Biała, łaciata, nieco już starsza kotka podskoczyła na swoim legowisku nagle obudzona. Rozejrzała się zdezorientowana. Czyżby jej się przesłyszało? Przez chwilę mrugała niemrawo, po czym ziewnęła i już szykowała się, żeby ponownie skulić się w puszystą kuleczkę i zmrużyć oczy, gdy dokładnie nad jej głową powtórzyło się wołanie. Otworzyła szeroko żółte ślepia i gwałtownie spojrzała w górę. Wisiał nad nią szczęśliwy, pełen ciekawości uśmiech, a nad nim para oczu, które niczym dwa, małe słońca połyskiwały wesoło i żywo.
- Sówko? - mruknęła tępo biała kotka. - Czy coś się stało?
- Opowiedz mi o klanach, mamusiu!
Matka żółtookiego kocięcia wstała, złapała dziecko za kark i postawiła ją przed sobą.
- Naprawdę chcesz to usłyszeć? To straszna historia, a ty...
- Mam już dwa miesiące! Jestem duża i się nie wystraszę!
Starsza kotka zaśmiała się.
- W twoim wieku ja jeszcze miałam mleko pod wąsem i ani myślałam wychodzić ze żłobka. Wraz z rodzeństwem bawiłam się w walki. Nigdy nie zostałam Wilczą Gwiazdą, założycielem mojego ówczesnego klanu, bo podobno miałam całkowicie niepodobne futro - mina łaciatej kotki nieco zmarkotniała. Spojrzała ponownie na brązowe kocię, jednak mimo jej starań, oczka kociaka wciąż błyskały ciekawością, tym razem jeszcze większą. Zrezygnowana matka westchnęła ciężko, usiadła wygodnie na swoim posłaniu i zaczęła:
- Dawno temu wielcy przodkowie, duchy dawnych wojowników, wybrali piątkę kotów, aby na nowo założono klany. Wielki, silny Czarna Gwiazda został założycielem Klanu Nocy. Jego futro było czarne jak pora dnia, którą zażądał, jednak chodzą słuchy, że równie ciemne miał serce. Założycielką Klanu Klifu była Niespodziewana Gwiazda, kotka podobno niezwykle radosna i skoczna, jednak po tym, jak została oszpecona przez psa, radość jej serca przygasła, jednak pozostała jej umiejętność i do dzisiaj Klifiacy skaczą doskonale. Kolejny klan powstał dzięki Dzikiej Gwieździe, jednak panował on bardzo krótko, liczył tylko trzech członków i bardzo szybko upadł. Nie pamiętam jego nazwy, było to chyba coś z Ciepłem lub Słońcem... Klan Wschodu został utworzony przez Błękitną Gwiazdę, kotkę, która nie wyróżniała się niczym. Przodkowie odpowiedzialni za jej wybór postąpili bardzo popchnie, bowiem Błękitna Gwiazda nie wierzyła zbytnio w Klan Gwiazd. Przeklęte duchy z Miejsca Gdzie Brak Gwiazd szybko więc zaprowadziły ją prosto w pułapkę, a ona zginęła w okrutnych męczarniach, jednak Klan Wschodu istniał dalej dzięki Gromowej Gwieździe, lecz o nim później. A teraz pora na najwspanialszego ze wszystkich liderów - Wilczą Gwiazdę. Był to kocur nie o wilczym, lecz lwim sercu. Był szlachetny i odważny, w bitwie niczym walczący demon unikał ciosów przeciwnika dzięki swojej zwinności. Jako jedyny nazwał swój klan tak, aby na zawsze pamiętał jego imię, aby nie poszło w zapomnienie miano jego stwórcy. Wilcza Gwiazda założył Klan Wilka. To dla mnie przypadł zaszczyt bycia córką jego najwybitniejszego ucznia i najlepszej wojowniczki. A tobie przypadł zaszczyt bycia ich wnuczką! - Pieszczoszka na chwilę przerwała opowieść, by liznąć kociaka po czole. Sowa zaśmiała się i położyła tłustą, puchatą łapkę na nosie matki. - Poza tym, nasza rodzina była bardzo szanowana, córeczko. Bo widzisz, Wilcza Gwiazda miał partnerkę, śliczną Miętowy Listek. Razem z nią miał trójkę kociąt. Jego jedyny syn nie przyniósł mu chwały, lecz córki! Sowie Skrzydło mimo blizn na pysku, mimo straconych marzeń i mimo braku węchu dzielnie pełniła rolę medyka, a Jelenia Gwiazda była dobrze wyszkoloną wojowniczką, która, o ile dobrze pamiętam, jest teraz liderką Klanu Wilka. Mój ojciec był przybranym kociakiem Wilczej Gwiazdy, a moja matka była najlepszą przyjaciółką Sowiego Skrzydła. Medyczka nawet otaczała nas jakąś szczególną opieką, jakby sama była naszą matką. Chyba bardzo lubiła kocięta! - zaśmiała się kotka. - Mieliśmy też bardzo szczególnego brata, ponieważ został on wybrany przez Gwiezdny Klan do ocalenia pozostałych klanów. Miał na imię Słoneczny Deszcz. Oczywiście, moja siostra Lisi Ogon i brat Widmowy Wilk też byli ważni dla klanu, ale nie aż tak strasznie jak Sło...
- Jak nazywała się twoja mama i tata? - przerwała nagle opowieść Sowa.
Matka kociaka fuknęła na swoje dziecię karcąco.
- Sówko, to bardzo nieładnie przerywać komuś, kiedy on mówi! Ktoś może się na ciebie obrazić i-
- To jak w końcu mieli na imię twoi rodzice? - rozległ się dorosły, nieco niski głos. Matka podniosła gwałtownie głowę i odwróciła ją w stronę źródła dźwięku. Trochę oddalony od legowiska siedział puszysty, rudy kocur. Nad spłaszczonym pyszczkiem wisiało dwoje żółtych oczu, a spomiędzy nóg kocura wyglądało kolejne kocię, ono jednak było czarne i niezauważalnie większe od siostry.
- Nigdy cię to nie interesowało, Andrzeju - prychnęła starsza kotka.
- Ale interesuje to Sowę i Gołębia, więc może raczysz odpowiedzieć, Misiu? - kocur uśmiechnął się triumfalnie.
Biała spojrzała na kociaka wyglądającego spod futra ojca i zachęcająco skinęła na niego. Czarna kulka sierści wyrwała się owłosionym, rudym mackom, żeby usiąść wygodnie obok siostry.
- Mój tata nazywał się Mglisty Cień, a moja mama Cętkowany Ogon. O ironio, odkąd tylko pamiętam, zamiast ogona miała śmieszny kikut.
- Te wszystkie koty mają takie dziwne imiona! - krzyknął zniesmaczony tym faktem Gołąb. - Czemu ty mamo nazywasz się Misia a te wszystkie inne koty są jakimiś Mglistymi Ogonami czy Słonecznymi Gwiazdami?
Biała kotka zaśmiała się głośno po czym spojrzała ze współczuciem na czarnego kociaka.
- Kochanie, nie zawsze byłam Misią. Gdy należałam jeszcze do Klanu Wilka, nazywałam się Brudna Łapa. Zanim kot skończy pół roku, mieszka on w żłobku ze swoją mamą i nazywa się Brudka, Sówka, Gołąbek albo jeszcze inaczej. Kiedy skończy te pół roku, to najważniejszy kot w klanie, lider zmienia jego imię na Brudna Łapa, Sowia Łapa albo Gołębia Łapa. W tym samym czasie przydziela mu mentora, czyli takiego nauczyciela, który uczy swojego ucznia polowania i walki. Kiedy już uczeń opanuje wszystko do perfekcji, mentor zgłasza to do lidera, a on nadaje mu imię wojownika. I tak z Brudnej Łapy powstaje Brudna Mordka...
- I Sowie Piórko! - krzyknęła Sówka.
- I Gołębi Ptak! - dodał Gołąbek.
Misia zaśmiała się.
- Tak, mniej więcej tak to działa...
* * *
Słońce wychyliło się leniwie zza chmur, jednak nie minęła nawet dłuższa chwila, gdy żarłoczne szczęki obłoków pożarły promienie ciepła. Brązowo-biała kotka warknęła pod nosem nieco niezadowolona, po czym otworzyła jedno, żółte oko i spojrzała na zakryte chmurami niebo. Wzdychając ciężko wstała, przeciągnęła się. Jednym, zwinnym ruchem wskoczyła na niski płot i poczęła spoglądać w stronę lasu. Słyszała szepty gęstwiny, czuła drżenie tych małych i dużych zwierząt, niespotykanych nigdzie indziej, niż w puszczy.
- Nie pójdziesz, nawet o tym nie myśl! - krzyknęła ruda kotka, która pojawiła się niespodziewanie obok Sowy.
Jednooka drgnęła zaskoczona. Uśmiechnęła się do siostry i mruknęła cicho:
- Twa pewność siebie jest całkiem zabawna, Kukułko!
Nim do rudej dotarł sens tych słów, Sowa zeskoczyła z płotu, upadła na miękką trawę i z szybkością godną... szybkiego pieszczocha pognała w kierunku roślinności. Kukułka już zaczęła wykrzykiwać na nią najgorsze istniejące przekleństwa, lecz nie goniła siostry. Jakkolwiek pewna siebie, odważna i inteligentna była, nie pokonała lęku przed lasem i mieszkającymi w nim dzikimi kotami. A Sowa biegła. Nie interesował ją dzwoneczek na obroży, ani gałęzie łapiące jej futro. Biegła na południe, powoli zwalniając. Zmęczenie dopadło ją szybko. Nogi już nie chciały biec, w związku z tym kotka przeszła do wolnego chodu. Dopiero teraz się rozejrzała - dookoła było mnóstwo drzew, z gałęzi było widać parę zaciekawionych wiewiórek i ptaka. Sowa nie wiedziała, co to za ptak. Wyglądał trochę jak niebieski gołąb. Wszystko wygląda jak niebieski gołąb, kiedy jesteś pieszczochem. Drzewo wygląda jak niebieski gołąb. Wiewiórki wyglądają jak niebieskie gołębie. Ten szary kot wygląda jak fioletowy gołąb.
- Ooo, dzień dobry! - krzyknęła Sowa i podbiegła do nieznajomego.
Zarówno niebieski gołąb jak i wiewiórki uciekły. Zostały tylko drzewa... i kot. Chociaż i to niewiadome, bo owy kot zjeżył się i odskoczył. Miał brudną sierść. Początkowo Sowa chciała rzucić jakąś uwagę na ten temat. Alezarazarazaraz! mimo, że sierść nieznajomego była brudna, to miał ładne oczy. Pora wkroczyć do akcji...
- Hej, kochanie, czy twoje futro jest tak brudne jak twoje myśli?
< Niebieskogołąbku-Pustułku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz