Cieszyła się z chwili, gdy nie było jej w obozie Wilczaków. Niezbyt chciała tam wracać po tym wszystkim, co ostatnio się działo. Kult ją przytłaczał, a już tym bardziej, jeśli teraz dowiedzą się, że Mroczna Gwiazda się z nią kontaktuje. Nie chciała tego, choć wiedziała, że to było egoistyczne, że ktoś taki jak ona powinien wiedzieć, że robi to dla dobra ogółu, nie dla siebie.
Mimo wszystko pobyt w Klanie Nocy był czasem, gdy mogła poukładać myśli, pomyśleć nad tym, co zrobi, gdy już tam wróci - a wróci pewnie jutrzejszego świtu. Teraz, wśród Nocniaków, miała czas na to, żeby odpocząć od spraw, które pozostawiła w Klanie Wilka. Kochała swój rodzimy klan, jednak problemy czasem niemiłosiernie ją przytłaczały.
Przymknęła oczy, wsłuchując się w szum trzcin poruszanych przez wiatr. Miała nadzieję, że matka jest teraz w lepszym miejscu, z dala od tego, co działo się w Klanie Wilka. Miała nadzieję, że po śmierci odnalazła spokój.
"Mroczna Puszczo, proszę, zajmij się jej duszą", pomyślała. "Oby trafiła tam, gdzie będzie jej najlepiej".
Była okropną córką, zdradziła własną matkę, zrobiła coś tak niehonorowego - wykorzystała jej zaufanie. Żadne wody nie zmyją jej poczucia winy. To będzie dręczyło ją do końca życia.
"Przecież nie miałam wyboru."
Usiłowała się usprawiedliwiać.
"Zrobiłam to, by klan był bezpieczny."
Wiedziała, że życie jednostki nigdy nie powinno być stawiane wyżej od klanu. Wiedziała, że Klan Wilka był jak tonący kot, którego należało uratować w odpowiednim czasie. Nie mogła po prostu zignorować błagań i próśb, które jej posyłał, prawda? Musiała to zrobić - w innym wypadku matka musiałaby patrzeć na jeszcze gorsze cierpienie, niż dotąd.
"Przepraszam, mamo. Tak bardzo mi przykro."
Westchnęła głęboko. Nie powinna nad tym myśleć. Nie była w stanie cofnąć czasu, a gdyby mogła, pewnie zrobiłaby to samo. Różany Step była tylko kolejną ofiarą, której śmierć pozwoli na przetrwanie setkom innych. Lodowy Omen chciałaby jej obiecać, że nie umarła na darmo, że jej śmierć miała cel, że jej ofiara zostanie zapamiętana i przyjęta z godnością. I chciała dopełnić tego, co już jej przyrzekła - nie pozwolić, by Szadź dotknęło to samo. Tylko tyle mogła dla niej zrobić. Z winy oczyści ją tylko spełnienie ostatniej woli zmarłej. Dopiero wtedy będzie mogła spać spokojnie.
— Hejka! — rozmyślania przerwała jej jakaś kotka. Wyglądała na starszą od niej, ale była wręcz napełniona całymi tonami energii. — To ty jesteś ta z Klanu Wilka, tak? Jak masz na imię? Ile masz księżyców? Czy to prawda, że w Klanie Wilka wyjecie do księżyca w pełnie?
Nie miała ani chwili, by odpowiedzieć, bo nim w ogóle zdążyła otworzyć pysk, Nocniaczka jej przerwała:
— Albo wiesz co, opowiesz mi po drodze!
— Po drodze? — mistrzyni uniosła brew zbita z tropu.
— No... Chyba nie chcesz rozmawiać w obozie, co?
Mistrzyni zamrugała dwukrotnie, patrząc na kotkę co najmniej tak, jakby wyrosły jej skrzydła. Dopiero po chwili otrząsnęła się z transu i spostrzegła, że wypadła ze swojej roli. Natychmiast odparła:
— Patrol. Jasne. Idziemy na patrol łowiecki?
— Tak! Wodnikowe Wzgórze miał pójść z nami. Moja mentorka ma ważniejsze sprawy na głowie... Wiesz, patrole graniczne i tak dalej — gdy tylko kotka wypowiedziała ostatnie zdanie, natychmiast zbliżyła się do krańca wyspy, gdzie czekał już wymieniony przez nią wojownik. Lodowy Omen nikogo tu wprawdzie nie znała, więc polegała w tej kwestii na nieco zbyt rozmownej i energicznej towarzyszce.
Dwójka towarzyszących jej kotów bez większych problemów wskoczyła do wody i przepłynęła kawałek dzielący wyspę od stałego lądu. Mistrzyni jednak zawahała się, gdy jej łapa dotknęła wilgotnego brzegu. To nie woda stanowiła problem - Lód wręcz kochała wilgoć. Problemem był jedynie fakt, że nie umiała pływać i bynajmniej nie ufała swoim instynktom przetrwania w tej sytuacji.
Wyszukała wystające zza tafli wody kamienie i wybrała te najpłytsze, najbardziej bezpieczne. Dopiero wtedy skoczyła na jeden z nich, potem na drugi, potem na kolejny - a gdy zabrakło kamieni i innych wystających nawierzchni, po prostu skoczyła, mając nadzieję, że dobije do brzegu. Nie do końca jej się to udało - jej łapy wylądowały w wodzie, ale na tyle płytkiej, że nie groziło jej utonięcie. Jedyne, na co mogła narzekać, to na to, że była teraz cała mokra. Otrzepała się lekko, wychodząc na brzeg.
— Całkiem dobrze jak na Wilczaka — pochwalił ją Wodnikowe Wzgórze. — Będziesz musiała się przyzwyczaić do wody.
— Najwyraźniej — burknęła kotka, wylizując dokładnie pierś w trakcie powolnego spaceru.
Terytoria Nocniaków różniły się od tych, które były jej rodzime. Tutaj przeważały otwarte tereny, a tylko gdzieniegdzie obszary porośnięte były liściastymi drzewami. Wszystko zdawało się dużo lepiej widoczne. Z daleka widziała zarysowaną połać morza, choć słona woń glonów dobiegała do nich nawet z tak dużej odległości.
— No dobrze, to możesz teraz nam powiedzieć jak się nazywasz! — miauknęła złota.
— Lodowy Omen — odparła. — Mistrzyni Klanu Wilka.
— O, brzmi fajnie — stwierdziła zaraz Nocniaczka. — To ja jestem Kazarkowa Łapa. Po prostu. Bez żadnych tytułów czy coś...
Lód rozwarła szerzej oczy. Kazarkowa Łapa? To była uczennica? Wyglądała, jakby mogła być od niej starsza prawie o całe pokolenie. To by wyjaśniało, dlaczego zabrała ze sobą również Wodnikowe Wzgórze. Wątpiła, by Klan Nocy zaufał jej na tyle, by pozwolić uczennicy wyruszyć z nią poza obóz sam na sam. Nawet, jeśli byli złączeni sojuszem i nikomu nie opłacało się go zrywać... Cóż, nie mogła winić nikogo za ostrożność.
— Coś nie tak? — uczennica przekrzywiła głowę.
— Nie — zaoponowała natychmiast mistrzyni. — Nie, po prostu się zdziwiłam. Nie wyglądasz na uczennicę.
Zaraz zrozumiała, że to mogłoby wybrzmieć niemiło. Kazarka nie wydawała się jednak zbytnio przejęta.
— Nie chcę przerywać rozmowy, ale wygląda na to, że mamy szczęście. Spójrzcie — Wodnikowe Wzgórze skinął głową w kierunku rozpościerającej się przed nimi równiny. W gęstych trawach pasło się całe stado królików. — Zwykle polujemy na ryby, ale myślę, że możemy zrobić wyjątek. Podejrzewam, że nie miałaś nigdy wcześniej okazji łowić stworzeń wodnych?
Spojrzał na Lód, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, wtrąciła się Kazarka:
— Więc możemy to zmienić! — zawołała, płosząc przy tym całe stadko królików, które rozpierzchło się po rozległych równinach. — Nie jesteśmy przecież jakimiś królikojadami, co nie? Pokażmy Lód, jak się łowi ryby!
— Kazarkowa Łapo — Wodnik upomniał ją jednym, ostrzegawczym spojrzeniem. — Lodowy Omen jest naszym gościem, zwracaj się do niej pełnym imieniem, proszę. I obawiam się, że teraz nie mamy innej możliwości, bo właśnie przepłoszyłaś lądową zwierzynę. Przy Zrujnowanym Moście jest dobre łowisko... Jeśli nie masz nic przeciwko, Lodowy Omenie.
Mistrzyni pokręciła krótko głową.
— Chyba będę w stanie przetrwać smród ryb. Prowadźcie.
<Kazarko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz