To był znak, aby iść. Listek długo czekała na tę noc, a więc teraz już nie mogła się doczekać spotkania z Klanem Gwiazdy i innymi medykami. Wpadła do legowiska medyków szybko jak błyskawica, zatrzymując się z poślizgiem, aby nie wpaść na którąś z kamiennych ścian. Rozejrzała się w poszukiwaniu Czereśniowej Gałązki. Gdy tylko ją zobaczyła, zaczęła ją besztać, chociaż tak naprawdę nie była ani trochę zła.
– No chodź, pospiesz się. Chyba nie chcemy się spóźnić. – miauknęła niebieska i poprowadziła medyczkę do wyjścia z obozu.
Miała wiele pytań na głowie i chciała je wszystkie zadać Gwiezdnym. Czy się na nią gniewają? Miała nadzieję, że nie, chociaż zrobiła wiele złego. Dała sobą manipulować, kiedy Lisia Gwiazda jej rozkazywał. No i jeszcze nie tak dawno uciekła na księżyc z klanu wraz z Nocką. Nie miała wtedy nic złego na myśli, jednak to zachowanie mogło się wydawać nielojalne. Tak bardzo chciała, aby magiczni przodkowie z niebios zrobili coś z prapradziadkiem Listek, który wciąż nie dawał jej spokoju i gnębił ją po nocach. Przyspieszyła, kiedy zobaczyła wejście do Sekretnego Tunelu przed sobą. Zastanawiała się, czy będą pierwsze, czy ktoś już przyszedł? Po krótkiej chwili Czereśniowa Gałązka dogoniła młodszą kotkę, mówiąc z uśmiechem:
– Po naszym trudzie z epidemią Klan Gwiazdy na pewno przyświeci Klanowi Klifu.
– Tak, mam nadzieję! – zawołała na to asystentka medyczki. – Jak myślisz, co tym razem się wydarzy? Tak bardzo bym chciała zobaczyć jednego z naszych legendarnych przodków… Medycy z innych klanów już są? – spytała z zainteresowaniem i wytężyła wzrok, próbując coś dostrzec w nocnym mroku.
Jeszcze chwilę się powstrzymywała, ale potem już nie mogła wytrzymać z nadmiaru energii. Zaczęła szybko skakać dookoła Czereśniowej Gałązki, a jej ogon podrygiwał ze zniecierpliwienia. Wpadła na pomysł, aby śpiewać przeróżne piosenki o ziołach i Gwiezdnych, a więc to zrobiła. Może w ten sposób umili sobie czekanie na innych medyków.
– Cokolwiek się wydarzy, myślę, że Klan Gwiazdy otoczy nas swoją opieką – odparła starsza kotka, uśmiechając się ciepło. – Myślę, że możemy być pierwsze.
Liściaste Futro szybko dobiegła do wnętrza tunelu i rozejrzała się. W ciemnym otworze panował całkowity mrok, a więc nikogo tam nie widziała. Dla pewności zawołała:
– Halo, jest tu kto? Hop hop!
Nikt jej nie odpowiedział. Jedynie echo, które powstało wskutek odbicia się dźwięku od kamiennych ścian tunelu, powtórzyło słowa niebieskiej. Westchnęła cicho, ale nic nie mogąc poradzić w tej sytuacji, usiadła przy wejściu do otworu i starając się cierpliwie czekać, kontynuowała ciche nucenie piosenek pod nosem. Biała końcówka ogona kotki gwałtownie podnosiła się do góry i nieco spokojniej opadała. Kiedy wytężyła wzrok, zdawało jej się, że widzi jakąś kocią postać majaczącą na tle ciemnego nieba. Wciąż była daleko, ale Listek miała pewność, że to był medyk zmierzający na spotkanie.
– Ktoś idzie, ktoś idzie! – zawołała z podekscytowaniem do swojej byłej mentorki. – Widzisz go? Jak myślisz, z jakiego klanu jest? Wciąż znajduje się bardzo daleko… Ale zaraz powinien tu być!
– Może Klan Burzy? – odparła ta. – Wszyscy powinni już się zebrać, robi się późno!
– Tak, może tak.
Próbowała po sylwetce określić pochodzenie tajemniczego przybysza, ale słabo go widziała z tej odległości.
– No właśnie, niepokoi mnie to! Myślisz, że Klan Gwiazdy się zezłości, jak reszta klanów będzie spóźniona? – spytała na kolejne słowa szylkretki z wyraźnym zmartwieniem w głosie.
– Klan Gwiazdy jest miłościwy. Na pewno nie będzie zły.
– To dobrze.
Już po chwili postać w oddali zbliżyła się i Liściaste Futro mogła ją wyraźniej zobaczyć. Nowo przybyłym była liliowa pręgowana kotka z kremowymi i białymi łatami wraz ze swoją szylkretową uczennicą. Gdy tylko asystentka medyczki rozpoznała pierwszego kota, zorientowała się, że to tak naprawdę kocur. Rumiankowe Zaćmienie z Klanu Burzy, a uczennica to Margaretkowa Łapa, jeśli się nie pomyliła. Ten pierwszy pozdrowił klifiaczki skinieniem głowy i spytał:
– Na kogoś jeszcze czekamy? Bo widzę, że tylko nasza czwórka dotarła.
– Em… Tak. Właściwie jesteście drudzy. – oznajmiła, po czym zasypała burzaka pytaniami: - Jak myślisz, jaki sen tym razem Gwiezdni nam ześlą? Wiesz, kiedy reszta przyjdzie. Uch, nie mogę się doczekać! Tak bardzo chciałabym już tam wejść, ty też? Myślisz, że wszystko pójdzie dobrze?
– Cóż... Trudno stwierdzić. Gwiezdni mają tendencje do rzucania na nas różnego rodzaju przepowiedni – oznajmił kocur, a następnie podniósł wzrok na następne dwie medyczki, które właśnie przybyły na miejsce spotkania – Wydaje mi się, iż wszyscy są, więc możemy już zacząć.
Cała szóstka weszła do ciemnego tunelu, którym dotarli do sadzawki, dzięki której mogli za chwilę się skontaktować z Klanem Gwiazdy.
– Czy są już wszyscy? Jeśli tak, to czas, aby przemówili najwyżsi – odezwała się ruda kotka z Klanu Nocy o imieniu Strzyżykowy Promyk.
– Tak mi się wydaje – odparła na to Liściaste Futro. – Każdy gotowy? - zawołała głośno.
Wtedy w tunelu rozległ się tętent łap i towarzyszące mu szmery. Medycy spojrzeli po sobie zdziwieni i zaniepokojeni, wytężając słuch. Ktoś im przeszkadzał w trakcie spotkania? Pistacjowe oczy zalśniły w ciemności, a już po chwili niebieska rozpoznała Zaranną Zjawę, która sapiąc i pokasłując, stanęła przy reszcie kotów.
– Zaranna Zjawo, wszystko dobrze? - spytała Cisowa Łapa, przysuwając się bliżej mentorki.
Nowo przybyła coś tam wydyszała na znak, że nic jej nie jest. Jako że musieli się śpieszyć, bo już niedługo księżyc mógł się schować za horyzontem, a wtedy z kontaktu z Klanem Gwiazdy nic by nie było, przeszli od razu do rzeczy, nie wypytując już wilczaczki. Rumiankowe Zaćmienie stanął przed resztą kotów. Już było wiadomo, że ma coś do powiedzenia, chociaż Listek jeszcze nie wiedziała co.
– Margaretkowa Łapo, od wielu księżyców szkoliłaś się pod moim okiem i już dawno zasłużyłaś na to, aby nosić tytuł medyka. Podejdź. – zaczął oficjalnie kocur. – Ja, Rumiankowe Zaćmienie, medyk Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zrozumieć drogę medyka, i z waszą pomocą służyć swojemu klanowi przez wiele przyszłych księżyców. Margaretkowa Łapo, czy przysięgasz podążać drogą medyka, trzymać się z daleka od klanowych wojen i chronić koty, nawet za cenę życia? - wypowiedział formułkę mianowania na pełnoprawnego medyka i czekał na potwierdzenie przez kotkę.
Ta oczywiście przytaknęła, a Liściaste Futro przypomniała sobie, jak jeszcze nie tak dawno to Czereśniowa Gałązka stała tutaj i mianowała ją. Na to wspomnienie uśmiechnęła się i przysunęła bliżej byłej mentorki.
– Zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaje Ci imię medyka. Margaretkowa Łapo, od tej pory będziesz znana jako Margaretkowy Zmierzch. Klany Gwiazdy docenia twe poświęcenie i pracowitość, oraz wita Cię, jako pełnoprawnego medyka Klanu Burzy. - oznajmił burzak i przyłożył pysk do czoła byłej uczennicy.
Ta polizała go po barku. Na pysku obu kotów malował się uśmiech.
– Margaretkowy Zmierzch! Margaretkowy Zmierzch! - zawołała od razu Liściaste Futro, ekscytując się wraz z nową medyczką.
Po chwili okrzyki się uspokoiły, a wszyscy położyli się na kamiennym brzegu sadzawki i wyciągając pyski, dotknęli nosem zimnej powierzchni wody. Nie trzeba było długo czekać, aby powieki niebieskiej zrobiły się ociężałe. Bez żadnego protestu poddała się przyjemnej chęci zapadnięcia w sen.
Było bardzo jasno. Nie wiedziała, gdzie jest. Rozejrzała się, ale nic nie widziała. Dopiero po chwili zrobiło się nieco ciemniej, a może to oczy kotki się przyzwyczaiły do jasnego otoczenia? Stała na polanie. Wiatr mierzwił jej futro i sprawiał, że bujna trawa porastająca łąkę delikatnie kładła się na ziemi. Pachniało słodkimi kwiatami, których tutaj też było mnóstwo. Wyraźnie słychać było ptasie trele, między innymi śpiew słowika i kosa. Zwierzyna biegała w podszyciu, o czym świadczyły szelesty i drgania kępek trawy. Liściaste Futro spojrzała na Czereśniową Gałązkę, która na szczęście stała obok i obie uśmiechnęły się zachwycone. Klan Klifu odbuduje siłę po epidemii zielonego kaszlu! Będzie dużo ziół i wiele zdobyczy! Idealnie! Lepszego snu kotki nie mogły sobie wymarzyć, jednak nagle lśnienie przygasło. Śpiew ptaków ucichł. Zwierzyna jakby znieruchomiała albo zniknęła, bo wszystkie smakowite zapachy i ciche szelesty także ucichły. Wszystko jakby czekało na coś ważnego, coś złego…?
– Klanie Gwiazdy? – zamruczała niepewnie Czereśniowa Gałązka, strzygąc uszami.
Liściaste Futro zrobiła krok do przodu, chcąc sprawdzić, czemu zwierzęta ucichły. Coś cicho chrupnęło. Cofnęła się. W miejscu, gdzie wcześniej miała łapę, leżała martwa mysz. Niebieska widząc upiorne, puste oczy zwierzęcia wpatrzone w kotki, wzięła kilka niespokojnych oddechów. Nie chciała go zabić. Do jej nosa dotarł straszliwy smród śmierci. Kwiaty gniły. Trawa zrobiła się jakby bardziej sucha. Czy polana więdła?
– Klanie Gwiazdy! – zawołała piskliwie Czereśniowa Gałązka.
Ciało niegdyś pięknego ptaka uderzyło o ziemię gdzieś za nimi. Zwierzęciu brakowało wielu piór i fragmentów ciała, które zastąpiły robaki i larwy. Zdobycz najwyraźniej się rozkładała. Co to miało znaczyć? Co czeka Klan Klifu?
***
Niedługo potem szybkim, niespokojnym krokiem wracały do obozu. Cały czas myślały i rozmawiały o śnie, który dostały od Klanu Gwiazdy. Liściaste Futro miała nadzieję, że może ich przodkowie się pomylili, ale jej była mentorka powiedziała, że oni prawie nigdy nie popełniają błędu. Obie czuły, że powinny wrócić do obozu i sprawdzić zapasy zwierzyny, czy coś w tym stylu.
– Może to oznaczało suszę? – spytała niebieska. – Przecież polana pod koniec więdła.
Czereśniowa Gałązka pokręciła głową.
– Myślę, że to było coś innego. Zdobycz przecież gniła… Może to po prostu oznaka jakiejś katastrofy, jak myślisz? - odparła.
– Nie mam pojęcia.
Weszły do obozu jeszcze bardziej zaniepokojone, bo usłyszały jakieś krzyki. Wyczuwały, że dzieje się coś złego. Biegiem dotarły na środek obozu i od razu zostały zaprowadzone do własnego legowiska. Nie minęło uderzenie serca, kiedy obie z zaskoczeniem i strachem zobaczyły wielką zmianę. Półka skalna, będąca dachem dla medyczek i częścią podłogi legowiska starszych, zawaliła się. Leżała teraz na podłodze legowiska, gdzie obecnie tłoczyło się wiele kotów. Skalne okruchy walały się po całej jaskini. Pył unosił się w powietrzu. Obie patrzyły na to, nie będąc w stanie nic zrobić, aż w końcu Liściaste Futro się ocknęła.
– Odsuńcie się! Wszyscy! – zawołała najgłośniej, jak potrafiła.
Koty zaprzestały jakichkolwiek prac i wykonały polecenie. Niebieska niemalże zakrztusiła się własną śliną, bo wzięła gwałtowny wdech, widząc, co się stało. Szary Klif leżał pod półką i najwyraźniej wojownicy znajdujący się w legowisku próbowali go odkopać.
– Nie martw się, wyciągniemy cię – powiedziała Czereśniowa Gałązka.
Następnie poprosiła kilka kotów o pomoc i po długich chwilach wysiłku podważyli skalną półkę, aby Liściaste Futro mogła wyciągnąć kocura. Medyczki szybko obejrzały poszkodowanego i ze smutkiem zobaczyły, iż ten jest mocno poturbowany i stracił prawą tylną łapę.
– Czy ktoś mi może w ogóle powiedzieć, co tu się dzieje? - spytała niebieska roztrzęsiona.
Wojownicy szybko zrelacjonowali, iż półka się zawaliła, skutkiem czego Szary Klif został przygnieciony, a Fioletowe Spojrzenie uderzyła się w głowę i zginęła na miejscu.
– Gdzie ona jest? – syknęła Czereśniowa Gałązka.
Liściaste Futro przypomniała sobie wtedy, iż starsza była rodzicem medyczki. Chciała powiedzieć, że nie ma czasu na żałobę, ale dobrze rozumiała szylkretkę. Kiedy Czereśniowa Gałązka wybiegła na polanę, gdzie złożono ciało Fioletowego Spojrzenia, Liściaste Futro usiadła zrezygnowana. Oczy zaszły jej łzami. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Czy to była jej wina? Klan Gwiazdy chciał ją ukarać? Prawdopodobnie tak było.
– Chodźcie – wydusiła przez ściśnięte gardło i wyszła z legowiska, kierując się do swojej byłej mentorki.
Szylkretka siedziała nad ciałem rodzica, szlochając. Po policzkach kotki płynęły łzy. Wtuliła nos w futro zmarłej. Prawdopodobnie przechodziła teraz żałobę. Liściaste Futro się jej nie dziwiła. Usiadła obok kotki, chociaż nie bardzo wiedziała, jak ją pocieszyć.
– Klan Gwiazdy nas przeklął… – wyjęczała Czereśniowa Gałązka.
Chociaż niebieska też się o to martwiła, nie mogła tego przyznać. Najważniejszym teraz było zmobilizowanie się i zrobienie czegoś pożytecznego.
– Wiesz, że to nieprawda. – zamruczała uspokajająco, przytulając się do drugiej medyczki. – Posłuchaj. Jesteśmy naprawdę w słabej sytuacji, ale to wszystko się da naprawić.
– Nie wszystko! – zaszlochała szylkretka, patrząc smutnym wzrokiem na ciało zmarłej.
– Nie zapomnij, że jesteś medyczką. Mamy przecież kontakt z Klanem Gwiazdy. Zobaczysz ją, pewnie jeszcze przed śmiercią.
– Ale oni nas przeklęli!
– Myślisz, że rodzic by cię przeklął? Oczywiście, że nie! Nie mamy ziół, a Szary Klif jest ranny. Musimy poprosić kogoś o pomoc. Idę do Klanu Burzy. Będziesz w razie czego pomagać wszystkim rannym? - spytała Liściaste Futro, wstając.
Czereśniowa Gałązka pokiwała głową. Niebieska uśmiechnęła się słabo i pobiegła do obozu Klanu Burzy.
***
Dzień później, kiedy zioła od burzaków zostały pożyczone i Szary Klif opatrzony, a Fioletowe Spojrzenie pochowana, Liściaste Futro wepchnęła garstkę szczawiu w szczelinę skalną, która znajdowała się w ścianie obozu. Podziękowała kilku uczniom, którzy przynieśli mech na nowe posłania dla niej i Czereśniowej Gałązki. Wstęp do legowiska medyka został surowo zabroniony, jedynie niebieska weszła tam i wyciągnęła najważniejsze zioła, aby mieli, czym opatrywać i leczyć w razie jakiejś kolejnej katastrofy. Listek cieszyła się, że jej była mentorka mimo żałoby po rodzicu wciąż zajmowała się klanem i co chwilę chodziła na zbieranie ziół. Takie spacerki pewnie dobrze jej robiły i pomagały odświeżyć myśli. Asystentka medyczki przywlokła kolejnego badyla ze stosu gałęzi, który zrobiło kilka chętnych wojowników, aby kotki miały z czego stworzyć prowizoryczne legowisko.
– Pomóc ci? – spytała Gasnący Promyk, która nagle znalazła się obok niej.
– Tak, byłabym naprawdę wdzięczna, jeśli to zrobisz. – odparła Liściaste Futro zmęczonym głosem.
Położyła gałąź na miejscu i posmutniała. Szary Klif pewnie już nigdy nie będzie mógł polować ani patrolować. Zostanie pewnie protektorem, a nie wojownikiem. Czemu ta półka musiała się zawalić? Czym zawinili? Przecież to nie mógł być zwykły przypadek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz