Treningi z Lamparcim Krokiem należały do tej znienawidzonej czynności w ciągu planu dnia Małej Łapy. Nie było więc zbyt dużym szokiem, gdy nagle młody uczeń zaczął mieć je zwyczajnie w dupie. Doszło nawet do kilku sytuacji, gdy burzak wyciągał go za przysłowiowe uszy z legowiska. Oczywiście zdaniem czarnego starszy kocur mógł mu nasrać, dlatego też utrudniał mu życie jak tylko mógł. Kilka razy zdobył się nawet na zwrócenie posiłku wprost ma pysk śpiącego kocura. Oberwał za to srogo, jednakże nie żałował, nawet miał gdzieś zwierzynę, o którą było ciężko o tej porze roku. Było jednak warto. Ale! Mały ani myślał, by na tym poprzestać. Chciał dać tak bardzo do wiwatu swojemu durnemu mentorowi, że ten aż się przekręci.
Im więcej czasu mijało, tym częściej Mały myślał o posłaniu kocura na tamten świat. Najchętniej zabiłby cały klan burzy, aczkolwiek nie bardzo wiedział jak miałby to zrobić, w końcu taki wypierdek jak on nie wleci na sam środek obozu wroga i wyrżnie wszystkich w pień. Strzepnął uchem podchodząc bliżej do jakiegoś czerwonego owocu wiszącego na krzaku.
— Nie dotykaj ich Mała Łapo! — miauknęła Pierzasta Mordka, odganiając kocurka od rośliny. Młody uczeń skrzywił pyszczek, wymijając córkę Iglastej Gwiazdy.
— Bo? — zagaił, ponownie zbliżając nos do rośliny. Pachniała... niegroźnie. Skąd więc taka panika u liliowej? Cóż, na odpowiedź nie musiał czekać
— Bo są trujące, ty mysi móżdżku!
Wywrócił lekceważąco ślepiami, mamrocząc pod nosem "tak, tak", po czym ruszył przed siebie. Patrol sam się nie zrobi. Wyniósł jednak mała korzyść, wiedział już, jak pozbyć się tego cholernego burzaka.
* * *
— I że co chciałeś niby zrobić? — Lamparci Skok podrapał się po klatce piersiowej, zerkając na swego wychowanka. Jego ton był taki, jak zwykle, pełny arogancji oraz dumy, aż chciało się takiemu walnąć w pysk.
— Przeprosić — Mała Łapa zdusił w środku ochotę na rzuceniem piszczką — Zachowywałem się karygodnie. Przysięgam, że się poprawię — chciał nakreślić na swojej klatce x na znak, iż jest to chlubna przysięga, jednakże brak przednich łap szybko go od tego odciągnął. Westchnął więc, podsuwając wojownikowi pod łapy martwą wiewiórkę.
— Zgoda, przyjmę twoje przeprosiny, jeśli zrobisz to publicznie. Jutro o porze szczytowania słońca.
— Dobra, niech ci będzie
Odszedł jak najszybciej, zerkając ukradkiem za siebie czy aby na pewno Lampart zjada przygotowaną na niego pułapkę. Mały uśmiechnął się z satysfakcją, gdy obserwował, jak kocur pochłania rude zwierzątko. Śnieg pod łapami ucznia zaskrzypiał, gdy wykonał kolejny krok. Cóż, warto było śledzić patrol łowiecki, by ukraść im jedno z zakopanych zwierzątek.
Miał gdzieś, czy zostanie o coś posądzony. Chciał się tylko pozbyć mentora i reszty burzaków.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Raban w obozie skutecznie wyciągnął Małego z jego posłania. Kocurek z satysfakcją obserwował, jak czarno-biały jest ciągnięty za fraki do legowiska medyków. Od Wiśniowej Pestki, który przebywał wtedy u medyków dowiedział się, że ten przeżył. Był w ciężkim stanie, ponoć rzygał dalej niż widział, nawet z tylnej części ciała, jednakże nie otarł się nawet za bardzo o śmierć.
Wściekły uczeń nastroszył sierść. Najwidoczniej zebrał za mało albo nie to, czego było trzeba. Durna Pierzasta Mordka. Prychnął, uderzając ogonem o śnieg.
Cóż, najwyżej spróbuje jutro.
Wyleczeni: Wiśniowa Pestka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz