Siedziała w legowisku medyka, wyjmując szkło z łapy Oszronionej Łapy. Wtedy mentorka powiedziała, żeby poszła na zbieranie ziół. Ostatnio było to jedno z jej głównych zadań. Od razu wyszła. Okazało się że idzie z Makowym Nowiem. To ta co jak była mała wplotła jej niezapominajkę w futro! Miła była.
- Szukamy w sumie wszystkiego, a najbardziej nawłoci i pięciornika - oznajmiła kotce. Chciałaby pogadać o tym co właściwie się stało wtedy w żłobku, ale nie była już kociakiem. Nie mogła tak dużo pytać. Miała swoje obowiązki i zachowania, których od niej oczekiwali.
Liliowa pokiwała głową, a gdy tylko znalazły się w lesie, zaczęła się uważnie rozglądać za jakimiś przydatnymi roślinami. W końcu coś znalazła. Podeszła do rośliny i zabrała liście. Po chwili wróciła do uczennicy, pokazując jej znalezisko i wskazała ogonem stronę, w którą według niej powinny iść.
Cisowa Łapa zweryfikowała roślinę i uznała że widziała ją na wielkich półkach z ziołami które były jej rewirem pracy w pierwszych dniach pobytu w legowisku medyka.
- Makowy Nowiu… - zaczęła, zbierając w sobie odwagę. Starsza kotka spojrzała na uczennicę, czekając na jej dalsze słowa.
- Chciałabym pogadać o tym co się stało. - Uczennica medyczki dziwnie się tak czuła mówiąc do kogoś wyższego od siebie rangą w sposób narzucający swoje chęci. Mistrzyni lekko się spięła.
- Mówisz o tym co było w żłobku, tak Cis? - zapytała, odwracając wzrok. Niebieska nie zareagowała na użycie kocięcego imienia. Szczerze mówiąc teraz niezbyt ją to obchodziło. Skinęła głową.
- Co ci się wtedy przypomniało?- zapytała.
- To... Pewien kot. Ale to nieważne. - Liliowa syknęła cicho. - Już i tak nie żyje od wielu księżyców - odparła, wysuwając pazury.
- Jaki kot? - Tortie zapytała już ostrożniej, kątem oka widząc pazury kotki.
- Martwy – syknęła córka Alby. - Jak reszta. To nie ma znaczenia. Nie żyje - powtarzała. - Ona już nie żyje od dawna. Nie warto wspominać. - Na te słowa pręgowana tygrysio zrezygnowana położyła po sobie uszy.
- Przepraszam - mruknęła i szła dalej w ciszy.
Od niej niczego się nie dowie. Będzie musiała poszukać gdzieś indziej. Bicolorka schowała pazury, jednak dalej była spięta. Futro na jej karku dalej było nastroszone, a oczy nieco zamglone. Westchnęła cicho słysząc przeprosiny ze strony kotki.
- To był ważny dla mnie kot, skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, tyle powinno ci wystarczyć - powiedziała w końcu. Dało jej to coś lecz w sumie to tyle co nic. Jak pójdzie do jakiegoś kota to co ma zrobić. Zapytać „Hej, czy wiesz jakiego ważnego dla Makowego Nowiu kota jej przypominam?”? Szczerze wątpiła. W klanie Wilka chyba koty nie do końca wiedziały jaka relacja jest pomiędzy dwoma kotami bo większość z nich ukrywa emocje, przynajmniej przy publicznością.
Przez chwilę szły dalej w ciszy zbierając zioła. Córka Szeleszczącego Wiązu ciągle weryfikowała zielska. Co do niektórych nie miała pewności. No cóż najwyżej wyrzuci je jak dowie się że nie są przydatne.
- A to? - W końcu siostra Łabędziej Łapy wskazała jakąś inną roślinę, której wcześniej szylkretka jeszcze nie widziała. - Bierzemy?
- Nie kojarzę tego zielska. Lepiej nie brać. - Poczekała chwilę po czym znowu powiedziała. - Czyli to był ktoś ważny tak? - Nie wiedziała za bardzo co robić, więc po prostu próbowała dalej. Mentorka Białej Łapy pokiwała wolno głową.
- Ale to już nie ważne, mówiłam ci Cisowa Łapo – odparła powoli tracąc cierpliwość. Młodsza wilczaczka czuła, że robi się coraz niebezpieczniej, ale czuła też, że powoli dochodzi do celu.
- Jeżeli to ktoś ważny to chyba raczej ważne - powiedziała. Córka Gęsiego Wrzasku wysunęła pazury, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
- Jest martwa, umarła, zginęła jak reszta - syknęła. - A ja nie chcę o niej pamiętać!
Siostra Wierzby wydłużyła dystans między sobą a siostrą Hortensjowej Łapy. Nie wiedziała do czego ta jest zdolna, a sama nie umiała walczyć. Jednak czuła że to był ostatni strzał.
- Jak reszta? Czyli jak? Miała jakieś imię? - pytała czując że to jest klucz do wszystkich odpowiedzi.
- Zamknij się! - wnuczka Cisowej Kołysanki krzyknęła, tracąc panowanie. - Ona nie żyje! Bursztynowa Łapa nie żyje od dawna, a ja nie chcę już o niej pamiętać! Zginęła przez tego samotnika, przez niego! - syknęła, a w jej oczach pojawiło się kilka łez, szybko jednak je wytarła. - A ten twój durny błysk w oku... Ona miała taki sam... - powiedziała już ciszej, siadając na ziemi. - Tak bardzo chciałaś wiedzieć, proszę. Udław się tą wiedzą! - syknęła w stronę uczennicy medyczki. Schyliła głowę, a mak wypadł zza jej ucha. Wylądował pod jej łapami, a ona jednym ruchem łapy go rozdarła.
- Maki też mi pomagała zbierać. Nawet dla ojca - syknęła, coraz bardziej rozrywając kwiat. Już po chwili nie nadawał się do ponownego wplątania w futro. - Udław się tą wiedzą - warknęła jeszcze raz, wycierając kolejną łzę. - Była moją jedyną przyjaciółką. Była dla mnie bardzo ważna, a umarła, jak większość ważnych dla mnie osób. Przy życiu została już tylko Naparstnica i Bieliczne Pióro... - po wysłuchaniu tych słów przez chwilę na pysku uczennicy Naparstnicowej Kołysanki zagościł strach, lecz po chwili poprawiła się i znowu na jej pysk wlała się bezuczuciowa nicość.
- Ale ja nią nie jestem- powiedziała tylko zawracając w stronę obozu.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - cicho syknęła bratanica Przebiśniega, jednak nie ruszyła się z miejsca. Wzrok dalej miała utkwiony w resztach rośliny. Po niedługim czasie jednak wstała i ruszyła w kompletnie inną stronę.
Cisowa Łapa nie usłyszała już słów kotki. Wróciła do obozu i zajęła się układaniem ziół. Dowiedziała się prawdy. Bursztynowa Łapa. Tak miała na imię kotka. Nie wiedziała co o niej myśleć. Została zabita przez samotnika i z jakiegoś powodu Makowemu Nowiu bardzo na niej zależało...
- Szukamy w sumie wszystkiego, a najbardziej nawłoci i pięciornika - oznajmiła kotce. Chciałaby pogadać o tym co właściwie się stało wtedy w żłobku, ale nie była już kociakiem. Nie mogła tak dużo pytać. Miała swoje obowiązki i zachowania, których od niej oczekiwali.
Liliowa pokiwała głową, a gdy tylko znalazły się w lesie, zaczęła się uważnie rozglądać za jakimiś przydatnymi roślinami. W końcu coś znalazła. Podeszła do rośliny i zabrała liście. Po chwili wróciła do uczennicy, pokazując jej znalezisko i wskazała ogonem stronę, w którą według niej powinny iść.
Cisowa Łapa zweryfikowała roślinę i uznała że widziała ją na wielkich półkach z ziołami które były jej rewirem pracy w pierwszych dniach pobytu w legowisku medyka.
- Makowy Nowiu… - zaczęła, zbierając w sobie odwagę. Starsza kotka spojrzała na uczennicę, czekając na jej dalsze słowa.
- Chciałabym pogadać o tym co się stało. - Uczennica medyczki dziwnie się tak czuła mówiąc do kogoś wyższego od siebie rangą w sposób narzucający swoje chęci. Mistrzyni lekko się spięła.
- Mówisz o tym co było w żłobku, tak Cis? - zapytała, odwracając wzrok. Niebieska nie zareagowała na użycie kocięcego imienia. Szczerze mówiąc teraz niezbyt ją to obchodziło. Skinęła głową.
- Co ci się wtedy przypomniało?- zapytała.
- To... Pewien kot. Ale to nieważne. - Liliowa syknęła cicho. - Już i tak nie żyje od wielu księżyców - odparła, wysuwając pazury.
- Jaki kot? - Tortie zapytała już ostrożniej, kątem oka widząc pazury kotki.
- Martwy – syknęła córka Alby. - Jak reszta. To nie ma znaczenia. Nie żyje - powtarzała. - Ona już nie żyje od dawna. Nie warto wspominać. - Na te słowa pręgowana tygrysio zrezygnowana położyła po sobie uszy.
- Przepraszam - mruknęła i szła dalej w ciszy.
Od niej niczego się nie dowie. Będzie musiała poszukać gdzieś indziej. Bicolorka schowała pazury, jednak dalej była spięta. Futro na jej karku dalej było nastroszone, a oczy nieco zamglone. Westchnęła cicho słysząc przeprosiny ze strony kotki.
- To był ważny dla mnie kot, skoro tak bardzo chcesz wiedzieć, tyle powinno ci wystarczyć - powiedziała w końcu. Dało jej to coś lecz w sumie to tyle co nic. Jak pójdzie do jakiegoś kota to co ma zrobić. Zapytać „Hej, czy wiesz jakiego ważnego dla Makowego Nowiu kota jej przypominam?”? Szczerze wątpiła. W klanie Wilka chyba koty nie do końca wiedziały jaka relacja jest pomiędzy dwoma kotami bo większość z nich ukrywa emocje, przynajmniej przy publicznością.
Przez chwilę szły dalej w ciszy zbierając zioła. Córka Szeleszczącego Wiązu ciągle weryfikowała zielska. Co do niektórych nie miała pewności. No cóż najwyżej wyrzuci je jak dowie się że nie są przydatne.
- A to? - W końcu siostra Łabędziej Łapy wskazała jakąś inną roślinę, której wcześniej szylkretka jeszcze nie widziała. - Bierzemy?
- Nie kojarzę tego zielska. Lepiej nie brać. - Poczekała chwilę po czym znowu powiedziała. - Czyli to był ktoś ważny tak? - Nie wiedziała za bardzo co robić, więc po prostu próbowała dalej. Mentorka Białej Łapy pokiwała wolno głową.
- Ale to już nie ważne, mówiłam ci Cisowa Łapo – odparła powoli tracąc cierpliwość. Młodsza wilczaczka czuła, że robi się coraz niebezpieczniej, ale czuła też, że powoli dochodzi do celu.
- Jeżeli to ktoś ważny to chyba raczej ważne - powiedziała. Córka Gęsiego Wrzasku wysunęła pazury, najwyraźniej tracąc cierpliwość.
- Jest martwa, umarła, zginęła jak reszta - syknęła. - A ja nie chcę o niej pamiętać!
Siostra Wierzby wydłużyła dystans między sobą a siostrą Hortensjowej Łapy. Nie wiedziała do czego ta jest zdolna, a sama nie umiała walczyć. Jednak czuła że to był ostatni strzał.
- Jak reszta? Czyli jak? Miała jakieś imię? - pytała czując że to jest klucz do wszystkich odpowiedzi.
- Zamknij się! - wnuczka Cisowej Kołysanki krzyknęła, tracąc panowanie. - Ona nie żyje! Bursztynowa Łapa nie żyje od dawna, a ja nie chcę już o niej pamiętać! Zginęła przez tego samotnika, przez niego! - syknęła, a w jej oczach pojawiło się kilka łez, szybko jednak je wytarła. - A ten twój durny błysk w oku... Ona miała taki sam... - powiedziała już ciszej, siadając na ziemi. - Tak bardzo chciałaś wiedzieć, proszę. Udław się tą wiedzą! - syknęła w stronę uczennicy medyczki. Schyliła głowę, a mak wypadł zza jej ucha. Wylądował pod jej łapami, a ona jednym ruchem łapy go rozdarła.
- Maki też mi pomagała zbierać. Nawet dla ojca - syknęła, coraz bardziej rozrywając kwiat. Już po chwili nie nadawał się do ponownego wplątania w futro. - Udław się tą wiedzą - warknęła jeszcze raz, wycierając kolejną łzę. - Była moją jedyną przyjaciółką. Była dla mnie bardzo ważna, a umarła, jak większość ważnych dla mnie osób. Przy życiu została już tylko Naparstnica i Bieliczne Pióro... - po wysłuchaniu tych słów przez chwilę na pysku uczennicy Naparstnicowej Kołysanki zagościł strach, lecz po chwili poprawiła się i znowu na jej pysk wlała się bezuczuciowa nicość.
- Ale ja nią nie jestem- powiedziała tylko zawracając w stronę obozu.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - cicho syknęła bratanica Przebiśniega, jednak nie ruszyła się z miejsca. Wzrok dalej miała utkwiony w resztach rośliny. Po niedługim czasie jednak wstała i ruszyła w kompletnie inną stronę.
Cisowa Łapa nie usłyszała już słów kotki. Wróciła do obozu i zajęła się układaniem ziół. Dowiedziała się prawdy. Bursztynowa Łapa. Tak miała na imię kotka. Nie wiedziała co o niej myśleć. Została zabita przez samotnika i z jakiegoś powodu Makowemu Nowiu bardzo na niej zależało...
***
Było już po wysokim słońcu. Właśnie wychodziła z legowiska medyka by coś zjeść i zobaczyła mistrzynię z którą wcześniej rozmawiała. Niezbyt chciała ją spotkać ale no cóż. Najwyraźniej Mroczna Puszcza miała swoje plany. Tak więc po wybraniu zwierzyny dosiadła się do niej.
- Przepraszam za tamto - mruknęła.
- To ja... Przepraszam - odparła niepewnie kuzynka Żagnicy. - Ja wiem, że ty nie jesteś Bursztyn... Że jesteś kompletnie innym kotem. Wiem, że nie powinnam tak reagować. Ale już w żłobku jak zaczęłaś mnie wypytywać o wszystko... Ja po prostu tego nienawidzę Cis. Jak ktoś wypytuje o moją przeszłość. Pyta skąd to, skąd tamto, a zwłaszcza, jeśli dotyczy to już martwych, ważnych dla mnie osób. Czyli większości mojej rodziny i właśnie Bursztynowej Łapy czy Porannego Zewu. Nie potrafię wtedy panować nad wszystkim. A zwłaszcza jak ktoś nie daje spokoju i pyta dalej, ignorując niechęć drugiej strony do podzielenia się tą informacją. Ale wiem, że nie powinnam tak reagować. Przepraszam Cisowa Łapo i to nie twoja wina.
Szylkretka miała ochotę odpowiedzieć w sposób który mógłby zostać uznany za arogancki jak zwykle mówi lecz Makowy Nów była kultyską. Kultystką i mistrzynią.
- Mhm- mruknęła tylko.
- Proszę, nie pytaj mnie już więcej o to... - poprosiła bicolorka i spojrzała się na uczennicę medyczki. - I nie mów o tym nikomu. Mogę na ciebie liczyć?
- Tak - odpowiedziała krótko. No bo co innego ma powiedzieć? „Postaram się”? Takie coś było akceptowalne w innych klanach. Tutaj liczyło się pełne posłuszeństwo.
Wyleczeni: Oszroniona Łapa (i tak nieważne bo dedł)
<Makowy Nowiu?>
[1122 słów]
[1122 słów]
[przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz