Czarno-biały siedział w kącie kociarni i przyglądał się, jak mama prycha na tatę. To nie było dziwne, zawsze tak było, jak przychodził partner jego rodzicielki. Wkurzało to kociaka, ale co on mógł zrobić? Przecież tego nie powie. Poczeka sobie tutaj w kącie, a potem podejdzie do mamy i postara się ją pocieszyć. O ile ta nie będzie w "za bardzo" złym humorze. Najchętniej udałby się teraz, by pogadać z kimś innym, ale niestety był jedynym kociakiem w obecnej chwili. Nie miał z kim gadać ani o czym. Miał tylko matkę i ojca, z którym średnio chciał mieć relacje, póki nie zrozumie, co zrobił mamie, że ta cały czas się na niego rzuca. Nie zmienia to faktu, że kocha ich oboje. Dziwna jest miłość. Nie rozumiał jej. Czym ona była, że nie do końca jej sam zaznaje, a stara się ją okazać? Czy to była miłość, czy po prostu strach? W główce kociaka kotłowały się myśli jedna po drugiej, a on na żadne ze swoich pytań nie potrafił odpowiedzieć. W dodatku nie miał za bardzo kogo innego o to zapytać. Nie chciał denerwować mamy, a tylko od czasu do czasu przychodziły inne dziwne koty, które przynosiły jedzenie. Niedawno sam zaczął je jeść, więc i dla niego. Jednak bał się nowych znajomości, więc po prostu siedział cicho w kącie i czekał, aż te przerażające postacie sobie pójdą. Nie lubił ich głosów. Były takie przerażające, w szczególności, że Księżyc bał się, że zaraz i one zaczną krzyczeć, jak mama na tatę. Nie lubił krzyku, wolał ciszę. Nie lubił się odzywać i nie odpowiadało mu, jak mówił ktoś inny. Po prostu chyba już jako kociak posiadł uraz do kocich głosów. Było to raczej średnio spotykane, więc postanowił sobie, że nikt nigdy się o tym nie dowie. Nim się spostrzegł, ojciec opuścił kociarnię. Niemal od razu podbiegł do mamy, by ją pocieszyć, ale ta obróciła się do niego plecami i nakazała zabawę. On nie miał z kim się bawić! Zapomniała? Czasem wydawało mu się, że mama często zapomina o ważnych rzeczach, jednak potem uświadamiał sobie, że przecież chyba średnio ją to wszystko obchodzi. Westchnął i otarł się, lekko mrucząc o plecy mamy. Przynajmniej tyle był w stanie zrobić, słysząc cichy szloch rodzicielki. Serduszko chciało mu pęknąć, ale nic nie mógł zrobić. Już dawno przekonał się, że mama w takich chwilach czasem po prostu potrzebuje być sama. Bez niego. Siedział więc na zadzie w jednym miejscu i musiał znosić, jak serduszko mu się rozrywa na dwie części. Starał się wtedy o tym nie myśleć. Wyobrażać sobie świat poza kociarnią, gdzieś gdzie będzie szczęśliwy i nie będzie musiał się bać, że ktoś będzie krzyczał i go odrzuci. Jednak nie wiedział, że świat poza kociarnią był o wiele bardziej okropniejszy. Teraz wyobrażał go sobie jako cudowne miejsce pełne spełnionych marzeń. Mimo to on nigdy nie sprawiał problemów i nie opuszczał kociarni. Może było to dziwne, ale nie dla niego. W końcu też był sam w kociarni i nie miał od kogo czerpać innego przykładu. Dla niego mama mówiła, a on miał słuchać. Nie chciał po prostu dokładać jej dodatkowych zmartwień.
Lekko przygaszony podszedł do wyjścia z kociarni i usiadł na jego brzegu. Często obserwował życie kotów w owocowym lesie. To była jedyna forma, dzięki której mógł mieć, chociaż wgląd w życie innych kotów poza rodzicami. Od jakiegoś czasu jednak zainteresowała go osoba jednej kotki. Owa kotka przynajmniej podczas jego obserwacji nie wydała żadnego odgłosu. Było to zastanawiające, ale poniekąd uspokajało kocurka. Przynajmniej jeden ktoś nie był tak bardzo przerażający jak reszta, co przyciągało coraz bardziej uwagę Księżyca. Nie mówiła, nie krzyczała, była cicha. Teraz jednak miał okazję zobaczyć z bliska tę osobniczkę, bowiem nie wiedzieć, z jakich powodów przechodziła obok kociarni i gdyby nie Księżyc poszłaby po prostu sobie dalej, ale kocurek po raz pierwszy złamał swoją życiową zasadę i wyskoczył przed kotkę. Mama była zajęta płakaniem, więc raczej nie zauważy nieobecności synka, miał ileś tam czasu. Lekko przerażony swoim postępowaniem i tym, że właśnie miał się odezwać po raz pierwszy do innego kota spoza swojej rodziny, poczuł, jak przeszedł przez jego ciało dreszcz. Gdyby nie fakt, że był bardzo zdeterminowany, by poznać tą zadziwiająco cichą kotkę, uciekłby. Spojrzał z ciekawością na samicę, która stała tuż przed nim. Musiał trochę zadrzeć łebek ku górze, ale nie przeszkadzało mu to.
- Pseplasam... Al-le pani ne mófi? - wydał z siebie cichy głosik w kierunku nieznajomej. Miał nadzieję, że ta go usłyszała i że nie potraktuje go jako kogoś, kto nie jest godny rozmowy z nią. W końcu się nie przedstawił ani nie przywitał, a chyba powinien. Czy nie musiał? Nie był pewny, bo nigdy w życiu z nikim nie musiał się zapoznawać, co dodatkowo go stresowało. Jednak był pełny determinacji, by chociaż poznać tą niezwykle cichą istotę, która nigdy nie krzyczała. Przez to przecież właśnie podszedł, bo dzięki tej cichości mniej się jej bał niż innych kotów z owocowego lasu. Patrzył się cały czas w kierunku nieznajomej z ciekawością w oczach i oczekiwał na odpowiedź. Sam nie wiedział jaką, bo przecież nigdy nie zarejestrował, żeby kotka mówiła.
<Cicha? ^^>
bidaku, a mogłem ci zrobić kochającą rodzinę :mgieeczka:
OdpowiedzUsuń