Jakiś czas po tym, jak Postrzępiony Mróz przeniosła się do żłobka
— Zmierzchnico?
Uniosła ciężkie od snu powieki i zamrugała kilka razy, aby wyostrzyć wizję. Dopiero wtedy przed sobą dostrzegła jasny pysk, należący do Stokrotkowej Pieśni.
Chwilę zajęło jej zrozumienie obecnej sytuacji. No tak — ledwo co udało jej się odnaleźć wspólny język z Postrzępionym Mrozem, a już musiała się z nią pożegnać i rozpocząć szkolenie pod okiem kolejnego kota; tym razem padło na Stokrotkową Pieśń.
— No już, wstawaj — wymruczał wojownik, a następnie zrobił krok do tyłu. — Gdy już będziesz gotowa, spotkajmy się przy wyjściu z obozu. Będę na ciebie czekać.
I po tych słowach machnął ogonem, a następnie zniknął w oddali, pozostawiając ją w samotności, pośród innych uczniów.
Kukła przycupnęła na mchowym posłaniu. Rząd białych ząbków błysnął w bladym świetle słońca, gdy ziewnęła, po czym przeniosła wzrok na swoich śpiących jeszcze towarzyszy i sztywnym krokiem wygramoliła się z gniazdka. Strzepnęła ogonem, rozprostowała ostrożnie łapy i z kolejnym, towarzyszącym temu ziewnięciem, zlazła ze skalnej półki i przeszła przez środek obozu. Przesunęła niedbale wzrokiem po kilku kotach, zanim wlepiła spojrzenie brązowych ślepi w Stokrotkową Pieśń — kocur (tak jak mówił), czekał już na nią przy szklistej zasłonie, jaką tworzył wodospad. Jego pysk wykrzywiał delikatny uśmiech, a oczy bardzo subtelnie błyszczały; niemal, jakby na swój sposób cieszył się z posiadania ucznia. Kukła przechyliła głowę, stając tuż naprzeciw kocura.
— O, jesteś już! Szybko ci poszło. Gotowa na pierwszy wspólny trening?
Przez chwilę nie reagowała na jego słowa (nawet nie zdała sobie sprawy, że zadał jej pytanie). Dopiero, gdy dostrzegła jego pytające spojrzenie, bardzo, bardzo powoli skinęła łbem, ani na moment nie odrywając wzroku od pyska wojownika. Możliwe, że poczuł się trochę niekomfortowo, bo poruszył się niespokojnie w miejscu.
— Cieszę się! — odparł tylko, zanim wstał i zwrócił się w stronę wodospadu. — Najpierw chciałbym sprawdzić twoje umiejętności i dowiedzieć się, co potrafisz. Jestem pewien, że zdobyłaś już mnóstwo wiedzy od swoich poprzednich mentorów — rzucił przez ramię, po czym ruchem ogona nakazał jej podążać za nim.
Tak też uczyniła, ostrożnie dreptając za liliowym, gdy opuścili koczowisko, przemierzając rozległe tereny Klanu Klifu.
Jasne smugi światła rozlewały się po polanie, a w oddali słychać było świergotanie ptaków; pomijając jednak ten fakt, wszystko zdawało się cichnąć wraz ze słońcem, które powoli pięło się coraz wyżej ku górze, zwiastując ciepły dzień.
— Zmierzchnicowa Łapo? Słuchasz mnie w ogóle? — Głos Stokrotkowej Pieśni i delikatne, nieco niepewne szturchnięcie w ramię wytrąciło ją z rozmyślań.
Zerknęła na mentora z ukosa.
— Pytałem się, czego już nauczyli cię Postrzępiony Mróz oraz Złota Droga. Masz z czymś problemy?
— Umiem polować — stwierdziła ze zdecydowaniem, na co liliowy tylko pokiwał głową.
— W takim razie… — Rozejrzał się, jakby dopiero co wymyślał, na czym będzie polegać ich dzisiejszy trening. — Może spróbujesz zapolować? Sprawdzę twoje umiejętności.
Kukiełka postanowiła przystać na tę propozycję (prawdopodobnie nawet nie miała wyboru). Skinęła ostrożnie łbem, a następnie omiotła okolicę wzrokiem, wciąż spokojnie tuptając przy boku Stokrotkowej Pieśni.
— Jest jeszcze wcześnie rano, więc póki nie jest tak gorąco, powinnaś móc coś upolować — wtrącił mentor, zerkając na nią z ukosa i strzepując ogonem.
Rozejrzała się i głośno wciągnęła ciepłe powietrze do płuc. Chwilę tak stała w milczeniu, zanim wskazała pyskiem na konkretny punkt po jej lewej stronie. Dochodziła stamtąd słaba woń nornicy. Stokrotkowa Pieśń przytaknął uczennicy i mruknął coś z aprobatą, co było dla Kukły jasnym znakiem do kontynuacji. Przypadła brzuchem do ziemi i ruszyła przed siebie, ostrożnie kładąc łapy na leśnej ściółce, pilnując, aby jej ogon był delikatnie uniesiony, a linia grzbietu nie wystawała zanadto z zarośli, aby nie przykuć uwagi ofiary. W oddali coś drgnęło, więc momentalnie przystanęła, przechylając delikatnie łeb i z uwagą nasłuchując. Krew szumiała jej w uszach, a wąsy drgały delikatnie, gdy zrobiła kolejny, niewielki krok do przodu i rzuciła się na ofiarę. Pazurami zahaczyła jej grzbiet i zaraz potem runęła w dół, aby zacisnąć szczęki na gryzoniu.
— Brawo, Zmierzchnico! — Usłyszała głos mentora i wyprostowała się. Prędko odszukała go wzrokiem, a następnie, z drobnym ciałkiem nornicy zwisającym jej z pyska, zbliżyła się do niego.
— Widzę, że polowanie masz już opanowane — wymruczał Stokrotkowa Pieśń, a kąciki jego ust powędrowały do góry w delikatnym uśmiechu. — W takim razie możemy wracać do obozu, a jutro poćwiczymy coś innego.
[696 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz