BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 czerwca 2019

Od Mokrej Blizny CD Cienistej Łapy


Wróciłem z południowego patrolu, który był na granicy z Klanem Wilka. Nie wyczułem żadnych nowych zapachów, jednak nie mogłem też tracić czujności. Całe dnie zabierał mi dodatkowy trening, który sam z siebie w wolnej chwili robiłem. Pytałem parę razem Zakręconego o rady. Ostrzyłem pazury, trenowałem bieg lub wspinałem na Burzowe Drzewo, by choć trochę bardziej rozwinąć swoją siłę. Po polowaniu zanosiłem ofiary na stos zwierzyny, po czym widziałem jak uczniowie noszą je dla starszych. Ostatnio odeszła Złota Melodia, mądra kotka.
Podczas gdy wchodziłem z innymi na teren obozu, byłem zaabsorbowany rozmyślaniem co dziś będę trenował, że nie zauważyłem czarno białej kotki, wyskakującej znikąd na mnie. Podskoczyłem, na co na jej pyszczek wkradł się lekki uśmiech zadowolenia.
Cienista Łapa! Więc jest już na tyle wyleczona, by wrócić na trening?
- C-co to było? - Mruknąłem, będąc zaskoczonym i jednocześnie nieco onieśmielonym nagłym towarzystwem terminatorki. Sama do mnie podeszła, czy chce czegoś?
- A nic takiego - odparła, a jej oczy świeciły się.
Pewnie bardzo się nudziła u medyka, a teraz gdy może wychodzić a nie ma Niezapominajki nie bardzo ma towarzystwo.
- W-więc już jesteś z-zdrowa - rzuciłem. Skinęła głową, jakby na coś czekając. - Jeśli się nudzisz to...
Zapraszać ją na trening? Niby ma swoją mentorkę...ale dlaczego by nie? Jest miłym towarzystwem.
- To? - Przeciągnęła wypowiedź, a słońce wyłoniło się zza chmur.
- Chcesz iść ze mną potrenować? - Zapytałem, nieco niepewnie. Kotka posłała mi pytające spojrzenie, coś jak "jeszcze trenujesz?".
- Chcę robić postępy - rzuciłem cicho, patrząc na nią. - Dlatego sam sobie robię trening.
- Czemu nie? - Mruknęła, mijając mnie i idąc ku wyjściu z obozu.
Poszedłem za nią, myśląc co by trenować? A może by walkę? Ale tak z Cienistą, która dopiero wyszła od medyka? Już wiem!
- C-chesz mi może pomóc z...węszeniem? - Zapytałem, przypominając sobie podobną lekcje z Ciernistą Gwiazdą. - Ty byś się schowała, a ja cię szukam.
- Zabawa w chowanego? - Zaśmiała się lekko, a ja przekręciłem głowę. Może faktycznie tak to wygląda.
- Coś takiego.
Zgodziła się, więc wyszliśmy na polanę, gdzie rosła wysoka trawa, mogąca zasłonić nasze ciała. Zamknąłem oczy i czekałem, aż przestanę słyszeć Cienistą.
Kilka uderzeń serca, a dźwięki kroków całkowicie zanikły. Wciągnąłem powietrze, rozpoznając wśród zapachów zwierzyny i lasów ten terminatorki. Zabawne, że go poznaję, ale trochę z nią przebywałem.
Ruszyłem pewnie przed siebie, strzykałem uszami, słysząc jedynie szum traw. Mój nos kazał mi kierować się na zachód, tam też poszedłem, nie szukałem długo. Bez otwierania oczu, dotarłem do momentu, gdy poczułem wyraźne źródło zapachu.
- Masz mnie! - Usłyszałem, więc otworzyłem oczy.
Czarno-biała kotka machnęła ogonem, a ja odetchnąłem z ulgą, że ją znalazłem. Długo nie trenowałem tego typu węszenia.
- Dzięki - Mruknąłem, siadając.
Wiatr zaczął wiać mocniej, a na niebie chmury ponownie przysłoniły słońce. Zapadła cisza między nami, ale dla mnie nie była niekomfortowa. Lubiłem siedzieć i słuchać, patrzeć.
Terminatorka po chwili położyła się w trawie, zaczynając myć futro. Poszedłem w jej ślady, liżąc klatkę piersiową.
- Pewnie ci się nudziło u medyka - zacząłem, czując, że powinienem coś powiedzieć. - Jak byłem kociakiem i Szuwar zachorował przez nasze zabawy na zielony kaszel, Burzowe Serce mnie stamtąd wyganiał. Razem z Niezapominajką.
- Wiesz może gdzie ona się podziała? - Spytała spokojnie, przekręcając się na plecy.
- Niestety nie, odeszła, kiedy ja byłem na treningu - odparłem.
Rozmowa szła mi dobrze, odpowiadałem normalnie, a nie zdawkowo. Czułem, że przełamałem barierę na dobre. Może tylko ciężej mi będzie opowiadać o sobie.
- Jak to jest być wojownikiem? - Spytała po chwili. - Pewnie fajnie, możesz innym mówić co mają robić.
- Huh? Tak to widzisz? - Rzuciłem zaskoczony. - Nie rozkazuję im, nie mam tyle doświadczenia co reszta wojowników. Mogę jedynie wykonywać polecenia i dbać o klan. W tym o ciebie.
Ostatnie zdanie właściwie było nie zamierzone. Czułem jednak, że podczas ostatniego spaceru kotka poczuła się źle, bo nie pozwoliłem jej zostać poza obozem. Nie mogłem jednak jej tak zostawić, gdyż dałem słowo Drżącemu Oddechowi.
- O mnie nie musisz - miauknęła. W jej głosie było coś...jakby niepewność?
- Ale chcę, jesteś moją towarzyszką i dbam o ciebie tak jak umiem. - Wytłumaczyłem jej. - Um, nie urodziłaś się w lesie?
Zapadła cisza, kotka długo nie odpowiadała, aż finalnie skinęła głową.
- Nigdy nie widziałem dwunożnego - oznajmiłem po chwili - ciekawe, czy są tacy straszni.
Cień nie odpowiadała, więc pomyślałem, że to trudny dla niej temat. Widocznie nie lubiła o tym rozmawiać.
- Jeśli cię to pocieszy to w sumie nie mam mamy - rzuciłem.
- To niby jak się urodziłeś? - Spytała, na co parsknąłem nieco rozbawiony.
- Nie, mojej mamy tu nie ma. Miałem przybraną, nie wiem co się z nią dzieje i czy żyje.
Kto wie, może pochodzę od kota domowego? Deszczowy Poranek nigdy nie opowiadał mi o mamie czy jego przeszłości. Zawsze tylko teraźniejsze sprawy, czułem, że powinienem go zapytać. Teraz, gdy nie żyje Szuwar to mnie interesuje jeszcze bardziej.
Ciekawe, czy z Cienistą było podobnie? Nic nie wie o swojej rodzinie? Więc jesteśmy w tym razem.
- Nudzisz się? - Rzuciłem.
- Tak - odparła.
- To co robimy?
Położyłem się, czekając na jej odpowiedź. Nie chciałem jeszcze wracać, bo do zachodu słońca zostało trochę czasu. Poza tym i tak nie mam z kim dzielić języków, dlatego mógłbym zostać poza obozem nawet i do nocy.

<Cienista Łapo? Ten odpis ma prawie 900 słów a jest nijakiXD>

Od Cienistej Łapy CD. Wilczej Łapy


Od jakiegoś czasu krążyła po terenach, próbując coś upolować, ale takiego konkretnego. Potrzebowała tej zdobyczy dla mentorki, która nadal była na nią zła, co przytłaczało bardzo kotkę. Korzystając z okazji, że mentorka wyszła na patrol, nikomu nic nie mówiąc, wymknęła się z obozu. Przeszukała większość terenów klanu burzy, tak żeby się nie natknąć na Drżący Oddech, ale nie znalazła nic, czym mogłaby pokazać, że bardzo przeprasza mentorkę i przy okazji, że umie polować, a tym samym, że dużo już umie. Stwierdziła, że poszuka niedaleko domostw, chociaż wątpiła w to, że tam znajdzie choćby tłustego królika, ale jej instynkt kazał jej tam iść. No nic, jak można wywnioskować, posłuchała się go i co zobaczyła? Wilczą Łapę we własnej osobie! Uradowana z widoku przyjaciela, postanowiła, że zakradnie się do niego, jak do Mokrego, a że z nim się udało, to z wilczym też musi, nie? Zrobiła, jak myślała i niedługo po tym siedziała na kocurku ze słowami na pyszczku "sfora psów atakuje!". Kotka nie wiedziała, dlaczego użyła takiego zestawu słów, ale kto to wiedział? Może, żeby niebieski się wystraszył bardziej, czy coś? Gdy już siedziała na nim, zauważyła, że jej przypuszczenia się sprawdziły i Wilk patrzył się na nią przerażony. Koteczka, widząc to, jeszcze bardziej się zaśmiała i schodząc z kota, pacnęła go łapką w głowę.
- Ale z ciebie bardzo odważny kot! - rzuciła i usiadła naprzeciwko niego, patrząc na jego zdezorientowany pyszczek.
- Jestem odważniejszy, niż ci się wydaje! - rzucił kocurek, uśmiechając się cwaniacko - chcesz zobaczyć?
- Hmm, może kiedy indziej, bo niedługo do obozu wraca Drżąca, a ja bez jej pozwolenia wyszłam jej coś upolować na przeprosiny i udowodnić, że się nadaję na wojownika.
- Dość niebezpieczne... - zamyślił się kocur - ale fajne, nie wiem, czy jej się to spodoba, ale zawsze możesz spróbować - uśmiechnął się, ale po chwili na jego pyszczek wszedł grymas na myśl o matce.
- A ty, co tu robisz? - kotka postanowiła zmienić temat.
- Ja też jestem na polowaniu. Świerkowa Kora chce, żebym jej udowodnił, że umiem polować - skulił uszy.
- Wątpi w twoje umiejętności? TWOJE? - ironicznie zaśmiała się koteczka, co spowodowało spojrzenie kocurka wręcz z kreskówek.
- Ja żartowałam głupolu! - rzuciła szybko na obronę kotka - Zapolujesz ze mną? - szybko zmieniła po raz drugi temat.
- Jasne, możemy polować razem.
Obydwoje razem spędzali czas na wspólnym polowaniu, wypełnionym śmiechami i wesołym pomrukiwaniem.
Po powrocie do obozu kotka wypuściła powietrze z ulgą, bo Drżącej nie było jeszcze w obozie. Zdążyła. Kocurek poszedł zanieść swoje zdobycze mentorce, a ciemna ukryła swojego ogromnie tłustego królika w krzakach niedaleko stosu ze zwierzyną, żeby nikt jej nie zabrał, bo teraz do niej dotarło, że jak powie mentorce, że sama go upolowała, to może dostać kolejną karę i "rozczarować mentorkę, że jest taką znajdą". Na te myśli skuliła uszy, a w tym samym czasie Drżąca wróciła z patrolu. Cienista Łapa chwyciła zająca i od razu pobiegła do mentorki. Położyła zdobycz przed zdezorientowaną kotką.
- Hej... - trochę niepewnie zaczęła - To na przeprosiny i proszę, nie gniewaj się już na mnie. Proszę! Ja już dłużej tego nie zniosę!
Drżący Oddech zmierzyła Cień wzrokiem i zaczęła jeść królika.
- Jeszcze raz takie coś zrobisz - oderwała się od jedzenia - to nie usłyszysz ode mnie już ani słowa - rzekła starsza i wróciła do jedzenia, a ciemna zaczęła skakać dokoła niej z uśmiechem na twarzy, dziękując, że ten koszmar nareszcie się skończył, bo kotka nie wytrzymywała już sama ze sobą z tą świadomością, że starsza tak bardzo się zawiodła na niej, że nie odzywa się ani słowem. Tylko dobrze, że Drżący Oddech nie wiedziała, że to właśnie jej uczennica upolowała tego królika bez pozwolenia mentorki, wymykając się z obozu.

~*~

Cienista Łapa razem ze swoją mentorką miały iść na trening, gdy ta rzuciła, że dzisiaj kotka będzie go mieć wraz z Wilczą Łapą. W jednym momencie z oczu młodszej zrobiły się gwiazdki, a ta pędem pobiegła budzić niebieskiego.
- Wilk! Wilk! Wstawaj! - prawie krzyczała, budząc przy tym połowę śpiących kotów - mamy razem trening! No wstawaj!

<Wilk? Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ^^>

Od Cienistej Łapy CD. Mokrej Blizny


W głowie kotki krążyło pytanie "czy chce już wracać?" skoro Mokry się zapytał, to chyba on musi chcieć, więc kotka też powinna. Czy ona chce? Nie wiedziała. W sumie nie miała pomysłu, co mogliby tu robić przez jeszcze dłuższy czas, ale do legowiska medyka też nie chciała wracać. Było tam nudno i nie miała do kogo pyszczka otworzyć, no oprócz Burzowego Serca, który, miała wrażenie, że i tak jej nie słuchał, a ona potrzebowała czyjejś uwagi. Nie wytrzymywała już w swoim towarzystwie i wracać tam do tego "towarzystwa" nie chciała, ale z drugiej strony Mokry ma jeszcze obowiązki. Jest wojownikiem, co wiąże się z dużymi obowiązkami.
- Nie wiem... - odparła - albo jednak chodźmy - rzuciła i wstała. Kocurek pewnie nie chciał z nią przebywać dłużej i poza tym miał obowiązki.
Mokra Blizna wstał, wziął upolowanego królika i oboje ruszyli w kierunku obozu. Szli w niezręcznej ciszy, Cienistej Łapie to nie bardzo odpowiadało, poza tym nie mogła znieść myśli o swojej mentorce. Była przerażona i wściekła zarazem, po prostu bała się powrotu. Chciała uciec, mimo że miała tu kilka przyjaciół, którzy byli dla niej bardzo ważni i teraz co miała zrobić? Już dawno zgubiła się myślach.
- Mokry - stanęła, wypowiadając imię kocurka - a może ty sobie wrócisz, a ja zostanę i potem najwyżej wrócę. Jestem przecież już uczniem, a nie kociakiem, a jakby Drżąca się o mnie pytała (choć nie sądzę) to powiesz jej, że... - kotka nie dokończyła, bo pręgowany jej przerwał.
- Nie, nawet o tym nie myśl, nie chcę brać tego na siebie, poza tym powinnaś jeszcze trochę odpocząć - ruszył dalej, pokazując tym Cienistej, że rozmowa skończona. Denerwowało ją to, że Mokry był już wojownikiem i mógł jej rozkazywać, a przecież był niedawno uczniem. Skuliła uszy i lekko obrażona ruszyła za nim. Wstydziła się za to, że w tym momencie zachowuje się jak kociak, ale w końcu kocur ją tak teraz traktował, nie? Jak to nie może zostać, a jak mu pokaże, że jednak może i nie jest skazana na jego łaskę, to co? "Nie, to głupi pomysł, weź, się ogarnij znajdo" skarciła się w myślach. Podobało jej się to słowo, którym opisała ją mentorka. No nie w sensie pozytywnym, ale lubiła siebie samą "karać", a że nie miała innych możliwości, to pozostało jej w myślach. Ale halo, kocur nie chciał źle, nie? To fajnie z jego strony, że choć trochę się nią interesuje i nie chce, żeby ta się nadwyrężała, albo po prostu nie chce z nią w tej chwili przebywać. No też jest taka opcja. Poprawiła swój wyraz pyszczka i przyśpieszyła tempa, by nie być za Mokrym.
Gdy dotarli do obozu, każde z nich poszło w swoje strony. Mokra Blizna spełniać obowiązki wojownika, a Cień, no cóż, do medyka. Przez te wszystkie wschody słońca miała tyle czasu do rozmyślań, że przeanalizowała sobie tę całą sytuację z borsukiem już chyba z milion razy i dalej nie pojmowała swojej głupoty. Co wtedy jej strzeliło do głowy? Nie mogła się pogodzić sama ze sobą.

~*~

Nareszcie przyszedł ten dzień, dzień opuszczenia legowiska medyka, chociaż miała jeszcze przychodzić przez najbliższy czas, by ten mógł sprawdzać, czy na pewno te rany, które jeszcze posiadała, się nie rozwalają i czy nie wstąpiło żadne zakażenie. Wróciła do legowiska uczniów i od razu położyła się na miejscu obok Niezapominajki, która aktualnie nie była do dyspozycji. Co kotka się oszukiwała, zaginęła! Ot co. Korzystając, że nie miała jeszcze dzisiaj treningu, ruszyła w poszukiwanie Mokrej Blizny, bo od czasu tamtego "spaceru" czy jak to zwał, nie rozmawiali ze sobą. Nie musiała długo szukać, bo ten właśnie wchodził do obozu wraz z innymi kotami. Najprawdopodobniej wracali z patrolu. Kotka nie wiedziała, co ją podkusiło, ale podeszła do kocurka. Ten jej nie zauważył, więc stwierdziła, że zakradnie się do niego i może uda jej się go przestraszyć. Powoli stawiała łapkę za łapką i momentalnie skoczyła na pręgowanego, przez co ten lekko podskoczył " udało się" - pomyślała i spojrzała na zdezorientowanego kota.

<Mokry?>

Od Zimorodkowej Pieśni CD Sroczego Żaru

Futro na karku Zimorodkowej Pieśni automatycznie powędrowało w górę. Po co był ten komentarz? Radość ze wspólnego polowania natychmiast odpłynęła przypominając pręgowanej obraz szarej rzeczywistości. Może gdyby Sroczy Żar tego nie powiedziała teraz nie stałaby zdziwiona z utkwionym wzrokiem w wysuwające się kły mniejszej.
- Nie wspominaj mi o nim - syknęła i odwróciła się na pięcie odchodząc. Tyle razy wytrzymywała te zbędne komentarze o Zlepku... Skaranie boskie po prostu. Zrzuciła kwiatek z głowy cicho na niego prychając. Ten też potrzebny jak rzep do ogona. Ta cała polana to była jakaś zagadka, ale jak to niebieska nie miała ochoty jej odkrywać. W miarę drogi gniew odpływał, a sama wojowniczka coraz bardziej przytomniała do stanu sobie najbardziej znanego czyli odpływania. Ciekawe czy Sroka zrozumie kiedyś targające ją emocje? I czy pokaże Zlepionej Łapie te całe tajemnicze miejsce. Przecież obie nigdy go nie widziały. No właśnie, czy cętkowana w ogóle zjawi się na czuwaniu? Pointka targnęła ogonem. A niech sobie ma wstrętny kochliwy babsztyl! No tak, ale to przecież była jej siostra... Bicolorka przystanęła. W sumie to i tak będzie musiała wrócić po tego królika... Szurając niebiesko - białym ogonem zbliżyła się do miejsca, w którym zakopała zwierzynę. Z lekkim trudem podniosła ją i trzymając w zębach pociągnęła za sobą. W końcu była mniej więcej takiej wielkości jak sama ofiara. No dobrze, mała przesada, ale rzeczywiście niebieskooka nie była dużo większa. Zresztą ten tutaj do była tłusta świnia mięsa więc to dodatkowo utrudniało sprawę.
- Zimorodku, coś się stało? - zadała pytanie siostra zjawiając się z nikąd. Pręgowana oderwała zęby od puchatego ogonka i wypluła strzępki futra zwierzęcia. Zatroskane spojrzenie pomarańczowych oczu przesunęło się po jej uchu, a raczej miejsca gdzie było aż do samych łap. Przez co Zimorodkowa Pieśń miała wrażenie, że świdruje ją na wylot doszukując się informacji. Po chwili zmarszczyła brwi nie doczekując się reakcji.
- Zimorodku?
- Ah tak, tak wszystko okej - kotka pomachała energicznie główką i z pewnością nie byłoby to dziwne, ale ze ze względu na bardziej flegmatyczny charakter bicolorki prawdopodobnie Sroczy Żar jeszcze bardziej pogubiła się we własnych domysłach o cóż może chodzić siostrze.
- No to, chyba dobrze, tak? - zapytała nieco niepewnie przyjaciółka Niedorajdy nie wiedząc co odpowiedzieć. Córka Meatball ponownie kiwnęła i zabrała się za żmudną pracę ciągnięcia zdobyczy do obozu. Słońce miało za chwilę zajść, a wojowniczki były dopiero w połowie drogi. Sroka postanowiła pomóc i teraz razem ciągnęły posiłek. Na szczęście zdążyły i Zimorodek nie musiała się już martwić o to czy Lisia Gwiazda je wychłosta za brak powrotu na czas. Obie rzuciły pożywienie na stos zwierzyny. Mimo, że wszystkie koty były już po ostatnim posiłku dziennym od razu niektórym poleciała ślinka na widok tak obiecującej zwierzyny. Ot, miały farta. Sroczy Żar uśmiechnęła się dumnie na widok "sępów".

Zimorodkowa Pieśń otchyliła sennie powieki. Czując jak Sroka dalej stara się ją obudzić uderzyła ją łokciem. Niech ma. Kotka syknęła cicho i rzuciła zdziwione spojrzenie mniejszej. Pointka rozejrzała się za to bacznie obserwując okolice. Zasnęła podczas czuwania. Większego wstydu chyba być już nie mogło. Tylko co jeśli Lisia Gwiazda się o tym dowie? Wojowniczka zadrżała ledwo dostrzegalnie. Chyba cofnie ją na stanowisko ucznia. Pręgowana spojrzała wdzięcznie na siostrę na co ta prychnęła za pewne starając się przypomnieć co dostała za próbę pobudki. Zimorodek zobaczyła jak słońce powoli rozjaśnia ogromny zbiornik wodny. Świt. O mały włos. Gdyby obudziła się później... Nie wiadomo co by się z nią stało. Kotka obserwowała jak pobratymcy powoli wychodzą z legowisk przeciągając się przy tym. Koniec warty - Uświadomiła sobie z lekkim szczęściem. Śnieżny Sopel od razu popędziła podzielić się przeżyciami z partnerem. Podczas gdy córka Meatball została, aby przyglądać się jak Zlepiona Łapa dzieli się językami ze Sroczym Żarem opowiadającej radośnie o czuwaniu. Oj, kiedyś mu się za to oberwie. Pręgowana miała tylko nadzieję, że siostra nie powie o jej drzemce, ale któż tam by ją wiedział.

<Sroczy Żarze? Przepraszam, że tak się wydłużyło. I już nie zamierzam nawet komentować samej jakości odpisu>

Od Błękitnej Cętki

- Wróciłaś - Hiacynt uśmiechnął się delikatnie na widok burzowiczki, przebiegającej przez Drogę Grzmotu. Błękitna Cętka umknęła spojrzeniem, przed idealnie żółtymi oczyma.
- No raczej. Przecież mówiłam - prychnęła, choć zabrzmiało to bardziej jak nieporadne miauknięcie. Odchrząknęła i ciągnęła dalej. - Poza tym teraz twoja kolej. Ja opowiedziałam ci o sobie, jesteś mi winien to samo.
Z uśmiechem, przyklejonym do pyszczka usiadła na poboczu i skrzywiła się lekko, na dźwięk nadjeżdżającego potwora. Zakłopotany kocur przesunął łapą po ziemi.
- No, nie wiem czy chcesz coś o mnie wiedzieć. Nie jestem... zbyt interesujący... Przynajmniej nie tak, jak ty...
- A dajże spokój! - mruknęła Błękit. - Wydajesz się dosyć interesujący... - ugryzła się w język, nim zdążyła dokończyć tę myśl. - Szczególnie twoje imię! Co to jest hiacynt?
- Nie wiesz? - samotnik z niedowierzaniem odchylił się do tyłu. - Taki kwiat. Całkiem zresztą ładny - uśmiechnął się po swojemu, wzbudzając szybsze bicie serca zastępczyni. Niebieska zagapiła się na łapy rozmówcy, usiłując uspokoić oddech. To było możliwe?! Nie, no oczywiście, że nie! Nie mogła... zako...zakochać się w przypadkowym samotniku!
Hiacynt uniósł głowę i niepewnie przestąpił z łapy, na łapę.
- Powiedz mi, Błękitna Cętko... Masz rodzinę?
- No oczywiście, że mam! - parsknęła cętkowana, nieco zaskoczona tym pytaniem. Zacisnęła wargi, lecz było już za późno. Przed oczami stanął jej Leśny Cień, Ćmi Trzepot i Ciernista Gwiazda. Taa... na pewno świetnie bawili się w Klanie Gwiazd. Poczuła, że pojedyncza łza spływa po jej policzku, więc otarła ją szybkim ruchem łapy.
- Och, przepraszam, nie chciałem cię zasmucić - Hiacynt w kilku krokach był przy niej i... uniósł łapę! Chciał ją zaatakować?! W takim momencie?! Błękit z dzikim sykiem odskoczyła do tyłu, wypadając na Drogę Grzmotu. Tylko cudem ominęła zderzenie z potworem. Usłyszała głośny, złowieszczy, irytujący dźwięk. Białe światło oślepiło ją na jedno uderzenie serca, jednak zdążyła zauważyć Dwunożnego w brzuchu bestii. Wyglądał na zdenerwowanego. Spanikowana córka Boćka, rzuciła się do przodu, wpadając na Hiacynta, który bezwładnie potoczył się po trawie. Przeskoczyła nad nim i w biegu dotarła do najbliższego drzewa. Wbiła wszystkie pazury w korę i dopiero wysoko nad ziemią odsapnęła. Drżała jak podczas Pory Nagich Drzew, chociaż słońce przypiekało niemiłosiernie. Serce biło jej jak oszalałe, lecz tym razem nie przez przystojnego samotnika. Hmm... który swoją drogą, właśnie zbliżał się do miejsca jej spoczynku. Mocniej wbiła pazury w gałąź, ostrząc je, na wypadek walki. Hiacynt podbiegł pod pień, wyraźnie chcąc wspiąć się i spocząć obok niej, jednak zastępczyni buntowniczo machnęła ogonem, odsłaniając zęby.
- Nie radzę - syknęła cicho. - Oczywiście, o ile nie chcesz stracić tych swoich cudnych, złotych oczu.
Kocur zatrzymał się w pół kroku i uniósł głowę.
- Co ci odwaliło?! Myślałem, że ta hałaskrzynia cię zabije!
- Hałaskrzynia? - Błękit zmarszczyła brwi i zjeżyła sierść na karku. - Zapewne mówisz o potworze? O nie, ze mną nie pójdzie tak łatwo.
- Co?! - Hiacynt pokręcił głową, uderzając ogonem o ziemię. - Jesteś chyba niestabilna emocjonalnie! Nie, pokręcona! Totalnie chora psychicznie!
- Nie pozwalaj sobie! - warknęła Błękitna Cętka. Podniosła się na cztery łapy, jednak zaraz zrozumiała do czego to wszystko prowadzi. Usiadła z powrotem, zwieszając ogon nad ziemią i pokręciła głową. - Znam się na takich sztuczkach. Chcesz mnie zwabić na ziemię i tam wykończyć!
Obserwowała bezradnie miotającego się kocura. Widziała niepewność w jego oczach, wyraźnie nie miał zamiaru ich stracić.
- Wcale nie chciałem cię skrzywdzić - warknął Hiacynt. - Ani tym bardziej zaatakować! W ogóle mi nie ufasz?
Błękitna Cętka odwróciła wzrok i odchrząknęła.
- J-ja... po prostu się wystraszyłam - mruknęła. - Czekaj, już schodzę!
Wstała i na ugiętych łapach przeszła po gałęzi do pnia. Ruszyła w dół, tyłem, wbijając pazury w każde napotkane wgłębienie. Coś jednak poszło nie tak. Na ostatniej długości królika, kora zrobiła się bardzo śliska. Niebieska, która utraciła punkt podparcia, nie mogła zrobić nic innego jak  spaść. Pisnęła cicho z zaskoczenia, gdy wylądowała na czymś miękkim... i ciepłym.
- Ojejku! Przepraszam - krzyknęła i zeskoczyła z Hiacynta, gdy tamten wolno podnosił się z ziemi. Zacisnęła wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Samotnik pokręcił głową i polizał łapę.
- Nic się nie sta...
- Jesteś ranny?! - zastępczyni była przy nim w jednym uderzeniu serca. Przełknęła ślinę, na widok plamy krwi, rozlewającej się pod gardłem kocura i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ciecz jest zaschnięta.
- Nie, nie. T-to stare. Potknąłem się...
Błękit uciszyła kocura ruchem łapy i usiadła przed nim. Poczuła na pyszczku jego ciepły oddech i uśmiechnęła się instynktownie.
- Daj pomogę ci. Nie możesz się ruszać...
Ostrożnie zbliżyła nos do gardła samotnika i powąchała ranę.
- Szkoda, że nie mam tu żadnych ziół. No i oczywiście Burzowego Serca. On wiedziałby co robić - uśmiechnęła się delikatnie i polizała ranę. - Spróbuję ją oczyścić. Mam tylko nadzieję, że nie wdało się zakażenie.
Gdy znowu przeciągnęła językiem po ranie, zauważyła, że mięśnie Hiacynta spięły się niemiłosiernie. Przypominało to trochę Świetlisty Potok, gdy Błękit wtulała się w jej mięciutką sierść. - Co jest? Jeszcze nigdy nie dzieliłeś się z nikim językami? - zachichotała zastępczyni.
Ku jej zdumieniu kocur pokręcił głową. Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Cętkowana odgarnęła nieco sierści kocura i obserwowała ranę. Już nie krwawiła.
- W-wiesz... bo ja... no... zawsze myślałem, że wspólne mycie oznacza miłość - wypalił Hiacynt.
Błękitna Cętka uniosła oczy i napotkała złote ślepia.
- Dzielenie się językami? Na Klan Gwiazdy! Większej głupoty jeszcze nie słyszałam! Przecież ja dzielę języki z bratem i mamą!
- No, ale kochasz ich. Prawda? - samotnik zamrugał kilkukrotnie.
- Tak, jasne. Tylko wiesz... nie tak - niebieska zaczerwieniła się delikatnie. - Są moją rodziną. Oddałabym za nich życie.
- Czy to znaczy, że mnie też kochasz?
Pomiędzy nimi zapadło nerwowe milczenie. Zastępczyni zgrzytnęła zębami.
- Czemu plączesz się w moje życie uczuciowe? Nic ci do tego kogo kocham, a kogo nie! - miauknęła i wstała nieco chwiejnym krokiem. Chciała stąd odejść. I to jak najszybciej.
- Ej, czekaj! - Hiacynt dogonił ją w kilku susach i nachylił się ku jej łebkowi. Bez wahania liznął kocicę za uchem. - Miałaś tam coś... Jakieś ziarenko.
Błękit odwróciła wzrok i ruszyła ku Drodze Grzmotu.
- Dziękuję? - mruknęła i puściła się biegiem. Nie zwolniła, gdy przebiegła przez asfalt. Biegła przez kilkadziesiąt uderzeń serca, złorzecząc na cudowny, żółty wzrok kocura. Zatrzymała się, gdy poczuła, że coś łaskocze ją w ucho. Potrząsnęła głową i zrzuciła to coś z głowy. Dech w piersi zaparło jej, gdy zauważyła co to. Mak, z cieniutką, zieloną łodyżką.  Błękit mogła przysiąc, że wie kto go tam położył.

CDN.

Od Światła C.D Łzawego Tańca

Kocię wydało z siebie cichy mruk i po chwili wtuliła się w swoją siostrzyczkę - Szop. Siostra odpowiedziała na przytulasa przytulasem i kontynuowały spanie. Jeszcze wkrótce tyle do odkrycia. Jeszcze tyle do poznania, czego ani Światło, ani Szop jeszcze nie znają. Łzawy Taniec dumna z swych kociąt polizała oboje po główkach i owinęła ciemnym ogonem.

— Jesteście najpiękniejszymi kociakami w tym żłobku.. — mruknęła do nich Łezka i położyła pyszczek na swoich łapach, zasypiając wraz z kociętami.


~


Kilka dni później po porodzie, gdy Łzawy Taniec jeszcze spała, Szop otworzyła oczy jako pierwsza. Akurat gdy kociak rozglądał się dookoła, ona właśnie się obudziła. 

— Gratulacje Szopie! — mruknęła radośnie karmicielka, a kociak w odpowiedzi mruknął całe zdanie, które jednak nie miało ani trochę sensu. Światło z tego powodu wcale nie chciała być gorsza; niedługo po otwarciu oczu przez Szop, zrobiła to również Światło. Łezo uśmiechnęła się czule i polizała dwójkę. Jasna kotka widząc ogon Szopa, złapała go pomiędzy łapkami i zaczęła nim się bawić, a kociak mruczał w dezaprobacie. Matka dwójki rozbawiona zaśmiała się. Po chwili Światło próbowała ugryźć niebieską kitę, ale mamusia pyszczkiem lekko odsunęła kocię tak, aby nie miała dostępu do gryzienia ogona siostry.

— Nie wolno gryźć ogona, nie wolno — powiedziała radośnie, a liliowa wtuliła się w nią.

< Łezko? Wena dobra ale mała :< >


Od Zlepionej Łapy C.D Koziej Łapy

Prawdę mówiąc liliowy nie spodziewał się pytania, jakie usłyszał. Trzeba jednak przyznać, że sam fakt jego otrzymania wzbudził w nim kilka emocji. Po pierwsze, Zlepek poczuł ogromne szczęście, że przyjaciel się go radzi i że on, ta pierdoła wywalająca się na prostej drodze, może mu jakoś pomóc. Z tym szczęściem przybyło jednak również zawstydzenie. Trochę to dziecinne, ale zawsze na pytania o Sroczy Żar, jego kochaną partnerkę, czuł się ogromnie zażenowany. Byli razem już jakiś czas, ale Zlepiona Łapa nadal czuł się niepewnie, jako partner, natomiast sprawy sercowe sprawiały, że dostawał palpitacji, jak bardzo nie uwielbiałby spędzania czasu ze Sroczką.
– J-jak działa? N-nie działa – wypalił bez namysłu, a Kozia Łapa spojrzał na niego zdziwiony. Liliowy powoli przetrawił to, co powiedział, po czym gorączkowo pokręcił głową. – Z-znaczy się, działa, ale myślę, że tu nie ma żadnego schematu – poprawił się, czując uderzenie gorąca w całym ciele. Na gwiezdnych, narobi sobie biedy tą rozmową.
– To wcale nie brzmi pomocnie – mruknął cicho Koza, spuszczając wzrok. Terminator poczuł, że się nie spisał, a bardzo tego nie chciał. Naprawdę miał nadzieję dobrze doradzić Koziej Łapie, w końcu był jego przyjacielem i nie patrzył na niego tak, jakby był chodzącą porażką, co często robił jego brat. Dlatego właśnie syn Nowiu zamknął oczy i spróbował dogłębniej przeanalizować temat, możliwie szybko. Chciał, aby odpowiedź, jakiej udzieli, była szczera. W końcu otworzył oczy i przemówił.
– B-bo wiesz, związek to taka dziwna rzecz. Z-zawsze chcesz widzieć tą drugą osobę szczęśliwą i starasz się, aby czuła się przy tobie dobrze, w-wiedziała, że zawsze ją wesprzesz. T-to trochę jak przyjaźń, ale t-taka inna, bo... Chcesz być jedyny, i wiesz, że o-ona jest dla ciebie jedyna. B-brzmi trochę skomplikowanie i bez sensu, ale wszy-wszystko jest t-tutaj – dotknął łapą piersi przyjaciela. – Albo gdzieś niżej. Wiesz, n-nie ogarniam za bardzo anatomii – dodał, cofając się. Następnie spojrzał na Kozę i uśmiechnął się delikatnie. – Jestem pewny, że moja sio-siostra chce się tylko upewnić, czy jesteś odpowiedni dla Śnieżki. A-ale nie musi. Moim zda-zdaniem jesteś dla niej idealny – zakończył, wzruszając beztrosko ogonem. Zaraz jednak przyszło mu na myśl, że nagadał tyle bzdur, że głową mała i spiął się lekko. W gruncie rzeczy Zlepione Futro, to najlepszy w tłumaczeniu czegokolwiek nie był. Gdyby zapytać go, co to jest ogon, najpewniej przez pół dnia szukałby odpowiednich słów, aby go opisać. Był jednak pewien, że naprawdę wierzył w to, co powiedział.

< Kozia Łapo? >

Od Nowiu C.D Księżycowego Pyłu

Cały ten monolog pojawił się tak z nienacka, że córka Ciernistej Gwiazdy ani raczyła go przerwać, a każde słowo trawiła z osobna, powoli, aby nic jej nie umknęło. Właściwie nigdy się nie spodziewała usłyszeć czegoś podobnego od... Kogokolwiek. Nie była osobą, do której wylewano jakiekolwiek żale, raczej wręcz takiej osoby przeciwieństwem. Słysząc jednak to, co mówił Księżyc, poczuła ukłucie poczucia winy, to samo, które ostatnimi czasy było stałym lokatorem w jej popsutym, kamiennym sercu. Szylkretowa położyła uszy po sobie, czemu towarzyszyło ciche westchnienie.
– Żadna ze mnie bohaterka, mysi móżdżku – powiedziała półgłosem, spuszczając wzrok na swoje łapy. – Może ciężko w to uwierzyć, ale jestem tak samo zagubiona, jak ty. Przyprowadziłam ci wtedy Zlepka, bo... Musisz wiedzieć, że mój stan psychiczny w tamtym okresie to było istne szaleństwo. Właściwie, gdyby nie twoja matka, to skończyłabym pod potworem, jeszcze zanim kocięta przyszły na świat. – Kiedy później o tym myślała, wiele razy dochodziła do wniosku, że jej próba samobójcza w czasie ciąży była szczytem samolubności. Jak bowiem mogła zaryzykować życie niewinnych istot z powodu własnych porażek? Ta, jak i wiele innych rzeczy do dzisiaj ciążyły na jej sumieniu, niczym kula u łapy. Nosiła łańcuch, który sama sobie wykuła. – Nie postępowałam wtedy logicznie. Zostawiłam Niezapominajkę na terenie Klanu Burzy bo wiedziałam, że nie dam radę przeprawić się z dwójką kociąt aż do was i... Chyba było mi trochę głupio, że tak wystawiłam rodzinę. Co do Zlepka, naprawdę, sama nie wiem, co mną kierowało. Po prostu czułam, że musi trafić do ciebie. Był za dużą pierdołą, aby dotrwać do momentu, aż zabierze ich nasz... Znaczy się, Klanu Burzy patrol, nawet wtedy. No dobrze, może nie wyrósł na pierdołę... Właściwie, to nic o nim nie wiem. – Ponowne westchnięcie opuściło jej pysk, a ona uniosła wzrok i spojrzała na Księżycowy Pył. – Wiem, że nic, co powiem, nie poprawi twojej sytuacji i wiem, że namieszałam w twoim życiu. Kierowałam się emocjami, których sama nie rozumiałam i postępowałam irracjonalnie, a teraz nie jestem w stanie tego odkręcić, ale uwierz mi, że wcale nie chciałam takiego obrotu spraw. Gdybym teraz miała wrócić do tamtego okresu, wiele rzeczy zrobiłabym inaczej, ale nie mogę, Księżycowy Pyle. Dlatego przepraszam, że tak wszystko spaprałam, a teraz jestem równie bezradna, co ty – zakończyła ten monolog, zdziwiona, że w ogóle była w stanie wypowiedzieć aż tyle słów. Ostatnio dużo milczała, a dłuższe przemowy, to były co najwyżej pouczenia w kierunku młodszych członków klanu. Wiedziała jednak, że Księżycowi nie należał się krótki, zbywający komentarz. Wpakowała go w zbyt głębokie bagno, aby teraz po prostu uciąć w pół słowa, podwinąć ogon i odejść. Zresztą, im więcej miała księżyców, tym bardziej gardziła ucieczkami. Wystarczająco się już w swoim życiu ukrywała.

<Księżycu?>

Od Zlepionej Łapy C.D Księżycowego Pyłu

Chyba nie trzeba mówić, jak niezręczna była dla Zlepka sytuacja, w którą właśnie wpakował go jego pożal się Gwiezdni ojciec? Leżący na nim kocur był tak blisko, że Zlepek czuł jego oddech, który pachniał... Ziołami? Kocurek pociągnął noskiem, próbując wydedukować, co to za zapach. W końcu, spędzał długie godziny u Sokolego Skrzydła i Lśniącego Słońca, mimo iż tego drugiego starał się unikać, jak ognia. Roślina, którą Zlepek wyczuł nie była raczej często używana, gdyż kocur nie mógł jej rozpoznać. Przeszło mu przez myśl, że może Księżycowy Pył jest chory? Pewnie zastanowiłby się nad tym dłużej, gdyby czarny nie zarechotał wesoło.
– A ty co? Poważnie, mam czasami wrażenie, że Niezapominajkowa Łapa zjadła twój język i teraz ma dwa. Ziemia do Zlepionej Łapy!
Czyżby liliowy się przesłyszał? Skrzywił pyszczek i spojrzał w zielone oczy ojca, przerażony. Był przekonany, że zaraz umrze, chociaż nie wiedział, dlaczego miałby umrzeć. Po prostu w jego głowie wirowała paniczna mantra krzycząca, że rychło zginie z rąk górującego nad nim mentora.
Weź się w garść. Jeśli czegoś nie powiesz, możesz pogorszyć sprawę. Cokolwiek, Zlepiona Łapo. Cokolwiek.
– Fio-fio-fioletowe mewy! – wykrzyknął, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że to nie miało żadnego sensu. Księżyc ponownie jednak zaniósł się śmiechem, przewracając się na plecy i oświadczając kocura. Cóż, może i to, co powiedział, nie miało głębszego znaczenia, ale jeśli coś brzmi głupio, lecz przynosi porządany skutek, to nie jest to głupie.
– Fioletowe mewy! – zawołał starszy z kocurów, przewracając się z pleców na bok. – To dobre! Ale nie zmieniaj tematu.
Terminator przechylił głowę, słysząc to. Westchnął cicho, po czym spojrzał na kocura niepewnie.
– A-ale przecież my nie mieliśmy ża-żadnego tematu – zauważył półgłosem, łapą grzebiąc w ziemi. Syn Czereśni parsknął cicho.
– Acz miał być, więc pozwól, że do niego wrócimy. – Podniósł się i otrzepał lekko futro, po czym zmierzył wzrokiem swoją przerażoną latorośl, która w myślach zmawiała już litanię do każdego Gwiezdnego z osobna.
– N-no dobrze, a-ale j-jaki to temat? Z-zrobiłem coś źle? – wydukał między swymi niemymi modłami Zlepek, czując, jak cały zlewa się potem. Marudny Księżyc to było coś, do czego przywykł. Ten dziwny księżyc był mu zupełnie obcy i w sumie, to przerażał go o wiele bardziej od swojej zwykłej, bucowatej osoby, za którą uczeń niw przepadał.

< Tato? >

Od Koziej Łapy

Lekcja WDŻ w wykonaniu Sokolego Skrzydła

Już od jakiegoś czasu siedział w legowisku medyków. Powoli zaczął samodzielnie siadać, a nawet wstawać samodzielnie, jednak zrastająca się łapa wciąż mu dokuczała. Pewnego spokojnego dnia, Koza przypomniawszy sobie odwiedziny w kociarni, postanowił zadać pewne ważne w prawidłowej edukacji i dorastaniu pytanie.
- Lśniące Słońce, jak się robi kocięta? - zapytał Kozia Łapa przechodzącego obok niego medyka, który zupełnie się tego nie spodziewał. Niebieskooki westchnął tylko, po czym chyba chciał zmierzyć kocurka chłodnym spojrzeniem, jednak nie trawił i wyglądał, jakby chciał zdyscyplinować wzrokiem ścianę.
- Wziąłbyś się za zrośnięcie sobie łapy i poszedłbyś się uczyć, a nie ci w głowie takie rzeczy. - prychnął Lśniący. CO miał na myśli liliowy medyk, mówiąc "takie rzeczy?". Czyżby robienie kociaków było czymś strasznym i okropnym? Kozia Łapa musiał się tego w końcu dowiedzieć!
- To opowiesz mi, czy nie? - zapytał syn Głuszcowej Łapy, próbując przebłagać dawnego ucznia Różanego Kwiatu. Kocur jedynie uderzył nerwowo ogonem o ziemię, po czym westchnął głośno.
- Nie, nie opowiem ci. Ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, to poczekaj na Sokole Skrzydło, on ci wytłumaczy.
- Dobrze. - miauknął Kózka, po czym odprowadził wzrokiem liliowego medyka do wnętrza jaskini. Około Szczytowania Słońca do legowiska medyków w końcu wrócił Sokolik po swoim zbieraniu ziółek. Do tej pory Koza czekał na niebieskiego w wielkim oczekiwaniu i napięciu. No po prostu musiał to wiedzieć! W końcu kiedyś raczej będzie chciał mieć własne kluski, a jak je zrobić, kiedy nie wie się nawet jak to działa?
- Miłej rozmowy. - z wnętrza legowiska dobiegł ich chyba dosyć rozbawiony głos Lśniącego, który najwidoczniej usłyszał, że jego asystent wrócił do legowiska.
- Hm? - Sokolik wydał z siebie dźwięk zaskoczenia, słysząc słowa dawnego mentora. - Wiesz o co mu chodzi? - kocur skierował się w stronę Kózki.
- No... tak, bo jest taka sprawa. - zaczął brat Barana, a gdy zobaczył zachęcający do mówienia gest Sokolego Skrzydła, dokończył swoją wypowiedź: - Jak się robi kocięta?
W czasie jednego uderzenia serca Sokole Skrzydło otworzył szerzej oczy i zaczął zachowywać się coraz bardziej nerwowo.
- No w-wiesz... ehh... dobra, masz już 13 księżyców, ktoś w końcu musiałby ci o tym opowiedzieć... - zaczął Sokolik, usadawiając się obok liliowego bicolora.
- Ekhem... Eee... No to ten... - kocur zakaszlał, po czym próbował jakoś się zabrać za ten temat. - Kiedy mama kot i tata kot tak mocno się kochają, robią... eh, Klanie Gwiazdy, dopomóż. K-kozia Łapo, nie m-mogłeś sobie wybrać kogoś innego do tej rozmowy?
- Nie niestety niezbyt... - mruknął Kózka, nieco zakłopotany. Sokole Skrzydło wziął kolejny głęboki, nawet bardzo głęboki oddech. - A o czym my tu? A tak, tak. Kiedy mama kot i tata kot... k-kochają się bardzo mocno, k-kocur wkłada... to co tam ma pod ogonem... n-no w kotkę... F U J. I to ma być niby p-przyjemne czy coś takiego... No i to tak się robi w związkach i z tego się rodzą małe kociaki po jakimś czasie. D-dobra, zadowolony? I nie pytaj mnie więcej o takie rzeczy, bo naśle na ciebie Lśniącego. - i Sokole Skrzydło odszedł pośpiesznym krokiem, by upewnić się, że Koza nie zapyta go o coś więcej.
...
No nie tego się Kozia Łapa spodziewał.

29 czerwca 2019

Od Koziej Łapy CD Sroczego Żaru

- A czemu pytasz, co? - spytała Sroczy Żar, odrobinę zbyt nerwowo, szczególnie jak na nią. - No czemu! - warknęła po chwili ciszy. No to Koza wpadł jak kamień w wodę.
- No, ja... - zaczął Kozia Łapa, przełykając głośno ślinę. No nie o to mu chodziło!
- No, już, gadaj! - prychnęła kotka po raz drugi, a jej ogon zaczął wściekle bić o ziemię. 
- Więc... rozmawialiśmy chwilę ostatnio i no... Zimorodek chyba czuje się... jakby zepchnięta na drugi plan... - miauczał niepewnie Kózka. Nie wiedział, czy dobrze robi. Nie był pewien, czy Zimorodkowa Pieść chciałaby, żeby jej siostra to usłyszała, ale może dzięki temu ich relacje się naprawią? A co jeśli się jeszcze bardziej pogorszą? Albo jak Zimorodek się o tym dowie, to straci zaufanie i szacunek do Kozy i już nie będzie się chciała z nim spotkać? Albo co jeśli stanie się coś jeszcze gorszego?
- Uh, a wiesz może dlaczego? - mruknęła Sroka, marszcząc brwi. Koza spojrzał na swoje łapy. Źle mu było z tym, że zmartwił Sroczy Żar. Może jednak nie powinien tego kończyć? No, ale skoro już zaczął, to musi to zrobić, prawda?
- To dlatego, że ma wrażenie, że więcej czasu spędzasz z Zlepioną Łapą aniżeli z nią i jest... zazdrosna...
- Zimorodkowa Pieśń zazdrosna o Zlepioną Łapę? - zapytała z początku rozbawiona Sroka, jednak zaraz potem spoważniała. Sroczy Żar chwilę się zastanowiła, po czym ponownie spojrzała w stronę Zimorodka. - W sumie... może to możliwe.
- Ych, mam tylko prośbę. - westchnął cicho Koza. - Nie mów jej, że ja ci to powiedziałem, dobrze?

< Sroka? Sy, że tak krótko, ale wena na to opko wyleciała przez okno ;; >

Od Koziej Łapy CD Zlepionej Łapy

- Dobrze, Kozia Łapo, zacznijmy od tego, że to, co właśnie przygotowuję to okład na twoją łapę z żarnowca miotlastego. Potem, oprócz patyków do usztywnienia, kładziesz powój, żeby się nie rozleciało. - odpowiedział Sokole Skrzydło, zapytany wcześniej przez Kozią Łapę, co on tak właściwie robi z jego nogą. Syn Dzikiej Zamieci miał wrażenie, że Sokolikowi sprawia radość opowiadanie o tym - nic dziwnego. W końcu mógł się nie tylko wykazać wiedzą przed Lśniącym Słońcem, ale także podzielić się nią z innym kotem.
- Dobrze, chyba rozumiem. - miauknął Kózka, dokładnie oglądając opatrunek, by zapamiętać wygląd roślin. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą się przydać. Skoro nie miał nic do roboty w legowisku medyków, uznał, że może się czegoś chociaż nauczy.
- O, i żeby się opatrunek trzymał, można czasem użyć przytulię czepną, ale raczej to na mniejsze rany. - dodał niebieski asystent medyka, po czym odwrócił się, by sprawdzić, czy ma roślinkę na jakieś skalnej półce, na wypadek, gdyby Kózka chciał ją zobaczyć. Gdy znalazł, położył ją przed Kozą i dał się przyjrzeć liliowemu. Zielsko miało śmieszne, dosyć długie liście, pokryte jakby delikatnym futerkiem. Młodszy kocur wyciągnął zdrową łapę, by go dotknąć, a gdy tylko jego palce zetknęły się z roślinką, ta "przytuliła się" do jego sierści. Sokole Skrzydło zaśmiał się ciepło, widząc ucznia Lisiej Gwiazdy walczącego z medykamentem.
- No, przynajmniej wiesz już, dlaczego się tak nazywa. - powiedział rozbawiony Sokół.
- Tak, wiem. - uśmiechnął się Kózka, pozbywszy się intruza na futrze. Oboje jeszcze rozmawiali jakiś czas, ale Sokole Skrzydło w pewnym momencie musiał wyjść, załatwić coś pilnego przy Zaskrońcowym Syku, więc Koza znowu został sam. Na szczęście, nie na długo, bo parę minut po zniknięciu Sokolika, w legowisku pojawił się Zlepiona Łapa.
– Ko-Kozia Łapo? Cześć. N-nie przeszkadzam? – zapytał kocurek, podchodząc trochę bliżej i uśmiechając się przyjaźnie.
- Oczywiście, że nie Zlepku! - uśmiechnął się Koza, po czym poruszył się nieco na swoim posłaniu. -- Uratowałeś mnie od nudy!
- Oh, naprawdę? - dopytał widocznie ucieszony brat Niezapomniajkowej Łapy. Koza kiwnął energicznie głową, a następnie zaczął wiercić się w legowisku jeszcze bardziej.
- Coś nie tak? - zapytał nieco zmartwiony Zlepek, podchodząc bliżej do przyjaciela.
- Nie, ale Lśniące Słońce powiedział mi ostatnio, że jeśli nie będę się ruszać więcej to mi łapy odpadną, więc mam do ciebie prośbę. - kocur początkowo zadrżał, przypominając sobie chłodny głos Lśniącego, gdy ten mu to oznajmił. Nie do końca wiedział, czy to prawda, ale Lśniący był medykiem, więc trzeba było się go słuchać w takich momentach. Zaraz potem posłał proszące spojrzenie Zlepionej łapie. - Pomógłbyś mi wstać?
- J-jasne! - miauknął Zlepek, po czym podszedł do boku Kózki, by ten mógł się o niego oprzeć. 
- Dziękuję. - powiedział ciepło Koza, gdy po dosyć męczącym momencie w końcu usiadł. Miał wrażenie, że od tego leżenia jego kości zupełnie nie chciały z nim współpracować. 
- N-nie ma sprawy! - odpowiedział Zlepek. - Więc, co tam u ciebie?
- Nic ciekawego, chociaż Sokole Skrzydło zaczął mnie trochę więcej uczyć o ziółkach i innych takich. - gdy tylko wypowiedział to zdanie, Koziej Łapie przypomniała się ważna sprawa, o której chciał porozmawiać z zielonookim. Miał pewność, że młodszy kocurek go nie wyśmieje, bo po pierwsze - są przyjaciółmi, a po drugie... to był Zlepek. Po prostu.
- Wiesz, Zlepiona Łapo, mam taką sprawę. - zaczął, na co syn zastępcy zastrzygł uszami. - No... bo jesteś z Sroczym Żarem już jakiś czas... no i... jak się to dzieje w związkach? Tak ogólnie, co się robi itp... Bo jestem w tym kompletnie zielony, a twoja siostra mnie z tym nawiedza dniami i nocami.

< Zlepku? >

Od Wierzbowego Brzegu

Wieści o zaginięciu Lwiej Łapy rozeszły się po Klanie Nocy, szybciej, niż wiatr zaszumi liśćmi. 
Nie znała za dobrze złotego ucznia, zamieniła z nim co prawda kilka słów i raz czy dwa była z nim na patrolu, aczkolwiek szczerze współczuła jego mentorowi i rodzinie. Jego strata była wielkim bólem dla całego klanu, jednak klan nie może przestać funkcjonować  patrole odchodziły i przychodziły, stos zwierzyny wciąż rosnął, a do żłobka ostatnio przeniosła się Łzawy Taniec. Natomiast Wierzbowy Brzeg próbowała się jakoś wpasować w tłum, nie odstawać za bardzo i żyć własnym życiem. Chciała odpocząć trochę od plotkujących kotów, więc udała się na samotne polowanie. Ruszyła w kierunku Płaczącego Strażnika, mając nadzieję, że inne koty nie wpadną na taki sam pomysł i wierzba nie będzie oblężona. Chciała posiedzieć chwilę w samotności i ciszy, dobrze jej to zrobi.
Szybkimi susami przemierzała tereny rodzimego klanu, zwinnie unikająć pni sosen, przewalonych drzew, uważając przy tym, aby nie poślizgnąć się na błocie i nie wpaść w kałużę.
W końcu, przeskoczyła ostatnią kłodę i znalazła się przy rzece. Słońce odbijało się od tafli, rażąc wojowniczkę, która z sykiem odwróciła wzrok i stąpała powoli po ciepłym piasku, podążając w kierunku wierzby. Na szczęście, nie widziała tutaj żadnego kota, więc westchnęła i wyciągnęła się na skale, która w połowie była w środku "kopuły" Płaczącego Strażnika, a w połowie na słońcu. 
Rozłożyła się, wyciągając tylne łapy i mrucząc z przyjemnością. Rozluźniła się i nawet przymknęła delikatnie powieki, aczkolwiek czuła w powietrzu coś dziwnego. Czuła, jak ciarki rozchodzą się po jej kręgosłupie, jednak nie mogła wyczuć żadnego niebezpieczeństwa. Od tego wszystkiego stała się przewrażliwiona. 
Zaczęła ostrzyć sobie pazury na skale, mrucząc przy tym cichutko. Nagle, usłyszała poruszenie w krzakach na przeciwko, więc od razu przysiadła do pozycji, w której najłatiwiej byłoby jej zaatakować i zjeżyła futerko na karku. Do kopuły płaczącej wierzby wszedł rudy kocur z białymi znaczeniami, a do jej nozdrzy doszedł zapach Klanu Klifu. Wojowniczka spięła się, wyciagając pazury, czekając na reakcję kocura.
— Schowaj pazury, nic ci nie zrobię  warknął cicho, wpatrując się świdrującym, płomiennym spojrzeniem w liliową kotkę.
Lisia Gwiazda! Słyszała tyle złego o tym kocurze, przekonała się, co potrafi zrobić. Ale wyobrażała go sobie trochę większego. Kąciki jego pyska podniosły się w górę. Chyba miał dobry nastrój.
— Tutaj zaciera się granica Klanu Nocy i Klanu Klifu. Masz szczęście, że znajdujesz się po drugiej stronie.
— Dlaczego miałabym być po stronie Klanu Klifu?
— Mam nadzieję, że żaden inny kot już się tutaj nie znajdzie.
Wierzbowy Brzeg poczuła, jak każdy mięsień jej ciała się spina, a pazury zatapiają się w twardej powierzchni skały. Obleciał ją paraliżujący strach, nie mogła nawet oddychać. Mroczki zatańczyły przed jej oczami, a ona wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w kocura, który był bardzo zadowolony jej reakcją.
Miała nadzieję, że nigdy nie znajdzie się po drugiej stronie granicy. Gdy ona nie mogła złapać oddechu, on przysiadł i zaczął lizać swoją łapę.
— Wszystko co słyszysz o mnie, jest najprawdziwszą prawdą. Zapamiętaj to sobie, uczennico Klanu Nocy.
— Nie jestem uczennicą!  kotka zdobyła się na słabe warknięcie.
Poczuła jak zażenowanie miesza się ze strachem. Aż tak słabo się zaprezentowała, że lider pomyślał o niej jako bezradnej i głupiutkiej terminatorki?
— Wojownicy się tak nie zachowują.  parsknął, a potem dodał  No, chyba, że wojownicy Klanu Nocy.
Zauważyła, że rudzielec się oblizał. Wciąż cała zjeżona, przysiadła i próbowała, żeby jej głos się nie łamał:
— Wojownicy Klanu Nocy dorównują wszystkim innym wojownikom, a walczą najlepiej w całym lesie.
— Oczywiście.  ziewnął.
— Możemy się przekonać.
Po wypowiedzeniu tych słów, kotka ugryzła się w język. Jak mogła być takim mysim móżdżkiem? Przecież nawet kociak by wiedział, że nawet najbardziej doświadczeni wojownicy mieliby trudności z pokonaniem Lisiej Gwiazdy. Był zbyt przebiegły dla zwykłego, nieobdarzonego zbyt dużym doświadczeniem wojownika.
W jego oku pojawiła się iskra. Wyglądał przez chwilę na zainteresowanego.





<< Lisia Gwiazdo? >>

Od Koziej Łapy CD Niezapominajkowej Łapy

Och, jak bardzo się Kozia Łapa pomylił, zakładając, że klon Zlepionej Łapy będzie podobny do Zlepka. I początkowo nawet się cieszył, że koteczka będzie pomagać Sokolemu Skrzydłu, bo myślał, że może się jakoś z nią zapozna, jednak gdy tylko otworzyła pyszczek, chciał odwołać wszystko co myślał. Parę dni wytrzymywania gadaniny Niezapominajkowej Łapy dostatecznie zmęczyły Kózkę. Kocur nie chciał wyjść na niemiłego gbura, mówiąc jej, żeby w końcu się uciszyła, jednak w końcu nie wytrzymał.
- Niezapominajko to naprawdę ciekawe, co mówisz, ale czy byś mogła trochę mniej mówić? Wiesz boli mnie głowa...
- Och! Jasne, przepraszam! Wiem, jesteś ranny, a ja tak gadam i gadam, że pewnie masz już tego dość! Naprawdę przepraszam jeszcze raz, już się zamykam! Będę cicho jak ten gbur, gdy usłyszał, że Lisia Gwiazda mu każe mnie stąd nie wywalić! Ale miał minę głupek - kotka zaśmiała się cicho. "Eh, to chyba się nigdy nie skończy..."
- Ach! Znów to robię naprawdę przepraszam! Ale może ty mi coś powiesz... Na przykład o porozmawiajmy co możesz zapewnić mojej Śnieżce? - gdy tylko Niezapominajkowa Łapa zaczęła ten temat, Koza zaczął mieć wymalowane na pyszczku jedno słowo: "Co." - W końcu musi mieć przydatnego partnera, który będzie ją mocno kochać i wspierać i pokaże bez złamania sobie niczego, że jest lepszy od Barana.
No tego to się Kozia Łapa nie spodziewał. Pytanie Niezapominajki rozbroiło go kompletnie i kocur zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć liliowej kotce. Bo co właściwie mógł zaoferować bengalce oprócz bezgranicznej miłości i oparcia w trudnych chwilach? A może to wystarczy? Nigdy nie był w związku, więc nie wiedział, jak to działa. Będzie musiał wypytać o to Zlepioną Łapę - on może coś wiedzieć na ten temat...
- No więc... - zaczął niepewnie Kózka, wracając do tematu "zapewniania korzyści dla Śnieżki".
- Słucham uważnie. - miauknęła córka Księżycowego Pyłu, na szczęście nie wylewając z siebie kolejnego potoku słów. - Tak... no... Zwiesz, na pewno mogę powiedzieć, że kocham ją najbardziej na świecie i jakby coś złego się działo, to zawsze będzie miała we mnie wsparcie. - powiedział po chwili liliowy bicolor, spoglądając z uśmiechem na swoje łapy. Tyle czekał na to, żeby sprawy między bengalką i synem Głuszcowej Łapy i wiedział, że te dwie rzeczy była na 100% pewne. Kozia Łapa chwilę się zastanawiał, po czym jeszcze mógł opowiedzieć kotce. - O, no i będę się o nią troszczył jak nikt inny! I niestety, nie wiem, jak pokazać, że jestem lepszy od Barana... - dlaczego nie wiedział? Osobiście wciąż nie uważał się za lepszego od niego, ale cóż. Może kiedyś się coś znajdzie.
- I nie zostawię jej, cokolwiek by się nie działo. 

<Niezapominajko? Sry, że króciótkie. Mam wrażenie, że nie ma też ładu i składu, ale nw, co poprawić, by sie ogarnęło, więc no >

Od Wierzbowego Brzegu

— Wierzbowy Brzegu?
Liliowa wzdrygnęła się na dźwięk głosu Deszczowego Futra. Nie zauważyła go, tępo wpatrywała się w drzewa i zamyśliła się na wiele uderzeń serca. Wpatrywała się w kocura, w jego błękitne oczy, dopóki nie ponowił pytania. Nerwowo polizała się w pierś.
— Tak, Deszczowe Futro?
— Proszę, mogłabyś zorganizować wieczorny patrol? Przejdź się po granicy z Klanem Burzy.
Dlaczego nie załatwił tego wcześniej? Kotce zabrakło odwagi na zadanie tego pytania, więc tylko kiwnęła głową, wciąż wpatrując się tępo w zastępcę.
— Dziękuje!
Nawet się nie obejrzała, a kocura już nie było. Jeszcze kilka sekund siedziała w bezruchu, po czym ruszyła powolnym krokiem w stronę rozmawiącej grupki kotów. Zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia kogo może wziąć, bo praktycznie nikogo nie znała.
W niewielkim skupisku kotów rozpoznała Oblodzoną Sadzawkę, Pstrągowy Pysk, Kączego Pląsa i Niedźwiedzią Łapę, przyglądającemu się rozmawiającym kotom. Wzięła głęboki oddech i głośno oznajmiła:
— Kaczy Pląsie, Pstrągowy Pysku i Niedźwiedzia Łapo, chcielibyście może przejść się na wieczory patrol?
Wojownicy spojrzeli na siebie i kiwnęli szybko głowami, przygładzając futra. Niedźwiedzia Łapa również energicznie kiwnął łebkiem i popędził do przodu, stojąc w tunelu.
Wkrótce patrol był gotowy, a niebo zabarwiło się na granatowy kolor. Srebrna Skóra błyszczała, tak samo przepięknie jak gwiazdy. Wierzbowy Brzeg wzięła głęboki oddech, czując zapachy lasu, rzeki i wieczornego powietrza. Szli marszem, a liliowa czujnie rozglądała się po bokach.
— Nie bądź taka spięta — prawie podskoczyła, cała zjeżona, słysząc cichy głos pręgowanej wojowniczki.
— Wystraszyłaś mnie.
— Zauważyłam.
Kotka parsknęła głośnym śmiechem. Wtedy popatrzyła się w górę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo duża jest jej koleżanka z legowiska. Nigdy, przenigdy nie widziała tak olbrzymiego kota, a co dopiero kotki! Mogła przyrzec, że jest wielkości niedużego psa.
Kotki szły obok siebie, a Kaczy Pląs co jakiś czas odnawiał znaki graniczne. Wierzbowy Brzeg próbowała się rozluźnić, aczkolwiek wciąż miała oczy szeroko otwarte.
Ciężko było jej się przemóc, żeby cokolwiek do niej powiedzieć. Tak panicznie chciała podtrzymać rozmowę, że bała się, że powie coś głupiego. Szły w ciszy przez kolejne kilka minut, przerywanej rozmową kocura i ucznia z tyłu, rechotem żab i śpiewem nocnych ptaków.
Poczuła, jak mięśnie pręgowanej wojowniczki sztywnieją, a ona zaciska szczękę. Liliowa zatrzymała się, postawiła uszy i uważnie rozejrzała wokoło.
— Dlaczego stoimy? — Kaczy Pląs zapytał z tyłu.
— Och, nic się nie stało, tylko się zagapiłam. — odpowiedziała cicho Wierzbowy Brzeg, nie wiedząc nawet, czy wojownik ją usłyszał.
Cisza.
Poczuła się dziwnie, że oni tak otwarcie rozmawiają, a ona idzie z kocicą w milczeniu. Chciała zagaić, ale bała się, że kotka nie odpowie. Kolejne kilka minut minęło.
— Dlaczego jesteś cicho? — warknęła jej towarzyszka. — To mnie irytuje.
— Irytuje cię to, że jestem cicho?
— Tak. Dlaczego nie możemy porozmawiac normalnie, tak jak Niedźwiedzia Łapa i Kaczy Pląs?
Liliowa kotka rozmyślała nad jej słowami.
No właśnie, dlaczego nie rozmawiają? Faktycznie, to musiało trochę dziwnie wyglądać. Ale o czym mogłyby porozmawiać? Jaka jest twoja ulubiona zwierzyna? Banalne.
— Przestań tyle myśleć i zacznij działać. — warknęła Pstrągowy Pysk, wyprzedzając wojowniczkę.
Dlaczego muszę tyle myśleć?
Jak można się domyśleć, reszta patrolu dobiegła w ciszy. Nawet Kaczy Pląs przestał rozmawiać z Niedźwiedzią Łapą. Wrócili do obozu, kiedy panowała kompletna ciemność.
Tam, na środku obozu, czekał na Wierzbowy Brzeg Deszczowe Futro, chcąc, żeby zdała raport.
Pręgowana wojowniczka przepchnęła się przez ciernisty tunel, popychając liliową. Chcący czy niechcący?
— Witaj, Wierzbowy Brzegu. — Deszczowe Futro powitał wojowniczkę z uśmiechem na pysku. — Jak było na patrolu? Niedźwiedzia Łapa dobrze się sprawował?
No tak, przecież on był jego mentorem.
— Niedźwiedzia Łapa nie sprawiał żadnych kłopotów, zachowywał się jak najprawdziwszy wojownik. Jest cicho przy granicy, nic się nie działo.
— Dziękuje, Wierzbowy Brzegu.
Kocur powoli się oddalił w stronę stosu zwierzyny.
Wierzbowy Brzeg czuła się dziwnie ociężała i zmęczona. Nagle straciła apetyt i ruszyła pod paproć, aby wykonać wieczorną toaletę, aby potem pójść do legowiska i spokojnie zasnąć.
Już miała się umościć wygodnie w swoim legowisku, już zwijała się w kłębek, gdy poczuła czyiś oddech na swoim karku. Odwróciła głowę, aby potem ją podnieść, żeby spojrzeć na Pstrągowy Pysk.
Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć.

<< Pstrągowy Pysku? >>

Nowa Członkini Klanu Gwiazdy!


ZŁOTA MELODIA
Powód odejścia: Starość
Przyczyna śmierci: Starość

Odeszła do Klanu Gwiazdy

Od Mokrej Blizny



Wracając z polowania, przechodziłem obok żłobka, z którego usłyszałem słowa Osiołka:
- Jutro zostanę uczniem!
Uśmiechnąłem się pod nosem, ściskając mocniej zające. Zaniosłem je na stos, wpadając na Kręciołka, który wybierał sobie z niego mysz.
- O, Zakręcone Ucho! - Przywitałem go. - Słyszałeś, że Osiołek ma jutro mianowanie?
- Huh? Tak, i Kucykowa Łapa dziś na wojownika. - Miauknął z lekkim uśmiechem.
Machnąłem ogonem, kiwając mu głową, po czym oddaliłem się.
Aż do południa leżałem na polance,  wygrzewając się. Nie wzięto mnie na patrol, więc byłem, gdy Brzoskwiniowa Gwiazda zwołała koty na mianowanie. Widziałem, że stoi niedaleko niej Kucykowa Łapa, który nieco się stresował. Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy liderka zaczęła mówić.
- Ja, Brzoskwiniowa Gwiazda przywódczyni Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Kucykowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
-  Przysiegam. - Kocykowa Łapa spoglądał na liderkę błyszczącymi oczami. On naprawdę dołączy dziś do wojowników!
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Kucykowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Kucykowy Ogon. Klan Gwiazdy cieni twoją dobroduszność i wytrwałość, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Kocur machnął ogonem, kiwając głową, a następnie przeniósł spojrzenie na koty.
- Kucykowy Ogon! Kucykowy Ogon! - Podszedłem do niego, by pogratulować.
- Gratulacje, Kucykowy Ogonie - Miauknąłem.
- Dziękuję, czeka mnie warta w nocy? - Zapytał, a ja przekrzywiłem głowę.
- Tak, takie są zasady. - Mruknąłem spokojnie.
Bury kocur pokiwał głową, po czym otoczyły go inne koty, chcące pogratulować i powitać na nowym stanowisku.
Tej nocy w legowisku wojowników zawitał nowy kot, przez to stało się nieco ciaśniej. Oczywiście tylko na chwilę, bo musiał pójść pilnować obozu w całkowitej ciszy.
                                    ~•~
Następnego wschodu słońca, wraz z Kucykowym Ogonem i Pylistym Świtem wybrałem się na poranny patrol. Pytałem burego, czy nie jest zbyt zmęczony, jednak on bardzo chciał z nami iść.
Szliśmy w stronę terytorium Klanu Wilka, po drodze rozmawiając o ostatnich wydarzeniach. Dzisiaj Osiołek ma zostać uczniem, tak jak słyszałem.
- Wiecie kogo będzie miał na mentora? - Zapytał bury, jednak my pokręciliśmy głowami.
Wróciliśmy, Kucyk poszedł spać, dosłownie padł po całej nocy i patrolu.
W ciągu dnia wykonywałem obowiązki, by późnym południem móc uczestniczyć w mianowaniu Osiołka na ucznia. To dobrze, że nowy kotek będzie się uczył, być może w przyszłości zostanie świetnym wojownikiem.
Liderka zwołała koty, po czym zwróciła się do burego kocurka.
- Osiołku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Ośla Łapa. Twoim mentorem będzie Brzozowy Szept. Mam nadzieję, że Brzozowy Szept przekaże ci całą swoją wiedzę.
Następnie Brzoskwiniowa Gwiazda zwróciła się do Brzozowego Szeptu, kotka stała dumnie obok niej, czekając na jej słowa.
- Brzozowy Szepcie, jesteś gotowa do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałaś od swojego mentora, Błękitnej Cętki doskonałe szkolenie. Będziesz mentorem Oślej Łapy, mam nadzieję że przekażesz mu swoją wiedzę. - Oznajmiła liderka, a kocica dotknęła nosem nosa Oślej Łapy, a wszyscy zebrani zaczęli wołać nowe imię uczniaka.
Poszedłem pogratulować kotce szkolenia ucznia, samemu myśląc o tym, czy sam kiedyś będę mógł kogoś szkolić.

Od Wilczej Łapy CD. Cienistej Łapy

Obrzuciłem ją naprawdę zaskoczonym spojrzeniem, a ja sam dziwnie poczułem się, gdy kotka przytuliła mnie. To uczucie było dobre. Ciepłe i przyjazne - nie umiałem dobrać odpowiednich słów. Chciałem teraz coś do niej powiedzieć, jednakże nie dziś i nie teraz. To tylko moja przyjaciółka. Już miałem się cofać, ale coś w środku zatrzymało mnie.
— Wyb-acz... Sam już niew-iem co właśnie zrobiłem... — nie chciałem wspominać o tym, że „nie kontrolowałem tego, co robiłem” — Ja n-nie chciałem cię zranić...
— Wy-bacz mi... — mruknąłem cicho przez łzy i dotknąłem ją noskiem. Nie wiem, czy w tym momencie byłem poważny, ale przynajmniej uczennica Drżącego Oddechu odwzajemniła to.
— Wybaczam ci — odpowiedziała Cienista Łapa. Powoli odeszliśmy do obozu. Nadal nie wiedziałem, co właśnie się stało, ale i w jak krótkim tempie odeszło. Chociaż to, co właśnie zrobiłem, nie było ani trochę mądre. Gdy byliśmy już w obozie, prowadziłem ją do legowiska medyka.
— Wilczy, nie muszę tam iść... Już mnie nie boli. — mruknęła pocieszająco klanowiczka, ale nadal ją tam prowadziłem.
— Musisz. Nie chcę byś jeszcze dostała jakiejś infekcji. — warknąłem i wprowadziłem ją do Burzowego Serca, zaś ja sam wskoczyłem na jedną z wystających skał i usiadłem, bijąc o kamienne podłoże ogonem. Miejmy nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Może i mała rana, ale mogłem zrobić jej coś gorszego. Źle, że w ogóle pozwoliłem sobie na to! W dodatku te jej głupie „Nie rób niczego Niezapominajce”. Oczywiście, że jej zrobię! Moja zemsta nie dopełni się, gdy— Nie. Nie mogę mówić takich rzeczy. Niezapominajkowej Łapy tu nie ma. Nie sprawia kłopotów. Właściwie to dobrze, że jeszcze jej nie ma. Może poszła sobie do Klanu Klifu jako stały klient. Zauważyłem Świerkową Korę, która przywitała mnie wysoko postawionym ogonem. Ja zaś... odwzajemniłem to położonymi płasko uszami.
— Idziemy na trening, mam rację? To się śpieszmy — syknąłem, a mentorka otworzyła pyszczek, by coś powiedzieć, ale prędko zamknęła go. Zaprowadziła mnie do Północnego Zbocza.
— Znajdź i wypędź sforę psów — rozkazała mentorka.
— ŻE CO?! — warknąłem wystraszony, jednakże ona zaczęła się śmiać.
— Oj, to taki żart — mruknęła rozbawiona, jednakże ja prychnąłem nadal wkurzony.
— A więc, co mam robić? — spytałem, ale mentorka tylko powiedziała coś w stylu „Wykaż się umiejętnościami łowieckimi”. Phi! Może jeszcze wątpi w moją idealność? Obrzuciłem ją chłodnym wzrokiem i kiwnąłem głową. Gdy już wyczułem pierwszego zająca i miałem go łapać, poczułem, jak coś wskakuje mi na grzbiet.
— Sfora psów atakuje!! — wrzasnął rozchichotany nade mną głos. Gdy obróciłem się do przeciwnika, zauważyłem, że posiada czarną wymieszaną z białymi znaczeniami. Bardzo przypominała Cienistą Łapę. A może to nie była Cienista Łapa? Przecież tylko te zapchlone wilczaki mają najbliżej do domostwa dwunożnych oraz ich psinek!

< Cień? Zgniottttt >

Od Łzawego Tańca

Nie spodziewała się, że poród aż tak ją wykończy. Cóż, pewnie byłoby znacznie lepiej, gdyby od razu skierowała się do Dryfującego Obłoka, ale jak dobrze wszystkim wiadomo, królowa unikała medyka, jak ognia. Teraz, okrywając młode długim ogonem, zażywała snu, którego tak bardzo było jej potrzeba. Z upływem wschodów słońca, kwart, a w końcu księżyców, jej złość na partnera znacznie zmalała, a żadna z jej pociech nie otrzymała imienia po Gołębiej Łapie, mimo że kocica nadal nie chciała rozmawiać z niebieskim. Gdy powoli rozchyliła oczy, zobaczyła, że niewielkie kuleczki, jakie z siebie wyrzuciła, nadal spały i uśmiechnęła się ciepło. U progu leżą królowych stał Bobrza Łapa, z płotką w pysku. Podszedł do starszej siostry i położył zdobycz u jej łap. Łezka zaśmiała się cicho.
– Jesteś kochany – mruknęła, posyłając mu czułe spojrzenie. Jej młodszy brat uśmiechnął się lekko, słysząc to. Od czasu śmierci Wydrzej Łapy był o wiele bardziej apatyczny, co Łezka doskonale rozumiała. Sama okropnie ubolewała nad jej stratą.
– Jak się czujesz? Słyszałem, że znowu stawiałaś opór przed Dryfującym Obłokiem. – Przy drugim zdaniu pokręcił z niedowierzeniem głową, na co Łzawa przewróciła oczami. Co oni wszyscy, durni? Przecież to oczywiste, że byle buc nie będzie odbierał porodu jej dzieci.
– I stawiałabym dalej, gdyby nie te urocze delikwentki. Ten kaczy mózg nie umie niczego zrobić porządnie – burknęła niewesoło, co wywołało westchnienie jej brata. Ani on, ani Wyderka nie wiedzieli, co tak naprawdę zaszło między Łzawym Tańcem, a Dryfującym Obłokiem, co najwyżej słyszeli, że ich siostra kiedyś się u niego uczyła. Wydra nawet raz zapytała Łzawej o jakieś zagadnienie medyczne, co bardzo zaabsorbowało cętkowaną. Od tego czasu temat pozostawał nienaruszony.
– Mogę je zobaczyć? – zapytał, a Łzawy Taniec pokiwała głową i odkryła maleństwa, wcześniej zakryte przez jej ogon. Dostrzegła, jak przez pysk niebieskiego kocura przepływa wzruszenie, jednak młodziak szybko je pohamował i tylko uśmiechnął się serdecznie. – Są śliczne – szepnął. Łezka pokiwała głową.
– Oczywiście, że tak. To w końcu moje dzieci, prawda? – stwierdziła wesoło, na co kocur się zaśmiał. – Poznaj Szopa i Światło – dodała, wskazując pyszczkiem na obie kotki. Bobrza Łapa pokiwał powoli głową, wciąż pozostawiając na pyszczku ten miły, radosny wyraz. Szopa i Światło. Światło i Szop. Jej dzieci. Jej i Horyzonta. Łezka poczuła wyrzuty sumienia, na myśl, że ten debil nie zna nawet ich imion. Nie rozmawiała z nim od czasów ich kłótni i czuła z tego tytułu pewien żal, jednak nie chciała dać za wygraną.
Ale przecież to wcale nie ona musiała mu powiedzieć, że się udało.
– Boberku, zrobiłbyś coś dla mnie? Ale to musi pozostać między nami – zaznaczyła, ściszając głos. Jej młodszy brat otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, ale zaraz zapytał, czego to bura by chciała, a ta wyjaśniła mu, jak znaleźć i kim jest Horyzont. Prosiła tylko, aby przekazał temu "skończonemu idiocie" że Szop i Światełko są zdrowe i że zrobiła tak, jak chciał, nic więcej, bez odbioru. Kocur początkowo się zdziwił i zaczął zadawać pytania, na które ta skrupulatnie odpowiadała. W końcu, mimo wszystkim znanego lenistwa przystał na próbę młodej matki i wybył z obozu.

~*~

Niedługo tym w jej nowym legowisku pojawiła się Rybi Ogon, przystając trochę od leża Łzy, która otworzyła szeroko pyszczek ze zdziwienia na jej widok. Poitka uśmiechnęła się, trochę niepewnie, widząc reakcję swojej dawnej uczennicy.
– Powinnyśmy porozmawiać, prawda? Już dawno.
Vanka poczuła, jak napływa do niej stres. Przecież mentorka była na nią zła! Czy chciała jej powiedzieć, jak bardzo jej nie znosi? Jak Łezka zepsuła jej trening z Szakłakiem, swoją zazdrością i zaborczością?
– J-jasne. Ch-Chodź. – Ze zdumieniem usłyszała, że się jąka i pokręciła głową z irytacją. Do cholery, kim ona niby jest, Oszronionym Płatkiem?
– Wiem, że mogłaś poczuć się odrzucona, kiedy dostałam Szakłaka, ale... Zawsze będziesz dla mnie ważna, wiesz o tym? Jesteś moją przyjaciółką, nie tylko uczennicą, głuptasie. Nie musisz z nikim rywalizować.
Łezka ponownie otworzyła szeroko pyszczek. Nie nienawidzi jej? Ale dlaczego się do siebie nie odzywały? Czemu to wszystko było takie dziwne?
– Przepraszam – mruknęła buraska, spuszczając wzrok – byłam okropna, prawda?
Rybi Ogon zachichotała.
– Byłaś. Ale zostawmy to, dobrze? Ciocia Rybka chce poznać twoje urocze kocięta!
Łezka zaśmiała się, słysząc, jak kocica nazywa się "Ciocią Rybką". Z radością pokazała jej maluchy, a potem spędziły długi czas na rozmowie. Gdy kotka wyszła, Łzawy Taniec spojrzała na swoje latorośle.
– Wszyscy chcą was zobaczyć, zauważyłyście? Jesteście takie piękne i urocze. Mamusia już nie może się doczekać, aby was lepiej poznać – szepnęła czule, uśmiechając się. Jej serce wręcz rosło na widok tych drobnych i nieporadnych kluseczek. Wiedziała, że zrobi wszystko, aby były szczęśliwe.

< Światło? Szop? >

Łzawy Taniec urodziła!

Łzawy Taniec urodziła dwie, zdrowe kotki!
Szop
Światło


Ognisty Krok urodziła!

Aronia

Porzeczka



Od Zlepionej Łapy C.D Koziej Łapy

Zlepek w panice przyglądał się przyjacielowi. Co mu się dzieje? Czy on umiera? Czy liliowy może mu jakoś pomóc? Czemu kocur mu tak długo nie odpowiada? Przecież minęły już trzy, może cztery uderzenia serca, a on milczy! Zlepek miał już te około dziesięciu księżyców, zabił też parę zwierząt na swoich treningach, ale w tym momencie jakby zupełnie zapomniał, jak wygląda śmierć i był przerażony, że Kozia Łapa już z teraz umarł.
– Sokole Skrzydło! – zawołał panicznie uczeń, nawet nie zwracając uwagi na to, iż tym razem się nie zająknął. Niebieski zaraz pojawił się obok i przyjrzał się liliowemu, po czym uśmiechnął się lekko.
– Nic mu nie będzie, Zlepiona Łapo. – Przyjaźnie poklepał syna Księżycowego Pyłu po głowie. – Jest osłabiony i nic w tym dziwnego. Podam mu coś na odporność, a ty może idź się przejdź. Twoja panika mu teraz nie pomoże.
Zielone oczy kocura wbiły się w podłoże, kiedy doszedł do niego sens słów asystenta medyka. Miał rację. Będzie lepiej, jeśli kocur sobie pójdzie. Spuścił ogon i powoli pokiwał głową, po czym wstał.
– Trzymaj się, Kozia Łapo – rzucił jeszcze, nim opuścił leżę medyka. Jego przyjaciel potrzebował teraz spokoju, a nie paniki, jaką ten niewielki kocur siał z każdym oddechem. Odwiedzi go, jak się uspokoi.
~*~
Ten Kozia Łapa miał po prostu talent do pakowania się w kłopoty. Dobrze, może i liliowy też miał tendencję często odwiedzać medyków, ale jego wizyty trwały zazwyczaj tylko chwilę, a potem wracał do szarej codzienności. Syn Głuszczowej Łapy, natomiast? Który to już raz dorobił się poważniejszej kontuzji? Liliowy łebek z białą plamką na nosku wsunął się do leżą medyków i rozejrzał po nim. Na szczęście, jego przyjaciel nie spał, ani nie było w jego pobliżu nikogo innego, więc Zlepek mógł mu potruć dupę.
No dobrze, nie oszukujmy się, nie zamierzał truć mu dupy, tylko porozmawiać. Ostatnio brakowało mu kocura.
– Ko-Kozia Łapo? Cześć. N-nie przeszkadzam? – zapytał, podchodząc trochę bliżej i uśmiechając się przyjaźnie.

<Kózko? Wybacz panie, że króciutko>

28 czerwca 2019

Od Cienistej Łapy CD. Wilczej Łapy

Cień nie spodziewała się tego, co właśnie dowiedziała się od kocurka. Niezapominajka takie rzeczy robiła? Może to nie było coś, co miało siać globalne zniszczenie, ale jednak postawiła się w sytuacji Wilka. Zrobiłaby to samo, chciałaby się zemścić... Ale nie tak długi czas. Kocurek żywił nienawiść do Niezapominajki już bardzo długo. Jak on z tym żyje? No chyba przecież właśnie dlatego chce się zemścić. Kotka nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale w końcu wysiliła się i spojrzała na niebieskiego.
- Rozumiem... Też bym tak postąpiła - spuściła głowę - jednakże wiesz... Może to oklepane, a może nie ale nienawiść jest jak trucizna, którą pijesz i masz nadzieję, że zatruje się osoba, której źle życzysz... - nastała cisza. Nikt jej nie przerywał, co doprowadzało ciemną do lekkiego szału, więc zlitowała się nad sobą.
- Wiem, jak się czujesz, ale proszę, nie rób nic Niezapominajce, w końcu to jest też kot z naszego klanu i jest po to, by go chronić i za niego walczyć, jak my... - położyła łapę na jego łapie i spojrzała nań. Kocurek obrzucił ją zimnym spojrzeniem i zabrał swoją łapę spod kotki.
- Nic nie rozumiesz! Ona mnie upokarzała przed innymi kotami! Myślisz, że to fajne?
- Nie... - skuliła uszy - ale myślę, że obydwoje nie powinniście chcieć siebie nawzajem wyeliminować. Drżący Oddech powiedziałaby, że to głupie - zamilkła i pogrążyła się w myślach. Często myślała o swojej mentorce. Mimo wszystko Cienistej Łapie jej brakowało, ale ta w końcu była na nią strasznie wkurzona, więc uczennica nie zamierzała na razie jej podpadać.
Widząc zmieszany pyszczek kocurka, wróciła na ziemię.
- Nie interesuje mnie, co ona ma do powiedzenia. Akurat ona interesuje mnie w tej kwestii najmniej - rzucił, odwracając głowę od kotki.
- Jak wolisz... Ja ci tylko mówię, a zrobisz, jak uważasz - ułożyła się do spania, dając tym sygnał Wilkowi, że rozmowa skończona i po niedługim czasie zasnęła.

~*~

Cień patrzyła przerażona na przyjaciela. Po chwili spojrzała na ziemię, przez co zobaczyła, że z jej policzka kapie krew. Mało ją to interesowało, słysząc słowa kocurka. Jak to nie mogą się przyjaźnić? Czy on oszalał?
Odruchowo podeszła do niebieskiego, a on wydawał się jeszcze bardziej przerażony od niej i stał, jakby zaraz miał uciec z miejsca zdarzenia.
- N-nic się przecież nie stało! - uniosła głos, bo buzowały w niej emocje i te negatywne i pozytywne do kocurka, które to zatrzymywały ją przy nim - to tylko mała rana i chcesz pozwolić jej na to, by zniszczyła naszą przyjaźń?
- Nie nadaję się n-na przyja-jaciela - przez łzy wydukał kocurek, a jej serduszko prawie pękło. Nie bolała jej już ta rana, ale w środku coś pękło i to ją bolało o wiele bardziej. Gdy tylko widziała łzy w oczach Wilka, sama powstrzymywała się od płaczu. Podeszła do kocurka i zrobiła coś, czego nigdy nie wykonała na nim, ale to był impuls. Przytuliła go i owinęła swoim ogonem.
- Ależ nadajesz się bardziej niż jakikolwiek inny kocur! Wiesz... - nie była pewna czy zwierzać się niebieskiemu, ale teraz walczyła o ich przyjaźń, a to było tego warte - nigdy nie sądziłam, że polubię jakiegoś kocura. Mój ojciec zostawił moją matkę, jak byłam mała, a ta w akcie desperacji zrobiła to samo dla niego... Przez to zginął mój brat - w jej oczach pojawiły się pierwsze łzy - a potem zaginęła moja siostra i nawet nie wiem, czy żyje... Więc wiesz, nie chciałam skończyć jak mama i polubić w żaden sposób jakiegoś kota płci męskiej, ale ty... Ty jesteś inny i żadnego kocura w klanie tak nie lubię, więc nadajesz się i gdybyś teraz mnie zostawił - zaczęła bardziej płakać, przez co oddaliła się od kocurka - to nie dałabym rady, jak jeszcze nie ma Niezapominajki... Tylko was i Świetlisty Potok mam w tym klanie tak naprawdę, ale to nie to samo... - nie wiedziała, dlaczego wspomniała o wojowniczce, w końcu ta przyprowadziła ją do klanu, gdy Cień była na granicy życia i śmierci. Zawdzięcza jej swoje życie i czuje niejaką więź z tą kotką.
Skończyła swoją przemowę i otarła łzy, patrząc na Wilka i przysłuchując się, co ma do powiedzenia.

<Wilk? Trochę smutno, ale nie miałam innego pomysłu.>

Od Jemioły CD. Pstrągowego Pyska

Wiele kotów mówiło jej jeszcze więcej wersji tej samej opowieści. O krwiożerczych kotach, zamieszkujących lasy, gotowych rozszarpać takich jak ona, takich jak tych, których znała i dzieliła z nimi podwórko. Mimo wszystko jednak Jemioła spokojnie stała przed dwiema, większymi od niej kotkami, uśmiechając się pogodnie, tak jak miała w zwyczaju. Jakby chciały ją zabić, zrobiłyby to już w momencie jak do nich podbiegła. Nie zrobiły tego, więc może nie są takie złe? W każdym razie dostała kilka wskazówek od Puszki, a jedną z nich była właśnie ta o przedstawieniu się imieniem, obowiązującym jakkolwiek w kanonie nazewnictwa owych dzikich kotów. Jak widać, tyle nie wystarczy, by napotkane nieznajome udzieliły jej pomocy.
— W Klanie Nocy żyje bardzo dużo kotów — warknęła Pstrągowy Pysk, otrząsnąwszy się ze zdumienia. Teraz była nie tyle, co zdezorientowana, co zirytowana. — A pomóc możemy ci najwyżej w wylądowaniu na Drodze Grzmotu. Mamy wystarczająco dużo problemów bez otyłych pieszczochów kręcących się nam po terenach i kradnących zwierzynę.
Koteczka zamrugała i uśmiechnęła się delikatnie, jakby w ogóle nie dotarły do niej te słowa.
— Na Drodze Grzmotu byłam całkiem niedawno kochanie, naprawdę nie chciałabym tam wrócić — miauknęła i nieznacznie poruszyła ogonem, odwracając się za siebie, niezbyt łapiąc aluzje co do pozbycia się jej. — Nie kradłam żadnej zwierzyny, naprawdę! Jestem tu dosłownie od kilku chwil. Nie mogłabym was okraść, to nieładne! — gdy mówiła, klepnęła na zadku, wpatrując się to w Pstrągowy Pysk, to znów na Wronią Łapę, po czym westchnęła i z wyrazem zdezorientowania opuściła łebek. — Zgubiłam się, nie wiem jak wrócić do domu. Naprawdę obiecuje, że nie będę sprawiać problemów kwiatuszki! Mogę jeść minimalne porcje, to nie problem!
Obiecała, spoglądając już bardziej błagalnie na burą kotkę w ciemniejsze cętki, bo to właśnie z nią dane było jej rozmawiać. Wronia Łapa jak była zdezorientowana, tak siedziała cicho, dając swojej mentorce nikły zaszczyt użerania się z Jemiołą. Zerkała co jakiś czas to na srebrzystą, byłą pieszczoszkę, a to na Pstrągowy Pysk. Niebieskooka natomiast, obserwowała obie kotki w nadziei, że udzielą jej pomocy, o którą prosiła. Nie było to wcale tak wiele. Jedynie chciała na jakiś czas uzyskać schronienie i potem poprosić o pomoc w odnalezieniu drogi do domu. Tyle! Potem jej już nie zobaczą nigdy na oczy oj nie. I tak już na bardzo długo zostawiła swoją mamę i rodzeństwo, naiwnie podążając za samotnikiem, który to ją pozostawił na łaskę owiec. Uszy koteczki uniosły się, kiedy dosłyszała słowa z pyska Pstrąg. Gwiezdni? Cóż to takiego? Czy to...te cale martwe koty, o których mówił Bratek i dziwny samotnik? Koteczka uniosła głowę do góry, chwile się rozglądając, jakby również chciała dostrzec owych Gwiezdnych. Po co kotka miałaby unosić łeb, gdyby nie po to, by coś ujrzeć? Niestety, nic oprócz koron drzew i skrawka nieba, córka pieszczoszki nie dojrzała, ale za to otrzymała dość dosadny sygnał, by ruszyła się z miejsca. Jaki? Została trzepnięta w grzbiet, i to nie tak delikatnie, przyjaźnie jak to czasem robiło się za kociaka - a tak mocno! Demonstrowanie siły w ten sposób było co najmniej zbędne. Wojowniczka mogła poprosić, Jemioła nie sprzeciwiłaby się. Nawet nie zdążyła podziękować za udzieloną łaskę pomocy, a już ją popędzają?
— I po co ta przemoc słoneczko? Wystarczyło poprosić, już idę idę — zaśmiała się i obdarowała większą z kotek przyjaznym spojrzeniem. Teraz nie bolały ją tylko łapy, a i grzbiet! Ile ta ma krzepy...oby nie spodobało jej się to popędzanie, bo nim dojdą tam, gdzie mają iść, to koteczka będzie już cała poobijana i na pewno do domu nie wróci!
— Idziemy z nią do obozu? — zapytała Wronia łapa, jakby dopiero teraz się obudziła. Poruszyła uszami i skinęła lekko głową, by po chwili ruszyć i narzucić dość szybkie tempo. A przynajmniej takie było dla tęgiej w swych gabarytach koteczki, która bez większych sprzeciwów ruszyła u boku kotów, będących jej ostatnią nadzieją.

* * *

Szła, trzęsąc się z przerażenia i zimna. Nie spodziewała się tego, co nadeszło, kiedy była tak blisko celu. Pstrągowy Pysk i Wronia Łapa bez problemu, gładko i zgrabnie przeszły po dziwnych kamieniach, jednak Jemiole poszło to...gorzej. Przy przedostatnim głazie, poślizgnęła się i z przerażonym piśnięciem runęła prosto w lodowatą paszczę wody. Młociła w niej łapami, przerażona i zdezorientowana. Prawie zniknęła pod powierzchnią pożerającej ją cieczy, jednak wtedy przyszedł szybki ratunek w postaci mocnego uścisku na karku i szarpnięcia. To bura wojowniczka wyciągnęła ją na brzeg, ratując przed utonięciem. Teraz, przemoczona i w dalszym ciągu oszołomiona, z napuszonym futerkiem i szeroko otwartymi oczami kroczyła przez obóz. Tyle spojrzeń, zaciekawionych, wrogich, zdziwionych. Czy była przygotowana na aż tyle kotów? Jak wielkie jest po podwórko, że oni wszyscy się mieszczą? Nie widziała żadnych misek z jedzeniem, żadnych ciepłych i wygodnych legowisk, czy chociażby pomieszczenia, gdzie zawsze się wylegiwała, na pachnącym, małym drzewie z drapakiem. Teraz się nie dziwiła, dlaczego Pstrąg tak ostro na nią zareagowała. Na jej miejscu również by odradzała komukolwiek życia w takich warunkach. Jednak...nie miała wyjścia! Musiała tu zostać, bo jak tak dalej pójdzie, naprawdę nigdy nie wróci do domu. Przecież prawie utonęła! Sierść na jej grzbiecie, piersi oraz brzuchu ponownie, delikatnie się poskręcała od wilgoci, na co zareagowała cichutkim westchnięciem. Otrząsnęła się z szoku, a wraz z trzeźwym umysłem, przyszło do niej zmęczenie. Teraz nie tylko wędrówką, ale i mizerną walką o życie w lodowatej wodzie. Brr nigdy więcej!
— Dzień dobry skarbeńki — miauknęła, kiedy mijała kilka kotów, posyłając im przyjazny uśmiech. Powtórzyła to kilka razy, a przez obserwujący ją tłum, przelał się zaskoczony szept.
— Żwirowa Gwiazdo! — zawołała niechętnie Pstrągowy Pysk, krzywiąc się delikatnie. Może też była zmęczona? Ktokolwiek by był, po wyciąganiu z wody takiej Jemioły? Chyba każdy by był!
— Pstrągowy Pysku? Wronia Łapo? Co się stało? — zabrzmiał kolejny głos, a szepty nieco ucichły. Z legowiska wysunęła się ładna, szylkretowa koteczka o niebieskich, bystrych oczach. Ich wzrok od razu padł na stojącą pomiędzy uczennicą a wojowniczką koteczkę, która otrzepała się delikatnie i cichutko przepraszając klnącą u jej boku burą Pstrąg, spojrzała na przybyłą.
— Och, Dzień dobry — miauknęła i... na moment umilkła nie wiedząc, jak ma się zachować. Żwirowa Gwiazda...czy to była właścicielka tych kotów o tu? Coś tam się w głowie niebieskookiej obijało, że kot z takim imieniem jest ważny. A skoro ważny, to i trzeba być miłym! — Jestem Ma- Jemioła. Zgubiłam się, wyprowadzona przez takiego jednego samotnika. Cały pokryty bliznami, wyobrażasz sobie? Ale do rzeczy. Powiedziano mi, że jesteście w stanie udzielić mi pomocy, a te dwie przekochane koteczki mnie tu zaprowadziły! O a ta większa nawet uratowała mi życie —
Wskazała ogonem na nadal niezadowoloną z bycia ochlapaną Pstrągowy Pysk i posłała jej wdzięczne spojrzenie i uśmiech. Żwirowa Gwiazda trzepnęła delikatnie uchem i zamrugała. Była zaskoczona, nawet bardzo. Nie codziennie przed jej łapy, przyprowadzane były takie...niespodzianki.
— Przeszłam spory kawał drogi i bardzo się ciesze, że mogę z tobą rozmawiać... Żwirowa Gwiazdo! Czy to będzie duży problem, jakbym tu z wami została?
— Została? To przecież głupi piesz-
Warknął jakiś kocur, jednak został szybko uciszony wrogim spojrzeniem liderki. Jemioła się nim nawet nie przejęła, a stała z uśmiechem wpatrując się w kotkę zmęczonym, wręcz wykończonym spojrzeniem. Fajnie by było, gdyby dano jej tu zostać... Koty wyglądają na bardzo przyjazne, więc... czemu nie? AH! Potrzebowała odpoczynku... snu... i może jakiejś miseczki jedzonka? Ale tu chyba mają inną kartę dań.

<Pstrąg?>