BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

14 października 2024

Od Syczkowej Łapy CD. Iskierki (Iskrzącej Łapy)

gdy Iskierka była jeszcze kocięciem
Gdy podbiegła do niego mała, energiczna kulka puchu, podskoczył ze strachem. Rzuciła się ona wprost na jego łapy, obnażając maleńkie, choć diabelnie ostre pazurki, którymi też prędko zaczęła go okładać.
— A masz, a masz! Cześć, Syczkowa Łapo! — wymruczała radośnie, przewalając się na bok, póżniej brzuch, lecz nie zaprzestając "ataku". — Dobrze walczę?
— Z pewnością — odparł, próbując unieść jedną z łap, jednak Iskierka szybko przyciągnęła ją z powrotem do ziemi.
— Hihi! Nie tak szybko! — zachichotała, memłając w pyszczku jego sierść. — Czekałam na ciebie! Pobawimy się? Najlepiej w walkę, tak, w walkę! — Odskoczyła od niego z podekscytowaniem, przyjmując amatorską, bojową postawę. Kotka nastroszyła swoje, i tak już bardzo długie, futerko, stając się jeszcze bardziej puszystą. Syczkowa Łapa nie miał jednak humoru na harce, których jeszcze się nie spodziewał. Właściwie, po tym patrolu najbardziej marzył o wgryzieniu się w kawałek dobrej zwierzyny...
— Kiedy indziej — odpowiedział, zbierając się na słaby uśmiech. Próbował przejść obok kociaka, zmierzając w stronę stosu, lecz zaraz po minięciu jej poczuł, jak coś przyszpila do ziemi jego ogon. Gdy się odwrócił zobaczył, jak Iskierka stała na jego końcówce, próbując przybić go szponkami do ziemi.
— No proooszę! — błagała, na co Syczek chciał przewrócić oczami. Och, na Klan Gwiazdy, naprawdę nie miał teraz na to siły...
— Jutro — obiecał. Jego wzrok zaczął wędrować po obozie, gdy szukał na szybko dla kotki jakiejś alternatywy. Dzielący się językami partnerzy, starszyzna plotkująca przy posiłku, drzemiący wojownicy... Nie, potrzeba było czegoś innego... W końcu zauważył szurającą pazurem w ziemi z nudów Gąsiorek. Bingo! — Twoja koleżanka tam siedzi, spójrz. Wygląda, jakby potrzebowała towarzystwa — wskazał jej ogonem.
— Naprawdę? Gdzie? — Iskierka zaczęła się obracać, aż sama nie dostrzegła kotki w tłumie. — O. Dzięki! — miauknęła jeszcze do Syczkowej Łapy i odbiegła w kierunku uczennicy, aż się za nią kurzyło, zapominając zupełnie o kocurku. Uff...

***

Odkąd tylko imię Iskierki zmieniło się w Iskrzącą Łapę, a kotka tym samym rozpoczęła swój trening, nie odczepiała się już od niego nawet o krok... A przynajmniej tak by robiła, gdyby tylko była w stanie. Jego legowisko dotąd stało na tyle krzewu, z dala od reszty uczniów – cóż, aż dotąd, ponieważ w dzielącą legowisko kocura i jego sióstr przestrzeń czekoladowa zdołała wepchnąć swój skrawek mchu. Wyglądała na wniebowziętą za każdym razem, kiedy byli wybierali wspólnie na patrol, polowanie czy trening, a także często sama dopytywała Makowy Nów, czy nie mogliby pójść razem. Nawet, gdy spędzał czas na oglądaniu robaczków w kącie obozu, żab przy potoku czy jaszczurek i węży wylegujących się na ciepłych skałach... Jakimś cudem Iskierka była tam z nim, oglądając wszystko z boku i szeroko się do niego uśmiechając.
...Nie rozumiał. Dlaczego ze wszystkich kotów, które mogła wybrać na swojego faworyta, padło akurat na niego?

***

Kiedy szedł, słońce przyjemnie przygrzewało w jego grzbiet, wydobywając z bladej barwy jego futra złociste, nasycone odcienie. Mrużył oczy od słońca, któremu zdarzało się przebić przez grubą warstwę osłaniającego igliwia. Pora zielonych liści była tuż-tuż...
A on nadal nie był wojownikiem. W przeciwieństwie do jego siostry, która pokonała go w walce o to miano. Teraz Syczek pozostał już ostatnim z rodzeństwa, które jeszcze sczezło w uczniowskim legowisku. Bał się wzroku Wieczornej Gwiazdy w obawie, że zobaczy w nim pogardę, tę samą jak w chwili wygnania Polanki. Ostatnie, czego chciał, to podzielenia jej marnego losu.
Wzdrygnął się, gdy jego pysk został nagle spryskany chłodną wodą ze stojącej obok kałuży. Jak prędko się okazało, był to wynik biegnących przed siebie uczniaków, widocznie bawiących się w najlepsze w ganianego. Zdziwił się solidnie, nie mogąc znaleźć w nich brązowo-białego futerka Iskierki. To nie było normalne! Nikt nie słynął z większych pokładów energii niż właśnie ona... Wzruszył jednak ramionami, nie myśląc o tym wiele. Może, gdy nie patrzył, wybiła się na prowadzenie i zniknęła już wśród drzew...

W końcu dotarli na polanę w towarzystwie paru innych uczniów, jak i ich mentorów. Już miał za sobą niezliczone ilości grupowych treningów walki. Nigdy nie były przyjemne, lecz nie był typem kogoś, kto narzeka. Ba, był wdzięczny za bycie najstarszym z wybranych uczniów, a co za tym idzie, najlepiej wyszkolonym. Tym razem już nie skończy na ziemi ze zbitym pyskiem jak parę księżyców temu...
— Pierwsi do boju staną Sałatkowa Łapa i Trzcinniczkowa Łapa! — oznajmił donośnym głosem Pokrzywowy Wąs, mentor tego drugiego. Dymna kotka, przewracając oczami, stawiła się na jednym końcu łączki. Widocznie nie była zbyt zadowolona z faktu, że szła na pierwszy ogień. Trzcinniczek zrobił to samo, jednak widocznie w nieco lepszym humorze – podniósł wysoko głowę i podrygiwał raz po raz końcóweczką grubego ogona, nie mogąc się doczekać rzucenia na swoją przeciwniczkę.
— Do boju! — miauknęła w końcu głośno Mroczna Wizja, otwierając pierwszą turę treningowych walk. Przygotowany brązowy ruszył na czarną, która, kiedy tylko kocur zbliżył się na odpowiednią odległość, wgryzła się w jego bok. Para zamieniła się w zbitą kulkę sierści.
— Nie. Jeszcze raz! — Przerwał im Pokrzywowy Wąs. Zanim jednak do nich dobił, w powietrze zdążyło wzbić się kilka małych kępek sierści. — Ćwiczymy tutaj bitewne ruchy i taktyki, nie prymitywną wojaczkę. Tak to potrafi walczyć każdy!
— Czemu nie zrobiłaś uniku? — zapytał swoją uczennicę Nikły Brzask, jakby z pretensjami w głosie. — Miałaś tyle czasu, aby przemyśleć swój następny ruch!
— A co ja, jakaś wiewióra jestem? Myślałam, że szkolę się na wojownika, nie na tchórza — odpyskowała Sałatka, przewracając oczami, co widocznie nie spodobało się jej mentorowi.
— Lepiej trzymaj ten jęzor między zębami — ostrzegł ją, kładąc po sobie uszy. — Nieważne. Powtórka! — zarządził bury.
Dwójka znów ustawiła się po przeciwległych stronach polany. Tym razem Sałatkowa Łapa wyglądała, jakby nie chciało się jej jeszcze bardziej, niż za pierwszym razem.
— I... do boju! — rozpoczął trening Pokrzywa, powiedziawszy swojemu wychowankoqi na ucho parę niezrozumiałych dla reszty słów. Tym razem uczniak nie wyskoczył na partnerkę do walki od razu. Kocur zaczął do niej podchodzić powolnymi krokami, zwracając uwagę na otoczenie, jakby robił sobie w głowie szybki szkic planu działania. Sałatkowa Łapa w końcu również zaczęła iść w jego stronę podobnym (jak nie jeszcze wolniejszym) tempem.
— Zaatakuj... — Syczek usłyszał cichy szept skierowany do kotki od jego mentora. Ta nie wyglądała, jakby go usłyszała, a nawet jeśli, widocznie jej to nie obchodziło.
— Dasz radę, Trzcinniczek! — Z drugiej strony dobiegał za to głos siostry ucznia, która mu dopingowała. Koty jeszcze chwilę wbijały w siebie skupiony wzrok, robiąc okrężenie za okrążeniem...
Aż nagle Sałatka rzuciła się w jego stronę, obnażając swoje kły!
Widocznie próbowała je zatopić w barku Trzcinniczkowej Łapy, jednak ten był przygotowany na jej gwałtowny ruch. Odskoczył nieco w bok, wystarczająco, by być poza zasięgiem szczęk oponentki, która poleciała na ziemię. Zanim się z niej otrząsnęła, kocur podbiegł do Sałatki od tyłu i przybił ją łapami do ziemi. Zaczęli się mocować.
— I to ja rozumiem! — mruknął z zadowoleniem Pokrzywowy Wąs, szturchając łokciem Brzaska. Na jego pysku widniał szeroki, złośliwy uśmiech. Wyglądał na dumnego z faktu, że na razie, to jego uczeń radził sobie lepiej w starciu. — To się nazywa prawdziwa walka, a nie zapasy kociaków!
— Nawet mi nic nie... — odwarknął wojownik, lecz w dokończeniu wypowiedzi przerwał mu nagły wrzask Trzcinniczkowej Łapy. Syczek na chwilę odwrócił od nich wzrok, skupiając się na przelatującym nad jego głową kluczem ptaków, a gdy spojrzał ponownie, teraz to brązowy leżał na dole, przygnieciony do gruntu przez masywne stopy Sałatkowej Łapy. Mimo prób nie zapowiadało się, że uda mu się wydostać z uścisku.
— Koniec! Wygrała Sałatkowa Łapa! — oznajmiła wszystkim Kukułcze Gniazdo, pozwalając w końcu swojemu synowi załapać oddech. Wygrana prędko odeszła do swojego rodzeństwa, które natychmiast zaczęło gratulować jej zwycięstwa.
— I co teraz, bezczelny lisie? — mruknął złośliwie Nikły Brzask do swojego towarzysza, również szturchając go łapą, lecz z użyciem większej ilości siły. Ten zmarszczył nos, wypuszczając z niego z irytacją powietrze.
— Raz się jej udało. Wielkie mi rzeczy... — fuknął.
— Następną parą będą... Syczkowa Łapa i Iskrząca Łapa! — powiedziała Lśniąca Szadź, na co złoty napiął mięśnie. O nie...
Nie chciał z nią walczyć. Kotka nie uczyła się długo, też nie była najlepszą z uczennic – musiał być przy niej delikatny. Bał się, że przypadkiem ją zrani. Był przecież od niej sporo większy, cięższy i silniejszy, nawet jeśli wśród innych kotów uchodził raczej za chuchro...
Gdy wyszedł z szeregu, by zająć swoje miejsce, od razu zauważył, że coś z Iskrzącą Łapą było nie tak. Jej zawsze skoczny krok był teraz ospały i ciężki. Zupełnie nietypowy dla tak żywiołowego kota, jak ona... Zmartwił się, lecz nic nie powiedział, przyjmując bojową postawę.
— Pamiętaj, bądź ostrożny — szepnęła Mroczna Wizja, praktycznie powtarzając jego myśli, lecz w innych słowach. — Jest od ciebie o wiele młodsza, mniej doświadczona. Chyba nie chcesz jej poharatać.
— Oczywiście — odparł tylko, przytakując delikatnie głową. — Ale mogliście wybrać dla niej trochę bardziej pasującego przeciwnika... — mruknął półżartem.
— Przyda jej się zobaczyć, jak walczy prawdziwy wojownik.
— Nie jestem wojownikiem — zaprzeczył, lekko się zawstydzając.
— Zaraz będziesz — zapewniła go. — Nieważne. Skup się na treningu.
Miała rację... Syczkowa Łapa stanął lekko na ziemi – był przygotowany nie do nagłego uderzenia, a do szybkiej ucieczki, by zaatakować znienacka. Zresztą, tak jak zawsze to ćwiczył. Wyostrzył wzrok, wpatrując się prosto w złote oczy Iskry, które z każdym uderzeniem serca zwężały się do cienkich szparek... Aż w końcu zamknęły się całkowicie, nogi kocicy się zgięły, a ona sama opadła bezwładnie na ziemię.
Jego ślepia otworzyły się szeroko w panice. Kocur szybko zerwał się na równe nogi i podbiegł do leżącej na ziemi uczennicy, podobnie jak reszta przestraszonych wojowników i ich podopiecznych. Podszedł do zebranej przy Iskierce ciasnej grupki kotów, jednak nie umiał się przez nią przedrzeć, by chociaż kotkę zobaczyć.
— Czekajcie, przecież ty się coś znasz na ziołach, nie? — zapytał nagle Nikły Brzask, odwracając się nagle w jego stronę. Prawie wszyscy zrobili to samo. Złoty poczuł się niezręcznie pod gromem ich spojrzeń.
— Można t-tak powiedzieć — odparł zestresowany. Prawda, lecz nigdy nie słyszał, co należy zrobić z kotem po utracie przytomności! Nie potrafił bardzo wielu rzeczy, a z pewnością nigdy nie miał doświadczenia z czymś takim...
— Chodź tu, szybko — zawołała go siedząca przy kotce mentorka. Przełknął nerwowo ślinę i podszedł do bliżej do omdlałej. Pod presją wszystkie pomysły na to, co teraz powinien zrobić, nagle się rozmyły. Zupełnie, jakby mgła nagle zasnuła mu mózg i przykryła każdą myśl i skrawek zebranej w nim medycznej wiedzy, jaka mogła się akurat teraz przydać...
Na szczęście jednak i ku uldze wszystkich zebranych, powieki Iskrzącej Łapy uchyliły się, a ona sama próbowała podnieść głowę.
— Nie — odparł nieco za głośno, niż powinien, podnosząc jedną z łap, jakby chciał ją położyć na łbie kotki i przycisnąć go z powrotem do ziemi. — T-to znaczy, nie, nie możesz jeszcze wstać... Wszystko w porządku, Iskro? — zapytał z troską, kucając, by zniżyć pysk do jej poziomu.
Uczennica spojrzała na niego z dezorientacją.
— Co... się stało? — zapytała ospałym głosem.
— Zemdlałaś. Chyba — dodał po chwili ciszej. — Nieważne. Jak się czujesz?
— Boli mnie głowa — przyznała, przyciągając do siebie bliżej łapy, kładąc się w nieco wygodniejszej pozycji niż ta, w której upadła na ziemię. — Na Klan Gwiazdy, naprawdę zasłabłam?
— Na to wygląda — odpowiedział. — Chyba wszystko z nią d-dobrze — wstał i odwrócił głowę, by odpowiedzieć reszcie zgromadzonych kotów. Część nie wyglądała jednak na przekonanych.
— Nie powinniśmy pójść do obozu, by zobaczyła ją Cisowe Tchnienie? — zapytała Makowy Nów, z pewnością martwiąc się stanem swojej uczennicy.
— Teraz na pewno nie. Powinna odpocząć, zanim znowu wstanie — odpowiedział. Z grupy wydarł się Pokrzywowy Wąs, mierząc go wzrokiem.
— A co taki żółtodziób jak ty niby wie? — zapytał szorstkim tonem, wprawiając w ruch ogon. — Mi się zdaje, że nasza medyczka jest bardziej kompetentna i będzie wiedziała co z nią zrobić lepiej, niż jakiś wyrośnięty dzieciak.
Syczek widocznie się speszył. Zupełnie nie chciał zostać odebranym w ten sposób! Nigdy w życiu nie postawiłby się wyżej niż ich klanowa uzdrowicielka. Przecież to od niej brał najwięcej wiedzy, jaką udało mu się do tego dnia zgromadzić... Kocur odchylił uszy i zrobił parę kroków w tył.
— Przepraszam, nigdy nie chciałem...
— A mi się zdaje, Pokrzywowy Wąsie, że ze wszystkich zebranych tu kotów, to Syczkowa Łapa ma największe pojęcie o tych sprawach. Jeżeli mamy polegać na czyimkolwiek zdaniu, powinno być to jego zdanie — obroniła go Mroczna Wizja, dodatkowo gromiąc młodego wojownika wzrokiem, choć utrzymując spokojny ton. Uczeń posłał jej spojrzenie pełne wdzięczności, jakiej nie mógł teraz wyrazić w słowach. Czarna spojrzała na niego i zwróciła się bezpośrednio: — Więc, co powinniśmy zrobić?
Zastanawiał się przez chwilę. Nie miał żadnego profesjonalnego przeszkolenia w tej kwestii... Zgromadził to, co w tej chwili podpowiadało mu serce.
— Przede wszystkim, niech Iskrząca Łapa nie rusza się z miejsca. Potrzebny jest jej odpoczynek. Ktoś mógłby pójść i przynieść świeżą wodę do picia... — wyliczał.
— A jakieś zioła?
Och. Nie był pewien, czy znał coś na omdlenia... Przekopywał się przez sterty niedbale rozrzuconych myśli, starając się dokopać do czegoś, co w tej chwili mogło okazać się przydatne.
— Postaram się coś znaleźć. — Uśmiechnął się w stresie. W samotności na pewno oczyści się jego umysł, myślał. — Zostańcie tu z nią. Ja zaraz wrócę — zapewnił mentorów i praktycznie rozmył się w powietrzu, znikając w gąszczu krzewów i drzew. Spacerował tak przez chwilę, nawet nie skupiając się na mijanych roślinach, a po prostu próbując odejść jak najdalej od par wlepionych w niego oczu. Phew... Od razu poczuł się lepiej, ale choć presja spojrzeń polegających na nim współklanowców zniknęła, to ta czasu już nie. Nie mógł do nich wrócić z pustymi łapami.
Zaczął węszyć. Co by mogło pomóc teraz Iskierce... Z pewnością coś wzmacniającego, co pozwoliłoby jej dojść do siebie szybciej. Jakie zioła tego rodzaju znał? Hm... Zaranna Zjawa wspominała parę razy o ziołach podróżniczych. Należały do tej kategorii takie leki, które dodawały sił, a były podawane zwykle, jak wskazywała nazwa, kotom, które wyruszały w jakąś podróż.
Rumianek! Z pewnością. On był bardzo pospolitym zielem, więc wystarczyło zakręcić parę razy nosem, a już znalazł kilka jego sztuk i zerwał. Czy coś jeszcze... Hm... Pamiętał, jak przed narodzinami Miodu i Lament, Cis podawała ich matce porcję krwiściągu, mówiąc, że wzmocni ją to na czas porodu. Poszukiwanie tej rośliny okazało się nieco cięższe, ale w końcu dojrzał parę jej świeżych pędów. Popędził z powrotem do polany, na której wcześniej trenowali.
Nawet Pokrzywowy Wąs raczył sunąć zad, gdy po zauważeniu wracającego Syczka, koty rozsunęły się, by zrobić dla niego korytarz. Kocur usiadł przy jeszcze słabowitej uczennicy, zauważając postawioną przy niej, nasiąkniętą wodą kuleczkę mchu. Odstawił na bok zerwane zioła.
— Lepiej? — zapytał kotki. Ta podniosła głowę – wyglądała, jakby odzyskała już trochę sił.
— Tak mi się wydaje — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. — A to co? — wskazała na przyniesione przez niego medykamenty.
— To? Krwiściąg z rumiankiem. Powinnaś zjeść odrobinę. Pomogą ci dojść do siebie — zaręczył, przysuwając je do niej bliżej.

<Pacjentko?>

[2378 słów; oba treningi]

[przyznano 24% + 24%]
Wyleczeni: Iskrząca Łapa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz