*Przed ojcobójstwem*
Lekko rozwarł pysk, żeby być w stanie lepiej wyczuwać zapachy w pobliżu, gdy kątem oka zauważył zbliżające się koty.
Oho.
Nocniaki.
Przerwał tropienie zwierzyny i podszedł w ich kierunku. Liliowa kotka oraz bury kocur znajdowali się swoim terytorium, ale lepiej było zadbać, żeby nie przyszedł im inny, barbarzyński pomysł do głowy.
— Lepiej nie próbujcie przekroczyć granicy po raz kolejny — zawarczał, stając naprzeciwko. — Następnym razem może was spotkać coś jeszcze gorszego.
— Nigdy nie przekraczaliśmy żadnej granicy. — syknął wojownik, a uczennicy drgnął ogon i wąsy na ostatnie słowa.
— Nigdy? — Zaśmiał się histerycznie. — Kłamiesz! — fuknął. — W sumie nic czego nie można by się spodziewać po takich potworach.
Kocur wymienił spojrzenia z kotką, agresywnie machając ogonem. Zrobił krok w kierunku, w którym szli, gotowy odejść dalej.
— Nie wiemy, o czym mówisz.
Agrest prychnął, będąc coraz bardziej rozzłoszczony. Czy oni serio uważali, że im uwierzy, jeśli powtórzą te bujdy kilka razy?
— Najpierw odbieracie nam tereny i zabijacie lub bierzecie w niewolę, potem przekraczacie granicę i gwałcicie niewinną kotkę. — wysyczał. — Teraz brzmi znajomo?
— Nie — miauknęła liliowa pod nosem, jednak zdołał ją usłyszeć.
Oni naprawdę byli nienormalni! Uderzył ogonem o ziemię, mając tego dość.
— No zaatakowaliście nas dawno temu, zmuszając do ukrywania się! Ale dobrze, że przynajmniej ten gwałciciel już nie ma oczu.
— Nawet wtedy nie żyliśmy! Jaki gwałcicieli, Bezchmurne Niebo nigdy nie był na waszych terenach!
Och, czyli tak się nazywał. Nie pasowało mu. Zdecydowanie.
— Gdyby nie był, nie narodziłyby się jego kocięta! — Tupnął łapą. — A no i jeszcze, jakby tego było wam mało, porwaliście kocięta mojej znajomej. Jesteście potworami!
Uczennica, idąca za oddalającym się mentorem przystanęła, z czujnie postawionymi uszami i wlepiła w niego oczy.
Tchórze! Robili okrutne rzeczy, a jak ktoś próbował ich tym skonfrontować – uciekali.
Kotka jednak przystanęła, może wreszcie coś dotarło? Spojrzał na nią wymownie.
— Twoja znajoma straciła kocięta przez własną głupotę i nie zrobiła nic, by je odzyskać — stwierdziła.
— Niee, niemożliwe. Wyglądała na zrozpaczoną, jak mi o nich mówiła. — Zmarszczył brwi. — Czy mówimy o tej samej osobie?
Liliowa jednak nie odpowiedziała i pobiegła za burym kocurem.
Bicolor zamrugał zdezorientowany. Co. Czemu ona przed nim uciekła? I to jeszcze w trakcie rozmowy.
Parsknął. Z Nocniaków faktycznie były dziwolągi.
<Kminek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz