Wreszcie doszły do obozu. To całe udawanie już ją męczyło. I to bardzo. A do tego ta uczennica nie pomagała, ciągle inicjując kontakt.
- I jak było? - Usłyszała pytanie z pyska nocniaczki. No świetnie! Teraz musi postarać się o nie zmęczony i niezirytowany ton głosu!
- Było dobrze. Ja już chyba muszę iść pomóc układać zioła. Ale mam nadzieję, że potem znowu się spotkamy! - powiedziała. Trzy kłamstwa pod rząd. Czuła się okropnie, wcale nie musiała układać teraz ziół (choć to było najmniejsze kłamstwo, bo pewnie za chwilę by musiała) i nie chciała już nigdy więcej widzieć na oczy czarnej. Tak więc, by nie sprawiać podejrzeń, szybko skryła się między kamieniami, gdzie mieściło się legowisko Medyka. Jak ona chciała już do domu... do nory, w której zawsze nie mogła spać przez dzieciaki mentorki...
***
Była już Pora Opadających Liści. Tyle się zdążyło wydarzyć przez te osiem księżyców. Od okropnego snu na spotkaniu Medyków po konfrontację z owocniakami na zgromadzeniu. Właśnie był ranek. Różana Łapa jeszcze się rozbudzała a ona z Strzyżykowym Promykiem liczyły zioła. Aż chciało jej się spać. Miała tak monotonne zajęcie, a na dworze był lekki, ciepły deszcz. Dźwięk rozbijających się o ziemię liści był tak usypiający, że prawdopodobnie odeszłaby w krainę snów gdyby nie Cyrankowa Łapa, która właśnie weszła, skarżąc się na ból zęba. Po szybkiej komendzie od rudej medyczki (która chwilę potem wyszła) o zajęciu się chorą podała uczennicy korę olchy.
- Przeżuj, będzie lepiej - nakazała. Po tym jak calico wyszła tymczasowa mentorka, która już zdążyła wrócić, nakazała jej pozbierać zioła. Podobno obstawa już na nią czekała.
- Zbierz trochę gwiazdnicy i łopianu - rozkazała mentorka Różanej Łapy. Tak więc Cisowa Łapa wyszła i poszła w stronę wyjścia z obozu, gdzie wybrane koty miały na nią czekać. Tam zobaczyła Karasiową Łapę i Piórolotkowy Trzepot. Na Mroczną Puszczę! Znowu ta!
- Idziemy? - zapytała, marząc o tym, by już wrócić do Klanu Wilka.
- I jak było? - Usłyszała pytanie z pyska nocniaczki. No świetnie! Teraz musi postarać się o nie zmęczony i niezirytowany ton głosu!
- Było dobrze. Ja już chyba muszę iść pomóc układać zioła. Ale mam nadzieję, że potem znowu się spotkamy! - powiedziała. Trzy kłamstwa pod rząd. Czuła się okropnie, wcale nie musiała układać teraz ziół (choć to było najmniejsze kłamstwo, bo pewnie za chwilę by musiała) i nie chciała już nigdy więcej widzieć na oczy czarnej. Tak więc, by nie sprawiać podejrzeń, szybko skryła się między kamieniami, gdzie mieściło się legowisko Medyka. Jak ona chciała już do domu... do nory, w której zawsze nie mogła spać przez dzieciaki mentorki...
***
Była już Pora Opadających Liści. Tyle się zdążyło wydarzyć przez te osiem księżyców. Od okropnego snu na spotkaniu Medyków po konfrontację z owocniakami na zgromadzeniu. Właśnie był ranek. Różana Łapa jeszcze się rozbudzała a ona z Strzyżykowym Promykiem liczyły zioła. Aż chciało jej się spać. Miała tak monotonne zajęcie, a na dworze był lekki, ciepły deszcz. Dźwięk rozbijających się o ziemię liści był tak usypiający, że prawdopodobnie odeszłaby w krainę snów gdyby nie Cyrankowa Łapa, która właśnie weszła, skarżąc się na ból zęba. Po szybkiej komendzie od rudej medyczki (która chwilę potem wyszła) o zajęciu się chorą podała uczennicy korę olchy.
- Przeżuj, będzie lepiej - nakazała. Po tym jak calico wyszła tymczasowa mentorka, która już zdążyła wrócić, nakazała jej pozbierać zioła. Podobno obstawa już na nią czekała.
- Zbierz trochę gwiazdnicy i łopianu - rozkazała mentorka Różanej Łapy. Tak więc Cisowa Łapa wyszła i poszła w stronę wyjścia z obozu, gdzie wybrane koty miały na nią czekać. Tam zobaczyła Karasiową Łapę i Piórolotkowy Trzepot. Na Mroczną Puszczę! Znowu ta!
- Idziemy? - zapytała, marząc o tym, by już wrócić do Klanu Wilka.
<Karaś, znowu ty?>
[310 słów]
[310 słów]
[przyznano 6%]
Wyleczeni: Cyrankowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz