Wodnik strasznie zrzędził. Oj tam pełne imię, oj tam króliki. Byli burzakami czy nocniakami, do diaska? Tytuły były za to zbędne, przecież nie mieli teraz ceremonii, tylko szli na zwykły patrol. Po co sobie plątać język? Bez sensu.
— Się robi! — odpowiedziała czarno-białej kotce, uśmiechając się szeroko. Pozwoliła, by Wodnikowe Wzgórze wyszedł na prowadzenie, i tak nie był im potrzebny. Tylko im marudził; chyba tak to wygląda, gdy zaczyna się starzeć, pomyślała Kazarka. Brrr. Obiecała sobie, że nawet jeśli będzie siwa, to nie zamieni się w gbura. — Zrujnowany most jest naprawdę blisko, więc o nic się nie martw. Ja to w ogóle nie wierzę, że możecie nie polować na ryby. W ogóle jadłaś jakąś kiedykolwiek?
— Tak, kiedy tu przybyłam. W Klanie Wilka jednak nie jemy takich zdobyczy — odpowiedziała, sprawiając, że Kazarkowej Łapie momentalnie opadła szczęka.
— Że co?! — osłupiała, ale tylko na krótki moment. Jak to było możliwe. Och, Klanie Gwiazdy, pobłogosław tych biedaków! — Naprawdę? Nawet pstrągów? Okoni? Chociażby uklei? Są takie drobne, że nawet kociak by je złapał! — iskrzyła się w niej wątła nadzieja, że Lodowy Omen pokręci głową i powie, że ją wkręca i tak naprawdę to w Klanie Wilka ryby się je codziennie na śniadanie, lecz kotka tylko na wymienione nazwy gatunków ryb zmarszczyła nos, jakby słyszała je po raz pierwszy w życiu.
— Niespecjalnie. Nie jestem nawet pewna, czy kiedykolwiek widziałam jakąkolwiek na stosie — mruknęła, pogrążając Kazarkę w szoku.
— O jejuniu, to straszne! — zamachnęła brązowym ogonem. — Ryby to najprzepyszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek możesz dotknąć językiem! Słowo daję, nie ma lepszej zwierzyny, chyba że ta, którą przynosił mi mój tata, kiedy byłam kociakiem. Nigdy nie znosił mi ptaków, bo ich bardzo nie lubiłam, wiesz, według mnie smakowały jak powietrze, ale teraz już uważam, że nie są takie złe. Ale nigdy bym nie zjadła ani kazarki, ani kawki, ani cyranki, ani krakwy, ani... — prawdopodobnie czekoladowa wymieniałaby dalej i doprowadziła do ujawnienia całej jej życiowej historii od a do zet, jednak przerwał jej starszy kocur:
— Kazarkowa Łapo, mógłbym poprosić, abyś mówiła pół tonu ciszej? — obejrzał się za siebie i zapytał Wodnik, szybko odwracając głowę. Nieco przyspieszył przy tym kroku, widocznie niechętny do rozmowy. Niezbyt zwracając na otoczenie (na szczęście wojownik nie wsłuchiwał się w ich rozmowy), kotka przewróciła oczami i prychnęła.
— Oj tam, oj tam, przecież nie jestem taka głośna. W ogóle dzisiaj Wodnik zamienił się w jakąś niebywałą zrzędę. Przepraszam za niego, zwykle jest o wiele bardziej sympatyczny — obgadywała wojownika, zupełnie ignorując jego obecność lisią odległość dalej. — Chyba niektóre koty w Klanie Nocy już takie są. O, i on nawet nie jest taki zły! Poznałaś już Bratkowe Futro? — zapytała, ale nie dała Lodowi choćby uderzenia serca na zastanowienie się. Szczebiotała dalej: — To dopiero jest maruda! Pszczoły jej uwiły gniazdo na miejsce móżdżku, który już wtedy nie był okazałych rozmiarów i teraz sobie myśli, że może sobie pomiatać innymi jak lider. Niech cię nie zmyli jej ładne futerko, to żabie łajno — przeklinając, zciszyła głos. Musiała ją ostrzec! Kazarka już zdążyła się jej narazić i nie było to nic przyjemnego, więc wolała, aby jej najnowszy nabytek wśród przyjaciół (przynajmniej jej zdaniem) tego uniknął.
Lodowy Omen zdawała się być nieco przytłoczona natłokiem informacji i zdań, które lały się z pyska uczennicy jak woda z potoku, ale wszystko procesowała.
— W Klanie Wilka też się zdarzają tacy wojownicy, którzy uważają się za o wiele wyższe byty, niż nimi są — przyznała wojowniczka. — Dziękuję za przestrogę. Postaram się na nią nie wpaść.
— Może to być trudne, tyle ci powiem! Czasami potrafi wyleźć z jakichś zarośli czy innych pnączy i zacząć bełkotać o tym, że narobiłaś syf albo ją obudziłaś. Nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz wyskoczyła na nas z rzeki — wskazała na łagodną, lecz mętną wodę. Kto wiedział, co mogło się w niej ukrywać. — O patrz! — przeniosła łapę w stronę przybliżającej się z każdym krokiem struktury. Przy brzegu z toni wystawały cienkie pnie, złączone podłużnymi, połamanymi gałęziami. — Tam jest Zrujnowany Most. Kiedyś myślałam, że to bardzo dziwne drzewo, ale później moja mentorka powiedziała mi, że zbudowali to kiedyś dwunodzy. A ja byłam przekonana, że "most" to tylko taka nazwa...
— Myślałaś, że to drzewo? — Lodowy Omen zdawała się być tym nieco zaskoczona.
— Nie no, nie. To by nie mogło być drzewo. Przecież tych pieńków jest kilka, to by było parę drzew — popukała się w głowę, śmiejąc się. — Aż tak głupia nie jestem.
Czarna nic na to nie odpowiedziała.
— Teraz naprawdę mówmy szeptem. Ryby szybko się płoszą — mruknął Wodnikowe Wzgórze, gdy kotki się do niego zbliżyły. — Ja poczekam na nie w tym miejscu, wy pójdźcie nieco dalej. Kazarkowa Łapo, asystuj naszemu gościowi, jeśli będzie potrzebowała pomocy.
— Oczywiście — odpowiedziała wojownikowi szeptem, po raz pierwszy faktycznie stosując się do jego próśb. Zwróciła pysk ponownie w stronę Lodu. — Być może sobie myślisz, że nie umiem za dużo, bo nie mam imienia wojownika, ale chcę ci tylko powiedzieć, że takie polowanie jest dla mnie proste jak połknięcie płotki. Może tak się powinnam nazywać, Kazarkowy Łowca Rybek?
— Możemy się przekonać — kocica przymrużyła oczy. Świetnie! Już zaraz jej udowodni! Wprawdzie Kazarka nie była najlepszą łowczynią ze wszystkich nocniaków, jednak na pewno uważała się za jedną z nich. A nawet jeśli nie, chyba mistrzyni Klanu Wilka nie była odpowiednim kotem, aby to oceniać.
Podeszły do brzegu. Kazarka zauważyła przebijające się ciemne, poruszające kształty pod powierzchnią, zadowolona. Wodnikowe Wzgórze choć jeden raz dzisiaj zrobił coś dobrego, wybierając to miejsce. Przykucnęła, a czarna poszła w jej ślady. Kazarkowa Łapa już oblizywała sobie pysk na myśl o smacznym posiłku, który zaraz wyląduje jej w zębach. Zdawało jej się, że widzi sylwetkę brzany, która zbliżała się bliżej powierzchni. Szylkretka praktycznie wstrzymała oddech, nie poruszając się ani o wąs. Kiedy tylko podpłynęła wystarczająco blisko, nos Kazarki zanurkował, sięgając po całkiem sporą rybę, którą jednym prędkim ruchem wyciągnęła tak, by ta mogła zasmakować świeżego powietrza po raz pierwszy i zarazem ostatni w jej życiu. To było szybkie, pomyślała! Spojrzała się na nią Lodowy Omen, kiedy uczennica zaciskała na łuskach swojej zdobyczy mocniej szczęki. Brzana jeszcze przez dłuższą chwilę miotała się w jej pysku, zanim zesztywniała. Kiedy kotka odstawiała ją na ziemię, ryba jeszcze zadrgała parę razy przed całkowitym znieruchomieniem. Zadowolona z połowu uśmiechała się, obserwując bacznie Lodowy Omen i jej poczynania. Wojowniczka już wróciła do oczekiwania.
— Dobrze ci... a właściwie, zaczekaj — wyszeptała, zanim znalazła się jednym susem zaraz przy kotce. — Rzucasz cień na wodę, ryby cię widzą. Już to naprawię — nie czekając na odpowiedź czy ewentualny sprzeciw wojowniczki, Kazarkowa Łapa wzięła sprawę w swoje łapy i to dosłownie. Złapała kotkę za kark, nieco bardziej go zniżając i odsuwając od tafli wody tak, by cień rzucany przez jej sylwetkę stał się jak najmniejszy. Ta nic nie odpowiedziała, chociaż niepewne było to czy jej to nie przeszkadzało, czy zaniemówiła, a może czy po prostu nie chciała spłoszyć upatrzonej zwierzyny. Kazarka sama odsunęła się nieco, aby pozwolić kotce na swobodne polowanie. Oczy biało-czarnej skierowane były prosto na coraz bliższą lustru wody niedużą rybkę. W odpowiednim momencie wystrzeliła, rozpryskując wokół siebie wodę. Kiedy ją podniosła, trzymała w pysku szamoczącego się głowacza.
— Wooo, brawo! — miauknęła, klepiąc ją po plecach w ramach gratulacji. — Idziesz jak burza, Lód!
Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie zachowywała się do końca odpowiednio w stosunku do kogoś, kto był w ich klanie całkiem ważnym gościem. A szczególnie biorąc pod uwagę to, że znała ją jakieś pół godziny.
Zdecydowanie nie podobało się to także Wodnikowemu Wzgórzu, który wbijał w nią swój wzrok.
<moja nowa przyjaciółko, Lód?>
[1221 słów]
[przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz