Cisowa Łapa szła właśnie szybko po zioła, zostawiając Zaranną Zjawę samą. Niby dopiero Pora Opadających Liści, jednak chorych było tyle, że medykamenty szybko się kończyły. W legowisku medyka przebywały właśnie wyczerpana Bielicze Pióro, Chryzantemowa Krew z omdleniami i w ostatnim momencie jak wychodziła, jeszcze Syczek zaczął kaszleć. Niestety dwoma ostatnimi pacjentami będzie musiała zająć się sama, jak tylko wróci. Dzięki korepetycjom u Strzyżykowego Promyka była teraz prawie dwa razy lepsza od burej asystentki medyka. I tak sobie szła kiedy patyk spadł jej na głowę.
Utknął. Śnieżny Wicher utknął na drzewie, bo chciał uszczęśliwić ducha jej byłej mentorki. W myślach zrobiła facepalm’a. To dorosły wojownik a miał pomysł jak młody uczeń.
- Jak mam ci pomóc? - zapytała, starając ukryć się irytację w głosie.
- Nie wiem... – odparł wojownik i rozejrzał się dookoła. Najwyraźniej nie do końca wiedział, co robi.
- Może... Mów mi gdzie są gałęzie! – powiedział i podniósł głowę do góry. – Ja nie mogę spojrzeć w d-dół.
- Eh, no dobrze? - powiedziała niepewnie wilczaczka, patrząc na najbliższe gałęzie. - O długość ogona po twojej lewej stronie jest jedna. - Na te słowa kocur pokiwał głową i powoli, starając się nie patrzeć w dół, schodził na ziemię. Był już coraz niżej gdy nagle usłyszał jakiś zgrzyt. Jakby coś pękało. Spojrzał na gałąź, na której stał. Otworzył szerzej oczy, widząc jej stan. W panice rozejrzał się dookoła i nie wiedząc, co zrobić, z powrotem wszedł na gałąź wyżej.
- Tamta zaraz się złamie – wyjaśnił szybko. – Widzisz jakąś inną drogę?
Niebieska skupiła się jeszcze bardziej.
- Tak! Jeżeli się skupisz, to dasz radę skoczyć na niższą gałąź, z której możesz już zeskoczyć na ziemię - poinformowała go.
- Klanie Gwiazdy miej mnie w opiece... – powiedział van i zamknął oczy. Po chwili je otworzył i przełknął głośniej ślinę. Nie miał wyboru. Napiął mięśnie i ostatni raz spojrzał w dół na swój cel. W końcu skoczył. Trochę krzywo, ale trafił w gałąź, przy okazji raniąc sobie brzuch. Wykrzywił się z bólu i z trudem stanął. Gdy udało mu się pozbierać, zeskoczył na ziemię, od razu kuląc się, by przez chwilę przeczekać ten ból.
- Gryko, Lawendo i Naparstnico, mam nadzieję, że to widziałyście – powiedział cicho, lekko się podnosząc. W końcu spojrzał na młodszą kotkę i uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję Cisowa Łapo.
- Może już wrócisz do obozu? - zapytała pręgowana tygrysio. - Jestem trochę zajęta. - Bała się również, że syn Szczurzego Cienia znowu coś wymyśli i będzie musiała wołać wojowników, żeby mu pomóc.
- Z chęcią – odparł, a gdy tylko wstał, na chwilę jeszcze się skulił. Wykrzywił pysk i po chwili powoli ruszył w stronę obozu. Nagle jednak się zatrzymał i spojrzał w las.
- Nie mogę jeszcze wrócić Cisowa Łapo. Ale ty możesz już iść – powiedział i skręcił w stronę cmentarza. – Jeszcze raz strasznie dziękuję. Gdyby nie ty, zostałbym na tym drzewie – podziękował i powoli podszedł w tamtą stronę.
- Gdzie idziesz? - zapytała szybko córka Olszowej Kory. Tak mogłaby już iść zbierać zioła, ale chciała się dowiedzieć. No i nie chciała ryzykować kolejnego fenomenalnego pomysłu, z którego tamten już mógłby nie wyjść tak cało.
- Na cmentarz – odpowiedział brat Gryczanej Łapy, odwracając lekko głowę, w jej stronę. Siostra Wierzby popatrzyła na niego w milczeniu. Nie wiedziała, co teraz powiedzieć. Czy może nic nie mówić? Czekała na reakcję kocura. Kątem oka obserwował ją jeszcze chwilę, czekając na jakąkolwiek reakcje. Orientując się jednak, że uczennica nie zamierza nic powiedzieć, z powrotem się odwrócił. Spojrzał przed siebie i powoli ruszył w stronę cmentarza.
- Podobno byłaś zajęta – przypomniał, coraz bardziej się oddalając. – Jednak jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Jestem pewien, że Naparstnica ucieszyłaby się z odwiedzin swojej uczennicy – powiedział, jeszcze raz na chwilę odwracając się w stronę Cisowej Łapy. Zastanowiła się chwilę. Westchnęła. Zrobi to. Pójdzie tam. Tylko dla byłej mentorki.
- Prowadź.
Wilczak pokiwał głową i ruszył w stronę cmentarza. Dalej nieco powolnie, przez jeszcze trzymający ból brzucha po upadku, jednak w końcu dotarli. Rozejrzał się dookoła. Było bardzo cicho i ewidentnie tylko oni się tu znajdowali.
Kocur oglądał się co chwilę, najwyraźniej próbując sobie coś przypomnieć. W końcu usiadł przed grobem córki Gęsiego Wrzasku. Zamknął oczy i siedział tak w ciszy. Gdy znów je otworzył wymamrotał coś cicho, ale ona nie mogła go dosłyszeć.
- Była dobrą mentorką? – zapytał po chwili i spojrzał na tortie. Popatrzyła na syna Ważkowego Skrzydła.
- Tak - powiedziała. Tak naprawdę nie wiedziała, co o niej sądzić. Była jej mentorką zbyt krótko. Ale i tak była lepsza niż ta medyczka Klanu Nocy. Głupia wierząca w gwiazdki lalunia.
Brat Lawendowej Łapy uśmiechnął się lekko i znów przeniósł wzrok na grób.
- No widzisz koleżanko od wspinaczki – mruknął i westchnął cicho. – Szkoda, że już dołączyłaś do gwiezdnych – powiedział i znów spojrzał na Cisową Łapę. – Zmieńmy temat. Jak ci idzie szkolenie?
Na sekundę źrenice uczennicy Zarannej Zjawy zwężyły się do szparek. Na szczęście szybko się ogarnęła i kocur chyba tego nie zauważył. Jak on mógł! Te gwiazdki nigdy nie porwałyby Naparstnicy! Nie mogłyby!
- Świetnie - mruknęła.
- Trudno ci jest, uczyć się większości w innym klanie? – dopytywał kot będący zwany niegdyś Naiwną Łapą.
- Nie, jest tak jak zwykle. Tylko po prostu inne koty wszędzie - odpowiedziała szybko. Nie przepadała za gadaniem z wojownikami. Przynajmniej takimi starszymi, ale z młodszymi też niezbyt. Po prostu czuła się…jakoś inaczej. Były „mentor” Szczypiorka pokiwał głową.
- Ale dobrze, że dostałaś taką możliwość. Od śmierci Kuniej Norki, nie mamy w klanie w pełni wyszkolonych medyków. A ona niestety ucznia nie miała.
- Mhm… - mruknęła przyjaciółka Topielcowej Łapy nie wiedząc, co powiedzieć. Obydwoje znowu zamilkli, tworząc ciszę. Przyjaciel jej byłej mentorki rozejrzał się jeszcze raz po cmentarzu, a po chwili wzrok po raz kolejny skierował w miejsce, w którym została pochowana Naparstnicowa Kołysanka. Oczy lekko mu się zaszkliły, lecz szybko pozbył się łez. Cis zupełnie nie wiedziała, co teraz zrobić. Pocieszając innych czuła się sztucznie więc uznała, że zakończy tę rozmowę. Po prostu poszła zbierać zioła i wróciła do obozu, by zająć się Syczkiem i Chryzantemową Krwią.
Utknął. Śnieżny Wicher utknął na drzewie, bo chciał uszczęśliwić ducha jej byłej mentorki. W myślach zrobiła facepalm’a. To dorosły wojownik a miał pomysł jak młody uczeń.
- Jak mam ci pomóc? - zapytała, starając ukryć się irytację w głosie.
- Nie wiem... – odparł wojownik i rozejrzał się dookoła. Najwyraźniej nie do końca wiedział, co robi.
- Może... Mów mi gdzie są gałęzie! – powiedział i podniósł głowę do góry. – Ja nie mogę spojrzeć w d-dół.
- Eh, no dobrze? - powiedziała niepewnie wilczaczka, patrząc na najbliższe gałęzie. - O długość ogona po twojej lewej stronie jest jedna. - Na te słowa kocur pokiwał głową i powoli, starając się nie patrzeć w dół, schodził na ziemię. Był już coraz niżej gdy nagle usłyszał jakiś zgrzyt. Jakby coś pękało. Spojrzał na gałąź, na której stał. Otworzył szerzej oczy, widząc jej stan. W panice rozejrzał się dookoła i nie wiedząc, co zrobić, z powrotem wszedł na gałąź wyżej.
- Tamta zaraz się złamie – wyjaśnił szybko. – Widzisz jakąś inną drogę?
Niebieska skupiła się jeszcze bardziej.
- Tak! Jeżeli się skupisz, to dasz radę skoczyć na niższą gałąź, z której możesz już zeskoczyć na ziemię - poinformowała go.
- Klanie Gwiazdy miej mnie w opiece... – powiedział van i zamknął oczy. Po chwili je otworzył i przełknął głośniej ślinę. Nie miał wyboru. Napiął mięśnie i ostatni raz spojrzał w dół na swój cel. W końcu skoczył. Trochę krzywo, ale trafił w gałąź, przy okazji raniąc sobie brzuch. Wykrzywił się z bólu i z trudem stanął. Gdy udało mu się pozbierać, zeskoczył na ziemię, od razu kuląc się, by przez chwilę przeczekać ten ból.
- Gryko, Lawendo i Naparstnico, mam nadzieję, że to widziałyście – powiedział cicho, lekko się podnosząc. W końcu spojrzał na młodszą kotkę i uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję Cisowa Łapo.
- Może już wrócisz do obozu? - zapytała pręgowana tygrysio. - Jestem trochę zajęta. - Bała się również, że syn Szczurzego Cienia znowu coś wymyśli i będzie musiała wołać wojowników, żeby mu pomóc.
- Z chęcią – odparł, a gdy tylko wstał, na chwilę jeszcze się skulił. Wykrzywił pysk i po chwili powoli ruszył w stronę obozu. Nagle jednak się zatrzymał i spojrzał w las.
- Nie mogę jeszcze wrócić Cisowa Łapo. Ale ty możesz już iść – powiedział i skręcił w stronę cmentarza. – Jeszcze raz strasznie dziękuję. Gdyby nie ty, zostałbym na tym drzewie – podziękował i powoli podszedł w tamtą stronę.
- Gdzie idziesz? - zapytała szybko córka Olszowej Kory. Tak mogłaby już iść zbierać zioła, ale chciała się dowiedzieć. No i nie chciała ryzykować kolejnego fenomenalnego pomysłu, z którego tamten już mógłby nie wyjść tak cało.
- Na cmentarz – odpowiedział brat Gryczanej Łapy, odwracając lekko głowę, w jej stronę. Siostra Wierzby popatrzyła na niego w milczeniu. Nie wiedziała, co teraz powiedzieć. Czy może nic nie mówić? Czekała na reakcję kocura. Kątem oka obserwował ją jeszcze chwilę, czekając na jakąkolwiek reakcje. Orientując się jednak, że uczennica nie zamierza nic powiedzieć, z powrotem się odwrócił. Spojrzał przed siebie i powoli ruszył w stronę cmentarza.
- Podobno byłaś zajęta – przypomniał, coraz bardziej się oddalając. – Jednak jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Jestem pewien, że Naparstnica ucieszyłaby się z odwiedzin swojej uczennicy – powiedział, jeszcze raz na chwilę odwracając się w stronę Cisowej Łapy. Zastanowiła się chwilę. Westchnęła. Zrobi to. Pójdzie tam. Tylko dla byłej mentorki.
- Prowadź.
Wilczak pokiwał głową i ruszył w stronę cmentarza. Dalej nieco powolnie, przez jeszcze trzymający ból brzucha po upadku, jednak w końcu dotarli. Rozejrzał się dookoła. Było bardzo cicho i ewidentnie tylko oni się tu znajdowali.
Kocur oglądał się co chwilę, najwyraźniej próbując sobie coś przypomnieć. W końcu usiadł przed grobem córki Gęsiego Wrzasku. Zamknął oczy i siedział tak w ciszy. Gdy znów je otworzył wymamrotał coś cicho, ale ona nie mogła go dosłyszeć.
- Była dobrą mentorką? – zapytał po chwili i spojrzał na tortie. Popatrzyła na syna Ważkowego Skrzydła.
- Tak - powiedziała. Tak naprawdę nie wiedziała, co o niej sądzić. Była jej mentorką zbyt krótko. Ale i tak była lepsza niż ta medyczka Klanu Nocy. Głupia wierząca w gwiazdki lalunia.
Brat Lawendowej Łapy uśmiechnął się lekko i znów przeniósł wzrok na grób.
- No widzisz koleżanko od wspinaczki – mruknął i westchnął cicho. – Szkoda, że już dołączyłaś do gwiezdnych – powiedział i znów spojrzał na Cisową Łapę. – Zmieńmy temat. Jak ci idzie szkolenie?
Na sekundę źrenice uczennicy Zarannej Zjawy zwężyły się do szparek. Na szczęście szybko się ogarnęła i kocur chyba tego nie zauważył. Jak on mógł! Te gwiazdki nigdy nie porwałyby Naparstnicy! Nie mogłyby!
- Świetnie - mruknęła.
- Trudno ci jest, uczyć się większości w innym klanie? – dopytywał kot będący zwany niegdyś Naiwną Łapą.
- Nie, jest tak jak zwykle. Tylko po prostu inne koty wszędzie - odpowiedziała szybko. Nie przepadała za gadaniem z wojownikami. Przynajmniej takimi starszymi, ale z młodszymi też niezbyt. Po prostu czuła się…jakoś inaczej. Były „mentor” Szczypiorka pokiwał głową.
- Ale dobrze, że dostałaś taką możliwość. Od śmierci Kuniej Norki, nie mamy w klanie w pełni wyszkolonych medyków. A ona niestety ucznia nie miała.
- Mhm… - mruknęła przyjaciółka Topielcowej Łapy nie wiedząc, co powiedzieć. Obydwoje znowu zamilkli, tworząc ciszę. Przyjaciel jej byłej mentorki rozejrzał się jeszcze raz po cmentarzu, a po chwili wzrok po raz kolejny skierował w miejsce, w którym została pochowana Naparstnicowa Kołysanka. Oczy lekko mu się zaszkliły, lecz szybko pozbył się łez. Cis zupełnie nie wiedziała, co teraz zrobić. Pocieszając innych czuła się sztucznie więc uznała, że zakończy tę rozmowę. Po prostu poszła zbierać zioła i wróciła do obozu, by zająć się Syczkiem i Chryzantemową Krwią.
<Śnieżku?>
[969 słów + leczenie postaci NPC]
[969 słów + leczenie postaci NPC]
[przyznano 19%+5%]
Wyleczeni: Bielicze Pióro, Syczek, Chryzantemowa Krew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz