Drżącymi łapami ugniatał śnieg, w pośpiechu uciekając z miejsca zdarzenia. Oczy szczypały go od łez, które wartkim strumieniem lały się po jego pysku, ledwo pozwalając zaczęrpnąć powietrza. W końcu po wyczerpującym biegu przystanął, by chociaż na chwilę się uspokoić. To było dla niego za wiele. Nie sądził, że kiedykolwiek do tego dojdzie.
Agrest na niego krzyknął.
A to nawet mało powiedziane, wydarł się na niego w furii. Skulił się na samo wspomnienie tych wszystkich słów. To nie było normalne zachowanie. Aż tak wszystko zepsuł? Nienawidził siebie za te głupie słowa, za to jak zranił czekoladowego, będąc idiotą. Zaszlochał cicho, wkładając pysk w łapy. Wszystko spartaczył. Mógł dać mu wsparcie, a nie zachowywać się jak skończony dureń. Był pewien, że ten już nawet nie będzie chciał na niego patrzeć bądź znać. Zostawi go dla kogoś innego, kto jest we wszystkim lepszy. Nie płacze o byle co, potrafi pomóc. Może dla kogoś, kto jest ładniejszy. Był teraz sam i mimo tego wszystkiego, nie potrafił znienawidzić Agresta. Dalej czuł do niego to samo co wcześniej. Nie miał jak tego zmienić.
I to jeszcze bardziej go raniło.
Agrest na niego krzyknął.
A to nawet mało powiedziane, wydarł się na niego w furii. Skulił się na samo wspomnienie tych wszystkich słów. To nie było normalne zachowanie. Aż tak wszystko zepsuł? Nienawidził siebie za te głupie słowa, za to jak zranił czekoladowego, będąc idiotą. Zaszlochał cicho, wkładając pysk w łapy. Wszystko spartaczył. Mógł dać mu wsparcie, a nie zachowywać się jak skończony dureń. Był pewien, że ten już nawet nie będzie chciał na niego patrzeć bądź znać. Zostawi go dla kogoś innego, kto jest we wszystkim lepszy. Nie płacze o byle co, potrafi pomóc. Może dla kogoś, kto jest ładniejszy. Był teraz sam i mimo tego wszystkiego, nie potrafił znienawidzić Agresta. Dalej czuł do niego to samo co wcześniej. Nie miał jak tego zmienić.
I to jeszcze bardziej go raniło.
***
Wydarzenia ze Zgromadzenia były dla niego jedną wielką niewiadomą. Historie o kotach, które nagle stawały się agresywne i biły się nawzajem... Jednak musiała być w tym jakaś prawda, bo dużo kotów przyszło z ranami. Pamiętał jak z wytrzeszczonymi oczami gapił się w tłum, szukając tam Agresta. A kiedy zobaczył go zdrowego, odetchnął z ulgą. Wszystko było z nim dobrze. Wyglądał na wiele szczęśliwszego niż wcześniej. Może jednak nie wtrącanie się w jego życie było dobrym pomysłem?
Przerażające było to, że tuż po tym zadziwiającym wejściu oraz śmierci jego babci, nagle musieli uciekać, bo jakieś duchy tak powiedziały. Wydawało się być to trochę porypane, ale w jednym mieli rację- brakowało pożywienia. Może… Na serio to wszystko było im potrzebne? Te zmiany? W końcu, miało wyjść im na dobre… Ale nie mogli być tego pewni.
***
Syknął, gdy po raz kolejny nadepnął na wystający kamień. Łapy bolały go, jakby miały za chwilę odpaść. Już tylko wyczekiwał do kolejnego postoju, kiedy mogli choć trochę odpocząć. Jeszcze raz spojrzał na Agresta, który szedł gdzieś przed nim. Przez ten cały czas nie mógł oderwać wzroku od jego dawnego przyjaciela, choć z każdą chwilą jego cierpienie wzrastało. Nie potrafił przestać się o niego bać. Ciągle czuł się, jakby bicolor miał po prostu do niego podejść i się zapytać o jakąś pierdołę jak to zawsze było. Zwiesił smutno uczy. Bez czekoladowego nie był tym samym kotem. W jego sercu była jedna wielka dziura, której nie potrafił wypełnić. Westchnął cicho, jeszcze raz spoglądając w jego stronę. Teraz napotkał na sobie wzrok kocura. Gdyby nie parcie tłumu, który już chciał przystawać na odpoczynek, potrafiłby się przez całą wieczność patrzeć w jego ślipia. Chciał być z powrotem blisko niego i czuć te motyle w brzuchu tak, jak to zawsze było.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz