— I- I będziemy znowu pływać!! – miauczał jej nad uchem od samego ranka – I tata tak świetnie pływa! I ja też tak będę!
Z westchnieniem pokiwała głową, mrucząc coś na zgodę. Wcześniejszej nocy nie zmrużyła oka nawet na moment, zbyt zajęta snami na jawie. Teraz tego żałowała, bo piski młodszego ucznia wręcz rozsadzały jej głowę. W końcu zrezygnowana bąknęła coś na pożegnanie, i życzyła mu miłego treningu. Bez dalszego wytłumaczenia wyszła na zewnątrz, rozglądając się w ostrym słońcu za swoją mentorką. Nie umawiały się na żadne wyjście, ale trenowały prawie codziennie - nie wiedziała, dlaczego nie miałyby dziś. Zamyślona prawie weszła prosto na Kotewkowy Powiew, siedzącą tuż pod żłobkiem.
— Oh, uważaj proszę – mruknęła starsza, podnosząc głowę znad posiłku – Mżąca Łapo, nie chciałabyś mi przecież zdeptać jedzenia!
Przepraszająco pokiwała głową, spoglądając na byłą współlokatorkę.
— Przepraszam, Kotewkowy Powiewie – miauknęła, cofając się o krok – Jak Ci mija dzień?
— Na razie dobrze, dziękuję… Chociaż teraz w żłobku jest trochę gwarno. Bagietka cały czas o ciebie pyta. Już nie wiem, co mu mówić!
Lekko położyła po sobie uszy, szykując się do odpowiedzi. Jednak po obozie rozbrzmiał donośny głos Sroczej Gwiazdy, zwołującej spotkanie. Mżawka szybko odwróciła się, po czym jej oczom ukazała się Nimfie Zwierciadło z uśmiechem na pysku. Podeszła bliżej, aby zająć miejsce między innymi; zastanawiała się, o co chodzi. Wzruszyła jednak ramionami i szybko usiadła obok mentorki, wyczekując na słowa liderki.
— Mżąca Łapo, wystąp.
Zaskoczona otworzyła szerzej oczy, wcale nie spodziewając się wywołania jej do przodu. Oczywiście, wiedziała, że jej trening nie będzie trwał długo - ale nie myślała, że stanie się wojowniczką tak szybko. Jednak ożywiona postawiła parę kroków w stronę liderki, spoglądając na nią z dołu.
— Ja, Srocza Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego kodeksu. Przedstawiam ją wam jako kolejną wojowniczkę. Mżąca Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i zawsze chronić swój klan, nawet za cenę życia?
— Tak, przysięgam – miauknęła nerwowo, wyczekując na otrzymanie nowego imienia. Oh, jakie ono mogło by być piękne! Może… Może Obłok, albo… Pieśń! Była taka podekscytowana!
— Mocą Klanu Gwiazdy, nadaję ci imię wojownika. Mżąca Łapo, od tej pory będziesz znana jako Mżący Przelot. Klan Gwiazdy ceni twoją pomocność i… determinację, oraz wita cię jako nową wojowniczkę Klanu Nocy.
Jej łapy podrygiwały, a uszka postawiły się pionowo. Szeroko otworzone, zadowolone oczy cały czas wpatrywały się w te Sroczej Gwiazdy, podczas gdy ceremonia dobiegła końcowi. Już za moment otoczyła ją grupka młodszych uczniów oraz parę jej znajomych - Syrenka, Neufarowy Kielich czy Stokrotka, która wymknęła się na moment że żłobka. Nimfie Zwierciadło także podeszła bliżej, aby pogratulować nowo mianowanej. Uśmiechała się szczerze, ciesząc z tak pozytywnego odzewu.
*parę dni później*
Podążała za Neufarowym Kielichem, chyląc głowę pod piekącym słońcem. Wojownicze obowiązki nie różniły się za bardzo od tych uczniowskich, może tylko tym, że nie miała mentorki, która by jej we wszystkim pomoże. Tego ranka została wyznaczona do patrolu wraz z właśnie Nenufarą, Algową Strugą i Kijankową Łapą. Ze zmęczeniem wręcz deptała burej po ogonie, niezbyt patrząc, w którą stronę idzie. Słyszała tylko zawzięte trajkotanie Kijanki, który znowu wchodził jej na nerwy. Westchnęła cicho, dając reszcie możliwość przejść do przodu; była zbyt zmęczona, aby prowadzić. Wlokła się na tyłach, leniwie rozglądając na boki. Nawet nie zauważyła, kiedy reszta patrolu znikła gdzieś w oddali; jedynie cisza dała jej o tym znać. Podniosła głowę do góry, z zaskoczeniem stwierdzając, że została sama.
— No pięknie – mruknęła pod nosem, przyspieszając – Znowu.
To nie był pierwszy raz, kiedy odłączyła się od reszty i zaszła za daleko, nie wiedząc, gdzie się znajduje. Próbowała dojrzeć futro któregoś z współklanowiczów między drzewami, lecz bez pozytywnego skutku. Nerwowo strzepnęła uszami. Takie incydenty miały miejsce zbyt często, aby inni nadal je ignorowali. Co, jeżeli ktoś doniesie o nich liderce, i zostanie zbesztana? Że nie przykłada się do pracy, tylko buja w obłokach? Bardzo chciałaby tego uniknąć.
Przeszła w wolny bieg, nerwowo rozglądając się za innymi. Na Klan Gwiazdy, czemu była taka nieporadna? Końcowo prawie wpadła na Nenufarę, która niespodziewanie wyłoniła się zza drzewa.
— O, zguba się znalazła – zachichotała – Zastanawialiśmy się, gdzie jesteś.
Wzięła głęboki oddech, uspokajając się odrobinkę. Czyli nie odeszli tak daleko... Przełknęła ślinę, szykując się do odpowiedzi, ale zza burej wojowniczki wyłonił się Kijanka, podskakując wokół kotek.
— Zguba, zguba!! – zawołał – Zgubiłaś się!
Położyła uszy, krzywiąc mordkę. Co za mały, problematyczny dzieciak!
— Kijanko, nieładnie tak – mruknęła w jego kierunku, zamiatając ziemię ogonem.
— Ale taka prawda!
Najstarsza z grupy westchnęła cicho, rozglądając się za Algową Strugą.
— Dobrze, spokojnie już – oznajmiła, gromiąc malca wzrokiem – Idźmy dalej, w końcu nic się nie stało.
Mżawka pokiwała głową, siląc się na uśmieszek.
*po powrocie*
Wsunęła głowę do żłobka, od razu witając się z leżącą na boku Baśniową Stokrotką. Przed nią leżała świeżo przyniesiona rybka, najpewniej przez któregoś z uczniów.
— Cześć Stokrotko – przywitała się, siadając obok. Karmicielka podniosła na nią wzrok, uśmiechając się ciepło.
— O, cześć Mżawko! – zamruczała – A raczej, Mżący Przelocie. Jejku, nie umiem się przyzwyczaić...
Niebieska zachichotała, strzepując uszami.
— Ja też nie – przyznała – Gdy ktoś o mnie wczoraj zapytał, nie zrozumiałam wpierw, że to o mnie chodzi!
Kremowa zaśmiała się, podsuwając jej pod łapy połowę własnego posiłku.
— Chcesz trochę? – zaproponowała, na co wojowniczka pokręciła głową – Siwa Łapa mi ją przyniósł. Mówił coś, że Kijanka złapał ją na patrolu ze zgubą..? Wiesz, o co mu chodziło?
Skrzywiła się urażona. Co za mały drań!
— Chodzi mu o mnie – westchnęła w końcu – Byliśmy na patrolu, i odłączyłam się od reszty... Nenufara wspomniała coś o znalezionej zgubie, i podłapał... Teraz chodzi i tak mnie nazywa.
Położyła po sobie uszy, kuląc lekko. Wcale nie podobało jej się to przezwisko - może i było żartobliwe, ale ona wcale tego tak nie widziała. Jej własny syn naśmiewał się z niej, bo się zamyśliła...
— Oj ty, moja mała zgubo – zachichotała karmicielka – Co ty masz z tym przechadzaniem się samemu, co?
Otworzyła szerzej ślipia. Stokrotka chyba nie była poważna?
— No nie wiem – bąknęła – Tak jakoś.
Zachciało jej się płakać. Inni brali to za niewinne żarty, a ona uważała za konkretne wyzwisko wobec niej. Ale bała się cokolwiek powiedzieć - w końcu to tylko niewinna zabawa.
— Właściwie, to chyba muszę już iść.
— Jaka szkoda – westchnęła karmicielka – Na pewno?
— Tak – ton jej głosy podwyższył się; czuła się strasznie niekomfortowo – Do zobaczenia!
Wymknęła się na zewnątrz w paru szybkich susach. Wyszła z obozu, czując jeszcze na swoim karku spojrzenie Baśniowej Stokrotki. Kremowa nie chciała odstąpić jej na krok, ale końcowo udało się jej wyrwać z tych przysłowiowych objęć. Potrzebowała chwili dla siebie, aby odsapnąć. Przedostała się na drugą stronę rzeki, otrząsając się, aby wysuszyć trochę puchatą kryzę na szyi. Wytarła łapki o trawę, po czym ruszyła dalej. Nie wiedziała, gdzie zamierza iść; przy granicy z Klanem Klifu błądziła już wystarczająco dużo, że mogło się to wydawać podejrzane. Musiała przyznać, że czasem nadal gubiła się po własnych terenach… Zguba. Położyła po sobie uszy, nie mając pojęcia, co inni mają na myśli. W końcu tak się przykładała do nowych obowiązków - wychodziła z samego ranka, a wracała popołudniami. Zdarzało jej się odejść za daleko, oddać się rozmyślaniom i zgubić swą drogę pomiędzy drzewami, ale przecież to nic poważnego!
Kijankowa Łapa na pewno nie wspominał innym o takich błahostkach…
— Ależ ty od zawsze byłaś taką zgubą, kochanie – rozległ się znajomy głos, owijając jej umysł – Musisz to przyznać, Dymko.
Sierść na jej grzbiecie stanęła dęba; szydercze słowa rodziny nadal doganiały ją w przeróżnych momentach. Czasem nie dawała rady nad nimi panować, a wtedy z miłych i kochających zamieniały się na wyzwiska i zgorszenia… Jednak miały rację. Była zgubą, która w żałosny sposób wkradła się w łaski Klanu Nocy, niepotrzebnie przynosząc na świat dwójkę, a nawet trójkę pociech. Jedno z nich przypłaciło za to życiem… Była zgubą, której nie chciała widzieć nawet matka. Której rodzone siostry nie chciały przyjąć do siebie, zrażone jej skołtunionym futrem i błaganiem widocznym w brązowych ślipiach.
— Widzisz dziecino, każdy będzie o tym wiedział – szepty matki wkradały się do jej uszu – Od tego paskudnego momentu, w którym przyszłaś na świat - to ty byłaś tym zagubionym kociakiem. Losu nie zmienisz, przykro mi…
Ta "ksywka" była jak piętno; była zgubą pomiędzy innymi nocniakami, która była dobra tylko do opieki nad dziećmi. Czemu nie przejrzała na oczy, w końcu przez pierwsze księżyce była wykorzystywana tylko jako źródło pokarmu, przybraną matkę dla innych sierot… Tylko dlatego niektórzy w ogóle ją znali. I z bólem mogła przyznać, że się do tych dzieci przywiązała. Chciała dać im jak najlepszą przyszłość, możliwość zabłyśnięcia na tle innych klanowiczów. Nie to co ona.
Skuliła się, odsuwając na ziemię pod pobliskim drzewem. Starając się uciszyć głosy matki i rodzeństwa zakryła uszy łapami, jednak nadal słysząc ich szydercze chichoty. Nie nadawała się do niczego, prześladowana cieniem chłodnego dzieciństwa. Poczuła, jak Kazimiera pochyla się nad córką i z poirytowanym westchnieniem położyła łeb na jej boku. Kotka oddychała szybko i płytko, a zza przymkniętych powiek wypływały pojedyncze łzy.
— Losu nie zmienisz – powtórzyła się jej matka, patrząc chłodnymi oczyma w dal – Pogódź się z tym.
— Ależ ty od zawsze byłaś taką zgubą, kochanie – rozległ się znajomy głos, owijając jej umysł – Musisz to przyznać, Dymko.
Sierść na jej grzbiecie stanęła dęba; szydercze słowa rodziny nadal doganiały ją w przeróżnych momentach. Czasem nie dawała rady nad nimi panować, a wtedy z miłych i kochających zamieniały się na wyzwiska i zgorszenia… Jednak miały rację. Była zgubą, która w żałosny sposób wkradła się w łaski Klanu Nocy, niepotrzebnie przynosząc na świat dwójkę, a nawet trójkę pociech. Jedno z nich przypłaciło za to życiem… Była zgubą, której nie chciała widzieć nawet matka. Której rodzone siostry nie chciały przyjąć do siebie, zrażone jej skołtunionym futrem i błaganiem widocznym w brązowych ślipiach.
— Widzisz dziecino, każdy będzie o tym wiedział – szepty matki wkradały się do jej uszu – Od tego paskudnego momentu, w którym przyszłaś na świat - to ty byłaś tym zagubionym kociakiem. Losu nie zmienisz, przykro mi…
Ta "ksywka" była jak piętno; była zgubą pomiędzy innymi nocniakami, która była dobra tylko do opieki nad dziećmi. Czemu nie przejrzała na oczy, w końcu przez pierwsze księżyce była wykorzystywana tylko jako źródło pokarmu, przybraną matkę dla innych sierot… Tylko dlatego niektórzy w ogóle ją znali. I z bólem mogła przyznać, że się do tych dzieci przywiązała. Chciała dać im jak najlepszą przyszłość, możliwość zabłyśnięcia na tle innych klanowiczów. Nie to co ona.
Skuliła się, odsuwając na ziemię pod pobliskim drzewem. Starając się uciszyć głosy matki i rodzeństwa zakryła uszy łapami, jednak nadal słysząc ich szydercze chichoty. Nie nadawała się do niczego, prześladowana cieniem chłodnego dzieciństwa. Poczuła, jak Kazimiera pochyla się nad córką i z poirytowanym westchnieniem położyła łeb na jej boku. Kotka oddychała szybko i płytko, a zza przymkniętych powiek wypływały pojedyncze łzy.
— Losu nie zmienisz – powtórzyła się jej matka, patrząc chłodnymi oczyma w dal – Pogódź się z tym.
npc: Siwa Łapa, Kotewkowy Powiew, Neufarowy Kielich, Kijankowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz