– Było chyba dobrze, tak? – spytała Północna Łapa, posyłając Karaś nerwowe spojrzenie.
Wynurzyła się za klifiaczką, uśmiechając się. Nie spodziewała się, że ta pewna siebie, lubiąca rywalizację uczennica, może się przejąć czymkolwiek.
– Myślę, że masz prawdziwy talent! – oznajmiła z dumą, mocno przesadzając. – Trochę ćwiczeń i mogłabyś dorównać niektórym kotom klanu Nocy.
Czarna odetchnęła z lekką ulgą.
– Tylko… Gdybyś chciała naprawdę ćwiczyć – dodała szylkretka, uświadamiając sobie, że czasem nawet najlepsza technika pływania nie czyni kota bezpiecznym. – Musisz zawsze się upewnić, czy miejsce, w którym chcesz pływać jest bezpieczne. Tak jak to morze, dzisiaj, w pogodny dzień jest całkowicie spokojne, jednak gdyby się zerwał mocniejszy wiatr, mogłyby się pojawić zbyt duże fale… I rzeki, zawsze trzeba uważać na wiry, ale je da się rozpoznać, wpatrując się dobrze w taflę wody przed wejściem. Oh, nie wiem, czy w klanie Klifu macie rzekę – zmieszała się na chwilę, uświadamiając sobie swoją niewiedzę. – W każdym razie, im woda jest płytsza, tym lepiej, jeśli nie jesteś w wielkiej potrzebie, nie próbuj nigdy przepływać niczego co wielkie i z rwącym nurtem.
Uświadomiła sobie, że powtarza te same słowa, które usłyszała od Piórolotkowego Trzepotu jeszcze kilka księżyców temu. Ciekawe czy byłby dumny, że tak dobrze przyswoiła jego nauki…
– Chyba rozumiem, to całkiem logiczne – przytaknęła przejęta Północna Łapa.
Nie wyglądała jakby opowieść o wirach i wielkich falach ją jakoś mocniej zniechęciła, co wywołało w Karaś nowy przypływ sympatii. Pomyśleć, że kiedy była młodsza, była przekonana, że koty z innych klanów to na pewno jacyś nudziarze i tchórze, którzy w życiu by ogona do rzeki nie włożyli! Cóż, Północ udało się przełamać ten stereotyp. A może to Karaś powinna być z siebie dumna, że jej plany nawracania kotów na pływanie tak dobrze wyszły już przy pierwszej próbie? Zaraz jednak przypomniała sobie tego dziwnego ucznia klanu Wilka, który na zgromadzeniu miał do nich pretensje, że postanowiły rozruszać zziębnięte kości. Z całą pewnością nie wszystkie koty z innych klanów były takie jak Północ… Wtem zorientowała się, że czarna mówiła coś jeszcze i patrzy na nią teraz, oczekując reakcji.
– Oh, na klan gwiazd, jestem taka roztrzepana – wymiauczała zawstydzona po kilku sekundach wewnętrznej paniki. – Naprawdę przepraszam, mogłabyś powtórzyć?
Północna zaśmiała się lekko, co trochę uspokoiło młodszą.
– Już mniejsza, chyba powinnyśmy się powoli zbierać. Nie wiem jak u ciebie, ale martwię się, że ktoś zauważy, że mnie tak długo nie ma – wymruczała.
– Ah, mój mentor nie robi mi nigdy o nic problemów, o ile nie narzekam za dużo na treningach walki, nie sądzę, żeby się jakoś przejął – odparła, wciąż próbując zatuszować wstyd. Czy mówiła zbyt dużo? – Chociaż muszę jeszcze upolować jakąś zwierzynę, bo moja wiewiórka postanowiła wpaść w zęby pewnej klifiaczki…
W tym samym momencie spojrzały na siebie i biegiem poleciały sprawdzić, czy wiewiórka, o której całkowicie zapomniały nadal leży przy tym samym krzaczku. Na szczęście była nienaruszona. Północna Łapa upewniła się jeszcze, czy na pewno może ją wziąć i po otrzymaniu jasnego potwierdzenia od Karaś i obustronnej żartobliwej obietnicy dłuższej rozmowy na kolejnym zgromadzeniu, uczennice rozeszły się w dwie różne strony.
***
Gdzieś podświadomie wróciła do tego wspomnienia, gdy szła na kolejne już swoje zgromadzenie. Mimo tego, co powiedziała klifiaczce jednak musiała się chwilkę tłumaczyć przed mentorem. Głównie z marnej zwierzyny, którą złowiła po tak długim zniknięciu. Piórolotkowy Trzepot nie drążył jednak tematu, woląc pogrążać się we własnych myślach, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej. Miała wrażenie, jakby tamto popołudnie było chwilę temu, a jednak już znowu dreptała wraz ze swoim klanem na bursztynową wyspę. Mieli blisko, ponieważ miejsce zgromadzeń znajdowało się właściwie przy granicy klanu Nocy i klanu Klifu, tym samym blisko miejsca w którym odbyła się nauka pływania Północy. Może to stąd w myślach Karaś pojawiła się ta cicha nadzieja na ponowne zobaczenie koleżanki?
Po przybyciu na miejsce dość szybko wmieszała się w tłum obcych kotów, znikając z oczu zarówno rodzinie jak i mentorowi. Mimo to, wyszukanie znajomego, czarnego futra w panującym mroku nie było aż tak proste, jak myślała. Może jej nie było…? Chciała już się poddać i wrócić do rodziny, gdy jednak dostrzegła koleżankę, siedzącą bardziej na uboczu. Trochę ją to zdziwiło, jednak mimo to zbliżyła się do dymnej.
– Można? – spytała, wskazując ogonem na miejsce obok.
<Północ?>
[717 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz