*tuż po narodzinach dzieciaków Topielca*
Właśnie wracała do legowiska medyka po interwencji związanej z Jaskółczą Łapą zwracającą swój posiłek. Ci uczniowie naprawdę musieli bardziej uważać, co jedli. Kiedy weszła, rzuciła jej się w oczy jedna z córek, Skarabeusz. Malutka koteczka stała na dwóch łapkach, próbując nie upaść. Najwyraźniej chciała ją wypatrzeć.
- Co się dzieje, Skarko?
- Cisowe Tchnienie... a gdzie jest Topielcowy Lament?
Trochę ją zmroziło. Miała właśnie wrażenie, jakby była postawiona przed obliczem jakiejś przywódczyni, mając się tłumaczyć.
- Skareczko, mów mi Cis, a tata pewnie niedługo wróci...
- A możesz go poszukać?
Uśmiechnęła się lekko.
- No dobrze.
***
Wiedziała, gdzie może go znaleźć. Od porodu Topaz często przychodził na cmentarz do swojej zmarłej córki. Młódka, choć nigdy nie wzięła pierwszego oddechu, była bardzo ważna dla każdego z nich. Przynajmniej dla jej ojca i Cis. Kiedy zobaczyła go siedzącego przy grobie kociaka, usiadła obok niego na tyle blisko, żeby ich futra się stykały.
- Przykro mi... - wyszeptała.
***
Od tamtego czasu minęło kilka księżyców. Ich kociaki już siedziały w żłobku pod opieką ich babci. Olszowa Kora chętnie przyjęła pod opiekę pierwszy miot jako matka kultu, tym chętniej, że były to jej wnuki. Przyjemnie było patrzeć, jak te małe futrzaki ganiają szczęśliwe po kociarni. Czy to była Ryś wspinająca się na grzbiet szylkretki, czy Skarabeusz obrzucająca starszą kotkę liśćmi. Patrzyła właśnie na te figle i wybryki spod ściany obozu. Nie mogła się doczekać, kiedy zostaną uczniami. Otuliła partnera ogonem i oparła głowę na jego boku.
- Czyż one nie są urocze?
<Mężu?>
Wyleczeni: Jaskółcza Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz