BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 października 2024

Od Mżącej Łapy CD. Ćmiej Łapy

Zachichotała, spoglądając ciepło na towarzyszkę.
— Czego miałabym się bać? Łapanie zwierzyny jest całkiem proste, wystarczy wiedzieć jak – zaśmiała się – Jedyne co, to mogłabym przypadkiem wpaść na drzewo…
Przycupnęła na wygrzanej ziemi, swoją zdobycz kładąc obok, aby nie zapomnieć zabrać jej później ze sobą. Ćmia Łapa po chwili zajęła miejsce naprzeciwko, oglądając się jeszcze na współklanowiczki. Obie siedziały na nasłonecznionym brzegu, grzebiąc coś pochylone nad piaskiem. Pewna dość niska szylkretka mówiła coś większej burej kotce do ucha, podnosząc parę krabich szczypców. Zdobycz lśniła pod złotymi promieniami, a trzymająca ją kotka szczerzyła się w stronę drugiej, pokazując coś ogonem.
— To twoje przyjaciółki? Też są uczennicami? – zapytała, a zaskoczona klifiaczka odwróciła na nią wzrok, zagapiając się wcześniej w ptaka siedzącego między gałęziami.
— Umm… To Melodyjny Trel i Pietruszka. Pietruszkowa Łapa – odparła, strzepując uszami.
Dymna otworzyła szerzej oczy, jeszcze raz spoglądając na nieznajome. Obie wyglądały na uczennice, na pewno młodsze od niej! Buraska w oddali próbowała podnieść kamień; najpewniej, aby dostać się do kolejnego krabowego domku. Jednak jej towarzyszka szybko coś wtrąciła i pokręciła głową. Zgrabnie sama zabrała się za rozwiązanie problemu, szybko przesuwając przeszkodę.
— Ciekawie – mruknęła w końcu – To one pomagały ci w zbieraniu ziół?
Uznała, że to szylkretka musiała być wojowniczką ‐ czyli Melodyjnym Trelem. Wyglądała raczej śmiesznie i młodo na swoich krótkich nóżkach… Ale nie zamierzała oceniać, nie jej sprawa. Skupiła się ponownie na uczennicy przed sobą, oczekując na odpowiedź.
— W sumie to… Tak – pręguska owinęła łapki ogonem – Bardziej do towarzystwa.
Przytaknęła; krótkie odpowiedzi mimo niezręczności zadowalały ją. Miała wrażenie, że czasem trochę przytłaczała młodszą - jak na poprzednim zgromadzeniu, na przykład. Zbaczając z tematu, tamto spotkanie wspominała bardzo dobrze. Muszelkę Ćmiej Łapy schowała w kącie pod posłaniem, gdzie nie zwracała niczyjej uwagi. Uważała też, aby przypadkiem jej nie zgnieść podczas snu, lub aby któryś z jej synów nie nadepnąć,na nią przypadkiem. Bardzo ceniła sobie ten podarunek; nie chciała go zniszczyć!
— To miło! – oznajmiła – Jakie zioła zbierałaś? Ja się nie znam na medykamentach… Może mój ojciec coś umiał, ale nigdy się tym nie dzieliły.
Na wspomnienie rodziny wzdrygnęła się nieznacznie; nie chciała zwracać na to uwagi uczennicy. Nie wiedziała, dlaczego o tym wspomniała. Przecież nie było się czym chwalić? Co to była za radość, że jej własny tatulek nie nauczył jej niczego? Miała ochotę pacnąć się w głowę z głupoty. Przecież wiedziała, że jakiekolwiek tematy dotyczące rodziców sprawiały, że nie wiedziała co powiedzieć. Omijała tych rozmów jak ognia; zawsze znajdując najdrobniejsze i najgłupsze wymówki, aby tylko nie musieć otwierać pyszczka… Gdy to robiła, wypływały z niego historie znacznie mijające się z prawdą, które starannie wiła w swojej głowie, o jak najzwyczajniejszym dzieciństwie, kochającej mamie i dzielnemu tacie. Gdy Ikra i Kijanka pierwszy raz zapytali się jej o dalszą rodzinę, spanikowała, niemal mdlejąc na miejscu. Od tamtego czasu z widoczna ostrożnością nie wspominali tamtej rozmowy, jednak próbując zrozumieć, o co poszło.
— Miętę i malwę – miauknęła niebieska – Na… Ból brzucha.
Przytaknęła, krzywiąc się lekko.
— Ajć, nie miło – odparła – Znaczy, że ból brzucha nie miły! Bo z twojej strony to akurat bardzo miło, że pomagasz reszcie medyczek… Bo z tego, co pamiętam, macie aż dwie? I chyba jest jeszcze jedna uczennica, prawda?
Zalała mniejszą falą pytań, co spowodowało, że ta skuliła się lekko. Zarumieniła się lekko zakłopotana; nie chciała przytłoczyć nowej przyjaciółki. Zawsze to ona trajkotała bez przerwy, a niebieska wtrącała swoje uwagi czy uśmiechała się przyjaźnie.
— Mamy Liściaste Futro i Czereśniową Gałązkę – odpowiedziała po chwili uczennica, oglądając się za siebie – No i właśnie Zaćmienie, moją siostrę…
— Jak fajnie, trenujesz razem z rodzeństwem! – naprawdę się ucieszyła; ciekawe, jak to by było, gdyby ona trenowała wraz z siostrami – Oh, możecie się dzielić nowinkami, i… I razem pomagać chorym, też bym tak chciała!
Pyzia nadawała by się na wojownika, tego była pewna. Siostrzyczka była zawsze pełna energii, skacząc po kątach i irytując rodziców. Za to Niunia, wtedy jeszcze zwana Myszką, prawdopodobnie nie odnalazłaby się w tej roli. Więcej siedziała w miejscu i obserwowała życie dookoła, niż w nim uczestniczyła. Spojrzała na Ćmią Łapę. Koteczka łudząco przypominała jej siostrzyczkę, łypiąc strachliwymi oczkami. Jej boki także pokrywała srebrzyste prążki, zawijające się w ciekawe wzorki; częściowo przykryte przez biel. Futerko było mniej poczochrane, oraz lśniące, wręcz przeciwnie do matowego klębuszka, którym była kiedyś Myszka. Była pewna, że z daleka mogłaby te dwie pomylić ze sobą. Uszka Mżawki położyła się lekko; potrząsnęła głową, aby pozbyć się niechcianych wspomnień.
— Miło się z tobą rozmawiało, Ciemko – zamruczała, podnosząc się z ziemi – Ale muszę wracać do Nimfy, bo będzie się martwić…
Zrobiła krok do przodu i szybkim ruchem przytuliła głowę do puchatej szyi uczennicy, liżąc lekko jej łaciaty policzek. Nim ta zdążyła zareagować, zdążyła odsunąć się, pożegnać i zniknąć między drzewami; zostawiając oszołomioną medyczkę samą.

***

— I jak poszedł Ci trening? – z westchnieniem położyła się obok Ikrowej Łapy – Co robiłeś?
Leniwie przeciągnęła łapy, wbijając pazury w podeschnięty mech. Trudno było znaleźć jakikolwiek, który nadal pozostał żywo-zielony. Jej mentorka, jak i liderka wraz z zastępczynią wspominały o jakimś nowym zadaniu, związanym z sadzeniem roślin… Ale w sumie, to nie wiedziała, o co chodzi. Zdecydowała się w to nie mieszać, zanim nie zostanie konkretnie o coś poproszona.
— Dobrze – oznajmil niebieski, zwracając spojrzenie zielonkawych ślipi na matkę – Byliśmy na patrolu, a później… Pływaliśmy.
Kocurek przewrócił się na plecy, podnosząc jedną z łap do góry. Jego sierść nadal była wilgotna, przyciągając do siebie wszelkiego rodzaju paproszki. Strzepnęła jeden zaplatany między jego uszami, otrzymując cichy pomruk. Jego zgrabny ogon musnął jej bok, na co minimalnie wzdrygnęła się i odsunęła. Wydawał się twgo nie zauważyć, nadal wpatrując się w liściaste sklepienie i wodząc wzrokiem po powieszonych przez Siwka i nią (pod groźbą wsypania piasku na posłanie) piórkach.
Mimo tak bliskiego pokrewieństwa, nie do końca dobrze się czuła z ich dotykiem i ciągłym towarzystwem. Po księżycach spędzonych w żłobku, gdzie jako puchate kuleczki leżeli uczepieni jej brzucha, miała zdecydowanie dosyć. Podczas gdy Kijankowa Łapa raczej nie był przytulaśnym typem, to Ikra podążał za nią jak cień, wciąż uczepiając jej ogona niczym kociak, którym już przecież nie jest. On lubił używać jej jako podpórki na głowę, czy przysuwać własne posłanie bliżej. Była rozdarta pomiędzy odsunięciem tych afekcji, a ich znoszeniem w duchu bycia dobrą matką. Wątpliwości wobec tej kwestii przyprawiał jej fakt, że w przypadku innych kotów trudności z takim zachowaniem nie miała. Ba, wręcz je lubiła! Sama z siebie inicjowała tego typu kontakty, przykładowo z Bagietka czy Baśniową Stokrotką. Lubiła się przytulać; dawało jej to poczucie bezpieczeństwa, niczym to, które w teorii powinna dostać od rodziców. Jej kociaki były wyjątkiem; nie miała pojęcia, dlaczego.
— A ty co robiłaś, mamo?
— Hm? – zatracona we własnych myślach, przestała zwracać uwagę na syna – Ach, ja… Łowiłam ryby. I później pomagałam trochę w żłobku, bo ciocia Stokrotka mnie poprosiła o towarzystwo.
— Jej dzieci są strasznie głośne – mruknął, marszcząc nosek.
— Oj, nie mów tak! To tylko kociaki! – zbesztala niebieskiego – Poza tym, poznałeś ich w ogóle?
— Jeszcze nie – położył główkę na posłaniu – Jakoś… Nie chciało mi się iść.
Westchnęła, spoglądając na ucznia. Niby tak dobrze wychowane, a takie łobuzy…
— No nic, następnym razem zabiorę cię ze sobą. I nie próbuj się wymigać!
— Dobrze, dobrze – burknął po chwili, jednak na jego pyszczku widniał ślad uśmiechu – O, mamo, ktoś cię chyba woła – dodał jeszcze po chwili ciszy.
Skrzywiła się, że stęknięciem podoszac na łapy. Wyjrzała zza liściastej ściany legowiska, stając twarz w twarz z niebieskawą mordką Syreniego Lamentu.
— Oh, cześć Syrenko, co cię tu sprowadza? – miauknęła, uśmiechając się do znajomej – Przyszłaś po Ikrę? Momencik, już go zawołam-
— Właściwie, to chciałam zamienić z tobą słówko – weszła jej w zdanie wojowniczka – Jeżeli masz czas.
Otworzyła szerzej oczy ze zdziwieniem; jednak szybko skinęła głową. O czym pointka chciała porozmawiać? Oczywiście, znały się już jakiś czas i były dobrymi znajomymi, ale rozmawiały ze sobą raczej w gronie innych - tylko parę razy wyszły we dwie na spacer, czy konwersowaly przy posiłku.
— Zauważyłam coś ostatnio – zaczęła starsza, odchodząc kawałek na bok. Uczennica podążyła za nią, nerwowo strzepując uszami – Coś się chyba dzieje z Kijankową Łapą… Nie jestem jego mentorką, ale widzia-
Mżawka przystanęła z pazurami wrytymi w ziemię. Syrenka odwróciła się momentalnie, z cieniem szoku w oczach.
— Oh, nie, to nie tak! – dodała szybko, niezręcznie otulając niebieską ogonem – Miałam na myśli, że coś mu dolega! Zauważyłam, że dużo kaszle i tak dalej…
Momentalnie odetchnęła z ulgą, a jej łapy ugięły się lekko. Zdążyła się przestraszyć, że stało się coś poważnego, że jej syn źle się tu czuje, bądź ktoś mu dokucza… Mimo niechęci, nie chciała traktować żadnego z dzieci źle; nie chciała ich stracić. Jednak po chwili na jej pyszczek ponownie wkroczył niepokój, na co wojowniczka westchnęła, wyglądając, jakby szykowała się na przytrzymanie przyjaciółki w pionie.
— Muszę go znaleźć – oznajmiła – Zabrać do medyczek… Naprawdę, dziękuję Ci za powiadomienie mnie. Niczego nie zauważyłam…
Syreni Lament uśmiechnęła się lekko, cofając o krok. Obejrzała się na legowisko uczniów, z którego wyglądał Ikra.
— Nie martw się, nie ma problemu – odmiauknęła – Mam nadzieję, że to nic poważnego… Naprawdę, nie przejmuj się tym. Masz już i tak dużo na głowie, mogłaś nie zauważyć.
Przestąpiła z łapy na łapę, ostatni raz uśmiechając się do wojowniczki. Z cichym westchnieniem rozejrzała się po obozie, szukając wzrokiem syna.
— Zaraz powinien wrócić wraz z patrolem – wtrąciła jeszcze pointka – Tak mi się wydaje… No nic, pójdę odwiedzić mojego brata. Miłego dnia!
Pożegnała przyjaciółkę i przycupnęła w cieniu legowiska starszych, wyczekując na przybycie rzekomo wracającego patrolu. Już po niedługim chwili w jej polu widzenia pojawiła się grupka kotów, w której rozpoznała właśnie tego kocurka. Szybkim krokiem go dogoniła, i witając się przelotnie z Algową Strugą, zabrała na bok.
— Mamo? – zdezorientowany uczeń zapytał, od razu zanosząc się ostrymi kaszlem – Co się s- stało?
Z poważnym wyrazem pyszczka spojrzała na niego, a jej wąsy zadrżały.
— Nie myślałeś, aby mi powiedzieć, że coś się dzieje?
Otworzył szerzej oczy, w których pojawiła się nutka strachu. Rozejrzał się na boki, próbując jednak zachować fasadę zobojętniałego.
— O czym? – zapytał niewinnie.
— Może trzeba by było iść z tym kaszlem do medyczek, prawda?
Widocznie się zrelaksował, opuszczając ogon spowrotem na ziemię.
— No… Może?
— Dalej, idziemy teraz – westchnęła – Bez dyskusji.

***

Szybko przemknęła między drzewami, próbując odgonić od siebie podejrzany cień, który zdawał się podążać za nią przez całą drogę. Postać Gazika szybko przebierała smolistymi łapami, a jego srebrzyste boki pojawiały w kącikach jej pola widzenia. Jej oddech zatrzymał się na moment, a łapy ustały w miejscu. Pomarańczowe oczy zdawały się przewiercać jej duszę, lśniąc ciepłym, lecz fałszywym blaskiem. Zamrugała parę razy, próbując pozbyć się tego widoku. Zadziałało… Jednak paranoja nie znikła. Z opuszczonymi nisko uszami rozejrzała się po okolicy, całkowicie zagubiona w trawach i drzewach. Nie miała pojęcia, gdzie w panicznym tańcu udało jej się dotrzeć; zaczęło się niewinnie, ojciec wkradał się we fragmenty jej myśli, szepcząc miłe i mniej miłe słówka. Towarzyszył jej na kolejnym polowaniu, rzucając wskazówkami. Jednak te zaczęły zmieniać się w coraz bardziej brutalne, a jego zęby wyostrzyły się i błyskały niebezpiecznie. Poczuła gorący oddech na karku, a do drobnych uszu dobiegł cichy chichot. Jak oparzona rzuciła się do przodu, zwalniając dopiero wtedy, gdy w oddali zaczęła majaczyć srebrzysta sylwetka. Potargane futro odbijało światło białymi łatkami; powiewało na wietrze, zapowiadającym kolejną burzę. Postać wydawała się znajoma, przynosiła dobre wspomnienia. Próbowała wyostrzyć wzrok, aby dostrzec rysy jej twarzy; ale te ciągle się zmieniały. Nie czuła już zębów ojca na ogonie, jednak ten i tak czaił się w zakamarkach jej umysłu. Wraz z matką… Ta też gdzieś musiała się chować.
— Myszko? – zawołała ostatecznie, łamiącym się głosem – Pyziu? To ty?!
Gdy udało jej się zatrzymać, z zaskoczeniem i paniką złączyła spojrzenia z nikim innym, niż Ćmią Łapą. Ta wyglądała na równie zdezorientowana i przerażoną jak sama nocniaczka. Mżawka ostatni raz rozejrzała się, po czym odetchnęła z ulgą. Jednak szybko znowu odczuła dyskomfort; co przyjaciółką sobie pomyśli?
— Przepraszam cię najmocniej, C- Ciemko – miauknęła, nadal biorąc krótkie, paniczne oddechy – Pomyliłam cię z moją siostrą… Naprawdę, jeju, jak głupio…


<Ciemko?>
[1949 słów]

[przyznano 39%]
npc: Ikrowa Łapa, Syreni Lament, Kijankowa Łapa
wyleczeni: Kijankowa Łapa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz