Wysunęła pazurki i wbiła je w ziemię, spoglądając na niego nieufnie. Ta cała zabawa w udawanie Zajęczej Gwiazdy była śmieszna, ale podejrzliwość jej ojca odbierała jej większość frajdy.
— Skoro według ciebie nie brzmię jak ja, to znaczy, że zaczynasz o mnie zapominać — rzuciła dramatycznie. — Jesteś okrutny. Ja o tobie nigdy nie zapomnę, wiesz? — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
— A ja chcę zapomnieć. Bardzo chcę. Dlatego odejdź. Zostaw mnie. Już nie widzę cię nad jeziorem. Nie czekasz tam na mnie — wyznał, kładąc łeb na mchu. — To tak przyjemnie móc być chwilę normalny — dodał z lekka rozmarzony.
Vanka chłonęła tę wiedzę z niemałą radością. Zdradziecka Rybka sam sprzedawał jej istotne do dręczenia go informacje, o czym nawet nie będzie w późniejszym czasie pamiętać.
— Nie czekam tam na ciebie, bo teraz znalazłem lepszy sposób na komunikację, dzięki któremu mogę być bliżej. W ciele twojej córki mogę zdziałać najwięcej — zauważyła, powoli analizując jego słowa. Biały lider Klanu Burzy objawiał się czekoladowe mu nad jeziorem. Tylko że była to przeszłość, więc cała odpowiedzialność za zniszczenie mu psychiki spoczęła na jej barkach.
— Co niby chcesz zdziałać? — szepnął zmęczony, wbijając w nią wzrok. — Nie zniszczysz Klanu Nocy... Moja córka nie pozwoli ci się opętać. Jest silna. Pokona cię — rzekł pewnie.
Zawahała się. Naprawdę tak o niej myślał? Urocze i zarazem naiwne.
— Jeśli pozbędę się ciebie, to reszta nie będzie już dla mnie stanowić żadnego problemu. W końcu obiecałem ci unicestwić Nocniaków co do jednego, nieprawdaż? — upomniała, na nowo wykorzystując zdobytą niedawno wiedzę. Żółtooki swoimi opowiastkami zdradzał jej aż za wiele.
— T-t-tak... ale... — Oddech mu przyspieszył. — J-jak mnie z-zabijesz to... to wina spadnie na moją c-córeczkę. O-oni wygnają ją i stracisz mo-możliwość spełnienia swojego marzenia. N-no i... nie dasz rady... zabić wszystkich. Jest nas więcej, niż przypuszczałeś — zauważył.
— Masz jeszcze drugą córkę, prawda? — Uśmiechnęła się niewinnie. — Zawsze znajdę sposób, by dojść do ciebie. Tylko ty się dla mnie liczysz, dla ciebie dokonam wszelkich starań, aby ubić wszystkich — obiecała.
Zjeżył sierść.
— T-t-to zabij najpierw Kruczą Gwiazdę — szepnął. — W-wtedy uwierzę, że jesteś do tego zdolny...
— Ale czemu miałbym zaczynać od niej? — zdziwiła się. — Za nią byś nie płakał ani nie cierpiał, wręcz przyniosłoby ci to ulgę. Wolę zacząć od tych, na których najbardziej ci zależy
— T-t-to ty... zabiłeś mojego syna?! — Zachłysnął się powietrzem, cofając od kocięcia.
Vanka poczęła intensywnie zastanawiać się, jakim cudem wpadł na takie stwierdzenie, ale skoro chciał tak myśleć, to czemu by nie. Aczkolwiek... Mogła to wykorzystać i zrobić z niego wariata.
— Niestety nie jest to zasługa mych łap, ale wiem, kto to zrobił — skłamała z perfidnym uśmiechem.
— K-kto to zrobił? — miauknął przejęty, nie dając jej chwili wytchnienia. Wbił pazury w ziemię, jakby był gotów znaleźć winowajcę i pozbawić go życia.
— Nie mogę ci powiedzieć tego wprost. Popsułbyś całą zabawę — westchnęła, uderzając ogonem o ziemię. — Mogę ci co najwyżej dać wskazówkę — mruknęła niechętnie.
— D-daj... daj mi — miauknął, podchodząc bliżej córki i patrząc na nią oczami jak ktoś uzależniony od kocimiętki, który o nią błaga.
Zajączek nie przejmowała się śmiercią Jesionka. Miała inne podejście do życia niż jej ojciec i uważała, że ta strata była czymś dobrym. Nie pojmowała więc jego zawziętości w odkryciu prawdy.
— Znasz tego kogoś tak, jak samego siebie — palnęła pierwsze, co jej przyszło do głowy. Nim zdążył uchylić pysk, uniosła do góry łapę. — Nu nu, nie pytaj o więcej. Czas mej wizyty dobiegł końca — orzekła, a następnie otrzepała się. Zaraz po tym podniosła na ojca radosne spojrzenie. — Pobawimy się w chowanego tato? — spytała.
— O nie — wykrztusił. — Wróć. Muszę wiedzieć więcej — jęknął, patrząc na nią błagalnie.
Ona jednak zgrywała głupią, krzywiąc się na jego słowa.
— Kto ma wrócić? Dobrze się czujesz? — zapytała z troską.
Nie odpowiedział jej. Wybiegł stamtąd, dając jej upragniony spokój.
— Skoro według ciebie nie brzmię jak ja, to znaczy, że zaczynasz o mnie zapominać — rzuciła dramatycznie. — Jesteś okrutny. Ja o tobie nigdy nie zapomnę, wiesz? — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
— A ja chcę zapomnieć. Bardzo chcę. Dlatego odejdź. Zostaw mnie. Już nie widzę cię nad jeziorem. Nie czekasz tam na mnie — wyznał, kładąc łeb na mchu. — To tak przyjemnie móc być chwilę normalny — dodał z lekka rozmarzony.
Vanka chłonęła tę wiedzę z niemałą radością. Zdradziecka Rybka sam sprzedawał jej istotne do dręczenia go informacje, o czym nawet nie będzie w późniejszym czasie pamiętać.
— Nie czekam tam na ciebie, bo teraz znalazłem lepszy sposób na komunikację, dzięki któremu mogę być bliżej. W ciele twojej córki mogę zdziałać najwięcej — zauważyła, powoli analizując jego słowa. Biały lider Klanu Burzy objawiał się czekoladowe mu nad jeziorem. Tylko że była to przeszłość, więc cała odpowiedzialność za zniszczenie mu psychiki spoczęła na jej barkach.
— Co niby chcesz zdziałać? — szepnął zmęczony, wbijając w nią wzrok. — Nie zniszczysz Klanu Nocy... Moja córka nie pozwoli ci się opętać. Jest silna. Pokona cię — rzekł pewnie.
Zawahała się. Naprawdę tak o niej myślał? Urocze i zarazem naiwne.
— Jeśli pozbędę się ciebie, to reszta nie będzie już dla mnie stanowić żadnego problemu. W końcu obiecałem ci unicestwić Nocniaków co do jednego, nieprawdaż? — upomniała, na nowo wykorzystując zdobytą niedawno wiedzę. Żółtooki swoimi opowiastkami zdradzał jej aż za wiele.
— T-t-tak... ale... — Oddech mu przyspieszył. — J-jak mnie z-zabijesz to... to wina spadnie na moją c-córeczkę. O-oni wygnają ją i stracisz mo-możliwość spełnienia swojego marzenia. N-no i... nie dasz rady... zabić wszystkich. Jest nas więcej, niż przypuszczałeś — zauważył.
— Masz jeszcze drugą córkę, prawda? — Uśmiechnęła się niewinnie. — Zawsze znajdę sposób, by dojść do ciebie. Tylko ty się dla mnie liczysz, dla ciebie dokonam wszelkich starań, aby ubić wszystkich — obiecała.
Zjeżył sierść.
— T-t-to zabij najpierw Kruczą Gwiazdę — szepnął. — W-wtedy uwierzę, że jesteś do tego zdolny...
— Ale czemu miałbym zaczynać od niej? — zdziwiła się. — Za nią byś nie płakał ani nie cierpiał, wręcz przyniosłoby ci to ulgę. Wolę zacząć od tych, na których najbardziej ci zależy
— T-t-to ty... zabiłeś mojego syna?! — Zachłysnął się powietrzem, cofając od kocięcia.
Vanka poczęła intensywnie zastanawiać się, jakim cudem wpadł na takie stwierdzenie, ale skoro chciał tak myśleć, to czemu by nie. Aczkolwiek... Mogła to wykorzystać i zrobić z niego wariata.
— Niestety nie jest to zasługa mych łap, ale wiem, kto to zrobił — skłamała z perfidnym uśmiechem.
— K-kto to zrobił? — miauknął przejęty, nie dając jej chwili wytchnienia. Wbił pazury w ziemię, jakby był gotów znaleźć winowajcę i pozbawić go życia.
— Nie mogę ci powiedzieć tego wprost. Popsułbyś całą zabawę — westchnęła, uderzając ogonem o ziemię. — Mogę ci co najwyżej dać wskazówkę — mruknęła niechętnie.
— D-daj... daj mi — miauknął, podchodząc bliżej córki i patrząc na nią oczami jak ktoś uzależniony od kocimiętki, który o nią błaga.
Zajączek nie przejmowała się śmiercią Jesionka. Miała inne podejście do życia niż jej ojciec i uważała, że ta strata była czymś dobrym. Nie pojmowała więc jego zawziętości w odkryciu prawdy.
— Znasz tego kogoś tak, jak samego siebie — palnęła pierwsze, co jej przyszło do głowy. Nim zdążył uchylić pysk, uniosła do góry łapę. — Nu nu, nie pytaj o więcej. Czas mej wizyty dobiegł końca — orzekła, a następnie otrzepała się. Zaraz po tym podniosła na ojca radosne spojrzenie. — Pobawimy się w chowanego tato? — spytała.
— O nie — wykrztusił. — Wróć. Muszę wiedzieć więcej — jęknął, patrząc na nią błagalnie.
Ona jednak zgrywała głupią, krzywiąc się na jego słowa.
— Kto ma wrócić? Dobrze się czujesz? — zapytała z troską.
Nie odpowiedział jej. Wybiegł stamtąd, dając jej upragniony spokój.
***
Nie spodziewała się tego wszystkiego. Po zgromadzeniu koty wróciły pełne paniki, a zaraz po tym liderka streściła im całą sytuację, ogłaszając, że następnego dnia ruszają na nowe tereny. Dla Zając brzmiało to abstrakcyjnie, że parę słów ich przodków miało być powodem do porzucenia dotychczasowego życia i ruszenie hen daleko, nie wiedząc, czy ta droga ma w ogóle jakikolwiek koniec.
Przysłuchiwała się tym słowom ze żłóbka, ignorując szloch matki. Odkąd zerwała ze Zdradziecką Rybką, wydawała się załamana. Vanka nie rozumiała tego. Był to powód do świętowania, a nie rozpaczy. Ojciec ją uderzył i w pełni zasłużył na swój los. Oby z tego załamania padł.
Ruszyli w podróż, a zaraz na pierwszym postoju ona i jej siostra uczestniczyły w ceremonii mianowania. Kotce serce zabiło z wrażenia, gdy sama Krucza Gwiazda okazała się zostać jej mentorką. To był największy zaszczyt, jakiego mogła dostąpić.
Teraz szła dumna jak paw. Czuła się silna, mając za nauczyciela kogoś tak wspaniałego i silnego. Z pewnym wyrazem pyska zbliżyła się do ojca, uśmiechając się do niego zwycięsko.
— I co tatusiu, zagadka rozwiązana? — parsknęła. — Znalazłeś swojego mordercę, czy potrzebujesz niczym durne kocię mieć odpowiedź podsuniętą pod sam nos? — zakpiła.
Koniec z byciem grzeczną kruszynką. Bławatek i tak miała ją za uroczą i niewinną, więc mogła sobie pozwolić na obelgi w stronę czekoladowego. I tak wszyscy mieli go za wariata, co równało się z tym, że nikt nie uwierzy mu, jeśli zacznie mówić o niej jak o diable.
<Rybko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz