Czyli jednak... jego podejrzenia okazały się prawdziwe.
— Dziękuję za informację. Przekaże to Różanej Przełęczy... Zachowajmy jednak jak na razie to w tajemnicy przed resztą klanu. Nie wiadomo jakby zareagowali, a nie mamy dowodów...
Kocica pokiwała łbem, obiecując, że będzie czekać na dalsze instrukcję, gdy dowiedzą się co dalej postanowi liderka.
Szybko się z nią pożegnał i udał się w kierunku legowiska lidera, aby przekazać kocicy nowe wieści w tej sprawie.
***
No to się porobiło. Tropiący Szlak naprawdę okazał się mordercą, a to mu przypadło pozbycie się go. Do teraz nie potrafił tego zdzierżyć. W nocy miał koszmary, gdzie kocur rozrywał mu gardło. Powtarzał sobie, że tak trzeba było, że inaczej sam by zginął, ale... Ale nie potrafił o tym zapomnieć.
Udało mu się namówić liderkę do tego, aby dała mu chwilę wolnego i zajął się wraz ze Srebrzystym Nowiem patrolem granic. Ta przerwa od klanu dobrze mu zrobiła. Dzięki temu poczuł się po raz pierwszy wolny. Żadne klanowe konflikty nie docierały do jego uszu. Byli tylko oni... Niestety... Trzeba było wracać do obozu, aby złożyć raport. Wtedy też niezbyt przyjemne wspomnienia wracały. Chociaż najbardziej zaskoczył go fakt, że Obserwująca Żmija okazała się brzemienna i urodziła kocięta, a jego siostrzeniec dostał karę i został cofnięty do żłobka. Już sobie wyobrażał jaką aferę nakręciła Lwia Paszcza, gdy tylko dowiedziała się o tej decyzji. Dlatego też starał się unikać siostry jak najlepiej potrafił.
Kiedy już rozmówił się z Różaną Przełęczą, zaczął zastanawiać się co robić. Jakoś... Nie chciało mu się na ten moment tak szybko uciekać na granicę, bo zaraz rozeszłyby się plotki, że działo się tam coś poważnego. A naprawdę ostatnie czego chciał to gapiów, którzy podglądaliby go ze Srebrnym.
Do żłobka też za bardzo nie chciał zaglądać, obawiając się co tam się działo, więc usiadł sobie gdzieś z boku, biorąc głęboki oddech.
Trochę... tęsknił, ale tylko trochę. Dni, które spędzał u boku ukochanego były wszystkim czego pragnął. To mu bardzo pomogło przez ten ostatni czas.
I wtem... dojrzał jak Obserwująca Żmija wychodzi na moment ze żłobka, zapewne po posiłek. Nie powinna chodzić w tym stanie! Czy naprawdę mało uczniów było w pobliżu, którzy przynieśliby jej pokarm? Szybko wstał na łapy i podszedł do stosu, nim ta do niego dotarła.
— Ja to wezmę. Zaniosę ci. Nie przemęczaj się — poinformował ją, łapiąc w pysk dorodnego królika, po czym skierował swoje kroki ku miejscu, z którego dało się słyszeć kocięce piski. — Proszę. — Położył jej świeże mięso na mchu, starając się ignorować fakt, że syn jego siostry mordował go wzrokiem. — Um... Jak ci idzie wychowywanie... swoich i cudzych... kociąt? — zadał pytanie tak cicho, aby żadne niepowołane uszy tego nie usłyszały. Ostatnie czego chciał to wrzeszczącego siostrzeńca, który byłby zły za takie okropne sformułowanie na jego temat.
<Żmijo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz