Prychnęła cicho, spoglądając na truchtającą obok niej Lilkę. Wydawała się już całkowicie zmęczona ich marszem i co jakiś czas oddychała ciężej, starając się utrzymać narzucone przez grupę tempo. Dwójka młodszych kociąt szła niesiona w pyskach wojowników, więc jedyne dźwięki, jakie się z nich wydobywały, to ciche piski.
— Długo jeszcze? — spytała w końcu Zając, zwracając się w stronę Bławatki. Rodzicielka dalej wydawała się załamana rozstaniem, ale starała się zgrywać silną i posłała córce kojący uśmiech.
— Myślę, że nie. Idziemy już prawie cały dzień, więc za niedługo spodziewałabym się postoju — odparła. — Chyba że masz na myśli całą podróż. To wtedy nie wiem kochanie, to... to może potrwać długo — rzekła z niepewnością.
Vanka westchnęła, przewracając oczami.
— Mi tam obojętnie. Niektórym przydałby się odpoczynek — zauważyła, wskazując głową na siostrę. Sama nie chciała się przyznać do tego, że i ją zaczynał męczyć ból w łapach. Te niemalże uginały się, jakby jej tułów i głowa zaczynały jej nagle ciążyć i tylko ogon pomagał utrzymać równowagę.
Jak na zawołanie donośny głos Kruczej rozszedł się po leśnym terytorium.
— Tutaj się zatrzymamy! — Nakazała. — Zanim jednak się rozejdziecie i zajmiecie polowaniem, mam wam parę rzeczy do przekazania — oświadczyła, wspinając się na powalone wzdłuż ścieżki drzewo. Odchrząknęła, przelatując wzrokiem po zebranych kotach. Zając wydawało się, że na niej spojrzenie czarnej zatrzymało się najdłużej, ale mogło to być zwykłe przewidzenie spowodowane zmęczeniem.
— Nim omówię z wami parę podstaw, chciałabym zająć się ceremonią mianowania dwóch kociąt. Jest to ważne, bowiem każda para łap będzie nam potrzebna w tych ciężkich czasach — ujęła z gracją, a liliowa momentalnie zrozumiała, co się święci. — Zajączku, Lilko, podejdźcie tu do mnie.
Vanka zapomniała o dotychczasowym bólu w kończynach. Wystrzeliła do przodu, nie kryjąc ekscytacji, jaka narastała w jej sercu z każdym krokiem. Zatrzymała się tuż przed czarną, spoglądając na nią z zapałem skrytym w oczach. Była gotowa uczynić wszystko, aby klan uznał ją za wspaniałą.
— Zajączku, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Zajęczą Łapą. Twoim mentorem będę ja. Mam nadzieję, że wiedza, którą ci przekażę, uczyni z ciebie dobrą wojowniczkę.
Była pewna, że się przesłyszała. Spojrzała w tłum kotów i dostrzegła spanikowane spojrzenie Zdradzieckiej Rybki. On również w to nie dowierzał, jednak zapewne nie traktował tego jako cudu, a jako ostateczną oznakę własnej zguby.
— Będę najlepszą uczennicą, jaką mogłaś mieć — wyszeptała, stykając się z nią nosem. Po grzbiecie przebiegł ją dreszcz ekscytacji.
Mentorem jej siostry został jakiś Mopkowy Skrzek, o którego istnieniu biała nawet nie wiedziała. Bo kto interesowałby się kimś takim nijakim, kiedy na czele ich grupy stała istota idealna?
Trenować mieli w czasie postojów, więc gdy tylko naszła okazja, Krucza odciągnęła ją od grupy, choć wydawała się niechętna w opuszczaniu Niezapominajkowej Gwiazdy.
— A więc Zajęcza Łapo — zaczęła. — Od teraz zaczynasz ciężką pracę i mam nadzieję, że nie przyniesiesz mi wstydu — rzekła, patrząc na nią wyniośle.
— Oczywiście, że tego nie zrobię. Nie jestem moim ojcem — rzuciła z uśmiechem, czym zdobyła w pełni uwagę liderki.
— Co masz na myśli, mówiąc te słowa? — spytała z zainteresowaniem.
— Że nie jestem i nigdy nie zostanę zdradzieckim tchórzem. To bardzo chwalebne, że jesteś taka litościwa, ale on na to nie zasługuję. Tak naprawdę mogłabyś już dawno przeprowadzić jakąś publiczną egzekucję dla niego czy coś. Przynajmniej nie musiałabym się wstydzić, że jest moim rodzicem — mruknęła z obrzydzeniem.
Żółte ślepia zmierzyły ją uważnie, a potem lekki uśmiech rozkwitł na pysku kotki.
— Nie mogę się tak narażać w oczach klanu, jednak w pełni cię rozumiem. To przykre, że ktoś ambitny ma w sobie krew zwykłego idioty — przyznała. — Tacy jak on prędzej czy później sami się wykończą, nie martw się tym.
— Oh, to też możliwe, chociaż nie ukrywam, że staram się przyspieszyć ten proces — pochwaliła się. Była bardzo ufna wobec Kruczej i czuła się swobodnie, mówiąc jej o takich rzeczach. — On myśli, że opętał mnie Zajęcza Gwiazda, ten były lider Klanu Burzy, co się nad nim znęcał. Bardzo ładnie namieszałam mu w głowie, dzięki czemu nie wytrzymał i uderzył mnie na oczach mamy, a ta w końcu przejrzała, z jakim potworem się zadawała i zerwała z nim.
Kotka po raz kolejny spojrzała na nią z lekkim zaskoczeniem zmieszanym z fascynacją.
— Oh Zajęcza Łapo, jesteś bardzo ciekawą istotą — uznała, co dla młodej było największą pochwałą, jaką mogła otrzymać. — Skupmy się teraz na treningu, ale nie ukrywam, że w późniejszym czasie chętnie porozmawiam z tobą na jego temat — dodała.
Vanka pokiwała energicznie głową, natchniona nową siłą. W końcu z pomocą samej liderki zamieni życie swojego ojca w istny koszmar.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz