Wiele księżyców temu, gdy Klamerka był jeszcze kociakiem…
To był chłodny poranek, przez całą noc padał deszcz. Teraz na chwilę ustał, ale niebo pozostało zachmurzone. Klamerka leżał na parapecie, patrzył przez okno. Zastanawiał się jak by to było wyjść na zewnątrz… Najbardziej fascynował go właśnie ten deszcz. Jak to jest czuć te kropelki wody spadające na futro? Są zimne? Gorące? Da się je złapać…? Klamerka nie wiedział, ale bardzo chciałby to sprawdzić…gdyby tylko mu się chciało w ogóle ruszyć z miejsca.Nagle zobaczył idącego wolno po parapecie małego czerwonego robaczka… Miał czarne kropki. Pewnie schronił się tu przed deszczem, taka kropelka mogłaby go zmiażdżyć. Ciężko musi być, gdy jest się tak kruchą istotą, że jedna kropla wody może zakończyć jej życie… Chociaż właściwie…może tak jest lepiej? Taki czerwony robaczek nie musi się martwić co będzie jutro, bo jutra najprawdopodobniej nie będzie, za dużo nie myśli, lata sobie, czasem coś zje, posiedzi na słońcu, schowa się przed deszczem… Tak jest łatwiej.
Klamerka spojrzał na czerwonego robaczka. Robaczek nadal szedł po parapecie, w stronę krawędzi, chyba próbował otworzyć posklejane od wody skrzydełka i odlecieć, ale zamiast tego spadł.
Klamerka zamrugał.
Chciałby wyjść na zewnątrz, podejść do robaczka, pomóc mu otworzyć skrzydełka, wysuszyć go, zrobić cokolwiek…ale skoro ten robaczek pożyje maksymalnie kilka dni, to…po co?
***
Parę księżyców później…
Deszcz padał bez przerwy od kilku dni. Jak na złość, Klamerka musiał mieć trening akurat wtedy… Klamerka był cały przemoczony, ociekał wodą jak podziurawiona miska, futro zasłaniało mu oczy, a do tego jeszcze ten irytujący kocur Nikita kazał mu łazić po dachach.- Dalej, Klamerko! Musisz się wspinać, żeby wejść na dach! Stanie w miejscu tym razem nie pomoże! - próbował przekrzyczeć deszcz, Nikita.
Niebieski kocur stał na murku kawałek od dachu, dostał się skacząc po kilku pudełkach i dużym pojemniku na odpadki dwunożnych. Klamerka stał na ziemi, patrząc na niego bez wyrazu. Nie zamierzał tam wskoczyć. Nie zniży się do tego poziomu.
- Mokro mi. - stwierdził Klamerka.
- No wiesz ty co - Nikita strzepnął ogonem. - Pamiętaj o pierwszej zasadzie! Kto nigdy nie zmókł, ten nie doceni bycia suchym. A kto nie wlezie na dach, na tego zawsze inni będą patrzeć z góry, bo sam tego nie potrafi! No, dalej! Nie będę tu stał cały dzień, mi też jest mokro!
- Poślizgnę się i połamię kręgosłup. - stwierdził przemoczony czekoladowy.
- Oj tam. Bez przesady. - przewrócił oczami. - Zawsze zostaje ci drugi.
Klamerka zamrugał…choć nie było tego widać, futro poprzyklejało mu się do pyska i zakryło całkowicie oczy.
- Niby jaki?
- Moralny, Spinaczu. Kręgosłup moralny. - powiedział mentor, jakby to było coś oczywistego. - No, chyba że ty go już nie masz. To wtedy masz problem. Dobra, nie mamy czasu na gadanie, po prostu tu wskocz! Pokazywałem ci z dziesięć razy! Kolejny nie pokażę, bo teraz tam jest błoto i się jeszcze poślizgnę!
Klamerka zamrugał.
Powoli podszedł do skrzyni, wyciągnął łapy, złapał się jej, próbował podciągnąć…
- Ej, co ty robisz? Biodro ci wyskoczyło i próbujesz je naprostować? To już ten wiek? Wiesz co, nie załamuj mnie Agrafko.
Klamerka zawahał się. Po chwili podciągnął się, wskoczył na skrzynię, potem na następną, na pojemnik…
Klamerka spojrzał w górę. Widział zachmurzone niebo, krople deszczu spadały na niego strumieniami…i nagle wydawało mu się że zaczęły się jakby…formować w jedną wielką… Wszystko inne wokół zaczęło wirować. Zobaczył że gigantyczna kropla leci w jego stronę, jakby nic innego nie istniało… Poczuł się tak mały, tak nic nie znaczący jak…jak…robak. I nagle poczuł jak gigantyczna kropla spadła na niego, czuł jak miażdży mu kości, czuł jakby spadał, jak ziemia znika mu spod nóg i…
- Emm…Klamerko? Znowu się zawiesiłeś? - spytał Nikita. - Miałeś się wspiąć na dach, a nie kontemplować wyłaniający się zza chmur majestat słońca.
Klamerka zamrugał. Spojrzał w stronę murka, wskoczył na niego obok swojego mentora.
- Dobrze, to teraz pora na naukę chodzenia po…
Ale zanim niebieski skończył mówić, usłyszał głośny plusk. Spojrzał w dół i zobaczył…leżącego w kałuży błota Klamerkę.
- Serio? Musisz mi to robić?
Klamerka nie podniósł wzroku.
- Mówiłem, że mi mokro.
- I teraz jest ci mniej mokro, tak?
- Tak.
- No, to nie mam więcej pytań. - Nikita usiadł wygodnie na murku, patrząc na Klamerkę. - Jak poczujesz, że twoja egzystencja jest mniej ciężka i nieznośna, a fakt że twoje życie nie ma znaczenia przestanie mieć znaczenie, to powiedz. Ja sobie poczekam.
[717 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz