Nastała Pora Zielonych Liści. Deszcz lał, a wiatr nieprzyjemnie owiewał jego ciało. Minęło już kilka księżyców odkąd Zgnilizna zaginęła. Ojciec twierdził, że pewnie została już dawno zabita przez samotników czy psy. Na to ostatnie przypuszczenie zobaczył ponownie obraz Złej, której martwe ciało odnaleźli w zaułku. To było dość ciężkie dla niego przeżycie. Przez kilka dni miał trudności ze snem, widząc ponownie krew i porozrywane kończyny. I on miał niby zabijać? Ojciec chyba oszalał.
Wziął głęboki oddech odganiając mdłości, które przez te wspomnienia się pojawiły. Już świtało. Jak zawsze siedział przed krzakiem, w którym mieścił się ich dom i go pilnował przez całą noc. Nie rozumiał po co musiał to robić. To było dziwne, ale ojciec jeszcze nigdy nie wyjaśnił mu, po co to wszystko, a on oczywiście nie pytał. Kocur był zbyt agresywny, gdy mu się sprzeciwiano, a on cenił sobie swój kark.
Słysząc jak Nornica z Pajęczyną wstają, zerknął na drzewo, na którym sypiał zawsze jego ojciec. Czarny nadal tam przebywał, machając swoją białą końcówką ogona rozeźlony. Co się działo? Z chęcią wspiąłby się i zobaczył, co takiego wprawiło go w zły nastrój, jednak wolał nie ryzykować.
- Ah... Kolejny cudowny dzień bez tych śmierdzących ochłapów - rozległ się przeradosny głos Nornicy. Tej to odpowiadało, że jego siostry zniknęły z ich życia. Cały czas o tym miauczała, wprawiając go w irytację. Dla niego siostry były kimś ważnym, a nie jakąś rzeczą! Skulił uszy, strosząc sierść. Już wiele razy kusiło go, aby uderzyć kotkę. I to tak porządnie. Jedynie co go trzymało w ryzach, to świadomość, że oznaczałoby to jego koniec. Wątpił, że Czermień go by za to ukarał. Nornica pewnie sama by to zrobiła, wyrywając mu ogon. Siedział więc nadal w miejscu, obserwując jak kocica z córką odchodzi. Dopiero, gdy zniknęły mu z oczu, otrzepał wodę z sierści. Moknięcie nie było czymś przyjemnym.
Spojrzał raz jeszcze na drzewo. Ostatnio popełnił błąd, wymykając się poza ogrodzenie, nie upewniając się, że kocur go nie obserwuję. Wolał teraz tego nie powtarzać. Czermień jednak nadal obserwował coś z drzewa, wcale nie zainteresowany synem. Czyżby to była jego szansa? Powoli i po cichu, wykradł się na zewnątrz. Miał plan jak dowiedzieć się co stało się z jego siostrą. Musiał tylko znaleźć jedną osobę. Swoją matkę. Doszły go słuchy od samotników, że kotka wiedziała o wszystkim co dzieję się na ulicy. Oznaczało to, że była jedyną osobą, która mogła mu wyjawić jaki los spotkał Zgniliznę.
Kiedy przecisnął się przez dziurę w płocie, szybko uderzyło go to, jak wiele jest kałuż. Już jeden z potworów ochlapał go, przez co wyglądał jakby wpadł do rzeki. Otrzepał się jednak sprawnie i umknął pomiędzy uliczki, poszukując Kukułki.
***
Chyba już tu był. Spojrzał na niebieskie siedlisko Wyprostowanych z białym płotem. Czyżby kręcił się w kółko? Niemożliwe! Kompletnie się zagubił. Nigdy nie był w tej części miasta, więc teraz miał problem. Jak miał odnaleźć matkę, kiedy nie wiedział za bardzo gdzie szukać?
- Kłak! - Usłyszał znajomy głos.
Szybko zwrócił wzrok w tamtą stronę i jego serce zamarło. To była ona. Zgnilizna. Cała i zdrowa. Zamarł. A co jeśli to tylko halucynacja? Może mu się tylko zdawało, że widzi siostrę? Jednak ta z wielkim uśmiechem, biegła w jego kierunku.
- Kłak! Nie uwierzysz! Spotkałam mamę! Zajęła się mną i... - nie dokończyła.
Wbiegając na czarną drogę nie zauważyła nadjeżdżającego potwora, który wciągnął ją pod swoje koliste łapy.
Czas jakby zwolnił.
Słyszał tylko swój oddech i bicie serca.
Krew.
Kłębki futra.
- Nie! - wrzasnął.
Jego siostra... która odnalazła się po tylu księżycach... Zginęła. Tak po prostu, kiedy już się spotkali! Los chyba naprawdę z niego drwił. Potwór odjechał, tak jakby nie zauważył, że zabrał czyjeś życie. A on? Stał. Stał na brzegu drogi, wpatrując się w coraz większą plamę krwi. Łapy zaczęły mu drżeć, a odruch wymiotny powrócił. Nie mógł na to patrzeć. Zgnilizna zamilkła. Zdradziła jednak ważne informację. Mama... Zajęła się nią. A więc... Oznaczało to, że tata kłamał. Kłamał, że nie chciała ich znać! Pogrążony przez ból i wściekłość, miał ochotę go zabić. Łapał wdech za wdechem, próbując opanować drżenie łap. To było za wiele. Odwrócił się i pognał biegiem przed siebie. Nieważne gdzie, ważne aby uciec od tego. Od bólu, wściekłości i rozczarowania.
Zatrzymał się dopiero kilka czarnych dróg później.
- To nasz teren! - usłyszał groźny ton głosu, który sprawił, że się zatrzymał.
Kocur spojrzał na dwójkę samotników, którzy zaczęli do niego niebezpiecznie się zbliżać.
- Nie mam ochoty na bójkę - syknął w ich stronę. - Tylko przechodzę.
- A co nas to? - warknął starszy.
Naprawdę nie miał ochoty się w to mieszać. Już miał zamiar zawrócić, kiedy został zaatakowany. To był impuls, odruch wyćwiczony przez masę ćwiczeń. Celuj w oczy, gardło, brzuch. Zabij. Rozlegał się w głowie głos ojca. Ogarnięty przez swoje emocję, zaczął gryźć i drapać. Walka była dość brutalna. Gdzieś poleciało czyjeś oko, polała się krew. Czując ból na uchu, krzyknął. Wgryzł się w szyję przeciwnika, który odczepił się od niego i uciekł. Oboje uciekli.
A on stał. Stał w deszczu, wpatrując się w kałużę. W swoje odbicie, które gdyby nie białe plamy na pysku oraz oczy, przypominały mu Czermienia. Syknął zrozumiawszy co właśnie zrobił. Walczył. I wygrał. Złapał oddech i ze zdziwieniem wyczuł znajomy zapach. Nornica i Pajęczyna? Najwidoczniej tu były. Czyli miał szansę je spotkać i wrócić do domu.
***
Gdzieś tam, skryty w cieniu krzewów, siedział czarny kocur. Jego biała końcówka ogona, poruszała się na boki. Uniósł kąciki pyszczka w uśmiechu. Już niedługo... Niedługo to się skończy. Kukułka za wszystko zapłaci. Jej krew spłynie po czarnej drodze, a on będzie obserwował jak gaśnie w niej życie. Jego plan powoli zmierzał ku końcowi.
zajechało mrokiem
OdpowiedzUsuń