zwiał spod opieki Wschodzącej Fali. Kozia Łapa jako kot z słowem "konfident" wymalowanym na czole, miał zamiar opowiedzieć o tym Lisiej Gwieździe, gdy tylko wrócą do obozu. Jednak przedtem, czekała go najpewniej nieciekawa konfrontacja z bratem. Kremowy arlekin zmierzył wściekłym spojrzeniem Śnieżkę i Kózkę, po czym prychnął głośno.
- Nie rozumiem, co wy wszyscy widzicie w tej nędznej kupce lisiego łajna. - fuknął kremowy arlekin, podchodząc do Kozy. Liliowy w odpowiedzi na obelgę zmarszczył jedynie brwi i odwrócił głowę. Nie miał zamiaru zniżać się do poziomu Barana, szczególnie w towarzystwie znajomych i przyjaciół.
- Chyba pszczoły wam mózg zasnuły, że wybraliście tego łajdaka zamiast mnie. - Baran kontynuował, pusząc się dumnie, by wyglądać na jeszcze większego od Koziej Łapy.
- Powtarzasz się, Barania Łapo, a, przepraszam, Baranku. - powiedziała szyderczo Śnieżka, patrząc wprost w dwukolorowe oczy brata Koziej Łapy. - Poza tym, nie jesteś cudem i darem od Klanu Gwiazdy, więc przestań się za takiego uważać. - warknęła kotka, kładąc uszy po sobie i obnażarjąc delikatnie białe kiełki. Reszta jak na razie posyłała Baranowi zdenerwowane spojrzenia, czekając na kolejny ruch kociaka. Kocur zmarszczył nos i zrobiwszy zamaszysty obrót, zwrócił się do bicolora.
- Dobra, skoro teraz Kozia Łapa jest najlepszy, zmierzmy się. Zobaczymy, czy to prawda. - długowłosy niemalże napluł w twarz Kozy.
- Hej, Kozia Łapo, nie musisz tego robić. - miauknęła Mglista Łapa, patrząc na braci. Zlepek pokiwał energicznie głową, potwierdzając słowa Mgiełki.
- Dobrze wiesz, że nie musisz nam niczego udowadniać. - powiedziała Śnieżna Łapa, posyłając Kózce zmartwione spojrzenie. Pewnie miała nadzieję, że liliowy nie będzie robił nic głupiego. Ten jednak ku zaskoczeniu innych, zamiast spokojnie się wycofać, postawił krok w stronę równie zaskoczonego co reszta, Barana.
- Nie chcę udowadniać wam niczego. Musze udowodnić to sobie. - powiedział w odpowiedzi na pytające spojrzenia grupy.
- Udowodnić co? Że jesteś idiotą i niedojdą, nie potrafiącym zrobić niczego porządnie? - prychnął Baran szyderczo, po czym przybrał bojową pozycję. Koza jednak nie miał zamiaru walczyć. Zamiast ataku, wskoczył na najbliższe drzewo i wspiął się na najniższą gałąź.
- Kto wespnie się wyżej - wygrywa. - oznajmił liliowy bicolor, próbując pewnie spoglądać w oczy Barana.
- Mamy się zmierzyć w zabawie dla kociąt? - zapytał Baran z znakiem zapytania wymalowanym na pysku.
- Adekwatnie do twojej rangi. - zadrwiła z niego Sroczy Żar, podchodząc bliżej, by obejrzeć i reakcję Brana i konkurencję z bliska. Baran warknął, jednak zaraz potem wskoczył na gałąź wyżej Kozy. I tak to się zaczęło. Obaj bracia wskakiwali coraz wyżej i wyżej. Koza z każdą kolejną gałęzią myślał sobie co innego.
"Nie jestem idiotą" - pierwsza gałąź.
"Nie jestem łajdakiem" - kolejna.
"Nie jestem lisim łajnem" - był coraz wyżej.
"Nie jestem niezdarą" - kolejna gałąź za nim.
Z początku w ogóle nie zwracał uwagi na wspinającego się Barana, jednak kątem oka dostrzegł, że silniejszy kocur w końcu zdawał się zwalniać. Aż nareszcie, po dłuższej chwili, Kozia Łapa był niemalże na samym szczycie. Widział na dole Barana, posyłającego mu pogardliwe spojrzenie, a jeszcze pod nim dostrzegał już całkiem nieduże sylwetki reszty grupy. Koza wyprostował się dumnie i pozwolił, by wiatr zmył z niego chociaż odrobinę strachu, jaki aktualnie czuł. Gdyby nie duma z wygranej, kocur na pewno trząsłby się aktualnie ze strachu.
- I widzisz, jednak wyszło na to, że jednak... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Jak się okazało, wysuszona gałąź pod jego stopami właśnie trzasnęła głośno. Po paru uderzeniach serca, kiedy Koza próbował jeszcze zejść z niebezpiecznego miejsca, podłoże pod jego nogami pękło na pół. Żadne myśli nie napłynęły w tym czasie do jego głowy. Po prostu czas mu się dłużył podczas spadania. Podczas trzasku jeszcze towarzyszył mu strach, jednak teraz kocur miał wrażenie, jakby jego przerażenie zostało na pękniętej gałęzi. Spadając, Kozia Łapa zahaczył o parę kolejnych gałązek, które nie zrobiły mu krzywdy, a jedynie zamortyzowały upadek. I w końcu spadł. Głośny huk zabrzmiał w jego uszach, a uderzenie serca potem trzask łamanej kości. Chwila ciemności. Cichej, pustej ciemności. Zaraz potem ocknął się. Przez jakiś czas było mu słabo, jednak jego ciało było aktualnie napompowane adrenaliną, więc nie czuł za dużo bólu. Jedynie w głowie mu mocno świszczało, a w uszach piszczało. Na pytania przyjaciół, które kocur słyszał jakby z oddali, odpowiadał, że wszystko jest dobrze. Aż w końcu podeszła do niego liliowa sylwetka.
- Nie, Zlepku, nie musisz mi pomagać. Chwilę poleżę i wstanę sobie. - miauknął jakby ogłupiałym głosem.
- No, chłopie, byłeś blisko, ale jednak pomyłka. A teraz trzeba cię zabrać do legowiska Sokolego Skrzydła. Twoja łapa nie wygląda najlepiej. - o dziwo, Zlepek odezwał się damskim głosem. Koza uniósł nieco brew, po czym spojrzał na swoją łapę. Była opuchnięta. I to mocno. Bardzo mocno.
< Niezapomniajkowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz